Czy naprawdę miał zarzucić swe erotyczne przyjaźnie? Nie mógł. Nie miał siły opanować pożądania do innych kobiet. Oprócz tego wydawało mu się to niepotrzebne. Nikt nie wiedział lepiej od niego, że jego przygody w niczym nie zagrażają Teresie. Dlaczegóż miałby z nich rezygnować? Wydawało mu się to równie bezsensowne, jak gdyby miał zaprzestać chodzenia na mecze piłki nożnej. Ale czy była w nich jeszcze jakaś radość? Idąc do innej kobiety, z góry czuł do niej niechęć i obiecywał sobie, że widzi się z nią po raz ostatni. Cały czas miał przed oczyma obraz Teresy i żeby o niej nie myśleć, musiał się upijać. Odkąd poznał Teresę, nie mógł kochać się z innymi kobietami bez alkoholu. Ale właśnie zapach alkoholu w jego oddechu był dla Teresy tropem, który sygnalizował jej jego zdrady. Zamknęła się nad nim pułapka: w momencie, kiedy szedł do kochanek, już nie miał na nie ochoty, ale wystarczył choćby jeden dzień bez nich, by zaczynał wykręcać numery telefonów i umawiać się na randki. Stosunkowe najlepiej było mu u Sabiny; wiedział, że jest dyskretna i że nie musi się lękać, iż go wyda. Jej pracownia witała go jak wspomnienie minionego życia, idyllicznego życia starego kawalera.
Być może sam sobie nie uświadamiał, jak bardzo się zmienił: lękał się wrócić późno do domu, ponieważ Teresa czekała na niego. Sabina zauważyła nawet raz, że w trakcie aktu miłosnego spogląda na zegarek i stara się przyspieszyć jego finał.
Przechadzała się potem naga leniwym krokiem po pracowni, stanęła przed sztalugami z rozpoczętym obrazem i z ukosa przyglądała się, jak Tomasz szybko się ubiera.
Był już ubrany, tylko jedną nogę miał bosą. Rozejrzał się wokół, potem na czworakach zaczął szukać czegoś pod stołem.
– Kiedy tak patrzę na ciebie, mam wrażenie, że zmieniasz się w wieczny temat moich obrazów – powiedziała. – Spotkanie dwóch światów. Podwójna ekspozycja. Zza postaci Tomasza-libertyna prześwituje twarz romantycznego kochanka. Albo na odwrót – poprzez postać Tristana, który myśli wyłącznie o swojej Teresie widać piękny, zdradzony świat libertyna.
Tomasz podniósł się, słuchając jej z roztargnieniem.
– Czego szukasz? – zapytała.
– Skarpetki.
Razem z nim rozglądała się po pomieszczeniu, a on znów opadł na czworaki i szukał pod stołem.
– Nigdzie nie ma tej twojej skarpetki – powiedziała Sabina. – Musiałeś przyjść bez niej.
– Jak mogłem przyjść bez skarpetki! – krzyczał Tomasz spoglądając na zegarek. – Przecież nie przyszedłem w jednej!
– Nie można tego wykluczyć. W ostatnich czasach jesteś bardzo roztargniony. Ciągle dokądś się spieszysz, patrzysz na zegarek… Nic dziwnego, że zapominasz włożyć drugą skarpetkę.
Był już zdecydowany założyć but na bosą stopę.
– Na dworze jest strasznie zimno – powiedziała Sabina. – Pożyczę ci pończochę.
Podała mu długą, białą pończochę, modną, ażurową. Wiedział, że jest to zemsta za to, że zerkał na zegarek, kiedy się z nią kochał. Gdzieś tę skarpetkę schowała. Było naprawdę zimno, więc nie pozostało mu nic innego, niż się jej podporządkować. Odchodził do domu mając na jednej nodze skarpetkę, na drugiej białą, zrolowaną nad kostką damską pończochę.
Był w sytuacji bez wyjścia: w oczach kochanek był naznaczony haniebnym piętnem miłości do Teresy, w oczach Teresy haniebnym piętnem swych przygód.
Żeby zmniejszyć jej męki, ożenił się z nią (mogli wreszcie zrezygnować, z wynajmowania pokoju, w którym już od dawna nie mieszkała) i znalazł dla niej szczeniaka.
Urodził się suczce jego kolegi. Suczka była psem św. Bernarda, ojcem szczeniąt był wilk sąsiada. Małych bękartów nikt nie chciał, a koledze żal było je zabić.
Tomasz wybierał pomiędzy szczeniętami i wiedział, że te, których nie wybierze, będą musiały umrzeć. Czuł się jak prezydent państwa, który stoi przed czterema skazańcami i ma prawo udzielić łaski tylko jednemu. W końcu wybrał suczkę, której ciało wydawało się przypominać wilka, a głowa bernardyna. Przyniósł ją Teresie. Podniosła pieska, przycisnęła do piersi, a on natychmiast obsikał jej bluzkę.
