Paul Auster - Lewiatan
Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Auster - Lewiatan» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Lewiatan
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Lewiatan: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lewiatan»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Lewiatan — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lewiatan», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Maria była artystką, ale jej twórczość nie miała nic wspólnego z tym, co ludzie zazwyczaj określają mianem dzieła sztuki. Jedni nazywali ją fotografikiem, inni twierdzili, że jest konceptualistką, jeszcze inni, że pisarką, ale żadne z tych określeń nie było trafne; moim zdaniem Marii po prostu nie dawało się zaszufladkować. Jej twórczość była zbyt wyrafinowana, zbyt oryginalna, by można ją było jednoznacznie przypisać do jakiejś konkretnej dziedziny. Pomysły przychodziły Marii do głowy, Maria je realizowała, efekty pokazywała w galeriach, lecz jej działalność artystyczna wcale nie wynikała z chęci tworzenia sztuki – raczej z potrzeby zaspokajania pewnych obsesji, z pragnienia, aby żyć według własnych zasad i przekonań. To było dla niej zawsze najważniejsze; zresztą sporą część najbardziej czasochłonnych realizacji wykonywała na swój prywatny użytek i nigdy ich nikomu nie pokazywała.
Odkąd skończyła czternaście lat, zaczęła zbierać wszystkie prezenty urodzinowe, jakie kiedykolwiek dostała; wciąż opakowane, poustawiane były na półkach według roku w którym je otrzymała. Odkąd zaś się usamodzielniła, raz do roku, w dniu urodzin, wydawała przyjęcie na swoją cześć, zapraszając tyle osób, ile kończyła lat. Czasem stosowała tygodniowe diety, które określała mianem „chromatycznych” – polegały na tym, że każdego dnia ograniczała się do jedzenia żywności jednego koloru. Tak więc, na przykład, w poniedziałek obowiązywał kolor pomarańczowy: marchewki, kantalupy, gotowane krewetki. We wtorek czerwony: pomidory, truskawki, tatar. W środę biały: flądra, ziemniaki, twarożek. W czwartek zielony: ogórki, brokuły, szpinak. I tak dalej aż do niedzieli. Niekiedy stosowała podobne ograniczenia, lecz zamiast dobierać żywność według koloru, dobierała ją według liter alfabetu. Na przykład przez kolejne dni jadła rzeczy zaczynające się na B, P albo K. A potem zabawa jej się nudziła, więc porzucała ją i za jakiś czas wymyślała coś nowego. Były to takie gierki, drobne doświadczenia z nawykiem i potrzebą klasyfikacji, ale niektóre z nich potrafiła ciągnąć całymi latami. Jedną z takich długoterminowych realizacji było „ubieranie” pana L., którego poznała kiedyś na jakimś przyjęciu. Maria uznała go za najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego w życiu widziała, ale ponieważ – jej zdaniem – ubierał się wyjątkowo niegustownie, postanowiła – oczywiście nic nikomu nie mówiąc – upiększyć jego garderobę. I raz do roku na Boże Narodzenie wysyłała mu anonimowo prezent: krawat, sweter, elegancką koszulę. Jako że pan L. poruszał się mniej więcej w tych samych kręgach co Maria, z przyjemnością obserwowała, jak dramatycznie zmienia się jego wygląd. Bo trzeba wiedzieć, że pan L. zawsze chętnie nosił to, co dostawał na Gwiazdkę. Czasem Maria podchodziła do niego na przyjęciu i chwaliła koszulę, którą miał na sobie, nigdy jednak z niczym się nie zdradziła, a on nigdy się nie domyślił, że to ona była świętym Mikołajem.
