Cizia Zykë - Sahara

Здесь есть возможность читать онлайн «Cizia Zykë - Sahara» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Sahara: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sahara»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Podróż kilku kombinatorów przez Saharę: ciemne interesy, korupcja, afrykańska rzeczywistość i… piękne kobiety. Nie pozbawione erotyzmu.

Sahara — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sahara», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Są zadowoleni, że są tutaj. Ci faceci to szumowiny. Zgodnie z normalnymi regułami społecznymi, to znaczy według kryteriów, których nie uznaję, są skazani. Wszyscy trzej mają zalety. Jak większość facetów usuniętych na margines w krajach zwanych cywilizowanymi, po prostu chcieli żyć inaczej, przeżyć przygodę i źle się to dla nich skończyło. Więzienia są pełne takich marzycieli. Przestępcy to nic innego jak dzieciaki, które nie chciały dorosnąć.

Zwłaszcza Capone to jeden z nich, szybko się zaprzyjaźnia i jest zdolny być wiernym. Jest miły.

Już wiele razy, kiedy budziłem się w przypływie gorączki, stał przede mną z dymiącym dzbankiem w ręku.

– Kawkę, Charlie?

To nie jest podlizywanie się, które szybko rozpoznaję. Sprawia mu to przyjemność i korzysta z tych chwil, żeby na parę minut usiąść i trochę pogadać. Podoba mi się sposób, w jaki stara się ze mną rozmawiać, poza tym bawi mnie ten krępy facet o potężnych mięśniach, stary już trochę, o siwiejących włosach, ale o zachowaniu młodego chuligana.

Któregoś dnia po jedzeniu usiadł koło mnie zezując w kierunku mojego skręta.

– To nie jest zwykła fajka. Ćpasz?

– To nie narkotyk, to trawka.

– To nie to samo?

– Nie.

Kiwa głową. To u niego zwykły odruch. Potrząsa swoją wielką mordą, z ustami złożonymi w kuper, jak bandyta w starym filmie. Rozmawiamy spokojnie. Opowiada mi o swoich kumplach. Znają się we trójkę od lat i spotykają się w tym samym bistrze. Sami sobie nadali przydomki, jak dzieci.

– Najpierw był Indianin. Chciał, żeby go nazywać Indianin. A ja to dlatego, że chciałem być Al Capone.

Waha się, trochę zawstydzony swoją szczerością.

– No, po prostu chciałbym nim być. A Jos ma na imię Joseph, więc stąd Jos.

Patrzy jeszcze raz na mojego skręta i pyta nieśmiało, czy może spróbować, no, żeby zobaczyć jak to jest. Podaję mu i pociąga długie sztachnięcia, trzyma skręta między kciukiem a palcem wskazującym, po knajacku, i kiwając głową.

– Niezłe.

Rzeczywiście! Próbując swojego pierwszego w życiu skręta trafił na zairską trawkę, którą kupił gdzieś Jacky, jest to jedna z najmocniejszych w Afryce. Oddaje mi skręta i nadal kiwa głową w milczeniu.

Nagle przestaje, patrzy na mnie, na hangar dookoła, na chłopaków, mrucząc coś niezrozumiale, i wyraz twarzy mu się zmienia. Śmieje się, z błyszczącymi oczami, i od razu ma dwadzieścia lat mniej.

– O kurczę, coś takiego, coś takiego!

To zdrowa reakcja, reakcja ludzi o mocnym charakterze. Ten facet wydaje mi się coraz bardziej sympatyczny. Od razu myśli o kumplach:

– Ej, Indianin, Indianin, chodź tu, zobaczysz coś. Tamci dwaj nadbiegają, i daję znak Jacky'emu, żeby zrobił nowego skręta. Piętnaście minut później wszyscy trzej są na haju, siedzą obok mnie i zaśmiewają się. To pierwsza chwila odprężenia, i pozwalam na przedłużenie się przerwy.

Zadają nam pytania, Jacky'emu i mnie, na temat Afryki, miejsc, do których jedziemy, i na temat pustyni. Nie mają o tym pojęcia. Wyjechali nie wiedząc, dokąd jadą. Jeszcze jeden punkt dla nich.

***

Albana zabrał się wreszcie do pracy. Moje ostrzeżenie i moja ciągła obecność spowodowały, że znalazł właściwą drogę.

Nie odstępuje teraz Europejczyków i stara się pracować z nimi przy załadunku raczej niż przy blacharce z innymi Afrykanami.

Wallid pracuje swoim stałym rytmem, powoli, ale bez przerw. Z całego zespołu on najlepiej zna się na ciężarówkach. Zajmuje się blacharką, przeglądami, sprawdzaniem kół i wszystkimi małymi śrubkami, które trzeba dokręcić. Na ogół pracuje sam, a od wczorajszej sprzeczki jest obrażony.

