Głowa dziewczynki-jelenia była przymocowana do deski z ciemnego drewna. Rozrzucone, umyte włosy przytrzymywał klej. Oczy zostały usunięte i zastąpiły je owalne zielono-czarne szkiełka. Skóra twarzy była pokryta woskową substancją, by ją zachować, a kiedy łowczy ni postukała knykciami w głowę, rozległ się głuchy dźwięk.
– Ładna, nie sądzisz? – zapytała łowczyni.
David pokręcił głową, lecz nie powiedział ani słowa. Dziewczynka miała kiedyś imię. Miała matkę i ojca, może rodzeństwo. Mogła się bawić, kochać i być kochana. Mogła dorosnąć i urodzić dzieci. Teraz to wszystko przepadło.
– Nie zgadzasz się? – zapytała łowczyni. – Może jest ci jej żal? Ale pomyśl: po latach zrobiłaby się stara i brzydka. Wykorzystaliby ją mężczyźni. Rodziłaby dzieci. Straciłaby zęby, jej skóra pomarszczyłaby się, a włosy posiwiały i przerzedziły się. A teraz na zawsze pozostanie dzieckiem i zawsze będzie piękna.
Łowczyni pochyliła się do przodu. Pogładziła Davida po policzku i uśmiechnęła się po raz pierwszy.
– Niebawem do niej dołączysz.
David odwrócił głowę.
– Kim ty jesteś? – zapytał. – Dlaczego to robisz?
– Jestem myśliwym – odparła po prostu. – A myśliwy musi polować.
– Ale ona była tylko dziewczynką – powiedział David. – Z ciałem zwierzęcia, ale mimo wszystko dziewczynką. Słyszałem, jak mówi. Była przerażona. A potem ją zabiłaś.
Łowczyni pogładziła dziewczynkę-jelenia po włosach.
– Tak – powiedziała cicho. – Wytrzymała dłużej, niż myślałam. Okazała się bardziej przebiegła, niż sądziłam. Może ciało lisa byłoby bardziej odpowiednie, ale teraz jest już za późno.
– To ty ją zrobiłaś? – żachnął się David. Choć był przerażony, obrzydzenie czynem łowczyni przesycało każde jego słowo. Kobieta wydała się zdziwiona jadem w jego głosie i doszła do wniosku, że powinna uzasadnić swoje postępowanie.
– Myśliwy zawsze szuka nowej zdobyczy – powiedziała. Zmęczyło mnie już polowanie na zwierzęta, a ludzie są kiepską zwierzyną. Ich umysły są bystre, lecz ciała słabe. Pomyślałam więc, że cudownie byłoby połączyć ciało zwierzęcia z inteligencją ludzi. Jakiż to byłby sprawdzian dla moich umiejętności! Ale bardzo trudno było stworzyć takie hybrydy: zarówno ludzie, jak i zwierzęta umarliby, zanim zdążyłabym dokonać połączenia. Nie mogłam zatamować krwawienia na tyle długo, by takie połączenie stało się możliwe. Ich mózgi umierały, serca przestawały bić i z każdą kropelką spływającej krwi cała moja praca obracała się wniwecz.
Aż nagle uśmiechnęło się do mnie szczęście. Przez las podróżowało trzech chirurgów. Spotkałam ich, złapałam i przywiozłam tutaj. Opowiedzieli mi o balsamie, który stworzyli. Dzięki niemu można było przykleić do nadgarstka odciętą dłoń lub nogę do torsu. Poleciłam im pokazać, co potrafią. Odcięłam rękę jednemu z nich, a dwaj inni ją przykleili. Potem przecięłam jednego na pół, a przyjaciele zaraz go naprawili. Na koniec odcięłam głowę trzeciemu, a oni znów umocowali ją na szyi. Stali się moją pierwszą nową zwierzyną – powiedziała, wskazując głowy trzech starszych mężczyzn wiszące na ścianie – kiedy już powiedzieli mi, jak uzyskiwać balsam. Teraz każda zdobycz jest inna, bo każde dziecko nadaje własne cechy zwierzęciu, z którym go łączę.
– Ale dlaczego dzieci? – zapytał David.
– Bo dorośli wpadają w rozpacz – odparła. – A dzieci nie. Dzieci bez trudu przystosowują się do swoich nowych ciał i nowego życia. Które dziecko nie marzyło o tym, by zostać zwierzęciem? I prawdę mówiąc, wolę polować na dzieci. Dostarczają mi większej rozrywki i doskonale prezentują się na ścianie, jako że są piękne.
Łowczyni cofnęła się i uważnie przyjrzała Davidowi, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z natury jego pytań.
