Starałam się, żeby Xiaochun spędzała z nami dużo czasu. Bałam się nocy, bałam się dnia, bałam się myśleć – ilekroć zwracałam myśl ku przyjacielowi, który wkrótce miał runąć w czarną dziurę, utraciwszy grunt pod stopami, ogarniało mnie poczucie zagrożenia, i mój oddech stawał się niespokojny. Xiaochun siedziała obok mnie.
– Każdy ma swój los – powiedziała. – Jeśli Niebiosa chcą go zabrać, to znaczy, że nadszedł jego czas. Może to dlatego, że on wcale nie chce się zestarzeć. Wiesz, jaki zawsze był niewinny, jaki słodki. Czy próbowałaś sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał, gdy się zestarzeje?
Nie próbowałam. Ale to tylko gdybanie. W końcu Xiaochun oznajmiła:
– Myślę, że powinniśmy zrobić tak: po pierwsze, niech się zbada na zwykłe choroby, powiedzmy, u internisty i u dermatologa.
– Nie, nie chcę, żeby przez to wszystko przechodził. Jeśli ma umrzeć, niech umrze piękną śmiercią.
– Przecież nikt nie wie na pewno, czy w ogóle jest chory, prawda? – odparła Xiaochun. – Musi go obejrzeć lekarz.
– W najbliższych dniach będzie hongkońska wiza. Lepiej niech Żuczek idzie na te badania w Hongkongu.
Xiaohua przestała dzwonić, więc sama do niej zatelefonowałam.
– Kiedy coś tak poważnego zdarzy się przyjacielowi, trzeba okazywać mu jeszcze więcej zainteresowania niż zwykle – powiedziałam.
– Muszę najpierw znać wyniki badań – odparła Xiaohua. – Czuję się niezręcznie, póki nie wiem, co mu właściwie jest. Nie wiem, jak mam go traktować. Jeśli nie macie pieniędzy, dam wam tyle, ile potrzeba. Tylko nie przychodźcie do mnie – nie chcę, żeby dotykał moich rzeczy.
– A co, jeśli jest chory? Myślisz, że się zarazisz od samego rozmawiania z nim? Boisz się, że się zarazisz, jeśli będzie dotykał twoich rzeczy? Jesteście przecież bliskimi przyjaciółmi.
– To, czy jesteśmy przyjaciółmi, czy nie, nie ma nic do rzeczy. Przede wszystkim musisz mu załatwić to badanie. W końcu chcesz wiedzieć, czy ma AIDS. Jednym z wczesnych objawów AIDS jest żółtaczka, która jest superzaraźliwa. Nie stać mnie na żółtaczkę, muszę chodzić do pracy.
– Żółtaczka? Kto ci to powiedział? Jak możesz w takim momencie myśleć o sobie? Powinnaś myśleć o nim!
– Może zajmij się swoimi sprawami, co? Przecież nie jest tak, że nic dla niego nie robimy.
Ta rozmowa brzmiała jak wyrok śmierci. Znowu poczuliśmy, że to pewne. Ponad wszelką wątpliwość Żuczek ma AIDS. A najgorsze, że kiedy rozmawiałam, przypadkowo nacisnęłam włącznik głośnika, i Żuczek słyszał każde słowo wypowiedziane przez Xiaohua. Wyglądał na wstrząśniętego.
– Zawieź mnie do szpitala – powiedział. – Tam jest moje miejsce.
Wybuchnął płaczem. Po raz pierwszy zobaczyłam go tak łkającego. Byłam zszokowana widokiem tego uroczego, tyczkowatego Wielkiego Ptaka o słodkim głosie, zalewającego się łzami. Cały drżał, jego twarz skurczyła się, a ja czułam się straszliwie nieswojo. Przywykłam do patrzenia na ładną twarz Żuczka.
– Przestań się żalić – powiedziałam. – Żadne z nas się nie skarży!
– Nie skarżę się. Moja przeszłość mnie dopadła. Tylko dlaczego to musiało się przytrafić właśnie mnie?
– Po prostu przestań płakać, dobra? Jeśli umrzesz, moje życie też się skończy. Jestem twoim najlepszym kumplem. Zawsze jesteśmy razem, a oprócz tego, że nie przyznałeś się do nieużywania kondomów, nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Zresztą żyję już wystarczająco długo. Chcę ci powiedzieć, że nie zanosi się na to, żebym potrafiła przywyknąć do życia bez ciebie. Będziemy musieli umrzeć razem.
– Odpowiedziałaś na moje modlitwy – oznajmił Żuczek. – A jeśli nie umrzesz razem ze mną, skończę tak samo jak ta dziewczyna z filmu Róż [17] – wrócę po ciebie…
– No to umowa stoi – powiedziałam.
