Cizia Zykë - Sahara
Здесь есть возможность читать онлайн «Cizia Zykë - Sahara» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Sahara
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Sahara: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sahara»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Sahara — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sahara», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Później, zanim definitywnie opuścimy Saharę, przyjdzie czas na nasze ostatnie szaleństwo, zamiar, na którym nam bardzo zależy, wyścig wariatów przez pustynię.
Kiedy leżałem w szpitalu, o krok od śmierci, Jacky siedział przy telefonie i umawiał kandydatów, a później, w wolnych chwilach, pracujemy nad szczegółami organizacyjnymi. Dwudziestu szaleńców ze wszystkich stron świata zapisało się już na te zawody o zupełnie specjalnym charakterze.
To nasze wspólne marzenie, moje i Jacky'ego, ostatnia rzecz, jaką chcę zrobić przed opuszczeniem kontynentu afrykańskiego. Oby tylko pozostawiono mi dość czasu.
Pod wieczór piątego dnia wiemy już, że wygraliśmy. Konwój gotów jest do drogi. Ustawione na śniegu ciężarówki błyszczą w słońcu. Nie można powiedzieć tego samego o ludziach. Zebrałem ich do wysłuchania ostatniej przemowy. Są wycieńczeni, wyprani z sił. Brudni, nie ogoleni, ledwie trzymają się na nogach. Trzej Murzyni przeszli bezpośrednio z potwornego afrykańskiego żaru do lodowatej europejskiej zimy. Co da innych, to tempo narzucone przez ostatnich pięć dni kazało im praktycznie zapomnieć o tym, że jeszcze przed tygodniem sypiali w łóżkach, w ciepłym pomieszczeniu, po prostu normalnie.
– Moi panowie, spisaliście się bardzo dobrze. Dziś wieczorem wyjeżdżamy. Od tej pory każdy jest odpowiedzialny za swoją maszynę. Silniki są po dokładnych przeglądach, muszą wytrzymać. Dbajcie o nie, pilnujcie ich. Jeśli nawalą, to znaczy, że popełniliście błąd. Rozstaniecie się z nimi dopiero w chwili sprzedaży. Podkreślam: gdyby któryś z jakiegoś powodu gdzieś utknął, ma siedzieć na miejscu przy swojej ciężarówce, nawet pośrodku pustyni i nawet gdyby miało to zająć cały miesiąc. Jasne?
Wszyscy potakują.
– Ponadto od dziś nie chcę widzieć w tym konwoju kropli alkoholu, zrozumiałeś, Albana?
– Zrozumiałem.
– Zrozumiałeś, Indianin?
– Zrozumiałem.
– Dobrze, Chotard, rozdaj paszporty i prawa jazdy. Cieszą się jak dzieci otrzymując swoje nowe dokumenty. Capone, który ma prawo jazdy na wszystkie kategorie ciężarówek i przyczep, naśmiewa się z Josa, który dostał gorszą kategorię. Albana z zainteresowaniem ogląda pieczątkę na swoim dokumencie, podczas gdy One i Two interesują się przede wszystkim zdjęciami.
Kiedy euforia trochę opada, otwieram szampana, nalewam wszystkim i dokonuję ceremonii ochrzczenia ciężarówek. Wszyscy uśmiechają się z dumą.
– Dobra. Żadnych pytań? No to ruszamy.
Zapalają się reflektory. Dwanaście diesli zaczyna się rozgrzewać. Ustawiam się na czele. W lusterku wstecznym widzę, jak sunie za mną rząd świateł. Z kasety rozbrzmiewają pierwsze takty Piątej Beethovena.
Kierunek na południe.
Liczyło się to, że wyruszyliśmy, nawet jeśli tego pierwszego wieczoru przejechaliśmy tylko osiemdziesiąt kilometrów, by zaraz zatrzymać się na nocny wypoczynek. Rano wszyscy obudzili się na obszernym parkingu supermarketu. Trzeba było przygotować kawę, znaleźć jakiś kran, żeby się umyć. Po spędzeniu pierwszej nocy w kabinie wozu każdy poczuł, że coś zaczęło się dziać. Po śniadaniu po raz pierwszy uzupełniliśmy poziom wody i oleju. Ten rutynowy zabieg musi się stać żelazną tradycją. Jest to zadanie dla One i Two. Z kanistrami w ręku przechodzą od wozu do wozu, a każdy kierowca zawczasu otworzył maskę i odkręcił korki zbiorników.
Zwyczaj ten szybko wchodzi nam w krew. Co osiemdziesiąt kilometrów dwa razy naciskam klakson i cała operacja powtórzona zostaje na poboczu szosy.
Ustawiłem One i Two zaraz za mną, każdy z nich prowadzi ciągnik z otwartą naczepą. Na końcu kolumny jedzie Jacky swoim czerwonym potworem. Pomiędzy nimi każdy otrzymał miejsce, i kolejność ma pozostać niezmienna. Tylko Chotard raz jedzie za nami, raz nas wyprzedza za kierownicą swego peugeota 504, zapewniając łączność, a w razie potrzeby służąc za zwiadowcę.
