– Zawiadomi pan policję? Niech pan im powie, gdzie jesteśmy i że Jacob Kulek jest z nami. Pilnie potrzebujemy pomocy.
– Chyba są dzisiaj trochę zajęci, nie?
– Na pewno zrobią, co będą mogli. Niech pan im tylko powie, że jest tu Jacob Kulek.
– Kulek. Dobra.
– Niech się pospieszą. Na dole czeka na nas tłum. Mężczyzna szybko wyjrzał przez balkon.
– O mój Boże! – powiedział.
– Zadzwoni pan? – nalegał Bishop.
– W porządku, bracie, zadzwonię. Ale wy nie wchodźcie.
– Niech pan zamknie drzwi i zabarykaduje się. Nic się wam nie stanie, oni chcą tylko nas.
Mężczyzna cofał się, trzymając przed sobą łom i nie spuszczając z nich oczu. Usłyszeli, jak zamknął drzwi i zasunął rygiel.
– Dobrze, że duch walki w narodzie nie zginął – zauważył Bishop znużonym głosem.
– Nie powinieneś go za to winić – powiedziała Edith. – Pewnie są miliony takich jak on, kompletnie zagubionych w tym, co się dzieje. Właściwie dlaczego miałby nam wierzyć?
– Miejmy nadzieję, że przynajmniej zawiadomi policję. Bishop zerknął w dół i zobaczył, że ogień znacznie się zmniejszył.
– Lepiej chodźmy stąd – powiedział do dwóch kobiet.
– Dokąd możemy pójść? – spytała Jessica. – Nie możemy stąd wyjść.
Bishop wskazał do góry.
– Pozostało nam tylko jedno miejsce. Dach.
W mieszkaniu mężczyzna próbował uspokoić przerażoną rodzinę.
– Już dobrze, nie mamy się czym martwić, paru ludzi miało kłopot.
– Co masz zamiar zrobić, Fred? – spytała żona z oczami rozszerzonymi strachem, przyciskając mocno do siebie dziesięcioletnią córkę. – Rozbili się tym samochodem na dole?
– Nie wiem. Chcieli, żebym wezwał policję.
– Zrobisz to?
– Nic nie zaszkodzi, jak zadzwonię. Odsunął żonę, wszedł do bawialni i zbliżył się do stojącego na kredensie telefonu.
– Keith! – zawołał do dorastającego syna – zastaw czymś drzwi, czymś ciężkim.
Odłożył łom i schylił się nad telefonem, oświetlając świeczką tarczę.
Wsłuchiwał się w sygnał przez pełne dwie minuty, zanim odłożył słuchawkę.
– Uwierzyłabyś? – powiedział zdziwiony do żony, która weszła za nim do pokoju. – Cały czas, cholera, zajęte. Ale muszą do nich dzwonić. Chyba że mają popsute telefony.
Pokiwał z żalem głową.
– Wygląda na to, że te biedaczyska są zdane tylko na siebie.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY
Dotarli dopiero do szóstego lub siódmego piętra – Bishop stracił już rachubę – kiedy usłyszeli kroki na schodach w dole.
Oparł się o poręcz, łapiąc oddech i nasłuchując. Dźwigał teraz Kuleka na plecach jak wprawny ratownik i z każdym krokiem niewidomy mężczyzna wydawał mu się cięższy.
– Są w budynku.
Popatrzył w ciemność pod nimi, ale niczego nie dostrzegł. Gryzący dym z płonącego wraku wypełniał klatkę, choć wydawało się, że pożar już się kończy.
Edith Metlock skierowała latarkę w dół i zobaczyli białe, niewyraźne kształty, przesuwające się po poręczy; po chwili zorientowali się, że to ręce wchodzących ludzi, resztę ich sylwetek zasłaniały schody. Widok był makabryczny, ręce, jakby oderwane od ciał, przypominały koszmarną armię maszerujących szponów.
– Nigdy się nam nie uda! – krzyknęła Jessica. – Dopadną nas, nim dojdziemy na górę!
– Nie, posuwają się bardzo wolno, jeszcze mamy szansę. Bishop ponownie się wyprostował, poprawiając opartego na jego ramieniu na wpół przytomnego mężczyznę.
– Wyjmij mi z kieszeni pistolet, Jessico. Jeśli za bardzo się zbliżą, strzelaj!
Poszli dalej za Edith, która latarką oświetlała drogę. Bishop czuł, jak szybko słabną mu nogi, jak opada z sił pod przygniatającym ciężarem Kuleka. Z wysiłku zagryzł dolną wargę, mięśnie na plecach protestowały przeciw tej udręce. Gdy weszli na następne piętro, Bishop z osłabienia opadł na kolana. Kulek ześlizgnął mu się z ramion, lecz Jessica zdążyła złapać ojca, zanim upadł na beton. Pierś Bishopa unosiła się ciężkim oddechem. Oparł o balustradę spoconą twarz.
