Diana raz jeszcze rozejrzała się wokół siebie. No tak, pokój wydał jej się za duży, jak na gościnny. Poza tym od razu odniosła wrażenie, jakby był nie zamieszkany, ale uznała, że to złudzenie.
– To zupełnie zrozumiałe – Diana siliła się na lekki ton. -Jeśli pamiętasz, markiz spał na zamku w moim dawnym pokoju.
Clara zaczęła wiązać i układać jej włosy.
– Tak, tylko, że im tutaj nie brakuje pomieszczeń – szepnęła. Zapewne wszystkie te „rewelacje" pochodziły od służby,
Diana pomyślała, że wcale nie potrzebuje informacji Gary. To dwór królewski uczulił ją na tego rodzaju drobiazgi. Wcześniej nie zwracała na nie uwagi. Wstała z krzesła i rozejrzała się dookoła z jeszcze większym zaciekawieniem.
A więc ten apartament należał do drugiej żony markiza, tej uśmiechniętej kobiety, którą widziała na portrecie. Ciekawe, czy poświęciła ona dostatecznie dużo uwagi Bey-owi. Pewnie szybko urodziła Bryghta i musiała zajmować się własnym dzieckiem.
Szkoda, pomyślała Diana.
Podeszła do ściany, na której wisiały liczne obrazy. Część z nich przedstawiała członków rodziny. Jej uwagę przykuł zwłaszcza jeden, na którym starszy chłopiec pochylał się nad młodszym. Młodszy miał buzię cherubinka, ale starszy obserwował otoczenie, jakby się czegoś bał. Bey i Bryght. Ciekawe, jak zachowywał się względem młodszego brata? Jeśli nosił w sobie poczucie winy, na pewno opiekował się maluchem. Być może nie odstępował go na krok. Mógł też unikać Bryghta, co byłoby też naturalną reakcją.
W końcu stanęła przed lustrem. Suknia wydała się jej jak najbardziej odpowiednia na dzisiejszą uroczystość. Ma przecież zagrać ofiarę. W tym szaro-niebieskim stroju z prążkowanym, szczelnie zasłaniającym biust stanikiem będzie jej znacznie łatwiej.
– Dobry wybór, Claro – pochwaliła służącą.
– Dziękuję, milady. Czy… czy przyjmą nas, pani, na dworze? – Clara miała zapewne te same obawy, co ona.
Diana wzruszyła ramionami.
– Nie mam pojęcia – odrzekła. – Ale chyba najwyższy czas się dowiedzieć. Widziałaś może markiza?
– Zdaje się, pani, że pojechał do króla. Ale jest tutaj lady Walgrave, która chciałaby zjeść z tobą, pani, śniadanie.
Diana omal nie klasnęła w ręce z radości. Dopiero po chwili przypomniała sobie, co Rothgar mówił o opiniach siostry i mina jej trochę zrzedła. Poczuła napięcie, zupełnie do tej pory nieobecne w jej stosunkach z Elf.
– Przekaż, że z przyjemnością – rzekła Diana. – Za chwilę będę gotowa.
Niestety, nie wiedziała najważniejszego: czy Elf jest jej sojuszniczką, czy nie. Może dzięki niej uda jej się w końcu przebić do Beya.
Rothgar został wpuszczony do królewskiego gabinetu i stanął cicho przy drzwiach. Jerzy III dał głową znak, że zauważył jego obecność, ale nie przerwał pracy. Dopiero, kiedy podpisał już wszystkie dokumenty, odprawił swego sekretarza i zwrócił się do niego.
Markiz postąpił parę kroków do przodu i skłonił się nisko.
– Szokujące wieści, lordzie, jak słyszę, co?
– Tak, Wasza Królewska Mość.
– Jak się czuje lady Arradale?
– Powoli dochodzi do siebie.
– Informacje od ciebie, panie, były nad wyraz skąpe, co? Dlatego zechciej wyjaśnić, panie, co się stało i dlaczego lady Arradale nie wróciła od razu do pałacu.
Rothgar spodziewał się chłodnego przyjęcia.
– To drugie znacznie łatwiej wyjaśnić, sire – zaczął. -
Otóż hrabina była w bardzo złej formie. Obawiałem się reakcji królowej, zwłaszcza w jej stanie. Dlatego przekazałem lady Arradale w ręce mego brata i jego żony, którzy niespodziewanie wrócili z północy.
Król pokiwał głową trochę udobruchany. Wzmianka o stanie żony zapewne trafiła mu do przekonania.
– Czy… czy ten łajdak ją skrzywdził?