Tego ranka wszyscy zostali wezwani do załadunku i zamocowania jednego z peugeotów 504.

Praca przebiegała wśród zwykłych wrzasków i metalicznych uderzeń, kiedy nagle nastąpiła zmiana. Okrzyki przeradzają się w wyzwiska.

Pokonując swoje osłabienie natychmiast przybiegam na miejsce wypadków. Wallid, z lewarkiem w ręku, stoi w postawie obronnej. Przed nim, przestępując z nogi na nogę, Indianin z wściekłą miną trzyma nóż skierowany w stronę jego brzucha. To nie żarty, załatwi go.

– Nie wygłupiaj się.

Nie zdążyłem interweniować, bo rzucił się między nich Capone, rozkładając ręce.

– Mówię ci, przestań.

Jos, który przybiegł z głębi hangaru po pierwszych krzykach, z biegu rzuca się na Indianina i opasuje go rękami, wytrącając mu nóż z dłoni. Dwie sekundy ciszy, po czym uspokojony już Indianin uwalnia się od uścisku Josa skinieniem głowy, podnosi broń i bez słowa powraca do roboty.

To niebezpieczny facet, i umie trzymać kosę. Wallid, który nie jest przecież mięczakiem, dostrzegł to i najadł się strachu.

***

Pomimo obfitego jedzenia nieustanna praca, zimno, niewygody i brak urządzeń sanitarnych wzmagają napięcie, toteż nerwy łatwo puszczają.

Jean-Pauł i Olivier, dwaj zawodowcy, nie przysparzają problemów. Robią swoje i nie oszczędzają się. Praktycznie nie rozmawiają z pozostałymi, choć nie wydaje mi się, by były między nimi jakieś nieporozumienia. Po prostu postanowili trzymać się z boku. Jak długo będą mieli odpowiednie nastawienie do, roboty i nie będą stwarzać problemów, nie mam nic przeciwko nim.

Jedynym, który niewiele robi, jest Samuel Grapowitz. Każdemu wskazałem ciężarówkę, którą będzie prowadził, i przez cały dzień Samuel'Grapowitz zajęty był upiększaniem swojej kabiny, do której następnie zaprasza mnie, żebym podziwiał owoc jego pracy.

– Charlie, chodź zobaczyć, co potrafi człowiek o wyrafinowanym smaku.

Otwiera drzwiczki i pompatycznym tonem oznajmia:

– Świat piękna i przyjemności, męska siła łączy się z kobiecym wdziękiem.

Wewnątrz prawdziwy zalew dup i piersi. Każde wolne miejsce oklejone jest zdjęciami gołych dziewczyn. Znaleźć tam można blondynki, brunetki, rude, wszystko, co się chce. Przesuwając wzrok dookoła przedniej szyby ma się przegląd wszystkich możliwych pozycji we dwoje. Pod lusterkiem wstecznym zawieszone jest zdjęcie Jego Wysokości z członkiem w ręku.

– Dzięki temu przez całą drogę będę pamiętał o moich obowiązkach ambasadora francuskiego czaru i romantyzmu – mówi, ocierając łzę.

Samuel Grapowitz to człowiek bardzo sentymentalny.

Nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować mu niewątpliwego dobrego smaku, i wracam na swój fotel, słaniając się ze śmiechu.

Załatwił sobie spanie razem z nami w hotelu. W chwilach wolnych od przyozdabiania swojej kabiny przychodzi do mnie pomajaczyć trochę na temat Afryki i Murzynek, których zamierza załatwić całe wioski. Już na samą myśl dostaje dreszczy i wygłasza na ten temat długie tyrady, podczas gdy inni pracują. Nie przeszkadza mi to. Właśnie dlatego, że to autentyczny wariat, zgodziłem się go przyjąć. Lubię wariatów.

Zresztą nauczył się prowadzić po jednej lekcji, a nawet zdarza mu się trochę pomagać przy robocie, jeżeli nie jest ona zbyt brudna. Chce tylko uniknąć zaplamienia jeszcze przed wyjazdem swojego eleganckiego ocieplanego lotniczego kombinezonu, do którego nosi zawsze apaszkę zawiązaną na szyi. W końcu posłałem go do miasta z ważnym zadaniem. Muszę kupić prezenty ślubne mojej małej Radijah, i poprosiłem go, żeby zrobił dla mnie zakupy. Pomysł niezbyt mu się podobał, dopóki nie dodałem:

– To dla kobiety.

Wyprostował się, spojrzał na mnie kątem oka i odpowiedział z łakomym wyrazem twarzy:

– Charlie, jestem twoim człowiekiem. Czego potrzebujesz?

– Perfum.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Sahara»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sahara» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Sahara»

Обсуждение, отзывы о книге «Sahara» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x