Ireneusz Kamiński - Diabelska Ballada
Здесь есть возможность читать онлайн «Ireneusz Kamiński - Diabelska Ballada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Diabelska Ballada
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Diabelska Ballada: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabelska Ballada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Diabelska Ballada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabelska Ballada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nawiedził mnie czarnym snem.
Poczułem go cialem.
Spaliłem biblię i krzyż.
Sutannę ubrałem.
Odkrylem prawdę jego słów
Poczułem śmierci sens.
Wieczysta siła pochłania mnie Ludzkości nadejdzie kres. Płonie krzyż na stosie krzywd Pójdziesz tam do piekieł bram, Gdzie dusza zła oświeci cię. Diabelskiej mszy wiruje czas…
Przy ostatnim wersie wzniósł w górę odwrócony krzyż, a połamawszy symbol szczątki rzucił między publiczność. Rozległy się okrzyki: „Niech żyje szatan", „Precz z Jezusem" „Lucyfer mym królem". Jakaś rozhisteryzowana nastolatka domagała się, by Pan Ciemności zabrał ją do piekła. Ujawniła się również tendencja przeciwstawna, mianowicie w hasłach: „Niech żyje Jezus", „Precz z szatanem", „Bóg naszym władcą" Rozhisteryzowna nastolatka (koleżanka tej poprzedniej) domagała się by Pan Światła zabrał ją do nieba. Do konfrontacji rzeczników obu poglądów na szczęście nie doszło.
Po występie zespół załadował sprzęt na ciężarówkę, artyści zasiedli w fordzie kabriolecie, pomalowanym na dzikie kolory i kawalkada, poprzedzana gęstwą entuzjastów, ruszyła w ślimaczym tempie ku przeznaczeniu. Rudowłosy Benjamin rozdawał autografy na prawo i lewo, słońce grzało, skowronki śpiewały, a w zbożu panoszył się kąkol.
I stało się, że wspomniane trzy rozszalałe nurty spiętrzyły się w rynku i przyległych ulicach, wchłaniając grupkę muzykalnych piromanów od gównianej rury. Tłum bulgotał, wznosił okrzyki podważające rację bytu warstw rządzących, a tym samym zagrażające demokratycznemu porządkowi. Tym prowincjonalnym kmiotkom obca bowiem była dialektyka sprawowania rządów – czuli się oszukani, wepchnięto ich z deszczu pod rynnę. Dostali się w tryby tak nachalnej indoktrynacji, o jakiej komuchom nawet się nie śniło, zaś etos demokracji okazał się parawanem, za którym odrodził się w całej okazałości kult jednostki i pomniejszych dyspozycyjnych figur kultowych. Zostali pozbawieni wszelkiej nadziei, omotani pajęczą siecią kłamstw i prawd pozornych. Sprawiedliwość społeczną zastąpiła pazerna prywata, a wolność osobistą pokorne posłuszeństwo wobec nakazów odgórnych. Pozostały im rozpacz i bunt. Oto dlaczego Trzydęby musiały przejść swój dies irae, dzień gniewu.
Burmistrz Maciaruk zwabiony zgiełkiem wyjrzał oknem i zmartwiał – rebelia panoszyła się wokół. Wkrótce dotarła doń także wiadomość o śmierci Kajdyra, o poturbowaniu szwagra i innych osób. Zaczął wydzwaniać do województwa, najpierw do komendy policji. Wysłuchał go jakiś dyżurny nadkomisarz.
– Przykro mi, panie burmistrzu. Żadnych oddziałów interwencyjnych nie możemy przysłać. Cały skład osobowy ślubuje dziś uroczyście wierność Najświętszej Marii Pannie, więc rozumiecie…
Wykręcił numer garnizonu wojskowego. Po dłuższej chwili, która wydawała się wiecznością, zgłosił się pułkownik. Wysłuchał cierpliwie relacji, potakując czasem, że rozumie położenie. Po czym wyjaśnił:
– Mam wyraźne rozkazy: żadnych interwencji przeciw cywilom. Powinien pan zrozumieć, panie burmistrzu. Przez długi czas wojsko było opluwane ze wszystkich stron za wprowadzenie stanu wojennego…
– Chociaż kilka czołgów!
– A kto zapłaci za ropę?
– Desant z helikopterów!
– Wykluczone. Drugi raz w to samo gówno nie wdepniemy. Radź pan sobie sam.
– Jak?
– Perswazją.
