Ku mojej wielkiej radości, George wyglądał na wyraźnie wytrąconego z równowagi. Szczerze mówiąc, na to właśnie liczyłam: żaden prokurator nie pomyślałby o czymś takim jak listerioza, a już jemu na pewno nie przyszłoby do głowy zapytać o to podczas przesłuchania. George wstał, wygładził krawat i zbliżył się do mojego świadka.
– Listerie – powiedział. – Czy te bakterie są pospolite?
– W rzeczy samej są dość powszechne – potwierdził Owen. – Wszędzie ich pełno.
– Dlaczego więc ludzie nie padają od nich jak muchy?
– Bakterie są pospolite, ale choroba dość rzadka. U kobiet spodziewających się dziecka zdarza się raz na dwadzieścia tysięcy ciąż.
– Raz na dwadzieścia tysięcy. A u oskarżonej ta choroba miała tak ostry przebieg ze względu na to, że piła ona często niepasteryzowane mleko.
– Tak właśnie przypuszczam.
– Czy jest pan stuprocentowo pewny, że oskarżona piła niepasteryzowane mleko?
– Nie pytałem jej o to osobiście, ale przecież mieszka na farmie mleczarskiej.
George potrząsnął głową.
– To niczego nie dowodzi, doktorze Zeigler. Ja też mógłbym mieszkać na kurzej fermie, a mieć uczulenie na jaja. Czy ma pan absolutną pewność, że za każdym razem, kiedy oskarżona sięgała przy posiłku po dzbanek, było w nim właśnie mleko, a nie sok pomarańczowy, woda albo coca – cola?
– Nie, nie mam takiej pewności.
– Czy któryś z jej domowników chorował na listeriozę?
– Nie proszono mnie o zbadanie próbek tkanek domowników – odparł Owen. – Nie mogę odpowiedzieć z całą pewnością.
– Proszę więc pozwolić, że panu pomogę. Otóż nie, żaden z domowników na to nie chorował. Nikt oprócz oskarżonej nie miał objawów tej tajemniczej choroby. Czy to nie dziwne, że cała rodzina piła to samo skażone mleko, a bakteriom uległa tylko jedna osoba?
– Nie ma w tym nic dziwnego. Ciąża to okres immunosupresji, a listerioza atakuje właśnie pacjentów o obniżonej odporności. Gdyby w rodzinie był ktoś chory na raka, na AIDS, bądź też bardzo stary lub bardzo młody – czyli posiadający nie w pełni sprawny system immunologiczny – mogłaby wywiązać się choroba podobna do tej, którą podejrzewam u panny Fisher.
– Podejrzewa pan – podchwycił George. – Czy chce pan powiedzieć, doktorze, że oskarżona wcale nie musiała zapaść na tę chorobę?
– Nie, z całą pewnością zachorowała. Zakażone były łożysko i płód, które kontakt z bakteriami mogły mieć tylko i wyłącznie poprzez organizm matki.
– Czy można w jakiś sposób dowieść ponad wszelką wątpliwość, że dziecko chorowało na listeriozę?
Owen zastanowił się.
– Wiemy, że było zarażone listeriami, bo taki wynik dało badanie immunoenzymatyczne.
– Czy można dowieść, że przyczyną śmierci były powikłania w następstwie listeriozy?
– Listerie są zabójcze – odparł Owen. – Wywołują zakażenie w wątrobie, płucach, mózgu, wszędzie. W zależności od schematu przebiegu choroby, chorzy umierają z powodu niewydolności różnych organów. Noworodek „Fisher S” umarł na skutek zaburzeń procesu oddychania.
– Dziecko umarło w następstwie zaburzeń oddychania?
– Tak – potwierdził Owen. – Zaburzeń procesu oddychania spowodowanych infekcją układu oddechowego.
– Ale infekcja układu oddechowego nie jest chyba jedyną przyczyną zaburzeń procesu oddychania?
– Nie.
– Czy podobnych zaburzeń nie może wywołać również duszenie?
– Może.
– Czy więc nie jest możliwe, że dziecko faktycznie zaraziło się listeriami, które potem wykryto w płucach i całym ciele, ale umarło jednak na skutek uduszenia przez matkę?
Owen zmarszczył brwi.
– Jest to możliwe, nie można tego jednak stwierdzić z całą pewnością.
– Nie mam więcej pytań.
Wstałam z miejsca i zwróciłam się ponownie do świadka, zanim jeszcze George zdążył dojść do swojego stołu.
