– To ty, ciociu? – zapytał chwilę później. – Co się dzieje, do licha ciężkiego?
Kiedy niedzielne nabożeństwo dobiegło końca, Katie poczuła zawroty głowy i nie był to wyłącznie skutek działania dokuczliwych letnich upałów, spotęgowany jeszcze przez stłoczenie tak wielkiej liczby ludzi w jednym małym domu; biskup ogłosił spotkanie członków kościoła. Ci spośród przybyłych, którzy jeszcze nie zostali ochrzczeni, zaczęli wychodzić z domu – mogli usiąść sobie w stodole, gdzie czekał poczęstunek. Ellie zaś pochyliła się do ucha Katie.
– Co oni robią? – zapytała.
– Muszą wyjść. Ty też. – Katie zauważyła, że Ellie patrzy na jej drżące dłonie i wsunęła je pod uda.
– Nie ruszę się stąd.
– Musisz – powtórzyła Katie z naciskiem. – Tak będzie łatwiej. Ellie zmierzyła ją spojrzeniem sowy, szeroko otwartymi oczami; czasami Katie bawiła ta jej mina.
– Ciężka sprawa – powiedziała. – Powiedz im, niech zaczynają i nie zwracają na mnie uwagi.
W końcu jednak biskup Ephram sam zaakceptował obecność Ellie na spotkaniu członków kościoła.
– Katie Fisher – wezwał jeden z pastorów.
Katie wydawało się, że nie da rady wstać, tak bardzo trzęsły się jej kolana. Czuła na sobie wiele spojrzeń: Ellie, Mary Esch, mamy, nawet Samuela. Ludzi, którzy staną się świadkami jej wstydu.
W sumie to było zupełnie nieważne, czy urodziła dziecko, czy go nie urodziła. I tak nie miała najmniejszego zamiaru omawiać swoich prywatnych spraw przed całym zgromadzeniem, choćby Ellie jeszcze raz powtórzyła to wszystko, co kładła jej do głowy na temat sądów kapturowych oraz gwarantowanych konstytucją praw człowieka. Katie wpojono święte przekonanie, że zamiast się bronić, lepiej przyjąć odpowiedzialność, a wraz z nią – uzdrowienie. Odetchnęła głęboko i podeszła do pastorów.
Uklękła na podłodze, czując, jak kant dębowej deski wbija się w jej skórę; błogosławiła ten ból, bo odrywał myśli od tego, co miało zaraz nastąpić. Pochyliła głowę, a biskup Ephram zaczął mówić:
– Dotarło do naszej wiadomości, że nasza młodsza siostra splamiła się grzechem ciała.
Katie czuła, jak ogarniają ją płomienie: twarz, pierś, aż po same końce palców. Biskup spojrzał na nią:
– Czy ten zarzut jest prawdą?
– Tak – szepnęła i mogłaby przysiąc, że w tym momencie wśród panującej ciszy usłyszała zawiedzione westchnienie Ellie, chociaż być może była to tylko jej wyobraźnia.
Biskup zwrócił się teraz do zgromadzenia:
– Czy zgadzacie się, aby wyznaczyć dla Katie czas, podczas którego będzie mogła rozważyć swój grzech i wzbudzić w sobie skruchę, a dopóki ten czas nie upłynie, nałożyć na nią bann?
Wszyscy obecni po kolei wyrażali swoje zdanie – głos za albo przeciw karze dla Katie. Rzadko się zdarzało, aby w sprawach takich jak ta ktoś próbował głosować na nie; w końcu jakież to pocieszenie, zobaczyć grzesznika wyznającego swe winy i rozpoczynającego kurację mającą przywrócić go do zdrowia! Ich bin einig , trzy słowa padały raz za razem. Godzę się. Każdy członek zgromadzenia powtarzał tę formułkę, kiedy przyszła jego kolej.
Dzisiejszego wieczoru kościół odwróci się od Katie. Będzie musiała jadać przy osobnym stole, z dala od swojej rodziny. Bann potrwa sześć tygodni; nikomu nie zabroni się mówić do niej ani jej kochać, ale mimo to Katie będzie żyć sama, oddzielona od wszystkich. Klęcząc z pochyloną nisko głową, rozpoznawała po kolei łagodne głosy swoich ochrzczonych przyjaciółek, ociągające się westchnienie swojej matki, dobitną, brzmiącą zdecydowaniem deklarację swojego ojca. A potem usłyszała głos, który znała lepiej niż wszystkie poprzednie, głęboki, szorstki bas Samuela:
– Ich bin … – Urwał, zająknąwszy się. – Ich bin … – Czy to możliwe, że się sprzeciwi? Że będzie jej bronił, zapomni o tym, co zaszło?
