– Nie. Nie wiedziałem.
– Jest bramkarzem. I to już od kilku lat. – Odczekuję kilka chwil, żeby wszyscy zdali sobie sprawę ze znaczenia tej informacji. – Ale skoro oddanie nerki stoi pod znakiem zapytania, porozmawiajmy o operacjach, które się odbyły. Czynnik wzrostu, wlew limfocytów dawcy, komórki macierzyste, pobranie limfocytów i szpiku kostnego – czy w pana opinii jako fachowca taka liczba zabiegów mogła wyrządzić Annie poważne szkody?
– Poważne? – Moment zawahania. – Nie. Jej zdrowie nie ucierpiało w żaden poważniejszy sposób.
– Więc może te operacje przyniosły jej jakąś korzyść?
Doktor Chance przypatruje mi się przez dłuższą chwilę.
– Oczywiście – odpowiada w końcu. – Za każdym razem ratowała życie siostrze.
Siedzę wraz z Anną w sali konferencyjnej na piętrze budynku sądu. Jemy obiad. W progu sali staje Julia.
– Czy to jest prywatne przyjęcie?
Anna skinieniem ręki zaprasza ją do środka. Julia przysiada się, zaszczyciwszy mnie tylko przelotnym spojrzeniem.
– Jak się trzymasz? – pyta Anny.
– Ujdzie – pada odpowiedź. – Byle to się już skończyło.
Julia otwiera torebkę sosu do sałatek i skrapia nią obiad, który sobie przyniosła.
– Nawet się nie obejrzysz, jak będzie po wszystkim.
Mówiąc to, rzuca mi jedno szybkie spojrzenie.
Wystarczy. Momentalnie przed oczy napływają mi wspomnienia: zapach jej skóry, mały pieprzyk poniżej piersi, znamię w kształcie półksiężyca…
Niespodziewanie Anna wstaje od stolika.
– Zabieram Sędziego na spacer – oznajmia.
– Ani mi się waż. Na zewnątrz wciąż roi się od dziennikarzy.
– To przejdę się z nim po korytarzu.
– Nie ma mowy. To mój pies – przewodnik i ja go muszę wyprowadzać. Tak jest ułożony.
– W takim razie idę do ubikacji – mówi Anna. – Tam chyba jeszcze mogę pójść sama?
Wychodzi z sali, zostawiając nas z sobą i tym wszystkim, co nie powinno się wydarzyć, a jednak się wydarzyło.
– Zrobiła to celowo – odzywam się.
Julia kiwa głową potakująco.
– Inteligentny dzieciak. Czyta w ludziach jak w książce. – Odkłada plastikowy widelec na talerz. – W twoim samochodzie jest pełno psiej sierści.
– Wiem. Nie mogę uprosić Sędziego, żeby związywał włosy gumką.
– Dlaczego mnie nie obudziłeś?
Szczerzę zęby w uśmiechu.
– Bo rzuciliśmy kotwicę w strefie, gdzie zakazano używania budzików.
Julii to jakoś nie bawi.
– Czy ta wczorajsza noc to był dla ciebie żart?
W mojej głowie odzywa się stare porzekadło: Z czego śmieje się Bóg? Odpowiedź: z ludzkich planów. A ponieważ jestem tchórzem, wstaję od stołu, chwytając obrożę psa.
– Muszę go wyprowadzić, zanim wrócimy na salę sądową.
Przy drzwiach słyszę głos Julii:
– Nie odpowiedziałeś mi.
– Nie chcesz usłyszeć mojej odpowiedzi. – Nie odwracam się, bo wtedy musiałbym spojrzeć jej w twarz.
Sędzia DeSalvo odkłada dalsze przesłuchania na następny dzień, na godzinę trzecią, z powodu swojej cotygodniowej wizyty u kręgarza. Odprowadzam Annę do wyjścia, gdzie spodziewam się zastać jej ojca, ale Briana nigdzie nie widać. Sara rozgląda się dookoła zdziwiona.
– Pewnie przyszło wezwanie – tłumaczy męża. – Możemy… – mówi do Anny.
Szybko kładę dłoń na ramieniu dziewczynki.
– Odwiozę cię do remizy.
W samochodzie Anna siedzi cicho. Zatrzymuję wóz na parkingu przed remizą, ale nie wyłączam silnika.
– Wiesz – zagaduję – może tego nie zauważyłaś, ale ten pierwszy dzień był naprawdę obiecujący.
– Wszystko jedno.
