Cizia Zykë - Sahara

Здесь есть возможность читать онлайн «Cizia Zykë - Sahara» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Sahara: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sahara»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Podróż kilku kombinatorów przez Saharę: ciemne interesy, korupcja, afrykańska rzeczywistość i… piękne kobiety. Nie pozbawione erotyzmu.

Sahara — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sahara», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Potwierdzam mu, że wkrótce wyjeżdżamy, i proszę, żeby od razu pojechał do hangaru i zabrał się do pracy. Jest przyzwyczajony do mojego tempa. Chotard daje mu trochę pieniędzy i Wallid nie zwlekając rusza.

Następnie z Chotardem zabieram się do najmniej ciekawej części tych wszystkich przygotowań: przestudiowania zamówień, jakie zebraliśmy podczas ostatniej podróży.

Jest tu wszystko, od kompletnego silnika po parę butów na słoninie. Jeśli chodzi o większe rzeczy, Chotard lata po sklepach i złomowiskach. Co do drobnych zamówień i ubrań, Chotard starannie je notuje, ale nigdy ich nie realizujemy. Mówimy, że zabrakło.

Natomiast zawsze przewiduję zapas prezentów, żeby podtrzymać dobre stosunki. Tranzystorowe radia, możliwie największe, bo takie lubią, oraz kalkulatorki, które wywróciły do góry nogami etnologię Afryki. Tubylcy przeszli bezpośrednio od kamyków do elektroniki.

Dalej rzeczy, które w moich oczach są nie mniej ważne. Zapasy lekarstw i skondensowanego mleka dla dzieci. Chotard skrzyniami kupuje witaminy, aspirynę i inne lekarstwa, które rozdzielam podczas przejazdu. Osobiście dopilnowuję, żeby wszystko było w ogromnych ilościach.

Przed wyjściem Jacky zapowiada mi na wieczór wizytę Samuela Grapowitza, swego kumpla, który koniecznie chce się ze mną spotkać.

***

Kiedy wyszli, biorę prysznic i kładę się, bo ogarnęło mnie zmęczenie. Pani pielęgniarka przychodzi mnie przykryć. W ostatniej chwili odskakuje, unikając pieszczoty, jaką jej przeznaczyłem, i warczy na mnie:

– Proszę pana, dosyć już tego!

Marszczy brwi, ale drgające w powstrzymywanym uśmiechu wargi zdradzają, że wkrótce będzie moja… Zasypiam szczęśliwy.

Budzę się wczesnym wieczorem. Po bezskutecznych usiłowaniach, by włączyć mikser do owoców, ciskam nim o podłogę.

Na korytarzu słyszę śmiech. To nadchodzi Samuel Grapowitz. Śmiech cichnie. Samuel Grapowitz wsuwa głowę przez drzwi, patrzy na mnie chwilę i wybucha śmiechem. Wchodzi, robi rundkę dookoła pokoju, patrzy na leżący na podłodze mikser, i ponownie jego wesołość powoduje drżenie ścian.

Samuel Grapowitz, Żyd i oszust.

***

Ten facet to prawdziwy wariat, tak naprawdę to najbardziej zwariowany i najsympatyczniejszy maniak seksualny, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Jego członek jest dla wszystkich. Nie można spędzić w jego towarzystwie godziny, żeby o nim nie wspomniał.

Jego ulubiony żart to podejść na przyjęciu do jakiejś panienki, wyjąć członka i zapytać:

– Przepraszam… widziała pani mojego?

Od wielu lat to robi, i nigdy nie dostał po buzi. To arystokrata!

Poza tym jest doskonałym kumplem i niewiarygodnym showmanem. Bez przerwy trwa przedstawienie, najpierw w jego głowie, później dla otoczenia. Nie przestaje nigdy. Miny, przemówienia, najróżniejsze wygłupy, wraz z nim do pokoju wchodzi prawdziwe tornado. Uprawia swój zawód w sposób genialny. Polega to na wymyślaniu niezawodnych scenariuszy. Wyciąga forsę w merostwach, tworząc fikcyjne kampanie reklamowe. Jest doskonały w tej roli światowego oszusta, eleganckiego i o nienagannych manierach. Kocha luksus i ma wiele zalet.

W ślad za nim wchodzi Jacky, z uśmiechem na ustach i z załzawionymi oczami. Najwidoczniej Samuel Grapowitź zdążył już opowiedzieć mu parę kawałów w windzie. Siada i zaczyna przygotowywać skręty. Samuel Grapowitz przygląda mu się, uderza się w czoło i wybucha śmiechem.

– No i jak, Samuelu Grapowitz, wszystko dobrze?

Nagle cała jego twarz zmienia wyraz. W kilka sekund przybiera tragiczny wygląd.

– Nie.

Krzyczy.

– Nie, zupełnie niedobrze!

Umysł zaprząta mu pierwszoplanowe zagadnienie, sprawa wibracyjnych aparatów do masażu. Według niego aparaty te są na najlepszej drodze do zastąpienia mężczyzny. To prawdziwy dramat. Jacky i ja, słaniając się ze śmiechu, staramy się go pocieszyć.