Nietrudno zauważyć, że różne osoby tego dnia używały śmierdzącego określenia, które – chociaż oddaje istotę rzeczy – do eleganckich nie należy. Czy jednak bojownicy o rurę mieli wołać: „Panie burmistrzu, zalewają nas końcowe produkty rozkładu materii?" Maciaruk by nie zrozumiał, o co chodzi. Ale nie ma reguł bez wyjątku – Felek Anarchista na przykład brzydził się terminologią fekaliczną, może dlatego, że uwił sobie egzystencję na wysypisku śmieci, jakże odległym od perfumerii. On również pojawił się tego brzemiennego w konsekwencje dnia na rynku. Ubrany w bojowy uniform, zwracał powszechną uwagę. Popielaty kapelusz z trupią czaszką, podkoszulek z napisem „I love Bakunin", rozpięty długi płaszcz z wymalowanym na. rewersie poniżej pasa portretem wąsatej osobistości z pierwszych stron gazet. Kroczył z namaszczeniem wymachując czarnym proporcem przymocowanym do ciupagi. Był rozradowany, ponieważ do tej pory obowiązywał go zakaz pojawiania się w pobliżu ratusza i kościoła, a obecność tłumu uwolniła go od dotkliwej dyskryminacji. Zaczął wykrzykiwać anarchistyczne slogany:
– Zlikwidować skorumpowaną władzę! Wolny kraj dla wolnego ludu! Klecha do katakumb, burmistrz na latarnię! Rozpieprzyć ten burdel!
Z drugiego krańca agory wsparły go damskie głosy z otoczenia Pelagii:
– Precz z niewolnictwem! Inkwizytorów na stos! Łapy won od naszych majtek!
Tam, gdzie zgromadziła się załoga Pewnusi i widniały transparenty, protestujące przeciw rozkradaniu majątku narodowego oraz nowej nomenklaturze, -zaczęto skandować:
– Ma-cia-ruk zło-dziej! Dyk-ta-tu-ra szwa-grów! Gra-ba-rze de-mo-kra-cji!
Ratusz milczał. Wówczas ci od rury otwarli skrzynkę i zapalili knoty na butelkach z benzyną. Pociski poleciały w okna – trzask rozbijanych szyb, błysk płomieni, rozpaczliwe krzyki urzędników. Zaczęli uciekać drzwiami i oknami, w czym im zresztą nie przeszkadzano. Jeden burmistrz się nie pojawił, widmo stryczka zapędziło go do piwnicy, gdzie szczęśliwie uniknął płomieni. Bladym świtem zabrał rodzinę, wyjechał w nieznane i słuch po nim zaginął.
Spłonęły trzy budynki: ratusz, nie do końca odbudowana plebania, siedziba partii politycznych. Tych partii powstało w Trzydębach kilkanaście, a każda składała się wyłącznie z miejskiego kierownictwa; lokalne sztaby bez żołnierzy, rzec można. Zresztą pospolite ruszenie nie było wodzom potrzebne, wszystkie żyły w doskonałej symbiozie. Mnożyły się przez pączkowanie albo łączyły się przez zlewanie; wymieniały między sobą członków i programy, miały wspólną obsługę techniczną w postaci sekretarki, sprzątaczki, woźnego i telefonu. Wszystkie też opowiadały się za demokracją, gospodarką rynkową i myślą społeczną Jana Pawła II. Chociaż, gdyby ktoś się uparł i wziął deklaracje programowe pod lupę, mógłby wykryć ślady niuansów. Sytuacje konfliktowe iskrzyły tylko na styku Porozumienia Centrum i Unii Demokratycznej, co również znalazło wyraz owego pechowego dnia.
Otóż Artysta zwołał na późne popołudnie do Zajazdu Pod Mieczem wszystkich znajomych, na „inauguracyjną sesję Polskiej Partii Przyjaciół Piwa", jak głosiły ręcznie malowane zaproszenia. Przyszło kilkanaście osób, a także stary Śliwa z synem, Benjamin z gitarą, Adam Rak z ojcem Hiacyntem Zakonnik był w habicie, co zdumiało majstra.
– Patrzcie, nasz mnich został zmobilizowany!
– Mylisz się, Hieronimie. Doszedłem do wniosku, że nikt mnie z uroczystych ślubów zakonnych nie zwolnił, nadal jestem franciszkaninem. Relegowanie z klasztoru to tyle, co wypowiedzenie mieszkania. Ubrałem habit, bo przecież ktoś musi w Trzydębach bronić autorytetu Pana Boga, narażonego na szwank wskutek bezmyślności kleru.
– Słusznie postępujesz – zauważył malarz – widzę w tym gronie szpetne gęby paru niedowiarków; dobry przykład, ba, sama twoja obecność powstrzyma ich od złośliwych komentarzy. Musimy w PPPP dbać o harmonię stosunków międzyludzkich, nie wystarczy ufać, że piwo łagodzi obyczaje. Przyłączysz się do nas?
– Wobec tak wymownych argumentów…
– Czemu nie wchodzimy do środka? – niecierpliwił się Rak.
– Pierwsza zmiana jeszcze urzęduje – wyjaśnił Artysta – wałęsiaki z mazowiecczykami ustalają wspólną strategię wyborczą. Ci chcą nadać partnerom przyspieszenie, a tamci kładą na kontrahentach grubą krechę. Kompromis niemożliwy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Diabelska Ballada»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabelska Ballada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Diabelska Ballada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.