– Ma się jeszcze to oko. – Strzepnęła dłonią.
Katie też wzięła do ręki kamyk. Cztery, pięć, sześć, siedem kaczek. Odwróciła się do Ellie z szerokim uśmiechem.
– Niektórzy mają ich dwoje – zaśmiała się.
Ellie spróbowała jeszcze raz, koncentrując się mocno. W chwilę później Katie poszła w jej ślady.
– Ha! – zapiała Ellie. – Wygrałam!
– Nieprawda!
– Nie mów! Rzuciłam o cały metr dalej!
– Ja widziałam co innego. – Katie nie chciała się zgodzić.
– Jasne. Ostatnio jesteś przecież stuprocentowo wiarygodnym naocznym świadkiem.
Katie zamarła, a Ellie znów westchnęła, tym razem głośno.
– Przepraszam – powiedziała. – Trudno mi zapomnieć, dlaczego naprawdę tutaj jestem.
– Chyba dlatego, że mi wierzysz?
– Niekoniecznie. Obrońca bierze honorarium za to, żeby ławnicy uwierzyli we wszystko, co im powie. A to, co obrońca mówi ławnikom, wcale nie musi pokrywać się z tym, czego dowiedział się od klienta. – Uśmiechnęła się, widząc zdumioną minę Katie. – Chyba pierwszy raz słyszysz o czymś takim.
– Nie rozumiem, dlaczego sędzia nie może po prostu stwierdzić, kto mówi prawdę.
Ellie zerwała źdźbło tymotki, przygryzła je zębami.
– To nie jest aż tak proste. Chodzi o to, że ludzie muszą bronić swoich praw. A czasem nawet dla sędziego nie wszystko jest oczywiste.
– Dla nas, prostych ludzi, wszystko jest oczywiste – powiedziała Katie. – Jeśli żyjesz tak, jak nakazuje Ordnung – to zawsze masz rację. Jeśli złamiesz zasady, wspólnota cię odrzuci.
– A w naszym angielskim świecie taki Ordnung nazywa się komunizm – odparowała Ellie, ale zamyśliła się na chwilę. – A jeśli – podjęła – nie zrobiłaś niczego złego? Jeśli oskarżą cię o złamanie jakichś zasad, chociaż jesteś absolutnie niewinna?
Katie zaczerwieniła się.
– Kiedy odbywa się spotkanie kościoła w sprawach dyscypliny, oskarżony członek wspólnoty także otrzymuje głos i może opowiedzieć swoją wersję wydarzeń.
– W porządku. A kto mu uwierzy? – Ellie wzruszyła ramionami. – To właśnie jest zadanie dla obrońcy. To on przekonuje ławę przysięgłych, że klient wcale nie musi być winny zarzucanego mu przestępstwa.
– A jeśli jednak jest winny?
– To i tak zostaje uniewinniony. Takie rzeczy też się czasem zdarzają.
Katie otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
– Przecież to kłamstwo.
– Nie. Tak wygląda praca rzecznika prasowego. Na czyny zarzucane oskarżonemu można patrzeć pod różnym kątem. Terminu „kłamstwo” używa się tylko wtedy, gdy to klient powie nieprawdę. A adwokaci… Nam wolno usprawiedliwiać klienta w dowolny sposób.
– Czyli, że… potrafiłabyś skłamać w mojej obronie? Ellie spojrzała jej w oczy.
– A będę musiała?
– Wszystko, co ci powiedziałam, to prawda. Ellie usiadła po turecku na trawie.
– W takim razie chciałabym wiedzieć, czego mi jeszcze nie powiedziałaś.
Z ziemi poderwał się wróbel, rzucając przelotny cień na twarz Katie.
– My, prości ludzie, nie kłamiemy – powiedziała dziewczyna chłodno. – Kłamstwo sprawia, że stanąwszy przed zgromadzeniem, nie umiemy się bronić. Dlatego w naszym świecie nie ma miejsca dla adwokatów.
Ku własnemu zdziwieniu Ellie roześmiała się głośno.
– Mnie to mówisz? Nigdy w życiu nie czułam się bardziej nie na miejscu niż u was. Pasuję tutaj jak wół do karety.
Katie przesunęła wzrokiem po sylwetce adwokatki, tenisówkach i letniej sukience, kończąc na niewielkich, rozkołysanych kolczykach. Wszystko w niej tchnęło skrępowaniem – nie chciała nawet usiąść wygodnie i wyciągnąć nóg na trawie, jakby się bała, że twarde źdźbła podrapią jej łydki. W przeciwieństwie do stonki turystycznej, której całe chmary przetaczały się przez okręg Lancaster, przygnane nadzieją rzucenia okiem, choćby przelotnie, na amiszów, Ellie nigdy nie marzyła o tej przygodzie. Zgodziła się zrobić cioci Ledzie przysługę, która nagle w mgnieniu oka zmieniła się w poważne zobowiązanie.