– Jak daleko są od nas? – spytał sapiąc. Edith raz jeszcze poświeciła w dół latarką.
– Trzy piętra niżej – powiedziała cicho. Chwycił się poręczy i znów stanął na nogach.
– Pomóżcie mi – poprosił, schylając się po Kuleka.
– Nie. – Kulek miał otwarte oczy i próbował usiąść. – Mogę iść sam. Tylko podnieście mnie.
Bishop był bardziej zaniepokojony tym, że Kulek raz traci, raz odzyskuje przytomność, niż gdyby pozostawał nieprzytomny cały czas. Gdy stawiali go na nogi, Kulek jęknął głośno i chwycił się za żołądek. Z trudem się wyprostował.
– Nic mi nie będzie – zapewnił podtrzymującą go Jessikę. Po chwili drżącą ręką dotknął Bishopa. – Gdybyś tylko pomógł mi iść – powiedział.
Bishop zarzucił sobie rękę mężczyzny na szyję i zaczęli wchodzić na następną kondygnację. Widział, jak przy każdym stopniu Kulek krzywi się z bólu.
– Już niedaleko, Jacob – zapewnił go. – Jesteśmy prawie na samej górze.
Kulek nie miał siły odpowiedzieć.
– ZOSTAW GO BISHOP, TERAZ NIC CI PO NIM! – Zamarli, gdy dobiegły do nich te słowa. Bishop wiedział, że głos ten należy do wysokiej kobiety imieniem Lillian.
– Nie widzisz, że on umiera? – Nie krzyczała już, na klatce odbił się echem syczący szept. – Po co zawracacie sobie głowę trupem? Zostawcie go, inaczej nigdy nam nie uciekniecie. Nie chcemy ciebie, Bishop, tylko jego.
Bishop patrzył w dół, w nieprzenikniony mrok, i wiedział, że zewsząd otacza ich Ciemność, unosząca się w nocnym powietrzu jak niewidoczny pasożyt. Czuł, jak swoim chłodem pieści jego ciało, zamieniając krople potu w kuleczki lodu. Zobaczył białe, niewyraźne twarze w czarnym szybie klatki schodowej pod nimi.
– Zostaw go. Zostaw go. – Dudniły mu w głowie inne głosy. – Na co ci on. Tylko ci zawadza. Martwy ciężar. Umrzesz, jeśli będziesz go trzymał przy sobie.
Mocniej ścisnął poręcz. Bez Kuleka może się uratować. Może wydostać się na dach. Tam go nie dostaną. Będzie mógł ich powstrzymać.
Czyjaś szorstka ręka chwyciła go za włosy.
– Nie słuchaj, Chris – ostro powiedziała Edith Metlock, świecąc mu w oczy latarką. – Słyszę głosy. One też chcą, abym im pomogła. Nie rozumiesz? To Ciemność, głosy próbują zamącić nam w głowach. Musimy iść, Chris.
– Słyszę je – powiedziała Jessica. – Chcą, abym cię zastrzeliła, Chris. Ciągle powtarzają, że ściągasz na ojca jeszcze większe niebezpieczeństwo.
– BISHOP, JESZCZE NIE JEST ZA PÓŹNO, MOŻESZ PRZYŁĄCZYĆ SIĘ DO NAS – wrzeszczała wysoka kobieta. – MOŻESZ STAĆ SIĘ JEDNYM Z NAS!
– Przestań świecić mi w oczy, Edith – powiedział, odwracając się od poręczy.
Obie kobiety odetchnęły z ulgą i raz jeszcze podjęli żmudną wspinaczkę. Tupot nóg stawał się szybszy, coraz głośniejszy. Bishop już tylko siłą woli przyspieszył kroku, nieomal przenosił rannego mężczyznę nad schodami, ciągnąc go do góry. Doszli do wyższego piętra, skręcili i zaczęli wchodzić na następną kondygnację, ale kroki zbliżały się, biegnąc, szybko wdrapując się po schodach, towarzyszyły im hałasy, dźwięki, jakie mogą wydawać tylko dzikie zwierzęta. Byli teraz piętro niżej, wybiegając z ciemności niczym stwory wyłaniające się z piekła.
Jessica osłabła z przerażenia. Oparła się plecami o ścianę i próbowała wspinać się dalej, ale ledwo mogła poruszać nogami. Wyciągnęła sztywno rękę, celując w stronę dochodzących ją odgłosów szurających nóg, które zbliżały się coraz bardziej.
Читать дальше