• Пожаловаться

Jan Wolkers: Rachatłukum

Здесь есть возможность читать онлайн «Jan Wolkers: Rachatłukum» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Современная проза / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Jan Wolkers Rachatłukum

Rachatłukum: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rachatłukum»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Największym atutem "Rachatłukum" jest niewątpliwie główny bohater, który do końca pozostaje bezimienny, właściwie anonimowy. Przez całą książkę opowiada nam o miłości swojego życia – rudowłosej Oldze. Właściwie powieść nie ma wątków pobocznych, jedynie drobne epizody. Jeśli jednak ktoś myśli, że to kolejna mdła, romantyczna paplanina, jest w sporym błędzie. Wolkers operuje językiem jakby nieprzystającym do tej tematyki. Obrzydliwym i obscenicznym, właściwie momentami wulgarnym, gdyż po prostu ta…

Jan Wolkers: другие книги автора


Кто написал Rachatłukum? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Rachatłukum — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rachatłukum», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Someday Sweetheart

Obejrzeliśmy Kaprysy i Dziwy Natury. Piszczel wrośnięty w drzewo. Cielę z zajęczą wargą. Mongołowatego cielaka o psiej głowie, co przyszedł na świat u chłopa Hermsa w Winschoten 13 kwietnia 1952 roku. Pejcze z obozów koncentracyjnych. Grube od smołowatej krwi. Cielę o dwóch głowach. Blade paskudztwo w mętnej cieczy. Równie dobrze mogły to być szklane słoje z na wpół zepsutymi salcesonami, które cudem udało się zdobyć na zbankrutowanym wiejskim rzeźniku. Ale naraz dostrzegało się blade oko. Jak dziurkę na guzik w brudnej bieliźnie. Wróg ludzkości numer 1, RAK. To Trzeba Zobaczyć! No i zobaczyliśmy, a jej przez cały czas ze zgrozy nie przestawały chodzić po grzbiecie ciarki. Może dlatego, że myślała o swojej matce. Ale wtedy ja o tym nie wiedziałem. O tym amputowanym jednym szczycie. Olgę zobaczyłem po raz drugi w ogródku kramu z pączkami w cieniu drzew amsterdamskiego Nieuwmarktu. Niespełna dwa miesiące po wypadku. Pewnie dlatego trzymaliśmy się z daleka od elektrycznych samochodzików, nie mówiąc o tym ani słowa, ani nawet nie żartując. Za to wjechaliśmy rozgruchotanym wehikułem do Gabinetu Okropności. Tym razem siedziała po mojej prawej stronie i było całkiem tak, jakbyśmy we śnie mieli powtórzyć tamten wypadek. Siedziała koło mnie cichutko, przyciśnięta, i ani pisnęła przy niciach oplątujących nam twarze, kiedy wapnisty pająk o korpusie wielkości orzecha kokosowego zaświecił się naraz niebieskawo na igelitowej sieci, ani wtedy, kiedy nagle w jakimś szkielecie zapaliło się światełko. Przerażający był ten kawałek ulicy, wtedy przez chwilę oświetlony w tych egipskich ciemnościach, i jasne szpary, oznaczające, że budynek jest złożony z osobnych płyt, które można zacząć przysuwać jedną do drugiej, żeby człowieka zepchnąć na zgubę i śmierć do napawającej grozą studni, jak w tym opowiadaniu Poego. Kiedy wyjechaliśmy z ciemności przez wahadłowe drzwiczki, umieszczone na końcu szeregu olbrzymich żeber, które jak łuki przewieszały się ponad nami, wtedy wydała z siebie okrzyk. Z całej siły i przenikliwie. l wtuliła twarz w mój sweter. Pomogłem jej wysiąść, i mrużąc oczy od ostrego światła, ona w dodatku trochę zakłopotana, wyszliśmy poza teren jarmarku przez tłum liżący patyczki kwaśnych cukierków, pogryzający cukrową watę, włóczący wielkie pluszowe misie, strzelający