– Zmiana tematu – powiedział Coop. – Cała Ellie. Zawsze taka byłaś.
– Że niby co?
– Słyszałaś, co powiedziałem. – Wzruszył ramionami. – Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniłaś.
Odwróciłam się do niego, mrużąc oczy.
– Nie masz bladego pojęcia, jaka byłam przez te wszystkie…
– To nie była moja wina – przerwał mi. Skrzyżowałam ręce na piersi. Zaczęło mnie to już drażnić.
– Ty traktujesz to jak ryzyko zawodowe, rozumiem, ale są też tacy ludzie, którzy nie lubią wywlekać spraw z przeszłości.
– Widzę, że to dla ciebie wciąż drażliwy temat.
– Dla mnie? – zaśmiałam się, nie wierząc własnym uszom. – To ty mówiłeś o przebaczeniu, ale jakoś nie możesz przestać przynudzać o tym, jak to nam było razem i jak się skończyło.
– Przebaczenie i zapomnienie to dwie różne rzeczy.
– Przypominam ci, że miałeś dwadzieścia lat, żeby wyrzucić to z pamięci. Postaraj się to zrobić chociaż na czas współpracy z moją klientką.
– Czy tobie naprawdę się wydaje, że zapieprzam tutaj taki kawał drogi dwa razy w tygodniu, żeby pracować charytatywnie z dziewczyną od amiszów? – Coop wyciągnął rękę, a jego dłoń przylgnęła do mojego policzka; cały gniew ulotnił się, zanim jeszcze zdążyłam ochłonąć z zaskoczenia i złapać oddech. – Chciałem spotkać się z tobą, Ellie. Dowiedzieć się, czy zdobyłaś w życiu to wszystko, czego kiedyś tak pragnęłaś.
Stał już tak blisko, że widziałam wyraźnie złote iskry migoczące w jego zielonych oczach. Na skórze czułam słowa, które wypowiadał.
– Kawę pijesz zawsze czarną – szepnął. – Szczotkujesz włosy sto razy, zanim położysz się spać. Po malinach robią ci się bąble na skórze. Kiedy skończysz się kochać, lubisz wskoczyć pod prysznic. Znasz wszystkie zwrotki „Paradise by the Dashboard Light” Meat Loafa, a na Boże Narodzenie specjalnie nosisz w kieszeni drobniaki dla mikołajów z Armii Zbawienia. – Poczułam, jak jego dłoń ześlizguje się na mój kark. – O czymś zapomniałem?
– A – D – W – O – wyszeptałam. – Moje hasło do bankomatu. Wtuliłam się w ramiona Coopa, rozsmakowując się w nim powoli.
Czułam, jak jego palce rozcierają moją skórę i zamknąwszy oczy, pomyślałam o tym, jak wiele gwiazd widać tutaj nocą na niebie, o ileż głębszym niż u nas. Pomyślałam sobie, że to jest miejsce, gdzie można się zagubić.
Nagle, w momencie, kiedy nasze usta się odnalazły, odskoczyliśmy od siebie, spłoszeni tupotem stóp na ścieżce biegnącej przez pole.
Biegliśmy za Katie prawie półtora kilometra, potykając się w ciemności i nie mówiąc ani słowa, żeby się nie zdradzić. Miała nad nami tę przewagę, że oświetlała sobie drogę latarką. Coop prowadził, trzymając mnie za rękę, dając znać uściskiem, kiedy dostrzegał na ścieżce jakąś gałąź, kamień albo koleinę.
Chociaż posuwaliśmy się naprzód w całkowitym milczeniu, wiedziałam dobrze, że on myśli o tym samym co ja: Katie biegła na spotkanie z kimś, kogo chciała ukryć przed moimi oczami. Nie mógł to więc być Samuel; wszystko wskazywało na to, że chodzi o wielkiego nieobecnego – nieznanego ojca jej dziecka.
Przed nami, niczym wielka szara góra, zamajaczyła bryła domostwa. Ciekawe, pomyślałam, czy to tam właśnie mieszka kochanek Katie. Zanim jednak zdążyłam się nad tym bliżej zastanowić, Coop szarpnął mnie za rękę, ciągnąc na ścieżkę, która odbijała w lewo, prowadząc na niewielki, otoczony płotem teren. Tam właśnie zniknęła Katie. Dopiero po dobrej chwili zorientowałam się, że małe białe kamienie sterczące z ziemi to nagrobki.
Byliśmy na cmentarzu, gdzie Sara i Aaron pochowali zmarłego noworodka.
– Boże… – szepnęłam. Coop natychmiast zasłonił mi usta dłonią.
– Patrz i nic nie mów. – Jego ciche słowa wpadły miękko do mojego ucha. – To może być przełom, przebicie tej ściany, o której mówiliśmy.