– No, jesteś już dużym chłopcem, najwyższy czas, żebyś się dowiedział.

I wyjaśniamy mu, że od zarania dziejów panie chętnie wykorzystywały dla przyjemności najróżniejsze narzędzia i warzywa.

– W naszym technologicznym wieku jest normalne, że banan zostaje zastąpiony czymś nowocześniejszym.

– I wydajniejszym.

Patrzy na nas, potrząsając głową w rozpaczy.

– Wybaczcie, że wam to powiem, panowie, ale jesteście chamy. Banan to rzecz normalna, jest… jest naturalny. Jest e-k-o-1-o-g-i-c-z-n-y. Ja mam już dość, wyjeżdżam. Poszukam sobie miejsca, gdzie nadal kocha się w sposób naturalny. To postanowione. Wyjeżdżam.

– I dokąd tak wyjeżdżasz?

– Do Afryki, Charlie. Musisz zabrać mnie do Afryki.

– Ależ to niemożliwe. To zbyt ciężkie.

Myślę, że jego prośba stanowi część przedstawienia, ale wygląda na rozczarowanego moją odmową, i nalega.

– Mówię poważnie, Charlie, naprawdę. Nie miałbyś miejsca dla mnie w swoim konwoju?

Za jego plecami Jacky daje mi znaki, że rzecz jest rzeczywiście poważna. Przyglądam się temu wysokiemu, szczupłemu facetowi, elegancko ubranemu, ostrzyżonemu według najnowszej mody. O ile jest doskonały do salonów, luksusu i na przyjęcia; trudno mi go sobie wyobrazić w roli pustynnego awanturnika. Wyjaśniam mu to.

– To coś zupełnie innego niż wszystko, co znasz. To ciężkie, nawet niebezpieczne. To wymaga fizycznego wysiłku. Myślisz, że dasz radę?

– Tak. Nie wyglądam na silnego, ale jestem wytrzymały. Uprawiałem sporty.

Waham się. Zauważa to i dodaje:

– Nie mam tu już nic do roboty. To koniec. Muszę wyjechać pokazać małego pod innym niebem.

Taka argumentacja przekonuje mnie.

– OK. Jedziesz z nami jako kierowca. Umiesz prowadzić ciężarówkę?

– Nie.

– Nieważne. Prawo jazdy?

– Na osobowe.

– Zrób sobie zdjęcia. Załatwimy ci to.

Samuel Grapowitz jest szczęśliwy i rozbawiony przez resztę wieczoru. Jego wybuchy śmiechu na całe gardło, całkowicie nie kontrolowane, którym wtórują nasze, zwracają w końcu uwagę pielęgniarza z nocnego dyżuru. Wchodzi wściekły i zatrzymuje się na progu, bo oczy go pieką od gęstego dymu, w którym tonie pokój.

– Co to ma znaczyć? Tu jest szpital.

Samuel zrywa się na równe nogi, całkowicie otumaniony trawką i pełen radości życia.

– Proszę pana. Świetnie, że pan jest.

Stary piernik o minie dozorcy traci mowę ze zdziwienia.

Jest pan medycznym specjalistą, więc poproszę pana o radę w kwestii seksualnej, która poważnie mnie niepokoi, proszę pana, bardzo poważnie.

Ale pielęgniarz nie chce nic słyszeć na temat problemów z libidem Samuela Grapowitza. Zaniepokojony wycofuje się za próg i mówi do mnie ponad ramieniem Samuela:

– Proszę natychmiast to skończyć, przeszkadzacie chorym spać.

– W porządku, grubasie, wychodzimy. Samuelu Grapowitz, daj mu spokój.

***

Następnego dnia po przebudzeniu podejmuję decyzję. Jestem na dobrej drodze do wyzdrowienia. Teraz potrzebuję słońca i działania. Ze szpitalem koniec. Oznajmiam to Jacky'emu, który przyjeżdża, żeby zabrać mnie na spotkanie z kandydatami na kierowców. Zgadza się ze mną i tym sposobem opuszczam klinikę. W charakterze zapłaty zostawiam im mój jedwabny szlafrok. Chyba się im to opłaca, bo w zamian dostałem tylko pół tabletki nivaquiny dziennie.

Jedyne, czego żałuję, to to, że nie miałem czasu zająć się moją starą pielęgniarką, która dziś rano uległa mi ostatecznie i nie próbowała już uniknąć mojej pieszczoty. Biedaczka, czuję się winien, bo rozbudziłem w niej na nowo zapomniane marzenia.

***

Nasza siedziba wygląda bardzo poważnie. Biuro dyrektora, metalowe szafy na segregatory, telefon. Jest nawet supernowoczesny teleks. Służy on wyłącznie celom estetycznym, bo nie jest nigdzie podłączony. Zawsze przywiązywałem wagę do aspektów wizualnych. Z nogami na biurku, jak rasowy dyrektor naczelny, oczekuję na kandydatów na kierowców, otoczony najbliższymi współpracownikami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Sahara»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sahara» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Sahara»

Обсуждение, отзывы о книге «Sahara» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x