z wiatrówek, wśród jazgotu muzyki, pisku i dudnienia diabelskich młynów. Kiedy ją tam zobaczyłem siedzącą w kawiarnianym ogródku, znowu poczułem w ustach szkło z przedniej szyby. Jak ja się ucieszyłem, że znowu widzę ten rudy mglisty okaz. A ona, że zobaczyła mnie, bo odgarnęła mi z czoła włosy, żeby popatrzeć na drobne blizenki. Gdzie indziej też miałem, ale o tamte nie pytała. Zresztą bym nie mógł wyciągnąć z rozporka chuja, żeby jej pokazać, że fioletowe wgłębienia po ośmiu tygodniach jeszcze nie zniknęły. Jakby ktoś o perfidnie, kwadratowych zębach kłapnął wzdłuż szczęką. Przez dwa miesiące nie chodziłem na zajęcia w akademii. W pierwszych tygodniach z powodu strasznego bólu mięśni po wypadku, przez co mogłem chodzić tylko o lasce, bardzo uważając, i w okularach słonecznych, bo mnie bolały oczy i wszystko widziałem podwójnie. Ale w szpitalu w Eindhoven, gdzie mnie prześwietlali i tak mi naciskali głowę, jakby mi chcieli skręcić kark, powiedzieli jednak, że nie było wstrząsu mózgu. A potem jeździłem parę razy w tygodniu do Alkmaaru w nadziei, że ją spotkam. Godzinami sterczałem w bramie na ukos naprzeciw ich przedsiębiorstwa. Na okrągłej, niebiesko emaliowanej tablicy z namalowanym Hermesem, w czapce, z kaduceuszem i skrzydłami u sandałów, miałem ochotę pisać: KOCHAM CIĘ! CZEKAM NA CIEBIE, WYJDŹ DO MNIE. NIGDY CIĘ NIE ZAPOMNĘ! Nad biurem, gdzie mieszkali, nigdy nic się nie poruszyło za oknami. A kiedy dzwoniłem, energiczny głos biuralistki mówił: „Spółka Akcyjna Hermes, słucham". Wtedy prędko odkładałem słuchawkę, nic nie mówiąc. Bo kiedy za długo czekałem, ten sam głos dodawał ozięble: Niepotrzebnie pan znowu dzwoni, przecież pan wie. l tak nie połączymy pana z panną Olgą". Gdybym wtenczas wiedział o tych nożach z czasów wojny, byłbym się, już choćby po to, żeby dłużej pozostać w kontakcie z jej domem, podał za prezesa towarzystwa kampingowego poszukującego solidnych nakryć: „Noże mogą być jak najbardziej z wojny. Żaden problem, jeśli w metalu wyryty jest napis GOTT MIT UNS albo HEIL HITLER albo WIR HABEN ES NICHT GEWUSST. Ale niestety, nie byłem jeszcze tak dalece wtajemniczony w arkana prywatnej inicjatywy. Za pierwszym razem, kiedy zadzwoniłem, przełączyli mnie na wewnętrzny i odebrała matka. Ani myślała wołać dla mnie do telefonu Olgę. A żeśmy razem o mały włos uniknęli śmierci, to żaden powód. Dosyć jednej szkody, nowiutkiego samochodu, l zapowiedziała, że gdybym się naprzykrzał Oldze, ona podejmie kroki, które na pewno nie sprawią mi przyjemności. Słodziutko, że do rany przyłóż, ale: mój mąż i ja w żadnym wypadku sobie nie życzymy, aby nasza córka utrzymywała podobne kontakty. O co jej chodziło? Że jako przyszły artysta nie mam widoków, żeby zarobić na suchy chleb? Albo chciała przez to powiedzieć: z takim typem, co siedzi w samochodzie mojej córki z rozpiętym rozporkiem? Bo to niewątpliwie usłyszeli na policji. Tam nawet przez sekundę nie wierzyli w dziurawą dętkę, przez którą miała stracić panowanie nad kierownicą. Po trochu nas podpuszczali, że jesteśmy młodzi, że to zrozumiałe, kiedy się ludzie trochę poobejmują i pogłaszczą. A skończyli na insynuacjach, że na pewno jedno z nas, a może i oboje trzymaliśmy ręce nie tam, gdzie trzeba. Pies policyjny z pewnością wyniuchał krople spermy we wraku, który wisiał w wozie transportowym na podwórzu komisariatu. l wciąż nieufnie patrzyli na mój stojący otworem rozporek, który przyciągał uwagę białym trójkątem poniżej kurtki. Z