– Doktorze Zeigler, gdyby dziecko Katie nie umarło tamtej nocy na skutek zaburzeń procesu oddychania, to co by się z nim stało?
– Cóż, zakładając, że po tym domowym porodzie nie zabrano by go na sygnale prosto do szpitala, gdzie by je zdiagnozowano i przepisano właściwe leczenie, to można być pewnym, że zakażenie postępowałoby dalej. Dziecko umarłoby dwa albo trzy dni po porodzie na zapalenie płuc… A gdyby nawet nie, to na zapalenie opon mózgowych kilka tygodni później. Zapalenie opon mózgowych jest śmiertelne nawet kiedy już podejmie się leczenie.
– Zatem gdyby dziecka nie zabrano do szpitala na oddział noworodków, to najprawdopodobniej w krótkim czasie i tak by umarło?
– Zgadza się.
– Dziękuję, doktorze.
Ledwie zdążyłam usiąść, George już stał z powrotem.
– Chciałbym jeszcze o coś spytać, wysoki sądzie. Doktorze Zeigler, powiedział pan, że w przypadku listeriozy wskaźnik śmiertelności jest wysoki, nawet pomimo podjętego leczenia?
– Tak, na sto noworodków pięćdziesiąt umiera na skutek powikłań.
– A pan tak po prostu założył, że gdyby noworodek „Fisher S” nie umarł zaraz po porodzie, to nie przeżyłby nawet kilku tygodni?
– Tak.
George uniósł brwi.
– A skąd pan wie, panie doktorze, że to nie był przypadek z tej drugiej pięćdziesiątki?
Nie mogłam zrozumieć dlaczego, ale z każdym kolejnym słowem, które padało z ust Owena, Katie coraz bardziej i bardziej zamykała się w sobie. A przecież właśnie powinna być zadowolona, tak jak ja. Bo nawet ta szpila, którą George wbił swoim ostatnim pytaniem, nie mogła w niczym umniejszyć wagi faktu, że w organizmie noworodka wykryto te zabójcze bakterie. Ławnicy dostali teraz powód, aby żywić uzasadnioną wątpliwość – i to było już wszystko, czego nam było potrzeba do ułaskawienia.
– Katie – przysunęłam się do niej – dobrze się czujesz?
– Ellie, proszę cię, możemy już jechać do domu? Patrzyła na mnie jak zbity pies.
– Niedobrze ci?
– Proszę.
Rzuciłam okiem na zegarek. Dochodziło wpół do czwartej, więc było jeszcze trochę za wcześnie na wieczorny udój, ale przecież sędzina Ledbetter nie mogła tego wiedzieć.
– Wysoki sądzie – powiedziałam, wstając zza stołu – jeżeli wysoki sąd nie ma nic przeciwko, chcielibyśmy prosić o zamknięcie posiedzenia w dniu dzisiejszym.
Sędzina zerknęła na mnie znad okularów.
– No tak. Krowy czekają. – Odszukała wzrokiem Owena Zeiglera, który zszedł już z miejsca dla świadka i zasiadł w ławce. – Na waszym miejscu myłabym porządnie ręce po takiej robocie. Panie Callahan, czy ma pan coś przeciwko wcześniejszemu zamknięciu posiedzenia?
– Nie, wysoki sądzie. Kury już na mnie czekają i oszaleją z radości na mój widok. A, prawda. – Wzruszył ramionami. – Nie hoduję kur.
Sędzina zmarszczyła brwi.
– Nie ma potrzeby snobować się na kosmopolityzm, panie prokuratorze. Dobrze więc. Spotykamy się jutro o godzinie dziesiątej rano. Sąd zamyka posiedzenie.
Dookoła nas nagle wyrósł mur ludzi: Leda, Coop, Jacob, Samuel i Adam Sinclair. Coop objął mnie w talii i szepnął do ucha:
– Mam nadzieję, że pomyślunek będzie miała po tobie.
Nie odpowiedziałam. Przyglądałam się, jak Jacob próbuje rozweselić siostrę jakimiś żartami, patrzyłam na Samuela, który stał sztywno, wyprężony jak struna, uważając, żeby tylko nie otrzeć się ramieniem o Adama. Natomiast Katie usiłowała się uśmiechać, ale uśmiech na jej ustach wyglądał jak za mocno naciągnięte prześcieradło. Czyżby nikt oprócz mnie nie zauważył, że ta dziewczyna jest na skraju załamania nerwowego?
Читать дальше