Maria urodziła się i wychowała w Holyoke w stanie Massachusetts. Była jedynaczką. Jej rodzice rozwiedli się, kiedy miała sześć lat. W 1970 roku, po ukończeniu szkoły średniej, wyjechała do Nowego Jorku z zamiarem zapisania się na akademię sztuk pięknych, ponieważ chciała zostać malarką, ale po pierwszym semestrze straciła zainteresowanie nauką i zrezygnowała ze studiów. Kupiła używaną furgonetkę i wybrała się na objazd Ameryki, spędzając równo po dwa tygodnie w każdym sianie. Żeby mieć pieniądze na życie i benzynę, pracowała jako kelnerka, w polu, w fabryce, słowem: wszędzie tam, gdzie ktoś ją chciał zatrudnić. Ta podróż była pierwszym z jej szalonych pomysłów i w pewnym sensie wciąż pozostaje jednym z najbardziej niezwykłych: niczemu nie służący happening, na którego realizację poświęciła dwa lata życia. Jedyne, co sobie z góry narzuciła, to że w każdym stanie musi spędzić dwa tygodnie, a poza tym była wolna i mogła robić, na co miała ochotę. Wytrwale przemieszczała się z miejsca na miejsce, ani razu nie kwestionując sensowności przedsięwzięcia, aż wreszcie osiągnęła swój cel. Ruszając w podróż, była młodą dziewiętnastoletnią dziewczyną, zdaną wyłącznie na siebie, a mimo to potrafiła dać sobie radę, nie wpakowała się w żadne kłopoty i przeżyła wspaniałą przygodę, o jakiej chłopcy w jej wieku jedynie marzą. Któregoś dnia w trakcie podróży dostała od kogoś, z kim pracowała, używany aparat fotograficzny. Nie mając żadnego doświadczenia, zaczęła robić zdjęcia. Kiedy parę miesięcy później spotkała się z ojcem w Chicago, powiedziała mu, że nareszcie wie, czym chce się w życiu zajmować. Pokazała mu kilka swoich zdjęć. Obejrzawszy je, ojciec dobił z córką targu. Jeśli Maria chce się zająć fotografią, oznajmił, gotów jest ją utrzymywać, dopóki nie zacznie na siebie zarabiać. Nieważne, jak długo to będzie trwało, po prostu nie wolno jej zrezygnować. Opowiedziała mi o tym sama i nie mam powodu jej nie wierzyć. W czasie tych dwóch lat, kiedyśmy się spotykali, zawsze pierwszego dnia każdego miesiąca na konto Marii wpływało z banku w Chicago tysiąc dolarów.
Zakończywszy objazd Ameryki. Maria wróciła do Nowego Jorku, sprzedała furgonetkę i wprowadziła się do wielkiego, pustego pomieszczenia nad hurtownią masła i jajek przy Duane Street. Przez pierwszych kilka miesięcy czuła się samotna i zagubiona. Nikogo nie znała, nie miała żadnego życia towarzyskiego, miasto ją przerażało i wydawało się jej obce, mimo że kiedyś w nim studiowała. Zaczęła śledzić ludzi – właściwie bez określonego celu; po prostu wychodząc rano z domu, wybierała przypadkową osobę i wybór ten decydował o tym, jak spędzała resztę dnia. Był to sposób na gromadzenie nowych wrażeń, na zapełnienie pustki, która ją otaczała. Po jakimś czasie zaczęła zabierać z sobą aparat i fotografować osoby, za którymi szła krok w krok. Wieczorem, po powrocie do domu, siadała przy stole i notowała, gdzie była i co robiła; później na tej podstawie próbowała odgadnąć, czym się zajmowały fotografowane osoby. Czasami pisała ich krótkie, zmyślone biografie. Można by rzec, że od tych spacerów za nieznajomymi zaczęła się jej kariera artystyczna. Potem przyszły inne działania twórcze. Bodźcem do wszystkich była nieposkromiona ciekawość, chęć poznawania, uwielbienie ryzyka. Tematem było zawsze oko i współzależność między obserwatorem a obserwowanym. Dzieła Marii cechowało to samo co ją: dbałość o każdy szczegół, umowność stosowanych reguł, bezgraniczna cierpliwość. Pewnego razu do jednej ze swoich prac Maria zatrudniła prywatnego detektywa, który miał ją śledzić. Przez kilka dni mężczyzna chodził za nią, robił jej zdjęcia, w specjalnym zeszyciku notował wszystkie jej czynności, nie pomijając nawet tak banalnych, jak przejście przez jezdnię, kupno gazety, wstąpienie do barku na filiżankę kawy. Chociaż detektyw pracował na jej zlecenie, Maria była zachwycona, że ktoś przejawia nią tak ogromne zainteresowanie. Każda najdrobniejsza czynność nabierała dla niej nowego znaczenia, codzienna rutyna nagle zaczęła dostarczać jej świeżych emocji. Po kilku godzinach Maria niemal zapomniała, iż sama wynajęła detektywa. Pod koniec tygodnia wręczył jej sprawozdanie; kiedy przestudiowała zdjęcia i przeczytała drobiazgowy opis swoich wędrówek po mieście, poczuła się tak, jakby była kimś obcym, wytworem czyjejś wyobraźni.
