– Jakie stanowisko zajęła komisja?
– Co do przeszczepu komórek macierzystych pobranych z krwi obwodowej opowiedzieliśmy się za. W sprawie przeszczepu nerki wystąpiła pomiędzy nami różnica poglądów.
– Proszę nam to wyjaśnić.
– Kilkoro z nas było zdania, że w tym stadium choroby stan pacjentki pogorszył się już tak znacznie, że ciężka, skomplikowana operacja chirurgiczna przyniesie jej więcej szkody niż pożytku. Reszta uznała, że bez tej operacji Kate z całą pewnością musi umrzeć, zatem spodziewane korzyści przeważają nad ryzykiem.
– Skoro w obrębie komisji wystąpiła różnica zdań, kto miał podjąć ostateczną decyzję w sprawie przeszczepu nerki?
– Rodzice, ponieważ Kate jest jeszcze niepełnoletnia.
– Czy komisja do spraw etyki lekarskiej – podczas ostatnich obrad bądź też tych w dwa tysiące drugim roku – brała pod uwagę ryzyko i spodziewane korzyści, które zabieg przyniesie dawcy?
– Nie to było sednem sprawy…
– A zainteresowali się państwo tym, czy dawca, Anna Fitzgerald, wyraziła zgodę na zabieg?
Doktor Bergen spogląda prosto na mnie. W jego oczach widzę współczucie, co jest jeszcze okropniejsze, niż gdyby wyzywał mnie od najgorszych za to, że w ogóle przyszło mi do głowy złożyć pozew. Potrząsa głową.
– To jasne, że żaden szpital w tym kraju nie wziąłby nerki od dziecka, które nie zgadza się jej oddać.
– A zatem, czysto teoretycznie, gdyby Anna odmówiła zgody na zabieg, to wtedy jej sprawa wylądowałaby na pańskim biurku, czy tak?
– Cóż…
– Czy sprawa Anny trafiła na pańskie biurko, panie doktorze?
– Nie.
Campbell podchodzi do niego.
– Czy może nam pan wyjaśnić, dlaczego tak się nie stało?
– Ponieważ Anna Fitzgerald nie była pacjentką naszego szpitala.
– Czyżby? – Campbell wyjmuje z teczki plik papierów i podaje je sędziemu, a potem doktorowi Bergenowi. – Proszę. Oto karty chorobowe Anny Fitzgerald pochodzące z kartoteki szpitala miejskiego w Providence. Pierwsza z nich została założona trzynaście lat temu. Skąd w kartotece takie dokumenty, skoro, jak pan twierdzi, Anna nie była pacjentką waszego szpitala?
Doktor Bergen przerzuca podane mu papiery.
– Faktycznie, Anna przeszła u nas kilka operacji chirurgicznych.
Nie popuszczaj, Campbell, krzyczę w myślach. Nie jestem z tych, które wierzą w szlachetnych rycerzy ratujących damy w opałach, niemniej coś w tym jest.
– Czy nie zastanawia pana, że przez trzynaście lat komisja ani razu nie zebrała się, aby rozpatrzyć zabiegi, którym poddawano Annę Fitzgerald, wszelako pacjentkę pańskiego szpitala, co wnioskuję po grubości tego pliku dokumentów, a przede wszystkim z samego faktu jego istnienia?
– Byliśmy przekonani, że Anna oddaje narządy z własnej, nieprzymuszonej woli.
– Czy chce pan przez to powiedzieć, że gdyby Anna uprzednio zaznaczyła, że nie życzy sobie oddawać siostrze limfocytów, granulocytów, krwi pępowinowej, a choćby nawet zestawu pierwszej pomocy przy ukąszeniu przez pszczołę, który nosi w plecaku, to komisja zajęłaby inne stanowisko?
– Wiem, do czego pan zmierza, panie Alexander – mówi zimnym głosem psychiatra. – Cały kłopot w tym, że taka sytuacja nie zaistniała nigdy wcześniej i nie ma żadnego precedensu. Podążamy nieprzetartym szlakiem i staramy się nie popełniać błędów.
– Czy jednak praca komisji do spraw etyki lekarskiej nie polega właśnie na tym, aby rozpatrywać sytuacje, które nigdy wcześniej nie zaistniały?
– W zasadzie… tak.
– Panie doktorze, poproszę pana teraz o opinię jako biegłego. Czy wymaganie od Anny Fitzgerald, aby przez trzynaście lat swojego życia była dawcą narządów i tkanek, jest zgodne z etyką lekarską?
– Sprzeciw! – woła mama.
Sędzia pociera podbródek.
– Proszę odpowiedzieć. Chcę to usłyszeć.
