Paul Auster - W Kraju Rzeczy Ostatnich

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Auster - W Kraju Rzeczy Ostatnich» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W Kraju Rzeczy Ostatnich: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Rzeczy Ostatnich»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Relacja Anny Blume z odrealnionego miasta-państwa gdzieś z początków przyszłego tysiąclecia wprowadza nas w koszmar fizycznego i duchowego upodlenia, beznadziejności. "Luksusem" jest możliwość zaplanowania własnej śmierci. Elektrowniami miasta są krematoria zwłok ludzi zmarłych z głodu i wycieńczenia; surowcem energetycznym tej skazanej na zagładę społeczności są także ludzkie ekskrementy; zbierający je "fekaliści" mają status urzędników państwowych. Annie udaje się utrzymać przy życiu i zachować godność dzięki wierze w wartość i moc słowa.

W Kraju Rzeczy Ostatnich — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Rzeczy Ostatnich», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Akcentu każdy może się nauczyć. Jeszcze mnie pani nie przekonała.

– A to? – spytałam, sięgając do kieszeni płaszcza po zdjęcie. Wpatrywał się w nie przez dziesięć, dwadzieścia sekund, nie mówiąc ani słowa, a przez tę chwilę, cały jakby stopniowo się miął, marszczył, zapadał w siebie. Nim znów podniósł na mnie wzrok, zobaczyłam, że ręka z pistoletem bezwładnie mu opadła.

– Mój Boże – prawie szepnął. – Skąd pani to ma?

– Od Bogata. Dał mi przed wyjazdem.

– To ja. Tak właśnie wyglądałem.

– Wiem.

– Trudno uwierzyć, co?

– Wcale nie tak trudno. Proszę nie zapominać, od jak dawna pan tu jest.

Na chwilę jakby gdzieś odbiegł myślą. Nim znów na mnie spojrzał, zdążył chyba zapomnieć, skąd się wzięłam.

– Zaraz, zaraz, kim pani właściwie jest? – Uśmiechnął się przepraszająco, a ja zauważyłam, że brak mu paru dolnych zębów.

– Jestem Anna Blume. Siostra Williama Blume.

– Blume jak „sum” albo „tum”?

– Zgadza się. Blume jak „dżum” albo „pum”. Do wyboru, do koloru.

– Chciałabyś wejść, co?

– Tak. Po to tu przyszłam. Sporo mamy do omówienia.

Pokój był mały i niski, ale nie aż tak, żeby nie mogły w nim się zmieścić dwie osoby: materac na podłodze, biurko i krzesło przy oknie, w kącie piec opalany drewnem, pod ścianą mnóstwo papierów i książek, odzież w tekturowym pudle. Przypominał pokój studencki, trochę taki jak twój w akademiku, kiedy przyjechałam cię odwiedzić. Pochyły sufit tak raptownie opadał ku oknu, że nie dałoby się tam podejść, nie zginając się wpół. Za to okno było nadzwyczajne: przepiękny wachlarz prawie na całą ścianę, ułożony z grubych szybek rozdzielonych wąskimi paskami ołowiu, o wzorze zawiłym jak skrzydło motyla. Widoczny z niego pejzaż ciągnął się całymi kilometrami, aż po Szaniec Skrzypka, a nawet dalej.

Gospodarz wskazał mi łóżko, a sam usiadł na obrotowym krześle przy biurku i skręcił je w moją stronę. Przeprosił za to, że przywitał mnie z pistoletem w garści, ale był w bardzo niepewnej sytuacji i nie mógł sobie pozwolić na najmniejsze ryzyko. Mieszkał w bibliotece już od roku i pomału rozeszły się pogłoski, że trzyma u siebie w pokoju grubszą forsę.

– Sądząc po tym wnętrzu – powiedziałam – nigdy bym nie zgadła, że jesteś bogaty.

– Na siebie nic nie wydaję. Wszystko inwestuję w swoją książkę. Płacę ludziom za to, że tu przychodzą i ze mną rozmawiają. Stawka zależy od długości wywiadu. Glot za pierwszą godzinę i po pół glota za każdą następną. Przepytałem już setki ludzi, wysłuchuję historii za historią. Nie widzę innego sposobu, bo to taki rozległy temat, że jeden człowiek go nie wyczerpie.

Sarn przybył do Miasta na polecenie Bogata i wciąż jeszcze się zastanawiał, co go opętało, że przyjął tę delegację.

– Wszyscy wiedzieliśmy, że twojego brata spotkało coś strasznego – powiedział. – Przez pół roku nie dał znaku życia, a każdy, kto ruszyłby w ślad za nim, też wpadłby jak śliwka w kompot. Oczywiście Bogata nic to nie obchodziło. Kiedyś rano wezwał mnie do gabinetu i powiada: „Oto szansa, na którą czekałeś, młody człowieku. Wysyłam cię, żebyś zastąpił Blume’a”. Instrukcja była jasna: pisać relacje, ustalić, co się stało z Williamem, no i przeżyć. W trzy dni później odbyło się pożegnalne przyjęcie: szampan, cygara. Bogat wzniósł toast, wszyscy wypili za moje zdrowie, ściskali mi rękę, klepali po plecach. Czułem się jak gość na własnym pogrzebie. Ale na mnie przynajmniej nie czekało w domu troje dzieci ani akwarium ze złotymi rybkami – w przeciwieństwie do takiego choćby Willoughby’ego. Nasz szef to człowiek wrażliwy, cokolwiek poza tym można by mu zarzucić. Nigdy nie miałem pretensji, że wybrał właśnie mnie. W gruncie rzeczy sam pewnie chciałem tu przyjechać. W każdej chwili mogłem przecież się zwolnić. No i tak to się zaczęło. Spakowałem manatki, zatemperowałem ołówki, pożegnałem się ze wszystkimi. To już ponad półtora roku. Nie muszę ci mówić, że nie wysłałem ani jednej relacji i nie znalazłem Williama. Na razie wygląda na to, że przeżyłem. Ale nie założyłbym się, jak długo jeszcze potrwa ten skądinąd korzystny stan.