W moim wstecznym lusterku często spoglądam na tę gigantyczną kolumnę jadącą w środku Europy w całkowitej pogardzie dla najbardziej elementarnych zasad obowiązujących przy tego rodzaju przedsięwzięciach.
Przejazd do granicy hiszpańskiej zabiera nam trzy dni. Jedziemy bez pośpiechu. Każdy musi przyzwyczaić się do swego pojazdu i do prowadzenia przez kilka godzin z rzędu, z przerwami wyłącznie na uzupełnienie oleju i wody, a od czasu do czasu także na krótki wypoczynek lub na małą kawę.
Tylko w Pirenejach, niedaleko Hendaye, przeżyliśmy trochę emocji – jedynych na tym odcinku przejazdu.
Dwóch policjantów na motocyklach, stojących na poboczu, daje mi znak, żeby się zatrzymać. Czuję ukłucie w sercu. Otwieram okno. Na zewnątrz jest bardzo zimno, lodowaty wiatr zaczerwienił twarz poczciwego gliniarza pod białym kaskiem. Krzyczy, żebym mógł go usłyszeć.
– Nie możecie jechać dalej.
Oparłem łokieć na drzwiczkach, w klasycznej pozie starego wyjadacza szos. Niebieski fartuch, który noszę na bawełnianej koszulce, jeszcze bardziej podkreśla mój profesjonalny wygląd. Odpowiadam:
– No tak, ale szef nie chce czekać.
To celny strzał. Moja mina i mój ton są dokładnie takie, jak trzeba. Wymagania szefa to coś, co do niego przemawia. Patrzy mi prosto w oczy. Czuję u niego zawodowy odruch: kiełkują mu w głowie podejrzenia. W mojej aż kipi.
Glino, mała glinko, jeśli tylko zechce ci się wykazać trochę gorliwości, masz z głowy wystawanie na wietrze przy szosie. Jeszcze dziś wieczorem możesz zostać mianowany marszałkiem gliniarzy. Dowody rejestracyjne ciężarówek nie oprą się dokładnym oględzinom. Poza tym będę musiał wyjaśnić pochodzenie naszych części zapasowych, nie mówiąc już o tym, że wiele naszych towarów może ci się nie spodobać.
Za mną, spięci za swoimi kierownicami, siedzą One i Two, obywatele malijscy bez prawa jazdy. Capone, także bez prawa jazdy, Indianin, pirat drogowy, bez prawa jazdy. Wallid, z podrobioną kartą stałego pobytu, wydalony z Francji, Samuel Grapowitz, poszukiwany w wielu krajach europejskich, bez prawa jazdy, Jacky, bez prawa jazdy.
Będą artykuły na pierwszych stronach gazet, o tobie i o mnie. Mały gliniarzu, nie rób mi tego. Widzisz przecież, że jestem tylko. poczciwym kierowcą TIR-a.
– No dobra, jedźcie, ale ostrożnie.
– Nie ma obawy, będziemy uważać.
Ruszam. Teraz jeszcze boję się tylko, czy mordy One, Two i pozostałych nie utwierdzą go w jego podejrzeniach. Niech tylko zadziwi go wielkość konwoju, i wyciągnie gwizdek. Dwieście metrów, pięćset, nic. Przejechały przed nim już wszystkie ciężarówki. Przez kilka kilometrów patrzę w lusterko wsteczne, oczekując, że pojawią się w nim obaj motocykliści. Nic się nie dzieje. Zostali na poboczu szosy. Pozostaną tam przez całe życie.
Takie właśnie chwile tworzą cały urok tego biznesu; gdyby odbywał się on zgodnie z przepisami, nie interesowałby mnie.
Granicę hiszpańską przejechaliśmy w nocy. Nie było trudności. Jedyny celnik, któremu chciało się wyjść z ciepłego pomieszczenia, otworzył moją naczepę i odskoczył do tylu. Opona, starannie oparta o drzwi przez Josa, wylądowała o dwa centymetry od jego stóp. Przyjął moje przeprosiny. Z niesmakiem przeszedł obok otwartych naczep i panującego tam burdelu. Spróbował otworzyć naczepę Josa, delikatnie uchylając drzwi. Zobaczył tam chwiejący się stos opon. Szybko zamknął i dał spokój. Ponieważ wyraził jednak swoje zdziwienie wobec takiej ilości części zamiennych, z poważną miną wyjaśniłem mu, że jesteśmy stowarzyszeniem kierowców na urlopie i że wieziemy te wszystkie części na zabezpieczenie turystycznego rajdu przez Saharę. Popatrzył na mnie i wrócił do swojego biura bez dalszych dyskusji. Tak czy inaczej. Franco umarł przed miesiącem. Cała Hiszpania upija się, żeby to uczcić. W urzędach panuje kompletny bałagan. Równie dobrze mógłbym tędy przejechać na czele kolumny czołgów, celnicy i tak by się nie ruszyli.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Sahara»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sahara» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Sahara» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.