– Ale ja ciebie, do cholery, potrzebowałem! – krzyknąłem tak jak ona.
Odwróciła się do mnie, a ja chwyciłem ją za ramiona i pocałowałem. W tym pocałunku wsączyłem w jej usta wszystko to, czego nie potrafiłem z siebie wydusić.
Pewne rzeczy robi się dlatego, że człowiek jest przekonany, iż tak będzie lepiej dla wszystkich. Wmawiamy sobie, że tak trzeba, że tak jest szlachetniej. To o wiele prostsze niż szczere przyznanie się do prawdy przed samym sobą.
Odepchnąłem Julię od siebie. Zszedłem z cmentarnego wzgórza. Nie obejrzałem się ani razu.
Anna zajmuje siedzenie dla pasażera. Sędzia w widoczny sposób jest z tego niezadowolony; wtyka pysk pomiędzy nas i dyszy jak odkurzacz.
– To, co dziś się stało – mówię Annie – nie najlepiej rokuje na przyszłość.
– O co panu chodzi?
– Jeśli zamierzasz walczyć o prawo do podejmowania ważnych decyzji samodzielnie, musisz nauczyć się je podejmować już teraz. Nie zawsze znajdzie się ktoś, kto posprząta bałagan za ciebie.
Anna krzywi się z niezadowoleniem.
– To wszystko dlatego, że poprosiłam pana o pomoc dla mojego brata? Myślałam, że jest pan moim przyjacielem.
– Nie jestem twoim przyjacielem, już raz ci to mówiłem. Jestem twoim adwokatem. To zasadnicza różnica.
– Dobrze. Proszę bardzo. – Anna łapie za klamkę. – Wracam na policję i powiem, że mają aresztować Jessego z powrotem. – O mały włos udaje jej się otworzyć drzwi, a jedziemy autostradą. Przechylam się mocno, chwytam klamkę i zatrzaskuję je z powrotem.
– Zwariowałaś?
– Nie wiem. – Anna wzrusza ramionami. – Zapytałabym, jak się panu wydaje, ale moje zdrowie psychiczne to chyba nie pańska działka.
Szarpię ostro kierownicą i zjeżdżam na pobocze.
– Chcesz wiedzieć, co mi się wydaje? Powiem ci: nikt nie pyta cię o zdanie w ważnych kwestiach, bo twoje zdanie zmienia się tak często, że w żaden sposób nie można na tobie polegać. Spójrz na to na przykład z mojej strony. Ja nawet nie wiem, czy podtrzymujemy wniosek o usamowolnienie, czy może już go wycofaliśmy.
– Dlaczego mielibyśmy go wycofać?
– Zapytaj swojej mamy. Zapytaj Julii. Do kogo tylko się zwrócę, słyszę, że postanowiłaś skończyć z tą sprawą. – Mój wzrok przykuwa jej dłoń spoczywająca na podłokietniku drzwi. Paznokcie, pociągnięte błyszczącym fioletowym lakierem, są obgryzione do żywego mięsa. – Jeśli życzysz sobie, żeby sąd traktował cię jak dorosłą, musisz zachowywać się jak dorosła. Ja mogę bronić cię tylko wtedy, kiedy sama udowodnisz, że potrafisz się obronić beze mnie.
Wracam na szosę. Co jakiś czas rzucam Annie spojrzenie z ukosa. Nic. Siedzi z zaciętą miną, tyle że teraz ściska dłonie pomiędzy kolanami.
– Zaraz dojedziemy do twojego domu – mówię oschle. – Będziesz mogła wysiąść i zatrzasnąć mi drzwi przed samym nosem.
– Nie jadę do domu. Przeprowadziłam się na kilka dni do taty. Mieszkam u niego w jednostce.
– Czy ja dobrze słyszę? To o co ja wczoraj wykłócałem się przez kilka godzin w sądzie? A dlaczego od Julii usłyszałem, że nie chcesz być rozdzielona z mamą? Rozumiesz teraz, o co mi chodzi? – pytam, waląc dłonią w kierownicę. – Czy ty wiesz chociaż, czego chcesz?
W tym momencie Anna wybucha. Wrażenie jest piorunujące.
– Pyta pan, czego chcę? Chcę, żeby przestano mnie traktować jak królika doświadczalnego, bo mam już tego po dziurki w nosie. Do szału mnie doprowadza, że wszyscy mają gdzieś, jak ja się z tym czuję. Rzygam już tym wszystkim, ale nawet gdybym naprawdę się cała zarzygała, na nikim nie zrobi to wrażenia, bo ta rodzina nie takie rzeczy już widziała. – Anna szarpie za klamkę, wyskakuje z samochodu, zanim zdążę go całkowicie zatrzymać, i puszcza się biegiem do remizy, którą widać już kilkaset metrów dalej.