Potem szukali dla niego imienia. Tomasz chciał, żeby już imię wskazywało, że piesek należy do Teresy i przypomniał sobie książkę, którą trzymała pod pachą, kiedy przyjechała nieoczekiwanie do Pragi. Zaproponował, żeby nazwać szczenię Tołstoj.
– To nie może być Tołstoj – zaoponowała Teresa. – Ono jest przecież dziewczynką. Może być Anna Karenina.
– Nie może być Anna Karenina, takiej śmiesznej mordy nie może mieć żadna kobieta – powiedział Tomasz. – To raczej Karenin. Tak, Karenin. Dokładnie tak go sobie zawsze wyobrażałem.
– Ale czy nie skomplikuje jej tożsamości seksualnej, jeśli będziemy na nią wołać Karenin?
– Niewykluczone – powiedział Tomasz – że suczka, na którą państwo wołają nieustannie jak na psa, będzie miała lesbijskie skłonności.
Słowa Tomasza spełniły się w dziwny sposób. Choć zwykle suczki bardziej lgną do panów niż pań, z Kareninem było na odwrót. Zdecydował się zakochać w Teresie. Tomasz był mu za to wdzięczny. Gładził go po głowie i mówił do niego:
– Dobrze robisz, Kareninie. Dokładnie tego od ciebie oczekiwałem. Jeśli ja sam nie mogę jej wystarczyć, musisz mi pomóc.
Ale nawet Karenin nie zdołał uczynić jej szczęśliwą. Tomasz uświadomił to sobie mniej więcej w 10 dni po tym, jak ich kraj najechały rosyjskie czołgi. Był sierpień 1968. Do Tomasza codziennie dzwonił z Zurychu dyrektor tamtejszego szpitala, z którym Tomasz zaprzyjaźnił się kiedyś na jakiejś konferencji międzynarodowej. Bał się o Tomasza i proponował mu pracę u siebie.
Jeśli Tomasz odrzucił propozycję Szwajcara niemalże bez namysłu, uczynił to ze względu na Teresę. Zakładał, że nie chciałaby tam jechać. Spędziła przecież całe pierwsze siedem dni okupacji w stanie upojenia, które niemalże przypominało szczęście. Biegała po ulicach z aparatem fotograficznym i rozdawała zdjęcia zagranicznym korespondentom, którzy wyrywali je sobie z rąk. Raz, kiedy zachowywała się już zbyt bezczelnie i fotografowała z bliska oficera, który mierzył z pistoletu do ludzi, zaaresztowali ją i przetrzymali przez noc w radzieckiej komendanturze. Grozili jej, że ją zastrzelą, ale ledwie ją wypuszczono, znów wybiegła na ulice i znów fotografowała.
Dlatego tak zaskoczyło Tomasza, kiedy dziesiątego dnia okupacji powiedziała:
– A właściwie dlaczego nie chcesz wyjechać do Szwajcarii?
– A dlaczego miałbym wyjeżdżać?
– Mają tu z tobą swoje porachunki.
– Z kim nie mają – machnął ręką Tomasz. – Powiedz mi raczej, czy umiałabyś żyć za granicą.
– Czemu nie?
– Widziałem, że byłaś zdolna ryzykować dla tego kraju życie. Jak to możliwe, że mogłabyś go teraz opuścić?
– Odkąd Dubczek wrócił, wszystko się zmieniło – odpowiedziała Teresa.
Była to prawda; ogólna euforia trwała tylko przez siedem pierwszych dni okupacji. Czescy przywódcy zostali porwani przez rosyjską armię jak zbrodniarze, nikt nie wiedział, gdzie się znajdują, wszyscy drżeli o ich życie i nienawiść do Rosjan odurzała ludzi jak alkohol. Było to pijane święto nienawiści. Czeskie miasta były ozdobione tysiącami malowanych ręcznie plakatów pełnych pogardliwych i ironicznych napisów, epigramów, wierszyków, karykatur Breżniewa i jego armii, z której wszyscy wyśmiewali się jak z cyrku analfabetów. Ale żadne święto nie może trwać wiecznie. W międzyczasie Rosjanie zmusili zaaresztowanych przywódców czeskich, żeby podpisali w Moskwie coś w rodzaju kompromisu. Dubczek powrócił z tym do Pragi i czytał przez radio swe przemówienie. Po sześciodniowym więzieniu był tak zdruzgotany, że nie mógł mówić, jąkał się, z trudem chwytał oddech, tak że między poszczególnymi zdaniami zapadały niekończące się, niemal półminutowe pauzy.
Читать дальше