Tymczasem zastanawiałam się, co zrobi moja matka. Jak się poczuje, jeśli to uczynię? Mój ojciec jest silny, ale czy matka da sobie radę? Jeśli ja na samą myśl o śmierci przyjaciela wpadam w tak wielki smutek i depresję, to co poczuje moja matka, gdy mnie naprawdę straci? Była to nieznośna myśl. Przypomniałam sobie jej słowa, gdy znowu trafiłam na odwyk: „Gdybym wiedziała, że w ten sposób choć trochę ulżę ci w cierpieniach, chętnie oddałabym życie”. Czy byłam gotowa umrzeć dla Żuczka? Nie wiedziałam. Wiedziałam tylko, że nie chcę, żeby ktokolwiek chorował na AIDS.
Zadzwoniła Xiaohua i powiedziała, że chce opłacić podróż nam obojgu, żebym mogła pojechać do Hongkongu razem z Żuczkiem.
– Zastanów się nad tym – poleciła. – Nie możemy puścić go samego w tak niebezpiecznych okolicznościach. Jeszcze się rozbije samochodem, gdy się dowie.
– Nie zrozumcie mnie źle – wtrąciła się Xiaochun – ale jeśli naprawdę jest chory, to właśnie tak byłoby dla niego najlepiej.
Rozmawiając o AIDS, nigdy nie używaliśmy tego słowa, jakbyśmy się go bali – zawsze mówiliśmy tylko „jest chory”, „nie jest chory”.
– Nie potrzebuję pomocy od Xiaohua – oświadczył Żuczek.
Powiedział, że nie chce jej widzieć. Gdy ktokolwiek spośród jej przyjaciół wpadał w jakieś tarapaty, traktowała to jak zadanie matematyczne – coś, co można sprowadzić do liczb. Tymczasem Żuczek potrzebuje przede wszystkim swojej matki i przyjaciół. Teraz, gdy kładzie się do łóżka, nigdy nie jest pewien, w jakim miejscu się obudzi. Wie, że to głupio myśleć w ten sposób – to nie dzieje się tak szybko – lecz nie potrafi przestać się zamartwiać.
– Nie wiesz, co to znaczy, póki tego nie poczujesz na własnej skórze – powiedział. – Tego się nie da opisać. Nie potrzebuję już żadnych drągów. Jestem bez przerwy na haju. Doszedłem do wniosku, że idiota ze mnie – tak wielu rzeczy nie rozumiem. Czuję się tak rozkosznie nieświadomy jak twój piesek.
Od czasu do czasu jednak Żuczek potrafił o wszystkim zapomnieć. Sztafirował się przed lustrem jak zwykle, śpiewał i grał na gitarze. W takich momentach ja z kolei wpadałam w największą rozpacz. Uważałam, że moim obowiązkiem jako jego najlepszej przyjaciółki jest pomóc mu zrobić badania. Ale musiałam też myśleć o tym, co będzie, jeśli wynik okaże się pozytywny.
Doszłam do wniosku, że muszę mu pomóc nagrać własną płytę. Zawsze chciał przerobić tradycyjną melodię Otoczeni ze wszystkich stron na rockoperę i nawet napisał partie dla większości instrumentów. Umiał grać na perkusji, gitarze i basie, znaliśmy ludzi grających na lutni pipa. Jedyne studio, jakie oboje kiedykolwiek widzieliśmy na oczy, znajdowało się w moim mieszkaniu. Saining urządził tu studio nagraniowe, ale nie sądziłam, żeby było wystarczająco dobrze wyposażone do takich projektów.
Skontaktowałam się z Xiao'erem. Xiao'er miał całkiem przyzwoite własne studio i chociaż kiepski jako inżynier nagrań, był świetnym facetem. Kiedy oznajmiłam mu bardzo poważnie, że Żuczek jest śmiertelnie chory i że musimy mu pomóc, jego pierwsze słowa brzmiały:
– Ma AIDS?
– Skąd ci to przyszło do głowy? – spytałam.
– Bo to wasze towarzystwo należy do grupy wysokiego ryzyka, wiesz?
– To pomożesz czy nie?
– Czy ty chcesz go zabić? Jak możesz myśleć o muzyce w takiej sytuacji? Powinnaś się zająć zorganizowaniem mu leczenia. Albo wysłać go za granicę i wydać za cudzoziemkę, żeby dostał prawo pobytu i leczył się tam. Lepiej tym się zajmij. Gdybyś to ty była chora, czy siedziałabyś na tyłku i marzyła o pieprzonych płytach? Oszalałaś? Chyba cię popierdoliło. Pewnego dnia ja też myślałem, że mam AIDS, i zapragnąłem wyjechać gdzieś na jakąś piękną wysepkę i czekać na śmierć. A potem dowiedziałem się, że wcale nie jestem chory.
Читать дальше