Włodzimierz Kowalewski - Bóg Zapłacz!

Здесь есть возможность читать онлайн «Włodzimierz Kowalewski - Bóg Zapłacz!» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bóg Zapłacz!: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bóg Zapłacz!»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Debiut powieściopisarski prozaika i poety, autora Powrotu do Breitenheide, opowiada o klęsce pokolenia, które schodzi ze sceny życia w obliczu nowego świata. Akcja tej pierwszej polskiej powieści o Erze Wodnika rozgrywa się w latach czterdziestych XXI wieku. U Kowalewskiego nie ma jednak futurystycznych wizji. Podobnie jak w swoich opowiadaniach, autor pozostaje pesymistycznym realistą. Bohater Bóg zapłacz! jest najzwyklejszym starym człowiekiem. Nieuleczalnie chory, trafia do szpitala, by zostać uśmierconym wedle przyjętej procedury. Bohaterowie Kowalewskiego z pasją rozprawiają o życiu. Dialogi są pełne egzystencjalnych sentencji i międzypokoleniowych sporów, a sceneria z przełomu lat 60. i 70. nabiera rangi symbolu minionego świata.
Książka otrzymała nagrodę Poznańskiego Przeglądu Nowości Wydawniczych i była nominowana do Nagrody Literackiej NIKE 2000. Wkrótce ukaże się węgierski przekład powieści.

Bóg Zapłacz! — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bóg Zapłacz!», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Muzyka puchła i potworniała, stawała się już nie do wytrzymania.

Wiedział, że za chwilę będzie musiał podjąć jakąś decyzję, przyjąć ryzyko ruchu. Odwlekał ten moment jak najdłużej, ale wreszcie z powrotem wysunął głowę ponad krawędź koca i podniósł powieki.

Słońce, oślepiające i czerwone, świeciło prosto w okno, rzucając na wyblakłe nieco kafelki pasiaste cienie żaluzji. Klimatyzacja była zepsuta, od tej strony bił żar, od przeciwnej wionęło Syberią, szron osiadał na umieszczonych wysoko pod sufitem wylotowych kratkach. Sąsiad obok, mając za nic łomot docierający z korytarza, chrapał w najlepsze i pogwizdywał przez zatkniętą do nosa rurkę. Podobnie inni, naprzeciw i koło drzwi.

Ostrożnie, centymetr po centymetrze, zaczął zmieniać ułożenie ciała. Przesuwał punkty ciężkości nogi, układał odrętwiałe po nocy ramiona tak, żeby choć przez parę sekund mogły służyć jako podpora. Niewidzialna granica była tuż tuż. „To gorsze niż przepaść – myślał. – Tam przynajmniej można za coś się złapać, spojrzeć pod stopy albo spojrzeć w niebo”. Przed ostatnim, decydującym dźwignięciem wstrzymał oddech ze strachu i zagryzł wargi.

Zaszeleściły wymiętoszone prześcieradła, jęknęły sprężyny; zwycięstwo zostało osiągnięte – leżał na plecach.

Dyszał z ulgą, ocierając rąbkiem koca spocone czoło.

Radość trwała jednak krótko. Przyszło to, czego przed chwilą bał się tak bardzo. Kłucie gdzieś od dołu, z pachwin i kości ogonowej rozchodziło się po całym organizmie jak roztopiony metal, wlewany do każdej komórki.

Znowu nie wiedział, gdzie jest, choć muzyka porażała, siłą wbijała się w uszy.

Zacisnął powieki i odrzucił głowę do tyłu, między pręty łóżka. Znowu pot, wilgoć, przed którą nie ma schronienia, zimna, kleista powłoka.

Ból, jak zawsze, unieważniał otaczającą doczesność, kazał mu widzieć kłębowisko węży zamieniających się w trące o siebie łańcuchy, piasek sypany do wody, niezidentyfikowane czarno – białe twarze, nie wiadomo czemu – opuszczony dworzec w Jezioranach. „Stracić przytomność! – zaklinał w duchu. – Stracić przytomność! Albo jedno, albo drugie. Najgorzej tak… pośrodku”.

Nagły chłodny podmuch powietrza na brzuchu i udach przywrócił mu jednak poczucie rzeczywistości.

Jakby przez fioletową mgłę zobaczył trzy postacie. Stał nad nim lekarz, wysoki, barczysty, obok jakaś czarnoskóra dziewczyna z węzełkami kolorowych koralików opadającymi na czoło i ramiona. Stara, ogolona na łyso pielęgniarka podnosiła do góry jego koc.

– Zsikał się? – zapytał doktor, uważnie oglądając posłanie. Miał wyrazisty, świeży makijaż, mocno zaznaczone skośne brwi, powieki i twarz pociągnięte niebieskawym, trochę świecącym makeupem.

– Nie może być. On nie z takich – odpowiedziała pielęgniarka.

– Ale beciki mu zmień. Ire… Pan Ireneusz Słupecki? – pytał dalej, widząc, że otworzył oczy. – Wiek pański?

– Dziewięćdziesiąt jeden – wychrypiał, łamiąc opór języka sztywnego jak drewniany klin.

– A…to odległy, szacowny…Ale, widzę, jakiś taki mało malowniczy pan dzisiaj.

Dziewczyna wystukała parę wyrazów na notatniku przyczepionym do dłoni.

