– Jeszcze trochę za wcześnie – odpowiedziałam. Katie wsunęła dłonie pod fartuch, omiatając wzrokiem to, co działo się dookoła stołu sędziowskiego. Oczy jej zabłysły na widok George'a Callahana siedzącego dwa metry dalej, przy stole dla oskarżyciela.
– Wygląda całkiem miło – zauważyła.
– Nie będzie dla ciebie wcale miły. Jego praca polega na tym, żeby przekonać ławników, że wszystkie te okropne rzeczy, które od niego usłyszą na twój temat, to szczera prawda. – Urwałam na chwilę, wahając się, po czym zdecydowałam, że w wypadku Katie najlepiej będzie przygotować ją na to, co nastąpi. – Będzie ci trudno tego wysłuchać, Katie.
– Ale dlaczego?
Zamrugałam oczami, nie zrozumiawszy.
– Dlaczego będzie ci trudno?
– Nie. Dlaczego pan Callahan będzie kłamał na mój temat? Dlaczego ławnicy mają uwierzyć jemu, a nie mnie?
Pomyślałam o kanonach medycyny sądowej, o różnicy pomiędzy obieraniem motywu a zmyśleniem nieprawdziwej wersji wydarzeń, o psychometrycznej charakterystyce ławy przysięgłych – o tym wszystkim, co dla Katie byłoby tylko niezrozumiałym bełkotem. Jakim sposobem miałam wytłumaczyć dziewczynie wychowanej wśród amiszów, że w sądzie często bywa tak, że wygrywa ten, kto opowie najlepszą historię?
– Bo u Anglików tak właśnie działa wymiar sprawiedliwości – odpowiedziałam. – Takie są reguły tej gry.
– Gry – powtórzyła Katie powoli, obracając to słowo w ustach, aż straciło swoją twardość. – To tak jak futbol! – Uśmiechnęła się do mnie, przypomniawszy sobie widać jedną z naszych rozmów. – To też jest taka gra, gdzie można wygrać albo przegrać, ale i tak dostaje się pieniądze?
Znów poczułam, jak coś przewraca mi się w żołądku.
– Właśnie – przytaknęłam. – Właśnie tak.
– Proszę wstać, sąd idzie! Sprawie przewodzi sędzina Philomena Ledbetter.
Wstałam z miejsca i obejrzałam się na Katie, żeby sprawdzić, czy też stoi. Sędzina ukazała się w bocznych drzwiach i pospiesznym krokiem weszła na schodki podwyższenia. Poły togi powiewały za nią, wydęte niczym żagle.
– Proszę usiąść. – Powiodła wzrokiem po zgromadzonej publiczności, mrużąc oczy na widok garstki dziennikarzy stłoczonej pod tylną ścianą. – Zanim zaczniemy rozprawę, przypominam przedstawicielom prasy, że w obrębie tej sali zabroniono używania aparatów fotograficznych jak również kamer wideo. Jeżeli zobaczę, że choćby jedno z państwa złamało ów zakaz, wyrzucę wszystkich na korytarz do końca procesu. – Jej spojrzenie spoczęło na Katie. Przez chwilę sędzina w milczeniu mierzyła ją wzrokiem, aż w końcu zwróciła się do prokuratora okręgowego: – Jeśli oskarżenie jest gotowe, proszę zaczynać.
George Callahan zbliżył się do ławy przysięgłych krokiem tak swobodnym, jakby każdy z ławników był jego starym, dobrym przyjacielem.
– Wiem, co państwo sobie myślicie – oznajmił. – Przyszliśmy na proces o morderstwo, gdzie zatem jest oskarżony? Bo ta dziewczynka w stroju amiszów, w fartuszku i białej czapeczce nie skrzywdziłaby przecież muchy, nie mówiąc już o człowieku. – Prokurator potrząsnął głową. – Wszyscy państwo mieszkacie w tym okręgu. Widujecie amiszów na drodze, w bryczkach, kupujecie różne produkty na ich przydomowych straganach. Jeśli nawet nie mieliście okazji dobrze ich poznać, to wiecie przynajmniej tyle, że amisze to ludzie głęboko religijni, którzy żyją w zamkniętej społeczności i nie wychylają się zbytnio. Czy ktoś z państwa pamięta może, kiedy ostatni raz słyszało się o amiszu oskarżonym o jakieś ciężkie przestępstwo? Odpowiem: w zeszłym roku, kiedy dwaj młodzi amisze handlujący kokainą rozbili sielankowy wizerunek swojej wspólnoty. A także dziś. Bo dziś usłyszycie państwo o tym, jak ta oto młoda kobieta z zimną krwią zamordowała własne, nowo narodzone dziecko.
