B. była tancerką. O pół głowy wyższa od A., miała śniadą skórę, szerokie ramiona, wąską talię i pokaźny tyłek. Chodziła do A. na lekcje gry na fortepianie i kochała się w niej potajemnie od czternastego roku życia. Była zakochana w jej talencie i melancholijnym usposobieniu. Spotkały się ponownie rok temu w pewnym mieście na południu. A. wtedy prawie straciła nadzieję – była wiecznie głodna. Pracowała w fabryce spinek do włosów, myła głowy u ulicznego fryzjera, była też kelnerką.
B. uważała się za heteroseksualistkę. Spała z mężczyznami – uprawianie miłości z mężczyzną było dla niej czymś dobrze zrozumiałym. Nie myślała o A. jak o kobiecie, lecz nie uważała jej także za mężczyznę. Żaden mężczyzna nie potrafiłby dać jej siedmiu czy ośmiu orgazmów jednego dnia.
Żuczek wpadł na zwariowany pomysł – chciał sprawdzić, jak zabrzmi gitara w zestawieniu z pipą. Sanmao przedstawił nas A. Silne, opanowane ruchy jej palców, gdy grała melodię Otoczeni ze wszystkich stron, zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Zabraliśmy ją potem do szpitala na kompleksowe badania – powiedzieli nam, że widać u niej ciemną plamę pod ósmym żebrem. Jej macica była widoczna, lecz niezwykle mała. Spytaliśmy, ile kosztowałaby operacja zmiany płci. Teraz A. mieszka w Szanghaju i udziela dzieciom prywatnych lekcji gry, a B. tańczy w chórkach z piosenkarzami w nocnym klubie. B. marzy o tym, by po operacji zmiany płci A. przedstawić ją swoim rodzicom, a potem wezmą ślub i będą żyć długo i szczęśliwie.
Słyszałam, że A. i B. co noc zasypiają, patrząc sobie w oczy. Ich życie jest usiane przeciwnościami, lecz nie zamierzają pozwolić, by cokolwiek stanęło im na przeszkodzie. Kochają się tak, jak kochają życie – wciąż mam przed oczami kołyszący się obraz ich obu. Moje mieszkanie jest marnie wyciszone; zdaje się, że niemal bez przerwy uprawiają seks.
Spędziliśmy z Sainingiem cały dzień w łóżku, śpiąc. Wyrwał nas ze snu płacz B., po którym rozległa się kłótnia. A. krzyczała: „Jaka kobieta by mnie chciała, z moim wyglądem? Dlaczego ciągle jesteś taka podejrzliwa? Dlaczego stale oskarżasz mnie o coś, czego nie zrobiłam?” „Wiesz doskonale, jak bardzo się o ciebie martwię. To nie są żarty” – powiedziała B. Potem nastała cisza, która ustąpiła odgłosom uprawiania miłości.
Nie wiem dokładnie, co robiły, lecz nie było wątpliwości, że kochają się ze sobą dwie kobiety. Dlaczego nie uważały się za lesbijki?
Tak czy owak, homo czy hetero – jakie to ma znaczenie, gdy się kogoś kocha? A ja? Kiedy ostatnio byłam naprawdę zakochana? Chyba co najmniej kilka lat temu.
Saining odpoczywał z zamkniętymi oczami, w końcu usiadł i powiedział:
– Kiedy kobiety się ze sobą kochają, to czy kiedykolwiek robią przerwy?
Pomyślałam, że chociaż życie A. i B. jest ciężkie i wyczerpujące, obie są szczęśliwe, ponieważ się kochają. Co dzień pracują do upadłego, by uzbierać na operację zmiany płci, dzielą się pracą i w przyszłości podzielą się jej owocami.
Zapaliliśmy papierosy. Paląc, wpatrywaliśmy się w drzwi sypialni; zapanowało niewygodne milczenie. Saining przerwał je, mówiąc:
– Dlaczego masz tu tylko muzykę taneczną? Co się stało z całą resztą naszych płyt?
Moja twarz spochmurniała. Nie odpowiedziałam.
Dwójka za ścianą szczytowała jednocześnie; potem usłyszeliśmy ich śpiew. Po chwili znów zapanowała cisza, która mnie zaniepokoiła. Zobaczyłam je obie, jak leżą w łóżku, ze spojrzeniami utkwionymi w siebie nawzajem, i poczułam, że Saining jest tak samo poruszony jak ja. Na dworze zapadła ciemność, i chociaż widok zakochanej pary w Święto Zakochanych zwykle jest czymś pokrzepiającym, nas dręczyło skrępowanie. W końcu są walentynki – może chciały po prostu spędzić cały dzień w łóżku. Siedzieć tu dalej z nimi byłoby dla mnie i Saininga szczytem głupoty.