– Miałam nadzieję, że dowiem się od ciebie o Williamie czegoś bardziej rozstrzygającego – odparłam. – W tę czy wewtę.

Pokręcił głową.

– Tutaj nigdy nie wie się nic rozstrzygającego. Biorąc pod uwagę wachlarz możliwości, powinnaś być raczej zadowolona.

– Nie dam za wygraną. Przynajmniej póki nie dowiem się czegoś pewnego.

– Twoje prawo. Ale chyba niemądrze byłoby spodziewać się czegoś lepszego niż najgorsze.

– To samo powiedział rabin.

– Powie ci to każdy rozsądny człowiek.

Głos mu się trząsł, gdy opowiadał mi o sobie kpiarskim tonem, skacząc z tematu na temat, aż z trudem nadążałam. Wydawało mi się, że jest o krok od załamania, że wziął na siebie zbyt wiele i ledwo się trzyma na nogach. Powiedział mi, że zapełnił już notatkami ponad trzy tysiące stron. Gdyby dalej pracował w tym tempie, za pięć, sześć miesięcy skończyłby może brudnopis książki. Sęk w tym, że gonił resztkami pieniędzy i w ogóle miał złą passę. Nie mógł już sobie pozwolić na to, żeby płacić za wywiady, a wobec tak fatalnego stanu finansów ostatnio jadał tylko co drugi dzień, co oczywiście pogarszało sprawę. Opadał z sił i chwilami tak mu się kręciło w głowie, że sam nie widział, co pisze. Czasem zasypiał przy biurku, nawet nie wiedząc kiedy.

– Zarżniesz się, nim skończysz – stwierdziłam. – Gdzie tu sens? Rzuć w kąt tę całą książkę i zacznij wreszcie dbać o siebie.

– Nie mogę przerwać. To moja ostatnia deska ratunku. Tylko pisząc zapominam o sobie i nie grzęznę w bagienku własnego życia. Gdybym przerwał, byłoby po mnie. Ani dnia bym nie przeżył.

– I tak nikt nie przeczyta tej twojej cholernej książki – rzekłam gniewnie. – Nie zdajesz sobie sprawy, czy co? Wszystko jedno, ile stron napiszesz. Nikt nigdy nie zobaczy, czego dokonałeś.

– Nieprawda. Zabiorę ze sobą rękopis, kiedy będę wracał. Książka się ukaże i wszyscy się dowiedzą, co tu się dzieje.

– Nie wiesz, co mówisz. Nie słyszałeś o Morskim Murze? Już nie można stąd się wydostać.

– Wiem o Morskim Murze. Ale morze to tylko jedna z wielu dróg. Są inne, możesz mi wierzyć. Na północ wzdłuż wybrzeża. Na zachód przez opuszczone terytoria. Kiedy przyjdzie pora, będę gotów.

– Nie dożyjesz. Zanim skończy się zima, do niczego nie będziesz gotów.

– Trafi się jakaś okazja. A jeśli nie, to dla mnie i tak bez znaczenia.

– Ile ci zostało pieniędzy?

– Nie wiem. Chyba jakieś trzydzieści, trzydzieści pięć glotów.

Zatkało mnie, kiedy usłyszałam, że ma tak niewiele. Choćby nie wiedzieć jak oszczędzał, kupując tylko rzeczy naprawdę niezbędne, trzydzieści glotów mogło starczyć najwyżej na trzy, cztery tygodnie. Nagle zrozumiałam, w jak niebezpiecznej jest sytuacji. Szedł prosto na spotkanie śmierci i nawet sobie z tego nic zdawał sprawy.

Raptem słowa same zaczęły mi się cisnąć na usta. Nie wiedziałam, co znaczą, póki ich nie usłyszałam, ale wtedy było już za późno.

– Ja też mam pieniądze – powiedziałam. – Niewiele, ale więcej niż ty.

– No to się ciesz – odparł.

– Nie rozumiesz. Mówię, że mam pieniądze, bo chce się z tobą podzielić.

– Podzielić? Niby po co?

– Żebyśmy oboje przeżyli. Ja szukam mieszkania, a ty potrzebujesz pieniędzy. Wspólnie mamy szansę przeżyć zimę, Inaczej oboje umrzemy. Nie widzę innej możliwości. Umrzemy, a byłoby głupio, skoro można tego uniknąć.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W Kraju Rzeczy Ostatnich»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Rzeczy Ostatnich» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paul Auster - Invisible
Paul Auster
Paul Auster - Lewiatan
Paul Auster
Paul Auster - Mr. Vértigo
Paul Auster
Paul Auster - Sunset Park
Paul Auster
Paul Auster - Timbuktu
Paul Auster
Paul Auster - Leviatán
Paul Auster
Paul Auster - City of Glass
Paul Auster
Paul Auster - Brooklyn Follies
Paul Auster
Отзывы о книге «W Kraju Rzeczy Ostatnich»

Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Rzeczy Ostatnich» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x