drugiej strony mogli przecież pomyśleć, że to mi się zrobiło w wypadku, bo nogawice moich dżinsów były pełne rozdarć, jak kora rosnącego drzewa. „Więc to opona? l oboje państwo jesteście tego pewni". Niezręcznie napisany protokół. Przeze mnie, dyżurnego takiego-a-takiego, sporządzony itede. Tak czy owak, teraz przecież ją odnalazłem. W drodze do mojego atelier powiedziała mi, że rodzice pojechali na urlop do Austrii. Na trzy tygodnie. Pomyślałem sobie, to mogłabyś sprowadzić się do mnie na trzy tygodnie, ale nie śmiałem jej tego zaproponować z obawy, że odmówi. Sama z tym wyszła. Kiedy siedziała za mną na rowerze obejmując mnie w pasie ramionami. l ja czułem wtedy, że z tyłu za pochylonymi plecami wiozę taki skarb, siedzący tą piękną mięsistą dupą na bagażniku, że przez to bardzo ostrożnie jechałem. Żeby się to wszystko na niej nie trzęsło, l postanowiłem sobie, że nie rzucę się na nią od razu jak to zwierzę, tak jak wtedy w jej samochodzie. Bo nie z czego innego biorą się wypadki i przykrości, l tak też było. Godzinami siedzieliśmy na podłodze atelier gadając, aż nie wiadomo kiedy zrobiło się ciemno. l w kółko nastawialiśmy jedyne dwie płyty, jakie miałem. Drugi koncert jazzowy Benny Goodmana: „Hello, this is Benny Goodman and it seems to'me that l have heard that thing before. You may have heard it too as well as the other numbers…" W końcu znaliśmy to od a do zet. Z dziesięć razy Someday Sweetheart, Stardust, My Gal Sal, Josephine, Everybody Loves My Baby,,; You Turned Thfe Tables On Me. A w przerwach ona opowiadała różności. Najpierw o ojcu, bo jego najbardziej kochała. O jego manii dłubania w nosie. Składowisko śrutu na spodzie fotela. Że strasznie się śmiał całym swoim grubym ciałem, kiedy sztywna od tego wypadku wróciła do domu i z bólu nie mogła usiąść, i że wcale się nie gniewał z powodu auta. Że wszystkie jeremiady jej matki kwitował stale powiedzeniem: „Kobieto, co tu drzeć szaty o jakaś blaszaną puszkę?!" Że w czasie deszczu albo wichury podchodził do okna i poczciwie mówił: „Jaka zła pogoda, zupełnie jak ludzie". Pewnego razu umówiły się z jej koleżanką, że wyrecytują to razem z nim w chórze, dokładnie co do słówka, bo to już było coś jak wyliczanka. l wyrecytowały to dokładnie co do słówka. Tylko że on nie otworzył ust i trząsł się ze śmiechu. Bo w niektórych rzeczach potrafił być po świńsku przebiegły. Że chodził po domu kaszląc tak po staroświecku. Słyszała to aż w swoim pokoju, gdzie leżąc czytała Pod skrzydłami mamusi albo Uparciuszka. l jak kiedyś jej ostrożnie wyciągał paluszek z buzi, jak korek z butelki, mówiąc przy tym: „Twoje paluszki to przecież nie lizaki, laluniu". Że matka powiedziała jej, kiedy jako dziesięcioletnia dziewczynka weszła do łazienki i zobaczyła to miejsce po obciętej piersi, wyrównane jak grabiami: „To się zrobiło od twojego ssania". l potem długi czas myślała, że się traci piersi przy urodzeniu dziecka, bo niemowlę je zjada. O szkole podstawowej. O pierwszych chłopakach ze zbyt długimi rękami. Tych jednorękich: „Zwiążę cię jedną ręką!" Skrzyżowane ręce przycisnąć do piersi, przytrzymać jedną ręką, drugą można macać. Że kiedyś z którąś koleżanką związały szkolnym ręcznikiem w niebieską kratę chłopczyka z klasy. Koleżanka powiedziała wtedy: „Winnetou wolny, gdy zje robaka". A on miał powtórzyć. „Winnetou wolny, gdy zje robaka", powiedział potulnie i zmysłowo, z zadumaniem w oczach, jakby robił kupę. Przyniosły spod kamienia na boisku jakiegoś