– Ubierzmy się – zaproponowałam. – Chodźmy gdzieś, gdzie jest trochę bardziej odświętnie.
– Świetny pomysł – zgodził się Saining. – Musimy się zmyć, zanim one znowu zaczną.
W czasie kolacji Saining wręczył mi trzy róże i czerwony plastikowy pierścionek, który wyglądał jak gigantyczny wiśniowy cukierek z dziurką marki Life Saver.
– Te róże to z jakiej okazji? – spytałam.
– Te róże znaczą „kocham cię”.
– Skąd pewność, że to właśnie znaczą? Mam w domu tony pierścionków, wszystkie od ciebie. Byliśmy tak zafascynowani sobą i tacy czuli dla siebie. Wierzę, że mnie kochasz, ale przy tobie nie czuję się kochana. Jesteś beznadziejny.
– Kiedy umarła moja matka, doznałem olśnienia, że wciąż przecież mam ciebie! Zrozum, że kiedy ty się zaangażowałaś, ze mną stało się tak samo. Zmieniłem cię, ale ty także zmieniłaś mnie. Sprawiłaś mi największe cierpienie i największą radość. Nie mogę żyć bez ciebie. Naprawdę już mnie nie kochasz? Nie wierzę w to. Nigdy nie przestanę cię kochać.
Kiedy doszedł do słów: „Nigdy nie przestanę cię kochać”, jego głos był ledwie słyszalny.
– Straciłeś matkę, Saining. Jesteś teraz słaby, więc mnie potrzebujesz. Nie bądź śmieszny! Ciągle możesz na mnie liczyć, wciąż jesteśmy razem. Nawet kiedy cię tu nie ma, ja cały czas jestem na tych samych falach co ty. Moje życie i moje pisanie kręcą się wciąż w tym samym błędnym kole. To tobie zawdzięczam moje samotnicze spojrzenie na świat. Nie chcesz chyba powiedzieć, że miłość jest dobra? Czy wiesz, czym jest miłość? Ja nie wiem. Nigdy nie przyszło ci do głowy, że miłość stała się dla nas obojga luksusem? Nie mamy już siły pakować się w miłość do kogokolwiek. Bóg jeden wie, jak to się stało. Jesteśmy wypaleni, zużyci. Nie pojmujesz tego?
– Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent. Piosenkę. Ma tytuł: Wszystkie grzeczne dzieci dostają cukierki.
– Nie jesteśmy grzecznymi dziećmi. I skończyły mi się cukierki.
– Jesteśmy. A cukierkami są nasze opowieści.
Straciłam cierpliwość, machnęłam ręką i powiedziałam z irytacją:
– Zajmijmy się jedzeniem, dobrze? Dzień Zakochanych jakoś do nas nie pasuje.
Wciąż na mnie patrzył. Jego ciemne oczy i ciemne podkówki pod nimi zawsze przypominały mi o jego szaleństwie.
– Wyglądasz naprawdę seksownie, kiedy jesteś wściekła – oświadczył.
– Seksownie, dobre sobie! – rzuciłam. – Takie szmaty jak my nie mają pojęcia, co to znaczy „seksowny”.
Przyjrzałam mu się. Był w czarnym swetrze. Miał jeszcze kilka podobnych, a do tego kilka identycznych płaszczy, spodni i T – shirtów. Kiedyś powiedział, że nie ma nic nudniejszego niż ciuchy, że ubrania są bez znaczenia.
Wstąpiliśmy do Tribes, gdzie odbywała się impreza walentynkowa. Bawiło się tam mnóstwo naszych znajomych – złamanych ludzi o złamanych sercach. Pojawiło się też paru znanych nam członków różnych zespołów; spotkanie z nimi było rzadką przyjemnością.
W Szanghaju nie było tak wielu zespołów grających na żywo jak w Pekinie, więc tego wieczoru czułam się bardziej jak w Pekinie niż w Szanghaju, gdzie z kolei odbywa się dużo imprez tanecznych. Rzecz jasna, większość gości na szanghajskich imprezach stanowili laowaie, czyli cudzoziemcy, albo szanghajskie dziewczyny które chciały poderwać laowaia. Sami pozerzy.
– Może wstanę i pogram na gitarze – oznajmił Saining.
– Jest już dużo gitarzystów. Może weźmiesz bębny? W ten sposób wszyscy będą mogli zagrać razem.
Kiedy grał, opuścił głowę tak nisko, że końce jego długich włosów muskały mu kolana. Nikt jeszcze nie walił z taką siłą w perkusję w tym barze. Podniecał mnie. Od dawna nie czułam czegoś takiego.
Читать дальше