Paul Auster - W Kraju Rzeczy Ostatnich

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Auster - W Kraju Rzeczy Ostatnich» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W Kraju Rzeczy Ostatnich: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Rzeczy Ostatnich»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Relacja Anny Blume z odrealnionego miasta-państwa gdzieś z początków przyszłego tysiąclecia wprowadza nas w koszmar fizycznego i duchowego upodlenia, beznadziejności. "Luksusem" jest możliwość zaplanowania własnej śmierci. Elektrowniami miasta są krematoria zwłok ludzi zmarłych z głodu i wycieńczenia; surowcem energetycznym tej skazanej na zagładę społeczności są także ludzkie ekskrementy; zbierający je "fekaliści" mają status urzędników państwowych. Annie udaje się utrzymać przy życiu i zachować godność dzięki wierze w wartość i moc słowa.

W Kraju Rzeczy Ostatnich — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Rzeczy Ostatnich», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przysunął się bliżej, wyciągnął się na skraju legowiska i zaczął się ocierać szorstkim policzkiem o moją szyję, szepcząc, że od razu się na mnie poznał, i owszem, zerżnie mnie, czemu nie, a ja będę w siódmym niebie. Zionął z ust suszoną wołowiną i gotowaną rzepą z kolacji, oboje pociliśmy się jak świnie, dosłownie pływaliśmy we własnym pocie. W pokoju nie było czym oddychać, powietrze stało, a ilekroć Ferdynand mnie dotykał, czułam muśnięcie słonej wody. Nie próbowałam się opierać, leżałam bezwładnie, milczałam, nie targały mną żadne namiętności. Pomału tracił panowanie nad sobą, czułam to, czułam, jak buszuje po moim ciele, a kiedy zaczął na mnie włazić, objęłam go dłońmi za szyję, z początku lekko, udając, że z nim igram, jakbym w końcu jednak poddała się jego urokowi, temu nieodpartemu urokowi, więc niczego nie podejrzewał. A potem nagle ścisnęłam i z jego gardła wydobył się ostry, zdławiony jęk. Kiedy tylko zaczęłam go dusić, zalała mnie fala bezgranicznego szczęścia, niepohamowanej euforii, jak gdybym przekroczyła w sobie jakiś próg i nagle cały świat się zmienił, niewyobrażalnie uprościł. Zamknęłam oczy i poczułam, że lecę przez pustą przestrzeń, bezkresną noc, wygwieżdżoną ciemność. Póki trzymałam Ferdynanda za gardło, byłam wolna, niedosiężna dla grawitacji, dla nocy, dla jakiejkolwiek myśli o samej sobie.

A potem stało się to najdziwniejsze. Wiedziałam, że jeszcze parę sekund i będzie po wszystkim, i właśnie wtedy puściłam – nie ze słabości ani z litości. Trzymałam Ferdynanda za gardło żelaznym chwytem i choćby się nie wiem jak szamotał, nigdy by się nie wyrwał. Ale nagle do mnie dotarło, że to, co robię, sprawia mi przyjemność. Nie wiem, jak to inaczej wytłumaczyć, ale pod sam koniec, kiedy leżąc na wznak w ciemności i zaduchu pomału wyciskałam z Ferdynanda ostatek życia, uświadomiłam sobie, że nie zabijam go w obronie własnej, lecz dla czystej rozkoszy zabijania. Straszliwa to była świadomość, przerażające objawienie. Puściłam Ferdynanda i z całej siły go odepchnęłam. Nie czułam nic prócz wstrętu, nic prócz oburzenia i goryczy. To, że się powstrzymałam, prawie nie miało znaczenia. Parę sekund w tę czy tamtą stronę, wielkie mi co. Grunt, że zrozumiałam to jedno: nie jestem lepsza niż Ferdynand, od nikogo na świecie nie jestem lepsza.

Z płuc wydarło mu się potworne rzężenie, żałosny, nieludzki dźwięk podobny do ryku osła. Trzymając się za szyję wił się po podłodze, pierś falowała mu z trwogi, gdy rozpaczliwie chwytał powietrze, prychając, kaszląc, obrzygując się od stóp do głów tą potwornością, której ledwie się wyrwał.

– Teraz już rozumiesz – powiedziałam. – Już wiesz, z kim masz do czynienia. Spróbuj wyciąć jeszcze jeden taki numer, to będę mniej wielkoduszna.

Nawet nie poczekałam, aż wróci do siebie. Wiedziałam, że będzie żył, i to mi wystarczało, wystarczało aż nadto. Wciągnęłam na siebie ubranie, wyszłam z mieszkania na schody i dalej na ulicę, prosto w noc. Wszystko stało się tak szybko. Uświadomiłam sobie, że cała afera trwała raptem kilka minut. A Izabela ani na chwilę się nie zbudziła. Zakrawało to na cud. O mały włos nie zabiłam jej męża, a ona nawet nie przewróciła się z boku na bok.

Włóczyłam się bez planu przez dwie czy trzy godziny i w końcu wróciłam do mieszkania. Dochodziła czwarta rano, Ferdynand i Izabela spali każde w swoim kącie. Liczyłam, że mam czas do szóstej, a wtedy wybuchnie piekło: Ferdynand zacznie się ciskać, machać rękami, toczyć pianę z ust i oskarżać mnie o całe mnóstwo najrozmaitszych zbrodni. Wydawało się to nieuniknione. Nie wiedziałam tylko, jak zachowa się Izabela. Instynkt podpowiadał mi, że stanie po mojej strome, ale pewna być nie mogłam. Nigdy nie wiadomo, które więzi wezmą górę w krytycznej chwili, jaki konflikt wybuchnie w najmniej oczekiwanym momencie. Próbowałam przygotować się na najgorsze, wiedząc, że jeśli sprawy wezmą zły obrót, jeszcze tego samego dnia wyląduję na ulicy.