Do realizacji kolejnego przedsięwzięcia zatrudniła się na pewien czas jako pokojówka w dużym hotelu w centrum miasta. Chodziło o to, żeby zebrać informacje o gościach, zachowując się w sposób jak najmniej natrętny. Świadomie wręcz starała się ich unikać, ograniczając się do formułowania wniosków na podstawie przedmiotów, które leżały na wierzchu w pokojach. Znów robiła zdjęcia, znów wymyślała ludziom życiorysy. Można powiedzieć, że była to zabawa w archeologię, tyle że nie starożytną, lecz dwudziestowieczną, próba rekonstrukcji całości w oparciu o takie detale, jak zużyty bilet metra, dziurawe pończochy, plamka krwi na kołnierzyku koszuli. Niedługo po tym eksperymencie jakiś facet próbował poderwać Marię na ulicy. Wydał się jej wyjątkowo nieatrakcyjny, więc go odesłała z kwitkiem. Tego samego wieczoru, zupełnym przypadkiem, spotkali się ponownie na wernisażu w galerii na Soho. Zaczęli rozmawiać; okazało się, że nazajutrz rano facet wyjeżdża z narzeczoną do Nowego Orleanu. Maria postanowiła, że też się tam wybierze i że będzie za nim chodzić z aparatem w ręku. Człowiek ten nie interesował jej jako mężczyzna, nie miała najmniejszej ochoty przeżyć z nim romantycznej przygody. Przeciwnie, zamierzała obserwować go z ukrycia, żeby uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z nim, i przyglądać się jego zachowaniu, nie próbując analizować tego, co widzi. Następnego dnia złapała z LaGuardii poranny lot do Nowego Orleanu; zostawiwszy bagaż w hotelu wyszła kupić sobie czarną perukę. Przez trzy dni obdzwoniła dziesiątki hoteli, usiłując się dowiedzieć, gdzie się zatrzymał mężczyzna, za którym przyleciała na południe. Wreszcie go odnalazła; przez resztę tygodnia chodziła za nim jak cień, pstrykając setki zdjęć i dokładnie rejestrując wszystkie jego poczynania. Oprócz zdjęć robiła notatki. Wróciła do Nowego Jorku kilka godzin wcześniej niż on i czekała na lotnisku, aby wykonać ostatnią serię zdjęć, kiedy mężczyzna będzie wysiadał z samolotu. W sumie było to dla Marii dziwne, przejmujące doświadczenie; miała wrażenie, że zrezygnowała z własnego życia w imię nicości, że fotografuje coś, co nie istnieje. Aparat przestał być instrumentem rejestrującym obecność rzeczy i osób; sprawiał, że świat zanikał, a zostawało to, co niewidzialne. Z całej siły pragnąc odwrócić zapoczątkowany przez siebie proces, Maria przystąpiła do nowych działań twórczych. Kilka dni po powrocie do Nowego Jorku, kiedy szła z aparatem przez Times Square, ni stąd, ni zowąd wdała się w rozmowę z portierem pilnującym wejścia do baru ze striptizem. Było ciepłe popołudnie, Maria miała na sobie kuse spodenki i cienką bawełnianą bluzkę. Zwykle ubierała się bardziej tradycyjnie, ale tego dnia chciała zwrócić na siebie uwagę. Chciała uzyskać potwierdzenie, że nie jest złudzeniem, zmusić facetów, aby się za nią oglądali, udowodnić samej sobie, że w oczach innych ludzi nadal istnieje. Była zgrabną, dobrze zbudowaną dziewczyną o długich nogach i jędrnych piersiach. Sprośne uwagi i gwizdy, jakie tego dnia rozlegały się na jej widok, wyraźnie podniosły ją na duchu. W każdym razie kiedy rozmawiała z portierem, w pewnym momencie ten stwierdził, że Maria jest równie atrakcyjna jak dziewczyny, które tańczą wewnątrz, a po chwili zaproponował jej pracę. Jedna z dziewczyn jest chora, powiedział; zadzwoniła, że dziś nie przyjdzie, więc jeśli Maria miałaby ochotę ją zastąpić, to on zawoła szefa i… Niewiele się zastanawiając, Maria się zgodziła. Tak też powstała jej następna praca, z czasem zatytułowana „Naga dama”. Tego wieczoru Maria poprosiła przyjaciela, żeby poszedł z nią do klubu i w trakcie występu robił jej zdjęcia; nie zamierzała ich nikomu pokazywać, po prostu pragnęła zaspokoić własną ciekawość. Świadomie postanowiła się przeobrazić w bezimienny obiekt pożądania i chciała mieć pełną dokumentację, aby móc ocenić, w jakim stopniu odniosła sukces. Pracowała w klubie tylko ten jeden raz, z krótkimi przerwami od ósmej wieczorem do drugiej nad ranem, ale dała z siebie wszystko: ilekroć wchodziła na bar i barwne, pulsujące światła zaczynały odbijać się od jej nagiej skóry, tańczyła jak szalona. Ubrana w buty na wysokich obcasach i cekinowy trójkącik, który ledwo cokolwiek zakrywał, poruszała się w rytm głośnej muzyki i patrzyła, jak mężczyźni wodzą za nią wzrokiem. Wyginała się przed nimi, zalotnie kręciła pupą, oblizywała wargi i zmysłowo puszczała oko, gdy któryś wsuwał jej za cekiny banknot, zachęcając do coraz śmielszego tańca. Podobnie jak wszystko inne w życiu, to też robiła dobrze. Tak się potrafiła wciągnąć, że zapominała o bożym świecie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Lewiatan»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lewiatan» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Lewiatan» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.