– Ratunku! – krzyknął. – Roland, pomóż mi!
Nie usłyszał jednak żadnej odpowiedzi. Wibracje wzbudzone przez jego krzyk obsypały tylko kurz z dachu jaskini, który opadł mu na głowę i do ust. Wypluł go, po czym zaczął się szykować do następnego krzyku.
– Nie robiłbym tego – powiedział Garbus. Zaczął dłubać w zębach i wyjął długą czarną nogę żuka, która przykleiła mu się do dziąsła. – Grunt tutaj nie jest zbyt stabilny, a z całym tym śniegiem na górze… wolę nie myśleć, co się stanie, gdy cię zasypie. Podejrzewam, że umrzesz, i to bardzo nieprzyjemną śmiercią.
David zamknął usta. Nie chciał zostać pogrzebany żywcem z tymi wszystkimi insektami, robakami i Garbusem.
Garbus zjadał drugą część żuka, zdejmując pancerz z grzbietu, by całkowicie obnażyć wnętrzności.
– Na pewno nie chcesz? – zapytał. – Są bardzo smaczne: z wierzchu chrupiące, a w środku bardzo miękkie. Jednak czasami mam ochotę wyłącznie na tę miękką część. – Podniósł żuka do ust i wyssał mięso, po czym rzucił pancerz do rogu. – Pomyślałem, że powinniśmy porozmawiać, bez ryzyka, że przerwie nam twój… hmmm… „przyjaciel”. Chyba nie do końca pojąłeś, w jakim znajdujesz się położeniu. Nadal wydaje ci, że pomoże ci bratanie się z każdym napotkanym nieznajomym, ale tak nie jest. Żyjesz tylko dzięki mnie, nie dzięki jakiemuś przygłupiemu Leśniczemu czy rycerzowi, który okrył się hańbą.
David nie mógł znieść, że mówi w ten sposób o ludziach, którzy mu pomogli.
– Leśniczy wcale nie był głupi – zaprotestował. – A Roland pokłócił się z ojcem. To żadna hańba.
Garbus uśmiechnął się nieprzyjemnie.
– To ci powiedział? No, no. Widziałeś zdjęcie, które nosi w medalionie? Raphael… Czyż nie tak ma na imię ten, którego szuka? Jakie piękne imię dla młodego człowieka. Byli sobie bardzo bliscy. Och, bardzo bliscy.
David nie do końca wiedział, co Garbus ma na myśli, lecz sposób, w jaki to mówił, sprawił, że poczuł się zbrukany.
– Może chciałby, żebyś został jego nowym przyjacielem – ciągnął Garbus. – Obserwuje cię w nocy, gdy śpisz. Uważa, że jesteś piękny. Chce być blisko ciebie, a nawet bliżej niż blisko.
– Nie mów o nim w ten sposób – ostrzegł go David. – Nie waż się.
Garbus zerwał się z ziemi, podskakując jak żaba, i wylądował obok Davida. Kościstą ręką chwycił go boleśnie za szczękę, wbijając paznokcie w skórę.
– Nie mów mi, co mam robić, dziecko – powiedział.
– Gdybym chciał, mógłbym ci urwać głowę i ozdobić nią stół do kolacji. Mógłbym wywiercić ci dziurę w głowie i włożyć do niej świeczkę, kiedy już wyjadłbym całą zawartość, choć podejrzewam, że niewiele tam jest. Nie jesteś przecież zbyt bystry. Wchodzisz do świata, którego nie rozumiesz, idąc za głosem osoby, która nie żyje. Nie potrafisz znaleźć drogi powrotnej i obrażasz jedyną osobę, która może pomóc ci wrócić, czyli mnie. Jesteś bardzo niegrzecznym i niewdzięcznym prostakiem.
Garbus strzelił palcami i pojawiła się w nich długa, ostra igła z przewleczoną nierówną nitką, która wyglądała, jakby powstała ze związanych odnóży martwych żuków.
– Popracuj nad swoimi manierami, bo inaczej będę zmuszony zaszyć ci usta. – Zwolnił uścisk na twarzy Davida, po czym poklepał go delikatnie po policzku. – Udowodnię ci, że mam dobre zamiary – zamruczał. Sięgnął do skórzanego woreczka przy pasie i wyjął z niego pysk, który odciął wilkowi-zwiadowcy. Pomachał nim przed nosem Davida. – Śledził cię i znalazł, gdy wychodziłeś z kościoła w lesie. Byłby cię zabił, gdyby nie moja interwencja. Za nim pojawią się inni. Już złapali twój trop i jest ich coraz więcej. Zmieniają się i nic ich nie powstrzyma. Ich czas nadchodzi. Nawet król o tym wie, ale nie ma dość siły, by się im przeciwstawić. Powinieneś wrócić do swojego świata, zanim cię znajdą, i ja mogę ci w tym pomóc. Powiedz mi, co chcę wiedzieć, a przed zapadnięciem nocy znajdziesz się bezpieczny w swoim łóżku. W twoim domu wszystko się ułoży i wszystkie problemy zostaną rozwiązane. Ojciec będzie kochał tylko ciebie. Mogę ci to obiecać, jeśli odpowiesz mi na jedno jedyne pytanie.