Izabela swoim zwyczajem zbudziła się pierwsza. Ranne wstawanie zawsze było dla niej trudną przeprawą, bo właśnie wtedy bóle w nogach najbardziej dawały jej się we znaki, więc często mijało dwadzieścia minut albo i pół godziny, nim odważyła się podnieść z legowiska. Akurat ten ranek miała wyjątkowo ciężki, a gdy pomału się dźwigała, krzątałam się jakby nigdy nic: zagrzałam wodę, pokroiłam chleb, nakryłam stół – ot, codzienna rutyna. Ferdynand zazwyczaj sypiał do ostatniej chwili, zaryty w pościeli, póki nie zwęszył, że na piecu gotuje się owsianka, więc i tym razem nie zwracałyśmy na niego uwagi. Leżał twarzą do ściany i wyglądał, jakby po prostu czepiał się snu z trochę większym niż zwykle uporem. Zważywszy, co przeżył w nocy, wydawało się to dość logiczne, toteż specjalnie nie zaprzątałam nim sobie głowy.

Jego bezruch wydał nam się jednak w końcu podejrzany. Odbyłyśmy już swoje poranne rytuały i byłyśmy gotowe zasiąść do śniadania. Każdego innego dnia któraś z nas byłaby już zbudziła Ferdynanda, lecz w ten wyjątkowy ranek nie odzywałyśmy się ani słowem. W powietrzu zawisła jakaś dziwna opieszałość i w końcu uzmysłowiłam sobie, że rozmyślnie unikamy drażliwego tematu, że każda czeka, aż ta druga pierwsza przemówi. Miałam oczywiście powód, żeby milczeć, lecz Izabela nigdy przedtem tak się nie zachowywała. W jej milczeniu było coś niesamowitego, nuta wyzwania, stargane nerwy, jakby niepostrzeżenie dokonała się w niej przemiana. Nie wiedziałam, co o tym sądzić. Może jednak w nocy źle ją wyczułam – przyszło mi na myśl. Może wcale nie spała, tylko leżała z otwartymi oczami i widziała całą tę ohydę.

– Dobrze się czujesz, Izabelo? – spytałam.

– Tak, kochanie. Oczywiście, nic mi nie jest – odparła, posyłając mi ten swój uśmiech lekko zdemenciałego cherubina.

– Nie sądzisz, że powinnyśmy obudzić Ferdynanda? Wiesz, co wyprawia, kiedy zaczynamy bez niego. Lepiej niech nic myśli, że go objadamy.

– Nie, chyba go nie objadamy – odrzekła z lekkim westchnieniem. – Ale miło jest posiedzieć we dwie. Ostatnio tak rzadko bywamy ze sobą sam na sam. Taka cisza w domu to trochę jak czar, nie uważasz?

– Masz rację, Izabelo, ale chyba rzeczywiście pora już zbudzić Ferdynanda.

– Skoro nalegasz. Chciałam po prostu odwlec godzinę prawdy. Życie mimo wszystko bywa chwilami takie piękne, nawet w dzisiejszych czasach. Szkoda, że niektórzy myślą tylko, jak by tu zniszczyć to piękno.

Pozostawiłam jej zagadkowe uwagi bez odpowiedzi. Coś najwyraźniej było nie tak i zaczynałam już podejrzewać, co mianowicie. Podeszłam do Ferdynanda, kucnęłam przy nim i położyłam mu dłoń na ramieniu. Żadnej reakcji. Potrząsnęłam nim, a kiedy się nie poruszył, przewróciłam go na plecy. Przez chwilę nic nie widziałam. Tylko niejasne wrażenia, raptowny tumult wrażeń przeleciał mi przez głowę. Mam przed sobą trupa – pomyślałam. Ferdynand nie żyje, widzę go na własne oczy. Dopiero powiedziawszy to sobie w duchu rzeczywiście zobaczyłam jego twarz: oczy wychodzące z orbit, wywalony język, zaschniętą krew wokół nosa. To niemożliwe, że nie żyje – pomyślałam. Przecież żył, kiedy wychodziłam z mieszkania, a zresztą to niepodobieństwo, żebym własnymi rękami doprowadziła go do tego stanu. Spróbowałam zamknąć mu usta, ale szczeki już zesztywniały i nie zdołałam ich ruszyć. Musiałabym połamać mu kości, a na to nie miałam siły.

– Izabelo – rzekłam półgłosem. – Może byś tu podeszła?

– Coś się stało? – spytała. Jej głos nie zdradzał żadnych emocji, więc nie mogłam wyczuć, czy wie, co jej za chwilę pokażę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W Kraju Rzeczy Ostatnich»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Rzeczy Ostatnich» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paul Auster - Invisible
Paul Auster
Paul Auster - Lewiatan
Paul Auster
Paul Auster - Mr. Vértigo
Paul Auster
Paul Auster - Sunset Park
Paul Auster
Paul Auster - Timbuktu
Paul Auster
Paul Auster - Leviatán
Paul Auster
Paul Auster - City of Glass
Paul Auster
Paul Auster - Brooklyn Follies
Paul Auster
Отзывы о книге «W Kraju Rzeczy Ostatnich»

Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Rzeczy Ostatnich» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x