Doktor Bergen znów rzuca mi spojrzenie.
– Szczerze mówiąc, byłem przeciwny pobraniu nerki od Anny, zanim jeszcze usłyszałem, że ona sama nie zgadza się na zabieg. Nie wierzę w to, że Kate może przeżyć przeszczep, zatem moim zdaniem Anna zupełnie niepotrzebnie zostałaby poddana poważnej operacji chirurgicznej.
Jednakże podczas zabiegów, które przeszła do tej pory, ryzyko było niewielkie w porównaniu z korzyściami, które odniosła cała jej rodzina. Pochwalam działania państwa Fitzgerald oraz ich decyzje, które dotyczyły Anny.
Campbell udaje, że rozważa te słowa.
– Panie doktorze, proszę mi powiedzieć, jakim samochodem pan jeździ?
– Porsche.
– Na pewno lubi pan swój samochód.
– Lubię – pada ostrożna odpowiedź.
– A gdybym w tej chwili panu oznajmił, że przed wyjściem z tej sali musi pan oddać kluczyki i dowód rejestracyjny, ponieważ w ten sposób można ocalić życie sędziego DeSalvo?
– To śmieszne. Pan…
Campbell pochyla się nad nim.
– A gdyby nie dano panu wyboru? Gdyby od dziś psychiatrzy musieli wykonywać wszelkie polecenia prawników, bo to prawnicy decydowaliby o tym, co jest dobre dla innych?
Doktor Bergen przewraca oczami.
– Widzę, że próbuje pan wprowadzić do akcji wątek dramatyczny, panie Alexander. Nic z tego. Etyka medyczna zna pojęcie podstawowych praw dawcy. Są to zabezpieczenia ustanowione w jednym celu: aby pionierzy medycyny nie ulegli zaślepieniu własnymi osiągnięciami. W Stanach Zjednoczonych nieraz już dochodziło do drastycznych naruszeń tak zwanej świadomej zgody pacjenta; skutkiem tego prowadzenie badań z udziałem ludzi jest teraz regulowane przepisami, które mają chronić człowieka przed wykorzystaniem w charakterze szczura doświadczalnego.
– Proszę nam zatem powiedzieć – ripostuje Campbell – jakim cudem, do cholery, etyka medyczna mogła przeoczyć przypadek Anny Fitzgerald?
Kiedy miałam zaledwie siedem miesięcy, w sąsiedztwie ktoś urządził imprezę. Łatwo sobie wyobrazicie ten koszmar: tony galaretki owocowej, piramidki z kostek żółtego sera, ludzie tańczący na ulicy w rytm muzyki puszczonej przez okno z pokoju. Ja, rzecz jasna, nie pamiętam z tego absolutnie nic. Wiem tylko, że wsadzono mnie w chodzik. Takie urządzenia były całkiem popularne, zanim dzieci zaczęły się masowo w nich wywracać i rozbijać sobie głowy.
No więc dreptałam w tym moim chodziku, krążąc pomiędzy stołami i obserwując inne dzieci. W pewnym momencie, jak mi opowiadano, potknęłam się o coś. Nasza ulica zbiega z pochyłości; nagle kółka zaczęły kręcić się odrobinę za szybko, żebym mogła się sama zatrzymać. Przemknęłam obok grupki dorosłych i śmignęłam pod barierą, którą policja ustawiła na końcu naszej ulicy, żeby zamknąć ruch. Toczyłam się pełnym gazem prosto na główną szosę, pomiędzy samochody.
Kate wyrosła na chodniku jak spod ziemi i pobiegła za mną. Niewiadomym sposobem udało jej się złapać mnie za bluzeczkę. Sekundę później wpadłabym pod koła przejeżdżającej toyoty.
Co jakiś czas ktoś z sąsiedztwa wspomina tę historię. Ja zapamiętałam ją jako ten jeden raz, kiedy to Kate uratowała mi życie. Nie na odwrót.
Mama dostaje pierwszą szansę, żeby zabawić się w adwokata.
– Panie doktorze – zwraca się do doktora Bergena – od jak dawna zna pan moją rodzinę?
– Pracuję w szpitalu miejskim od dziesięciu lat.
– Przez ten czas kilkakrotnie proszono pana o konsultacje dotyczące terapii mojej córki Kate. Co pan wtedy robił?
– Opracowywałem zalecaną metodę leczenia – odpowiada doktor Bergen – bądź też kurację alternatywną, jeśli takowa była możliwa.
– Czy w sprawozdaniach, które pan pisał, zaznaczył pan kiedykolwiek, że Anna nie powinna brać udziału w którymś z planowanych zabiegów?
Читать дальше