robaka i położyły mu na języku, który on wystawił, jakby się spodziewał opłatka. l z rozstawionymi wargami, żeby dobrze widziały, pogryzł robaka na kawałeczki i połknął. Potem powiedział: „Teraz jestem wolny". Wypuściły go, a on poszedł do kranu i popił łykiem wody. Popatrzyła się na mnie z powagą i powiedziała: „Kiedy się zje robaka, to się jest wolnym. Naprawdę w to wierzę. Ale ja bym tak nigdy nie potrafiła". Wziąłem ją za ręce, podciągnąłem, żeby wstała, i zaczęliśmy tańczyć. l hadn't anyone till you, l never gave my love till you, And through my lonely heart… l zapaliłem parę świeczek, bo to było w czasach artystycznych prywatek przy świecach i cierpkim krajowym winku. Świece w pustych butelkach, l chcąc nie chcąc przypomniałem sobie, co ktoś kiedyś powiedział na takiej zabawie: „Takie pełne krągłe babeczki to się, proszę ciebie, nie szczypią". W trakcie tańca uniosłem jej spódnicę i ściągnąłem majtki poniżej pośladków. Kiedy była odwrócona do lustra plecami, na dłuższy czas zatrzymałem obroty i tańczyliśmy w miejscu, l widziałem, jak te wspaniałe pośladki lekko się kołysały. Bezwstydnie przy świetle świec, l czułem się taki cholernie bogaty. Ale wtem ona się obejrzała i powiedziała na poły zgorszona i zdziwiona: „Tyś mi się przyglądał". Chciała mnie puścić, żeby podciągnąć majtki i strzepnąć spódnicę. Ale kiedy szybko się obróciłem, żeby mogła zobaczyć, jak ja tańczę z tym kawałkiem jej nagości, przestała się opierać. Poczułem ciepło jej ciała przez spodnie, ukląkłem przed nią i nie wiadomo kiedy miałem między wargami jej soczystą pizdę. A nie była to taka zwykła dziura obrośnięta byle jak chaszczami włosów, która sprawia wrażenie, że się cmoka mężczyznę z brodą i wąsami. Ani też takie wejście do rzeźni z dużymi wargami sromowymi kłapciasto na zewnątrz, jak brunatne drzwiczki saloonu, gotowe przytrzasnąć człowiekowi jaja. Nie, choć tylko pobieżnie obejrzałem jej kozią bródkę, wiem, co zobaczyłem. Jak jej brzuch, z zabłąkanym tu i ówdzie na dół piegiem niby brązowa fasola wśród lśniącej pszenicy z Pieśni nad pieśniami, poniżej, po lekkim wklęśnięciu znowu przechodzi ku przodowi w wypukłość, prawie jak mała napięta pierś dziewczęca. Dojrzały różowy owoc o rudych włoskach, z bruzdką, która się otwiera od mlecznej soczystości. Otuliłem dłońmi jej pośladki i przycisnąłem do siebie, i wetknąłem język w tę wilgotną bruzdkę. Zamruczała i stęknęła, a jej szpilkowe obcasy zastukały o podłogę w drżącym napięciu, naraz coś jakby pchnęło ją ku przodowi, i obiema rękami zaczęła przyciągać moją głowę twarzą do tego miękkiego przepysznego miejsca. Potem pokręciła pizdą wokół mojego języka. Wreszcie odepchnęła mnie od siebie, ale broda zaczepiła mi się o gumkę w jej majteczkach rozpiętych sztywno między udami i zdążyłem jeszcze ją na odchodne liznąć ze smakiem. Mimowolnie przypomniało mi się, co przeczytałem we francuskim przekładzie Kamasutry: Podniecone bezpośrednio ssaniem, oddechem i lizaniem wszystkich ich organów kobiety popadają w szał i tryskają w usta mężczyzny gęstym śluzem z gruczołów sromowo-pochwowych . Zawsze myślałem, że to była przesada i że Henryk IV – królestwo za pizdę – który taki był na to łasy, że wręcz świata za tym nie widział, musiał być ofiarę swojej rozgorączkowanej fantazji. Uważał to za większy przysmak niż ostrygi. Otóż ja nie lubię ostryg, ale kiedy już miałem taką na języku, to patrząc na Olgę, jeszcze obracającą na wpół zamkniętymi oczami i się rozkoszującą, musiałem