Zaglądali mu do oczu, naciągając palcami papierową skórę na policzkach, potem ściągnęli piżamę. Kazali podnieść ręce, dziewczyna schwyciła je za nadgarstki jak dwa suche badyle, a lekarz z kamienną miną przystąpił do opukiwania miejsc pod pachami.

– Boli mnie, nie mogę już wytrzymać – skarżył się tymczasem tonem żałosnym i skrzekliwym. – Może by chociaż jakąś tabletkę mocniejszą… Rozwala mnie, naprawdę, nawet nie umiem opowiedzieć…

– Hm… Na to nie ma, proszę pana, żadnej tabletki. Nic panu nie da żadna tabletka – odrzekł badający spokojnie, ale z nutką pretensji w głosie.

– No to może by… ja wiem?… – zawodził – jakiś zastrzyk chociaż. I ta muzyka taka okropna…

– Denerwuje? Zaraz ściszą, zaraz ściszą. – Dotknął go poniżej piersi czytnikiem przypominającym dawne pieczątki z kulistą rączką, przytrzymał parę sekund i wpatrywał się w mały ekranik, który otworzył jak książkę. Stanął przy tym bokiem do słońca, a jego makijaż, przedtem błękitny, teraz zaczął się mienić barwą karmazynową.

Muzyka rzeczywiście ucichła i można było mówić normalnym głosem.

– Panie doktorze, może by choć zastrzyk jednak… – nie dawał za wygraną.

Lekarz spojrzał na niego z wyrzutem.

– Popatrz, Gudrun – zwrócił się do dziewczyny. – Pacjent, jak zwykle, wie lepiej ode mnie, czego mu trzeba. A ja panu powtarzam: nie ma żadnego zastrzyku na pańską chorobę. Ja nie mam, nikt nie ma. Jakby lekarz miał zastrzyki na wszystko, to Pan Bóg przestałby być potrzebny.

– Tak mnie boli, żeby tylko choć trochę znieczulić, chociaż na pół godziny, żebym odpoczął… – jęczał trochę na wyrost, bo atak powoli mijał, ale nie wypadało wycofywać się z prośby.

– Czy pan wie, co to jest zastrzyk przeciwbólowy? Czy ja mogę panu na przykład zmniejszać napięcie mięśni gładkich, jeżeli one już dawno przestały być gładkie i wyglądają jak gąbka, nerwy prawie noradrenaliny nie wytwarzają ani w ogóle niczego i są jak siatka pocięta nożycami? Żebym chociaż wiedział, co konkretnie pana boli. Dotykam jednej rzeczy, zaraz odzywa się inna. W takim stanie nawet po morfinę ani nowokainę nie sięgniemy, bo udusi się pan, i tyle. Cierpliwości, tylko co nieco cierpliwości! – Uniósł brwi i zrobił minę człowieka zmuszonego do pozostania na stałe w labiryncie, z którego nie można znaleźć wyjścia.

– Ja nie wytrzymam – bełkotał Irek zrezygnowany.

Lekarz znów popatrzył na swój ekran i podsunął go Gudrun, której granatowe wargi uśmiechnęły się zimno. Rozmawiali przez chwilę półgłosem, kiwając głowami.

– Czy pan jest mobilny? Tak? To proszę po południu do gabinetu. Piętro niżej, numer czterysta szesnaście – polecił, wychodząc.

Obchód był zakończony. Sprzątaczka, jak co dzień rano, spryskała posadzkę płynem o ziołowym zapachu, a mały grubasek z obsługi wciągnął popiskujący wózek i rozdawał wszystkim foremki ze śniadaniem. Będącym na diecie czerwone albo żółte, zależnie od wskazań, innym białe. Rozległy się odgłosy zdzierania foliowych wierzchów, chlapanie wodą przy umywalce, rozmowy; ktoś szurał znoszonymi kapciami.

Sąsiad ziewnął kilka razy, podniósł się ze zgrzytem sprężyn i usiadł na łóżku, dyndając bosymi nogami. Miał szkarłatny dres, siwe włosy zaplecione w kucyk i rześkie spojrzenie. Wyglądał najwyżej na siedemdziesiąt lat, na pierwszą starość.

– Pan Irek, słyszałem… – zagadał, przytrzymując rurkę nadal sterczącą z nosa, zakończoną spłaszczonym pojemniczkiem, który akurat wpychał sobie do kieszeni. – Bartek jestem! – z miejsca przeszedł na „ty”.

Przewrócił się na bok i podał mu czubki palców lewej dłoni, lękliwie wystawiając ją spod koca.

– Nie mogę nic jeść – poskarżył się.

– No widzisz, ale mówić możesz. Wczoraj, jak cię przynieśli, nic, kurczę mać, nie reagowałeś, chociaż miałeś oczy cały czas otwarte. Już się wydawało, że jesteś mente kaptus.

– Jak myślę, to nie mogę mówić.

– Ha, ha!… Dobre! Słyszysz, Żebujka?! – krzyknął do faceta wyciągniętego na łóżku pod samym oknem i smażącego się w upale. – „Myślę, więc nie mogę mówić”! Czadowny łeb, co nie?

– Powiedz, powiedz mi jeszcze, czemu oni tę muzykę tak mordują. Ciągle coś pluszcze, zgrzyta, kotłuje. Jakby mi ktoś szpile wsadzał…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bóg Zapłacz!»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bóg Zapłacz!» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Bóg Zapłacz!»

Обсуждение, отзывы о книге «Bóg Zapłacz!» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x