– Jak się dowiedziałeś, że nie jesteś chory?
– Okazało się, że mam alergię, i z tego się wzięła moja wysypka. I tyle. Dało się łatwo wyleczyć, więc na pewno nie było to AIDS.
Słowa Xiao'era wydawały mi się rozsądne. Zaczęłam łamać sobie głowę, w jaki sposób by tu wywieźć Żuczka z kraju, tylko jak to zrobić bez pieniędzy? Nie stać nas było nawet na nowe płyty, co dopiero na wyjazd za granicę. Przyszło mi do głowy, że może mogłabym coś zrobić z tymi opowiadaniami, które napisałam. Nigdy nie myślałam o zarabianiu prawdziwych pieniędzy pisaniem, ale chyba nadszedł czas, żeby się nad tym zastanowić. Rozważyłam wszystkie możliwości – na jednej opowieści można było zarobić tysiąc juanów, a gdy już książka wyjdzie, kolejnych parę tysięcy, i nic więcej, bo natychmiast pojawią się pirackie kopie. Napisałam dotąd zaledwie kilkanaście opowiadań i nie byłabym w stanie napisać w krótkim czasie kolejnych kilkunastu po to, żeby pomóc Żuczkowi. Nie potrafiłabym tak po prostu ich wyprodukować. Krótko mówiąc, nie było nas stać na wyjazd.
Nie mieliśmy teraz kasy, zresztą nigdy jej nie mieliśmy. Całą bieliznę kupowałam na ulicy Huating, gdzie można było dostać rzeczy tanie i ładne oraz podróbki markowych ciuchów. Kupowałam figi po dziesięć juanów za dwie pary, które na mnie wyglądały jak za pięćdziesiąt juanów. Miałam do tego dryg.
Te myśli dodawały mi odwagi. Znajoma kiedyś powiedziała, że ludzie, którzy chodzą boso, nie boją się tych, którzy mają buty. Czułam, że jest w tych słowach wielka mądrość. Wychowaliśmy się na filmach produkcji ZSRR i Korei Północnej, a teraz słuchamy muzyki z Anglii, siedzimy w kuchni, podjadając makaron błyskawiczny, i zastanawiamy się, czy mamy AIDS. Palimy marihuanę z Xinjiangu, zarzucamy pigułki za trzy juany butelka, a kiedy się nawalimy, słuchamy punk rocka i mówimy sobie, że jest szałowo. Czemu nie? Mamy już tak dość czekania. Czasem, gdy czekamy dostatecznie długo, w końcu znajduje się dla nas trochę ekstazy, a nie można przecież marnować darmowych narkotyków. Po ekstazie wpadam w euforię, która przypomina mi pewien fragment ze Skowytu Allena Ginsberga. Nie znaczy to, że ja i Allen Ginsberg mamy ze sobą cokolwiek wspólnego, nie wspominając już o tym, czy go rozumiem.
Nigdy nie zapominajcie, kim jesteście, nawet jeśli pewnego dnia będziecie mieli mnóstwo pieniędzy. To bardzo ważne. Jesteśmy biedni, więc przynajmniej nie snujemy się po sklepach z płytami, żując gumę i wybierając, na co nam przyjdzie ochota. Wiele z tych płyt przyprawiłoby nas o szaleństwo. Pamiętajcie: zawsze stawiajcie się na miejscu ludzi ubogich, dzięki temu pozostaniecie sobą. I trzymajcie się z daleka od burżujów w rodzaju Saininga i Xiaohua. Nie jesteśmy tacy jak oni!
Rzecz jasna, ciągle musiałam pożyczać pieniądze od Saininga, choć nigdy nie zwróciłam mu żadnej „pożyczki”. Tym razem będę potrzebowała więcej niż zwykle. Dla Zuczkowego AIDS muszę się posunąć do ostatecznych granic.
Ja też boję się żółtaczki. Potrafię znieść myśl o śmierci, ale nigdy nie chciałam dostać żółtaczki. Doszło do tego, że bałam się odwiedzać kogokolwiek ze strachu, że mam żółtaczkę.
Jabłko dał nam namiary na pewnego specjalistę od AIDS w Pekinie. „Możecie zadzwonić do niego bezpośrednio” – powiedział. Zadzwoniłam natychmiast i posługując się fałszywym nazwiskiem, opisałam sytuację Żuczka. Żuczek siedział w kucki przy mnie i cały czas mi się przyglądał. Doktor oznajmił, że na podstawie tego, co mówię, można przypuszczać, że Żuczek nie ma HIV, ale możliwe, że choruje na białaczkę albo na syfilis.
– Gdyby rzeczywiście miał AIDS – dodał – to jego obecne objawy sugerowałyby, że zaraził się co najmniej pięć lat temu.