– Zdążyliśmy na czas, sire.
– To dobrze, to dobrze. – Widać było, że kamień spadł mu z serca. – Lord Randolph jest chyba szalony, co?
Rothgar sięgnął po sfałszowany list i podał go monarsze.
– Do pewnego stopnia można go wytłumaczyć, najjaśniejszy panie.
Król zmarszczył brwi, widząc swoją pieczęć. Następnie zaczął czytać pismo. Wraz z lekturą jego twarz nabierała gniewnych rysów. W końcu, oburzony rzucił list na sekretarzyk.
– Kto śmiał?! Kto śmiał, co?! – wydyszał. – Królewska pieczęć i mój podpis na czymś takim!
Markiz skinął głową.
– Doskonałe fałszerstwo, prawda? Somerton nie wiedział, skąd wziął się ten list. Ale pomagał mu Francuz, którego hrabina rozpoznała jako de Couriaca. Tego samego, który napadł na nasz powóz.
Monarcha patrzył na niego JŁ niedowierzaniem.
– Ale jeśli nawet ten wariat dybie na ciebie, panie, to po co miałby porywać lady Arradale? – spytał, pocierając brodę.
To pytanie również nie zaskoczyło markiza.
– No cóż, wszyscy wiedzą, że hrabina jest pod moją opieką – odrzekł. – Chodziło o to, żeby zwabić mnie w pułapkę, a jednocześnie zemścić się na niej. W czasie tego napadu była bardzo dzielna, naprawdę bardzo dzielna.
– Istotnie, to dobrze, że ci wtedy nie przeszkadzała, panie. – Król, który przechadzał się po pokoju, uniósł nagle dłoń do góry. – Ale o co tutaj chodzi, co? Dlaczego Francuzi chcą cię zabić? Przecież mamy pokój, co?
Rothgar pomyślał, że najwyższy czas ponownie zaatakować Jerzego III. Musi na nim wymóc, by nie traktował zwyciężonych z pobłażaniem.
– Ale nie wszystkich to cieszy. Również na twoim dworze, panie – zauważył. – Mam wrażenie, że ktoś we Francji najwyraźniej przecenia moje możliwości i uważa, że mam na ciebie zbyt duży wpływ, najjaśniejszy panie. A przecież to ty sam chcesz, żeby Francuzi dotrzymali wszystkich warunków traktatu pokojowego.
– Tak, wszystkich! – zapalił się król.
– Ten ktoś we Francji ma, być może, niewłaściwe wiadomości – ciągnął markiz. – Od, na przykład, kawalera D'Eona.
Król zatrzymał się i spojrzał na list.
– Co mam z nim zrobić? – spytał, biorąc pismo do ręki. -To obciąża również mnie, co?
– Miałem nadzieję, sire, że uda się utrzymać sprawę w tajemnicy. Gdybyśmy zdołali odnaleźć fałszerza, mógłbyś go ukarać, najjaśniejszy panie. Do tego jednak potrzeba dyskrecji
– Dobrze, ale chcę śmierci de Couriaca i Somertona!
– To wzbudziłoby zainteresowanie opinii publicznej, najjaśniejszy panie – stwierdził Rothgar. – Trzeba by ujawnić powód.
Monarcha znowu zaczął przechadzać się nerwowo po pokoju. Markiz śledził go wzrokiem, starając się dociec, czy podjął już ostateczną decyzję w sprawie Dunkierki.
– Ale z pewnością nie przyjmę Somertona na dworze, co?! Wykluczone! – wykrzyknął wzburzony Jerzy.
– Myślę, że książę Carlyle ucieszy się, jeśli jego syn zajmie się zamorską posiadłością w Wirginii. Mogę się tym zająć, sire.
– Doskonale! – ucieszył się król. – A co z prawdziwymi złoczyńcami?
Oczy Rothgara błysnęły drapieżnie.
– Jeśli pozwolisz, przygotuję dla nich karę, sire.
– Świetnie! Daj mi tylko znać, kiedy będziesz gotowy, panie. – Król zamyślił się na chwilę. – Pozostaje jeszcze kwestia ślubu lady Arradale.
– Hrabina jest w głębokim szoku. Czy nie można by z tym poczekać?
Jerzy III zastanawiał się przez chwilę, a potem zerknął podejrzliwie na markiza.
– No cóż, dobrze. Powiedz jej, panie, że może wrócić do siebie, co? – rzekł, cedząc słowa. – Ale poproś, żeby wzięła udział w balu maskowym. Zwłaszcza, że i tak mieszka w Malloren House.
Читать дальше