– Ich bin einig – dokończył Samuel. Katie zamknęła oczy.
Tej niedzieli nabożeństwo odbyło się na farmie w pobliżu gospodarstwa Fisherów, więc Ellie i Katie wróciły do domu piechotą. Adwokatka objęła Katie, próbując podnieść ją na duchu.
– Nie martw się. Przecież nie każą ci przyszyć na piersi wielkiego szkarłatnego A.
– Czego?
– Nieważne. – Ellie zacisnęła usta. – Ja będę jeść razem z tobą – zadeklarowała się.
Katie podniosła na nią oczy i szybko je opuściła.
– Wiem. – W jej spojrzeniu była wdzięczność.
Przez kilka chwil szły w milczeniu; Ellie co rusz trafiała nogą na kamienie leżące na ścieżce. W końcu zwróciła się do Katie:
– Muszę cię o coś zapytać, ale wiem, że będziesz się złościć. Jak to się dzieje, że przed całym zgromadzeniem potrafisz się przyznać, że urodziłaś dziecko, ale kiedy rozmawiasz ze mną, zapierasz się, że nie?
– Zrobiłam to, bo zgromadzenie oczekiwało, że tak zrobię – odpowiedziała Katie z prostotą.
– Ja też tego od ciebie oczekuję. Katie potrząsnęła głową.
– Gdyby diakon przyszedł do nas i powiedział, że mam naprawić swoje winy, bo kąpałam się nago w stawie, to przyznałabym się nawet wtedy, gdybym nigdy w życiu tego nie robiła.
– Jak to? – wybuchnęła Ellie. – Jak można dać tak sobą sterować?
– Nikt mną nie steruje. Mogę stanąć przed zgromadzeniem i powiedzieć, że to nie ja kąpałam się nago w tym stawie – nie pokazywałam ci, że mam na biodrze znamię – ale nigdy bym tego nie zrobiła. Sama widziałaś, jak to wygląda: im więcej trzeba mówić o swoim grzechu, tym większy wstyd. Lepiej jak najszybciej mieć spowiedź za sobą.
– Ale w ten sposób system tobą manipuluje.
– Nie – wyjaśniła Katie. – Ten system właśnie w ten sposób działa. Nie chcę mieć racji, nie chcę być silna, nie chcę być pierwsza. Chcę tylko jak najszybciej znowu stać się częścią wspólnoty. – Uśmiechnęła się łagodnie. – Wiem, że trudno to zrozumieć.
Ellie siłą woli przypomniała sobie, że chociaż sprawiedliwość amiszów odbiega znacząco od sprawiedliwości w pojęciu amerykańskiego kodeksu prawnego, to oba te systemy działają nie najgorzej już od kilkuset lat.
– Ja to rozumiem – powiedziała – ale w prawdziwym świecie jest inaczej.
– Może i tak. – Katie odwróciła twarz od nadjeżdżającego samochodu, z którego okna zwisał turysta z aparatem, usiłujący zrobić jej zdjęcie. – Ale ja żyję tutaj.
Katie czekała na samym końcu ścieżki, przestępując z nogi na nogę i ściskając w dłoni latarkę. Wiedziała już, co to znaczy ryzyko, podejmowała je nieraz, zwłaszcza przy okazji swojej znajomości z Adamem, ale teraz postawiła wszystko na jedną kartę. Gdyby ktoś zobaczył, że odwiedza ją ten Englischer , wpadłaby w bardzo poważne kłopoty – ale przecież musiała wykorzystać tę szansę, i to teraz, bo Adam niedługo wyjeżdżał.
Wyjeżdżał, ale w końcu nie do Nowego Orleanu, gdzie przedtem zamierzał szukać swoich duchów. Przeniósł fundusze ze stypendium na całkiem inny projekt, w całkiem innym miejscu – a mianowicie w Szkocji – i przełożył termin wyjazdu aż na listopad. Co do Jacoba, dziwiło go w tym wszystkim tylko to, że Adam wspaniałomyślnie pozwolił mu zostać w swoim domu, bez względu na zmiany własnych planów; z wielkiej wdzięczności, że nie musi się wyprowadzać, zaczął przymykać oczy na całą resztę i nie widział na przykład, jak śmiało i swobodnie jego siostra rozmawia z doktorem nauk paranormalnych, ani też, że czasem, kiedy idą razem przez uniwersytecki kampus, Adam dotyka pleców Katie, jakby chciał ją podtrzymać. Nie zauważył też, że już od wielu miesięcy jego kolega nie miał żadnej dziewczyny.
Читать дальше