Anna wysiada bez słowa, a Sędzia wskakuje na puste przednie siedzenie. Odprowadzam ją wzrokiem i widzę, że zamiast iść prosto do wejścia, skręciła w lewo. Wycofuję samochód na ulicę, ale po chwili zatrzymuję go i wbrew zdrowemu rozsądkowi wyłączam silnik. Zamknąwszy Sędziego w środku, idę śladem Anny na tyły budynku remizy.
Dziewczyna stoi nieruchomo jak posąg, unosząc twarz do nieba. Co mam teraz zrobić, co jej powiedzieć? Nigdy nie miałem dzieci; ledwo udaje mi się zadbać o siebie.
Ale to Anna pierwsza przerywa ciszę.
– Czy miałeś kiedyś pewność, że robisz coś złego, chociaż wydawało się, że wszystko jest w porządku?
– Tak. – Myślę o Julii.
– Czasami mam już siebie dosyć – mamrocze Anna pod nosem.
– Czasami – przyznaję – ja też mam się dość.
Tym wyznaniem ją zaskakuję. Patrzy na mnie, a po chwili z powrotem odwraca wzrok ku niebu.
– Tam są gwiazdy. Nie widać ich, ale są.
Wkładam ręce do kieszeni.
– Kiedyś każdej nocy szeptałem życzenia gwiazdom, żeby się spełniły.
– Czego sobie życzyłeś?
– Żebym trafił jakieś rzadkie karty z baseballistami do kolekcji. Żeby rodzice kupili mi golden retrievera. Żeby do naszej klasy przyszła nowa, młoda, seksowna nauczycielka.
– Tata powiedział mi, że astronomowie odkryli we Wszechświecie nowe miejsce, gdzie rodzą się gwiazdy. Upłynęło dwa tysiące pięćset lat, zanim udało się nam je zobaczyć. – Patrzy mi w oczy. – Dobrze ci się układa z rodzicami?
Przez chwilę chcę jej skłamać, ale potem potrząsam głową.
– Kiedyś myślałem, że jak dorosnę, będę taki jak oni, ale okazało się, że nic z tego. Kiedy dorosłem, okazało się, że wcale nie chcę być do nich podobny.
Promienie słońca gładzą mleczną skórę Anny, rozświetlają kontur jej szyi.
– Rozumiem – mówi dziewczynka. – Ty też byłeś niewidzialny.
Łatwo przydeptać ogień przy początku,
Gdy płomień buchnie, nie zgasi go rzeka.
William Szekspir, „Król Henryk VI”
CAMPBELL
Brian Fitzgerald to mój wytrych. W momencie kiedy sędzia zorientuje się, że przynajmniej jedno z rodziców popiera wniosek córki i optuje za tym, żeby przestała oddawać narządy siostrze, nie będzie już wcale tak trudno doprowadzić do usamowolnienia Anny. Jeżeli Brian zrobi to, czego od niego oczekuję, czyli powie sędziemu DeSalvo, że rozumie prawa swojej córki i postanawia ją poprzeć, to zeznanie Julii, jakiekolwiek będzie, nie zmieni już wiele. A co ważniejsze, zeznanie Anny będzie już tylko zwykłą formalnością.
Brian zjawia się w sądzie wcześnie rano, razem z Anną. Ma na sobie mundur kapitana straży pożarnej. Przyklejam do ust uśmiech i wstaję z ławki. Sędzia idzie za mną.
– Dzień dobry – witam się z nimi. – Wszyscy gotowi? Można zaczynać?
Brian spogląda na Annę. Potem wbija wzrok we mnie. Widzę, że ma na końcu języka jakieś pytanie, którego ze wszystkich sił stara się nie zadać. Mój mózg pracuje szybko w poszukiwaniu wyjścia z tej sytuacji.
– Hej – zagaduję Annę, znalazłszy rozwiązanie. – Zrobisz coś dla mnie? Przebiegnij się z Sędzią kilka razy po schodach. Jak się nie zmęczy, to będzie potem hałasował na sali.
– Wczoraj nie pozwoliłeś mi go wyprowadzić.
– Wczoraj było wczoraj. Dzisiaj ci pozwalam.
Anna potrząsa głową.
– Nigdzie się stąd nie ruszę. Wystarczy, że sobie pójdę, a wy zaczniecie gadać na mój temat.
Zwracam się więc ponownie do Briana.
– Wszystko w porządku? – pytam.
W tym momencie w drzwiach pojawia się Sara Fitzgerald. Rusza prosto w kierunku sali przesłuchań, ale gdy widzi męża rozmawiającego ze mną, przystaje. Po chwili wahania powoli odwraca się od niego i znika za drzwiami.
Brian Fitzgerald odprowadza żonę wzrokiem, nie przestając patrzeć za nią nawet wtedy, gdy drzwi się zamykają.
Читать дальше