– Jak się nazywasz i skąd pochodzisz? – zapytała.
– Nie jesteś stąd. Zdradził cię zapach i sposób wysławiania się.
– Mam na imię David. I pochodzę z innego miejsca.
– Jakiego?
– Z Anglii.
– Anglii – powtórzyła łowczyni. – Jak się tu dostałeś?
– Znalazłem przejście do tego świata. Zjawiłem się tutaj, ale teraz nie mogę wrócić.
– Jakież to smutne – powiedziała łowczyni. – Czy w Anglii jest dużo dzieci?
David nie odpowiedział. Łowczyni chwyciła go za twarz, wbijając paznokcie w skórę.
– Odpowiedz!
– Tak – odparł niechętnie David.
Łowczyni puściła go.
– Może zmuszę cię, żebyś pokazał mi to przejście. Tutaj zostało już niewiele dzieci. Nie wędrują po lesie jak niegdyś. Ta… – wskazała głowę dziewczynki-jelenia – była ostatnia, jaką miałam, i długo ją oszczędzałam. Ale teraz mam ciebie. Więc… Powinnam cię wykorzystać jak ją czy zmusić, żebyś zabrał mnie do Anglii?
Cofnęła się o kilka kroków i myślała przez chwilę.
– Jestem cierpliwa – powiedziała w końcu. – Znam ten kraj i przetrwałam wszystkie zmiany. Dzieci znów się pojawią. Niebawem nadejdzie zima, a ja mam dość jedzenia, żeby ją przetrzymać. Będziesz moją ostatnią zwierzyną przed śniegiem. Zrobię z ciebie lisa, bo wydaje mi się, że jesteś sprytniejszy niż mój mały jeleń. Kto wie, może nawet mi uciekniesz i będziesz żył w jakiejś odległej części lasu, choć jeszcze nikomu się to nie udało. Ale zawsze jest nadzieja, mój Davidzie, zawsze. Teraz śpij, bo jutro zaczynamy.
Z tymi słowami wytarła twarz Davida szmatką i pocałowała go delikatnie w usta. Potem zaniosła go na wielki stół i przykuła łańcuchami na wypadek, gdyby chciał w nocy uciec. Zgasiła wszystkie lampy. W blasku ognia rozebrała się, położyła naga na pryczy i zasnęła.
David nie mógł zmrużyć oka. Zastanawiał się nad swoją sytuacją. Przypominał sobie opowieści i wracał wspomnieniami do Leśniczego, który opowiadał mu o chatce z piernika. W każdej historii tkwił jakiś morał.
Po pewnym czasie zaczął snuć plany.
O centaurach i próżności łowczyni
Wcześnie następnego ranka łowczyni obudziła się i ubrała. Upiekła mięso na ogniu i zjadła je, popijając herbatą z ziół i przypraw, po czym podeszła do Davida i podniosła go. Plecy i skrępowane kończyny bolały go od leżenia na twardym stole. Niewiele spał, lecz teraz miał przed sobą cel. Aż do tej chwili jego los zależał w dużej mierze od dobrej woli innych, którzy dbali o jego bezpieczeństwo: Leśniczego i krasnoludków. Teraz był pozostawiony sam sobie i tylko od niego zależało, czy przeżyje.
Łowczyni dała mu herbatę, a potem próbowała zmusić go do zjedzenia mięsa, ale nie chciał otworzyć ust. Pachniało mocno dziczyzną.
– To sarnina – powiedziała. – Musisz jeść. Potrzebujesz sił.
David mocno zacisnął usta. Mógł myśleć tylko o dziewczynce-jeleniu i czuł dotyk jej skóry na swojej. Kto wiedział, jakie dziecko było kiedyś częścią tego zwierzęcia? Może było to nawet mięso dziewczynki-jelenia i zostało oddarte z jej ciała, by łowczyni mogła zjeść śniadanie. Za żadne skarby go nie zje.
Kobieta poddała się w końcu i dała Davidowi kawałek chleba. Uwolniła mu nawet jedną rękę, żeby mógł zjeść. Kiedy się posilał, przyniosła ze stajni klatkę z lisem i postawiła ją na stole obok Davida. Lis obserwował chłopca, zupełnie jakby wiedział, co zaraz się wydarzy. Tymczasem łowczyni przygotowywała wszystko, co miało się jej przydać: ostrza i piły, tampony i bandaże, długie igły i zwoje czarnej nici, rurki i fiolki oraz słój bezbarwnego płynu. Do niektórych rurek przymocowała miechy – „na wszelki wypadek, żeby krew płynęła swobodnie” – i poprawiła więzy, by pasowały do małych łap lisa.
Читать дальше