Ewa wybucha śmiechem. Przytula się do mnie.
– Jesteś cudowna – mówi. – Po prostu cię uwielbiam. Każde twoje słowo jest słodkie. Bardzo chciałabym być taka jak ty.
– Jaka? – pytam.
– Taka słoneczna i taka silna. Mogłabym na ciebie patrzeć godzinami. Gdybym miała milion dolarów, kupiłabym cię na zawsze. Chciałabyś?
– Nie – mówię. Ewa przytula się do mnie jeszcze mocniej.
– Och – wzdycha – skąd ty się wzięłaś na tym idiotycznym świecie, z jakiej gwiazdki tu spadłaś? Wiesz, wczoraj leżałam w łóżku, słuchałam muzyki i bez przerwy myślałam o tobie. Przypominałam sobie wszystkie twoje słowa… Chodź, klapniemy sobie.
Siadamy w fotelu, we dwie w jednym. Ewa zaraz wtula się we mnie.
– Wygodnie ci? – pyta.
– Tak.
Patrzę na jej uszko. Jest śliczne, jak Ewunia cała. Dotykam ich, cieplutkie. Ewunia zaczyna mruczeć jak nasz Mruczuś, którego zostawiliśmy w Jawiszowie. Bardzo za nim tęsknię. Zawsze do mnie przychodził i chciał, żebym go głaskała. To głaskałam, a jak się zapominałam, to podnosił łepek i zaglądał mi w oczy. To znów go głaskałam, a on znowu mruczał. Mruczał tak, jak teraz Ewa, gdy głaszczę ją po włosach. Są mięciutkie i tak czarne, że aż granatowe. – Mruczuś, Mruczuś – mówię pieszczotliwie, a Ewunia: – Miauuu! – i zagląda mi w oczy, identycznie jak Mruczuś.
– Zawsze marzyłam o tym, żeby mieć prawdziwą przyjaciółkę, taką, jak ty – mówi.
– A Klaudia i Magda? Ewa krzywi się.
– Kretynki. Klaudia to sopel lodu, a Magda jest interesowna. Pożyczam jej pieniądze, a ona mi nigdy nie oddaje. Ja się zapominam i znów jej pożyczam. Potem muszę ściągać od niej w naturze.
– Jak?
– Lata u mnie na posługi – mówi Ewa pogardliwie. – A wiesz, ona kocha się w moim bracie.
– A on?
Ma ją gdzieś. Ona ciągle się dopytuje, czy on coś o niej mówił, to zmyślam różne idiotyzmy, żeby ją podniecić. Myśli, że się załapie do rodziny. Szkoda, że Michał to taki palant…
– Dlaczego palant?
– Bo wydałabym cię za niego. Niestety, on się kocha z wzajemnością w dyskietkach komputerowych, a ty nie jesteś dyskietką. Ty wiesz, co to za idiota? Kiedyś nie mogłam spać i wstałam o szóstej rano. Usłyszałam, że się kręci u siebie. Wchodzę, patrzę, a on siedzi przed monitorem i bawi się w start odrzutowca. I pomyśleć, ten człowiek ma już dwadzieścia lat, prawie dwadzieścia jeden. U nas w domu każdy ma jakiegoś fioła. Tutu ma swoje interesy dwadzieścia pięć godzin na dobę. Nawet, gdy się z Mimi kocha, to na pewno myśli o interesach. Z kolei Mimi nigdy nie ma czasu, ciągle w biegu, ciągle spóźniona o pół minuty. Język na brzuchu, w oczach zegarek. Ma chyba ze trzydzieści zegarków. A ich kupowanie, to jej hobby. Naumawia się z ludźmi, potem lata od jednego do drugiego, a po drodze fryzjer, kosmetyczka, masaż i solarium. Przylatuje zziajana wieczorem i od razu do telefonu umawiać na jutro tysiąc dwieście trzydzieści siedem spotkań. Michał, to już wiesz, komputerowa masturbacja. A gdybyś jeszcze do tego poznała Zdzisię… to już paw totalny. Dopiero drugi rok siedzi w Londynie, a jak do nas dzwoni, rozmawia po angielsku, bo po polsku to już nie umie.
Ewa śmieje się. Przykłada do ucha rękę i szczebiocze do niej, jak do słuchawki: – Helou If! Hałdjudu maj diii…!
– A ty? – pytam.
– Co ja?
– No… jaka ty jesteś?
– Ja? Nie wiem. Chyba jestem tą małpką, co miała rodzinę z drutu.
– Dlaczego z drutu?
– Kiedyś czytałam taki artykuł o małpce, którą zaraz po urodzeniu odłączyli od mamusi i zamknęli w izolowanej klatce z dwiema matkami sztucznymi. Jedna była wyściełana pluszem, druga była z drutu. Ta z drutu miała cycki z mlekiem. Mała małpka cały dzień przytulała się do tej pluszowej, tylko possać mleka chodziła do drucianej.