Przykucnęliśmy nieopodal Katie, która zresztą i tak wydawała się nas nie zauważać. Oczy miała szeroko otwarte i lekko zaszklone. Oparła latarkę o pobliski nagrobek, przyświecając sobie, po czym uklękła obok świeżo zasypanego grobu i dotknęła kamienia.
URODZIŁ SIĘ MARTWY, głosił napis. Tak jak mówiła mi Leda. Patrzyłam, jak Katie przebiega palcami każdą literę po kolei. Zgarbiła się, pochylając głowę – płakała? Podniosłam się, żeby iść do niej, ale Coop mnie zatrzymał.
Katie wzięła do rąk jakieś narzędzia, wyglądające jak dłuto i nieduży młotek, przyłożyła ostrze do kamienia, uderzyła raz, drugi.
Tym razem Coopowi nie udało się mnie zatrzymać. Zerwałam się z okrzykiem „Katie!” i pobiegłam do niej, ale ona nie odwróciła nawet głowy. Opadłam na ziemię obok niej i chwyciłam ją za ramiona, a potem wyrwałam z rąk dłuto i młotek. Twarz miała zalaną łzami, ale jej wyraz był całkowicie obojętny, apatyczny.
– Co ty wyprawiasz? – zapytałam.
Spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem i nagle w pustych oczach odbiła się świadomość.
– Och… – jęknęła piskliwie, zakrywając twarz dłońmi. Zaczęła się trząść na całym ciele. Widać było, że nie może zapanować nad drgawkami.
Coop pochylił się, wziął Katie na ręce.
– Zabierzemy ją do domu – powiedział, ruszając w stronę bramy cmentarza. Dziewczyna szlochała mu w koszulę.
Uklękłam przy grobie, żeby zabrać dłuto i młotek. Katie zdążyła skuć fragment napisu; zrobiło mi się żal Aarona i Sary, którzy wykosztowali się na ten nagrobek, na którym pozostały już tylko dwa słowa: URODZIŁ SIĘ.
– Mogła lunatykować – powiedział Coop. – Leczyłem już ludzi, którzy narobili sobie fatalnych kłopotów przez zaburzenia snu.
– Od dwóch tygodni dzielę z nią pokój i ani razu nie widziałam nawet, żeby wstawała w nocy do łazienki.
Przebiegł mnie dreszcz. Widząc, że się trzęsę, Coop objął mnie ramieniem. Drewniana ławka nad stawem Fisherów nie była duża. Przysunęłam się o ułamek milimetra bliżej.
– Z drugiej strony może być i tak – postawił kolejną hipotezę – że zaczyna do niej docierać, co się stało.
– Brakuje mi w tym logiki. Jaki związek ma przyjęcie do świadomości, że było się w ciąży ze zniszczeniem nagrobka?
– Nie powiedziałem, że ona przyjęła to do świadomości. Uważam tylko, że być może zaczęła wierzyć niektórym dowodom, którymi ją zasypaliśmy i w jakiś sposób próbuje pogodzić jedno z drugim. Podświadomie.
– Aha. Nie ma nagrobka, nie było dziecka.
– Otóż właśnie. – Odetchnął powoli, a potem rzekł z namysłem: – Wystarczy ci już tego, Ellie. Bez problemu znajdziesz psychiatrę sądowego, który poprze oświadczenie o niepoczytalności.
Skinęłam głową, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego wsparcie, jakie od niego otrzymuję, w ogóle mnie nie pociesza.
– Chcesz dalej z nią rozmawiać? – zapytałam.
– Tak. Zrobię wszystko, żeby się nie załamała, kiedy nadejdzie kryzys. Bo kryzys nadchodzi. – Uśmiechnął się łagodnie. – Zaś jako twój psychiatra, muszę ci powiedzieć, że zbytnio się angażujesz w tę sprawę.
Rozbawiło mnie to.
– Powiedziałeś: mój psychiatra?
– Z najwyższą przyjemnością, droga pani. Będzie pani moim najmilszym pacjentem.
– Przykro mi, ale ja nie jestem wariatką. Pocałował mnie za uchem, trącając nosem.
– Wszystko do czasu – mruknął i obrócił mnie w ramionach, przesuwając wargami od ucha, po policzku, docierając w końcu do ust, dotykając ich lekko niczym piórkiem. Był to dla mnie swojego rodzaju wstrząs, kiedy uświadomiłam sobie, że po tylu latach wciąż go rozpoznaję – potrafiłam odczytać kod Morse'a naszych pocałunków, wiedziałam, że poczuję jego dłonie na plecach i w talii, pamiętałam, jakie są w dotyku jego włosy, przeczesywane palcami.
Читать дальше