kosztując przyznać, że to było smaczne. Olga naraz przycisnęła dłonie do włosów w kroku i powiedziała, że musi koniecznie wyjść. Powiedziałem, że śmiało może wysiusiać się w moje usta. Ona na to, że jestem świntuch, i pobiegła do miejsca, które jej wskazałem, umywalki w drugim kącie atelier. A kiedy trochę zawstydzona, ale z przyjemnością wypuczona nad umywalką szczała, niedokładnie ukryta za dużym fikusem, ucieszyłem się, że nie przyjęła mojej propozycji. Bo dochodził stamtąd taki ciurkot, jakby jakaś koza pimpowała na kawał blachy. A taki byłem na nią napalony, że zanim skończyła, doleciałem do niej, wsunąłem z góry rękę między jej uda i potrzymałem dłoń w tej wspaniałej gorącej urynie. A potem natarłem sobie tym twarz. Zrobiła obrzydzoną minę, ale ja powiedziałem, że nic nie pachnie tak pysznie, jak szczyny zdrowej, młodej kobiety, o ile nie jest piwoszką. A w dodatku to działa leczniczo. Zwłaszcza na poparzenia pokrzywą. Potem wziąłem ją z tą mokrą pizdą na ręce i zaniosłem do łóżka, po drodze całując ją i liżąc po całej twarzy. Nawet uszy i dziurki w nosie. Gorzko i słono. Kiedy ją rozebrałem, na co mi pozwoliła ulegle i leniwie, poustawiałem dookoła łóżka na ławkach i skrzynkach butelki ze świecami. Potem usiadłem na krześle, żeby spokojnie na nią popatrzeć. Jak jej piersi nie opadają jak zbyt rzadki budyń, ale twardo sterczą z sutkami wskazującymi na sufit. A te sutki to nie były takie rodzyneczki, które jak się weźmie w dwa palce, to znikają, ale najprawdziwsze zwieńczenia imponująco sklepionych frontonów. Usiane setkami drobniutkich piegów, jakby posypane brązowym cukrem. A jej skóra między tymi wszystkimi brązowymi plamkami była taka biała, jakby ona zawsze się myła mydłem maślankowym. Leżała sobie spokojnie z tą swoją okrągłą, uroczą główką i kasztanoworudymi włosami faliście na poduszce, rozglądając się tymi dużymi ciemnymi oczami. Po atelier. Patrząc na rośliny, szkice aktów, w lustrze łóżko otoczone świecami. Wyszedłem na chwilę do ubikacji, a kiedy wróciłem, już spała z jedną rączką przy rudych włosach łonowych, a drugą przy policzku. Znowu usiadłem na krześle i dalej na nią patrzyłem. Wtem zobaczyłem, jak rozklejają się jej usta, do środka wchodzi kciuk i zaczyna się powolne ssanie. Jak długo tak siedziałem, zafascynowany tym uroczym stworzeniem, nie wiem. Jedna po drugiej gasły świece. Czasem z sykiem, kiedy reszta parafiny z palącym się knotem osunęła się przez szyjkę do butelki i tonęła w winnym osadzie. l usłyszałem, kiedy ptaki zaczęły jak oszalałe śpiewać, gołębie gruchać i burczeć na długo, zanim się rozwidniło. A gdy się zrobiło widno, ona się przebudziła z porannego chłodu. Położyłem się koło niej, narzuciłem luźno prześcieradło, i wtedy zaczęła się dla nas noc.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Rachatłukum»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rachatłukum» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Janusz Wiśniewski: Molekuły Emocji
Molekuły Emocji
Janusz Wiśniewski
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Iain Banks
Carlos Fuentes: Instynkt pięknej Inez
Instynkt pięknej Inez
Carlos Fuentes
Colleen McCullough: Czas Miłości
Czas Miłości
Colleen McCullough
Alessandro Baricco: Jedwab
Jedwab
Alessandro Baricco
Julie Ortolon: Po Prostu Idealnie
Po Prostu Idealnie
Julie Ortolon
Отзывы о книге «Rachatłukum»

Обсуждение, отзывы о книге «Rachatłukum» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.