No, no. Moja mała klientka ma prawdziwy talent. Potrafi zwrócić na siebie uwagę i sprawić, żeby wysłuchano tego, co ma do powiedzenia. Niepotrzebnie się obawiałem: da sobie radę na przesłuchaniu, i to lepiej, niż się spodziewałem.
Druga strona medalu wygląda tak: Anna poradzi sobie ze złożeniem zeznań, ale to, co ma do powiedzenia, nie zrobi dobrego wrażenia na sędzi. Wyjdzie na nieczułą egoistkę, w dodatku nie całkiem dojrzałą. Innymi słowy, taką postawą bardzo trudno jej będzie przekonać sędziego do wydania korzystnego dla niej wyroku.
BRIAN
Ogień wiąże się z nadzieją, gdybyście chcieli wiedzieć. Grecki mit opowiada o tym w taki sposób: Zeus polecił tytanom Prometeuszowi i Epimeteuszowi, aby stworzyli życie na ziemi. Spod ręki Epimeteusza wyszły zwierzęta, obdarzone cennymi bonusami w rodzaju szybkich nóg, silnych mięśni, ciepłego futra lub skrzydeł. Zanim Prometeusz uwinął się ze swoim projektem, człowiekiem, wszystkie najlepsze cechy już rozdano. Mógł co najwyżej sprawić, żeby człowiek chodził prosto na dwóch nogach. Dał mu też ogień.
Zeus, zobaczywszy to, wkurzył się nie na żarty i odebrał człowiekowi ogień. Ale Prometeusz nie mógł ścierpieć, że jego umiłowane dzieło trzęsie się z zimna i nie może sobie nic upiec ani ugotować. Zapalił pochodnię od słońca i zaniósł ogień z powrotem na ziemię. Zeus ukarał Prometeusza za nieposłuszeństwo, przykuwając go do skały i codziennie przysyłając orła, który wyżerał tytanowi wątrobę. Karą dla człowieka była pierwsza kobieta, Pandora. Otrzymała ona w prezencie od Zeusa puszkę, której nie wolno jej było otwierać.
Jednak kobieca ciekawość wzięła górę. Pewnego dnia Pandora uchyliła wieka i wtedy na świat wyleciały wszelkie plagi, nieszczęścia i podłości. Na dnie zaś była nadzieja; tę udało się Pandorze zatrzasnąć w środku, zanim uleciała tak jak wszystko inne. To właśnie nadzieja jest naszym jedynym sprzymierzeńcem w walce z plagami tego świata.
Zapytajcie pierwszego lepszego strażaka, czy to prawda. Odpowie, że tak. Do diabła, po co komu strażak; zapytajcie pierwszego lepszego ojca.
– Chodźmy na górę – zapraszam Campbella Alexandra, który przywiózł Annę. – Mam tam świeżą kawę. – Wchodzimy po schodach, a za nami maszeruje owczarek, nie odstępując swojego pana na krok. – Po co panu pies? – pytam.
– Bajer na laski – słyszę w odpowiedzi. – Ma pan może trochę mleka?
Wyjmuję z lodówki karton i podaję mu, a potem biorę swój kubek i siadam przy stole. Jest bardzo cicho; chłopcy są na dole, czyszczą maszyny i konserwują sprzęt.
– Słyszałem od Anny – Alexander pociąga łyk kawy – że chwilowo mieszka tutaj razem z panem.
– Zgadza się. Domyślałem się, że będzie pan chciał mnie o to spytać.
– Zdaje pan sobie sprawę, że pańska żona w tym procesie broni strony pozwanej? – pyta ostrożnie prawnik.
Spoglądam mu w oczy.
– Chce pan przez to powiedzieć, że nie powinniśmy rozmawiać.
– Tylko gdy pańska żona nadal reprezentuje interesy obojga państwa.
– Nie prosiłem Sary, żeby podjęła się tego zadania.
Alexander marszczy brwi.
– Nie jestem pewien, czy ona to rozumie.
– Z całym szacunkiem, proszę pana, ta sprawa jest faktycznie bardzo poważna, ale borykamy się w tej chwili z innym nieszczęściem, również bardzo poważnym. Nasza starsza córka jest w szpitalu… A Sara walczy na dwóch frontach.
– Wiem. Współczuję panu z powodu Kate, panie Fitzgerald.
– Proszę mi mówić Brian. – Zaciskam dłonie na kubku do kawy. – Chciałbym porozmawiać… w cztery oczy, bez Sary.
Prawnik poprawia się na składanym foteliku.
– Możemy odbyć tę rozmowę teraz?
Читать дальше