Czym prędzej napisałam na kartce „syfilis albo białaczka” i podetknęłam ją Żuczkowi. Jego twarz rozjaśniła się, jakby doznał objawienia. Doktor powiedział, że i tak trzeba iść do szpitala i zrobić badania.
– Boimy się, że go aresztują – odparłam.
– Co za bzdura! – odrzekł lekarz. – Przyjedźcie do Pekinu, do mojego szpitala. Przychodzą do mnie sami chorzy na AIDS. To tacy sami pacjenci jak wszyscy inni.
– Czy to naprawdę bezpieczne?
– Oczywiście. Możecie mi zaufać. Pani przyjaciel nie zostanie aresztowany.
Kiedy odłożyłam słuchawkę, osunęliśmy się na łóżko.
– Kurwa mać! – rzuciłam. – Nie grozi ci żadne aresztowanie. Niezły numer z tej Xiaochun. Ale jeśli masz syfilis – dodałam – to czemu jesteś w takiej dobrej formie?
Zadzwoniłam do Xiaochun.
– Niezła jesteś. Nikogo nie wsadzają do więzienia z tego powodu. Wystraszyłaś go prawie na śmierć, zdajesz sobie z tego sprawę?
– Widziałam film dokumentalny na ten temat. A jeśli się dobrze rozejrzysz wśród naszego towarzystwa, zauważysz, że zgarnęli każdego, kto kiedykolwiek zaraził się AIDS. Każdy mógł popełnić ten sam błąd co ja. Rozumiem, że akurat tym razem się myliłam.
To wszystko brzmiało zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe. Wprawdzie białaczka to też straszna rzecz, ale Żuczek przynajmniej uniknie dodatkowych udręk psychicznych. Postanowiliśmy od razu wysłać go na badania i zamówiliśmy wizytę u specjalisty chorób wenerycznych w szpitalu Huashan.
Tamtego wieczoru, kiedy korzystałam z toalety, trochę wody chlapnęło mi na srom. Obawiałam się, że jest pełna śmiercionośnych bakterii, więc postanowiłam zdezynfekować się lizolem. Sprawdzał się w wypadku ran, myślałam zatem, że się nada. Podciągnęłam majtki i zaczęłam szukać lizolu, wyrzekając cały czas:
– Ty i ten twój głupi mister Syfilis, patrzcie tylko, coście mi narobili. AIDS, żółtaczka, syfilis!
– Co ty tam wyprawiasz? – spytał Żuczek.
– Szukam lizolu, żeby zdezynfekować swoje intymne części, zachlapane brudną wodą z kibla!
– Na miłość boską, nie rób tego! Jeśli potraktujesz się tym paskudztwem, wylądujesz z twarzą osiemnastolatki i genitaliami osiemdziesięciolatki! Zrobią ci się od tego czarne. Tak samo jest u mężczyzn i u kobiet.
Powiedział, że dowiedział się tego od dziwki, którą nazywał „kurczakiem”.
– Co? Pieprzysz się z prostytutkami? – spytałam.
– A co w tym złego? Są dużo bardziej autentyczne niż pisarki!
– Pierdol się! Czego chcesz od pisarek?
– Przestań się na mnie wściekać. Uczciwie wyrażam swoje zdanie, ale mogę się mylić.
Następnego ranka pomogłam Żuczkowi kupić dres.
– Ubierz się w to – poleciłam. – Znajdziemy ci jeszcze jakiś kapelusz, żeby zakryć włosy. Nie przejmuj się, sama porozmawiam z lekarzami. Nie musisz się odzywać nawet słowem.
Dotarliśmy do szpitala Huashan. Na oddziale chorób wenerycznych było pełno krętych korytarzy. Wielkie sale podzielono na wiele mniejszych pokoi, które z kolei tworzyły sieć labiryntowych przejść. Obojgu nam kręciło się w głowie od tylu zakrętów, w końcu straciliśmy się nawzajem z oczu i musieliśmy się nawoływać po imieniu. Im dłużej nawoływałam, tym bardziej beznadziejnie się czułam. Teraz, gdy nareszcie udało nam się dostać gdzieś, gdzie Żuczek mógł się zbadać na AIDS, musieliśmy od razu zabłądzić…
Wreszcie oboje odszukaliśmy pokój, gdzie przeprowadzano testy. Kilku dziewczynom właśnie pobierano krew, a pielęgniarka spytała mnie:
– Czy twój przyjaciel jest mężczyzną, czy kobietą?
– Mężczyzną – odparłam.
Spytała, kim dla niego jestem, a ja odpowiedziałam, że siostrą.
– Był za granicą – dodałam – i zachowywał się nieostrożnie. Pomyślałam, że powinien się zbadać.
Читать дальше