David nie chciał zawierać z Garbusem żadnych układów. Nie można mu było ufać i chłopiec był pewny, że ukrywa przed nim wiele rzeczy. Żadna zawarta z nim umowa nie będzie prosta i pozbawiona kosztów. David wiedział jednak, że w słowach Garbusa kryje się sporo prawdy – wilki zbliżały się i nie spoczną, dopóki go nie znajdą. Roland nie będzie w stanie zabić ich wszystkich. No i była jeszcze Bestia – choć straszliwa, była tylko jednym z okropieństw, które krył w sobie ten kraj. Z pewnością pojawią się inne, może nawet gorsze od wilkonów i Bestii. Bez względu na to, gdzie znajdowała się teraz jego matka, w tym świecie czy w innym, nie mógł do niej dotrzeć. Głupotą było myśleć, że potrafi ją odnaleźć, ale tak bardzo pragnął, by to była prawda. Chciał, by znowu żyła. Tęsknił za nią. Czasami o niej zapominał, lecz zapominając, znów sobie przypominał i ból po stracie wracał ze zdwojoną siłą. Jednak odpowiedzi na jego samotność nie należało szukać tutaj. Czas wrócić do domu.
Postanowił więc przemówić.
– Co chcesz wiedzieć? – zapytał. Garbus pochylił się w jego stronę i szepnął:
– Chcę, żebyś mi powiedział, jak ma na imię to dziecko w twoim domu. Chcę, żebyś wyjawił mi imię swojego przyrodniego brata.
Obawy Davida ustąpiły miejsca zdumieniu.
– Ale po co? – zapytał. Nic nie rozumiał. Jeśli Garbus był tą samą postacią, którą widział w swoim pokoju, to czyż nie zakradł się do innych części domu? Przypomniał sobie, jak obudził się pewnej nocy z niemiłym poczuciem, że ktoś lub coś dotknęło jego twarzy, gdy spał. W pokoju Georgiego czasami unosił się dziwny zapach (na pewno dziwniejszy od zapachów wydzielanych zwykle przez Georgiego). Czy mógł to być dowód obecności Garbusa? Czy to możliwe, że nie usłyszał imienia chłopczyka podczas swoich wizyt w ich domu? Poza tym, dlaczego to imię jest dla niego tak ważne?
– Chcę je usłyszeć z twoich ust – powiedział. – To przecież drobnostka, maleńka przysługa. Powiedz mi, a wszystko skończy się raz na zawsze.
David przełknął ślinę. Tak bardzo chciał wrócić do domu. Musiał tylko wypowiedzieć imię Georgiego. Co złego może się stać? Już otworzył usta, lecz imię, które usłyszał, było jego własnym.
– David! Gdzie jesteś?
To był Roland. David usłyszał nad głową odgłos kopania. Garbus syknął z niezadowoleniem.
– Szybko! – powiedział do Davida. – Imię! Powiedz mi, jak ma na imię.
Na głowę Davida posypał się pył, a przez jego twarz przemknął pająk.
– Mów! – zaskrzeczał Garbus. W tej chwili sklepienie jamy zarwało się, oślepiając i grzebiąc Davida. Zdążył jeszcze zobaczyć, jak Garbus wpada do jednego z tuneli. David miał nos i usta pełne ziemi. Próbował oddychać, ale ziemia wpadała mu do gardła. Tonął w pyle. Nagle poczuł, jak silne dłonie chwytają go za ramiona, i znalazł się na czystym, świeżym powietrzu. Przejrzał na oczy, ale nadal dławił się ziemią i robakami. Roland naciskał dłońmi na jego ciało, by wypluł ziemię i robaki. David wykaszlał pył, krew, żółć i pełzające stworzenia, oczyszczając drogi oddechowe, po czym położył się na boku. Łzy zamarzały mu na policzkach i szczękał zębami.
Roland uklęknął przy nim.
– David – powiedział. – Mów do mnie. Opowiedz mi, co się stało.
Читать дальше