– Biedna małpka – mówię.
– To ja jestem biedna małpka – piszczy Ewunia żałośnie i przytula buzię do mojej piersi. Obejmuję ją i głaszczę po główce. Bierze do ust materiał mojej nowej sukienki i mlaska, udając, że cysia.
– Przecież nie jestem z drutu – mówię.
– Jesteś z aksamitu – mówi Ewunia. – Ale masz i cycuszki i mleczko.
I tak siedziałyśmy przytulone do obiadu. Znów podawała nam panna Zenobia, ale to chyba nie jest ta panna Zenobia od Kaśki, bo mnie nie poznaje. A może to są siostry bliźniaczki i jedna gotuje u Kaśki a druga u Ewuni?
Po obiedzie poszłyśmy na spacer.
I właśnie spacerujemy. Szczawno jest cudowne. Każdy dom jest inny, i każdy jak z bajki o dawnych czasach. Gdy przechodzi jakiś chłopak albo pan, obojętne czy stary, czy młody, to Ewa strzela na niego oczami, a on zaraz się za nią ogląda. Ewa nazywa to polowaniem. Bo ona kolekcjonuje facetów, którzy tak się na nią zagapią, że aż się przewrócą. Od początku roku nazbierała takich pięciu. Chodzimy już od pół godziny i jeszcze żaden się nie przewrócił. Jeden tylko wpadł na panią z wózkiem i ją strasznie przepraszał, a ona krzyczała. To wcale nie jest takie łatwe, żeby się któryś przewrócił, bo kaleki Ewunia oszczędza. Niekiedy poluje cały miesiąc, poluje drugi, i nic, a znów któregoś dnia upolowała aż dwóch, z tym, że ten drugi przewrócił się niezupełnie, bo się podparł.
Najlepiej jest strzelać do faceta w momencie, gdy zbliża się do krawężnika lub innej przeszkody. Fajno jest też strzelać do takich, którzy idą z żoną, bo gdy się za Ewunią obejrzą, to żony urządzają im piekielne awantury. Nawet, jeśli nie od razu, to później, w domu. Ale czasem polowanie głupio się kończy, bo zdarzają się faceci, którzy nie chcą się od niej odczepić. A jak który jest pod gazem, to koniec. Trzeba zwiewać, albo szukać milicjanta.
Raz wskoczyła do taksówki, a facet za nią. To napuściła na niego taksówkarza, bo nie chciał wy leźć. Taksówkarz wyciągnął go i stuknął, on oddał i zaczęli się tłuc, a wtedy ona uciekła.
– Ja bym się bała – mówię.
– Na tym polega polowanie – mówi Ewunia – że jest niebezpieczne. Jeśli strzelisz do tygrysa i nie trafisz, to po tobie. Ale jeszcze nie spotkałam prawdziwego tygrysa.
– A gdybyś spotkała?
– Dałabym mu się zjeść – śmieje się Ewunia. Przystaje i mówi: – Mam inny pomysł, zabawmy się w rozkazy.
– Jak to jest? – pytam.
– Przysięgamy sobie posłuszeństwo i ty wypełniasz moje rozkazy, a ja twoje. Chcesz?
– Yhm…
– Ale to niezupełnie jest zabawa.
– To znaczy, że co?
– Bo przysięga obowiązuje na całe życie.
– Niech sobie obowiązuje – mówię.
– A jak rozkażę ci coś strasznego?
– Co na przykład?
– No… mogę ci kazać rzucić się pod pociąg.
– To wezmę i się rzucę – mówię. Ewa poważnieje.
– Mówisz serio? Kiwam głową.
– Naprawdę rzucisz się pod pociąg?
– Jeśli ty będziesz chciała, żebym nie żyła, to trudno.
– Nie wierzę ci – mówi Ewa.
– To każ mi się teraz rzucić pod pociąg. Czy jak się rzucę, to uwierzysz?
Ewa patrzy na mnie długo, gryząc wargę.
– Wierzę ci – mówi w końcu. – I pamiętaj, ty też możesz mi rozkazać, co tylko zechcesz.
– A jeśli każę ci rzucić się pod pociąg? – pytam. Ewa nie odpowiada od razu. Patrzy na mnie dziwnym wzrokiem, oddychając szybko.
– Tak – mówi. – Przysięgam na wszystko, że wypełnię każdy twój rozkaz. Teraz ty.
– Przysięgam na wszystko – mówię – że wypełnię każdy twój rozkaz.
– To mogą być jakieś straszne rzeczy – mówi Ewunia.
Читать дальше