Oskarżyciel przesunął dłonią po balustradzie odgradzającej ławę przysięgłych.
– Wstrząsające, prawda? Trudno uwierzyć, że matka mogła zabić swoje dziecko, zwłaszcza jeśli ową matką jest dziewczyna o równie niewinnym wyglądzie. Proszę się tym nie sugerować. Podczas tego procesu zrozumiecie państwo, że oskarżona nie jest niewinną dziewczyną – wręcz przeciwnie, udowodnimy, że to osoba fałszywa, która kłamie z dużą wprawą. Od sześciu lat wymyka się z rodzinnej farmy i jeździ do miasteczka uniwersyteckiego, gdzie rozpuszcza włosy, przebiera się w dżinsy, obcisłe swetry i imprezuje, jak to nastolatki mają w zwyczaju. Zataiła prawdę o tych eskapadach i tak samo zataiła, że podczas jednego z owych szalonych weekendów zaszła w ciążę. Potem zaś skłamała ponownie, nie przyznając się do popełnienia morderstwa.
Odwrócił się w stronę Katie, przeszywając ją wzrokiem.
– Jak zatem wygląda prawda? Prawda jest taka, że dnia dziesiątego lipca bieżącego roku, kilka minut po godzinie drugiej w nocy, oskarżoną obudziły bóle porodowe. Prawda jest taka, że wstała ona z łóżka, na palcach udała się do obory i w niemal absolutnej ciszy urodziła chłopca, żywego chłopca. Prawda jest taka, że oskarżona miała pełną świadomość, że jeśli ktoś się dowie o jej dziecku, będzie to dla niej koniec dotychczasowego życia. Mogła się spodziewać, że zostanie wyrzucona ze swojego domu, ze swojego kościoła, ze swojej społeczności. Prawda zatem wygląda tak, że oskarżona zrobiła to, co musiała zrobić, aby kłamstwo nie wyszło na jaw: świadomie, zamierzenie i z rozmysłem zabiła własne dziecko.
George oderwał oczy od Katie i zwrócił się z powrotem do ławników.
– Patrząc na oskarżoną, postarajcie się państwo przebić wzrokiem ten staroświecki kostiumik. Ona chce, żebyście go widzieli – i nic poza nim. Spróbujcie zamiast niego zobaczyć kobietę, która dusi płaczące dziecko. Kiedy oskarżona przemówi, słuchajcie jej uważnie, ale pamiętajcie, że jej słowu nie można ufać. Ta uroczo się prezentująca dziewczyna z rodziny amiszów ukryła zabronioną ciążę i gołymi rękami zamordowała noworodka, cały czas przy tym oszukując wszystkich dookoła, że nic się nie dzieje. Nie pozwólcie, aby oszukała także was.
W składzie ławy przysięgłych było osiem kobiet i czterech mężczyzn. Nie mogłam się zdecydować, czy to dla nas dobrze, czy źle. Kobiety powinny wykazać się większym współczuciem dla niezamężnej nastolatki, ale z drugiej strony pogarda wobec takiego czynu jak zabicie dziecka przez jego własną matkę musiała być u nich większa niż u mężczyzn. W sumie najważniejsze jednak było to, czy i jak bardzo ten konkretny zespół ludzi będzie skłonny do szukania jakichkolwiek furtek.
Uścisnęłam pod stołem rozdygotaną dłoń Katie, po czym wstałam.
– Pan Callahan próbował właśnie przekonać państwa, że na tej sali rozpraw obecna jest osoba, która w mistrzowskim stopniu opanowała sztukę mijania się z prawdą. Coś państwu powiem.
Oskarżyciel miał rację. Niemniej jednak osobą tą nie jest Katie Fisher. To ja. – Pomachałam im wesoło dłonią. – Tak, tak: winna wszystkich zarzutów. Jestem kłamcą i to całkiem niezłym, skoro sama to przyznaję. Tak dobrze mi idzie, że zostałam adwokatem, również nie najgorszym. I chociaż nie zamierzam się wypowiadać w imieniu tutejszego obrońcy z urzędu, to jestem gotowa się założyć, że jemu także raz czy dwa zdarzyło się nagiąć fakty. – Spojrzałam na ławników, unosząc brwi. – Znacie państwo te wszystkie dowcipy, nie muszę chyba opowiadać tutaj o prawnikach. Kłamiemy jak z nut, a jeszcze świetnie nam za to płacą.
Oparłam się o balustradkę przed ławą przysięgłych.
Читать дальше