Katie rozumiała dobrze, co czuje Ellie. Pamiętała swoje wizyty u Jacoba, kiedy to nowoczesny strój nigdy nie zdołał jej zmienić w zwykłą nastolatkę. We własnych oczach Ellie mogła uchodzić za orędowniczkę indywidualizmu, ale tak zwane bycie sobą w kulturze, gdzie cała reszta innych Englischers ze wszystkich sił dąży do tego, aby być sobą, różni się przecież zasadniczo od tego samego bycia sobą realizowanego w kulturze, gdzie wszyscy usiłują być tacy sami.
W świecie pełnym ludzi człowiek może czuć się ogromnie samotny.
– Wiem, jak można temu zaradzić – powiedziała głośno Katie. Uśmiechając się szeroko, wstała i nabrawszy w dłonie wody ze stawu, chlapnęła nią na Ellie.
Adwokatka podskoczyła, parskając jak kot.
– Dlaczego to zrobiłaś?
– Wasser . – Katie chlapnęła na nią jeszcze raz. Ellie zasłoniła się rękami.
– Wase? Aha, wasze! Ale zaraz – nasze? Co nasze?
– Nie „wase”. Wasser . To po naszemu „woda”.
Ellie pojęła w lot, o co chodzi. Przyjęła ten mały dar i pozwoliła mu zapuścić korzenie.
– Wasser – powtórzyła, a potem pokazała palcem pole. – Tytoń? – zapytała.
– Duvach . – Katie rozpromieniła się, słysząc, jak Ellie powtarza nowe słowo. – Gut! Die Koo – powiedziała, wskazując gestem pasącą się nieopodal czarno – białą holenderkę.
– Die Koo .
Katie wyciągnęła do Ellie rękę.
– Wie bist du heit . Jak się masz?
Ellie powoli poszła w jej ślady, zaglądając głęboko w oczy Katie, po raz pierwszy od momentu, kiedy przyjechała do sądu. Beztroskie słoneczne popołudnie, niefrasobliwa lekcja Dietsch, języka amiszów – nagle gdzieś się ulotniły; pozostały tylko one, dwie kobiety połączone uściskiem dłoni, odurzone graniem świerszczy, świadome tego, że zaczynają wszystko od początku.
– Ich bin die Katie Fisher - odezwała się Katie cichym głosem.
– Ich bin die Ellie Hathaway - odpowiedziała Ellie. – Wie bist du heit.
– Pójdę kupić popcorn, zanim film się zacznie – powiedział Jacob, wstając z fotela. Katie zaczęła szperać po kieszeniach, szukając pieniędzy, które Mam zawsze przesyłała synowi za jej pośrednictwem, ale on tylko potrząsnął głową. – Ja stawiam. Adam, miej na nią oko.
Katie zgarbiła się w fotelu, zła, że uważa się ją za dziecko.
– Mam siedemnaście lat. Czego on się boi? Że mu ucieknę? Adam, siedzący obok niej, uśmiechnął się.
– Prędzej tego, żeby ktoś mu nie ukradł jego ślicznej siostrzyczki. Katie zaczerwieniła się aż po same włosy.
– Nie wydaje mi się – skwitowała. Przywykła raczej do tego, że chwali się ją za dobrze wykonaną pracę, a nie za urodę. No i czuła się niezręcznie, siedząc tak sama z Adamem, którego Jacob zaprosił, żeby wybrał się razem z nimi do kina.
Nie nosiła zegarka, więc nie wiedziała, ile czasu jeszcze zostało do początku seansu. Była w kinie po raz czwarty w życiu. Film miał być o miłości – śmieszny pomysł, opowiadać o miłości w dwie godziny! Miłość to nie jest przecież ta jedna chwila, kiedy dziewczyna patrzy chłopcu w oczy i czuje, że ziemia usuwa jej się spod nóg, a w jego duszy dostrzega to wszystko, za czym tęskni jej własna. Miłość przychodzi powoli, nigdy nie myląc drogi, a składają się na nią, w równych proporcjach, szacunek i wzajemne wsparcie. Dziewczyna z rodziny prostych ludzi nie przeżywa „zakochania” – ona nagle dostrzega, że uwikłała się w miłość. Córka prostych ludzi wie, że kocha, kiedy po dziesięciu latach widzi przy sobie wciąż tego samego chłopca, stojącego u jej boku i obejmującego ją w talii.
Читать дальше