William Golding - Władca Much

Здесь есть возможность читать онлайн «William Golding - Władca Much» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Władca Much: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Władca Much»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opowieść paraboliczna o grupie młodych chłopców, którzy ocaleli z katatastrofy lotniczej w okresie nieoznaczonego konfliktu nuklearnego. Rozbitkowie znajdują schronienie na nieznanej, egzotycznej wyspie. Pomimo różnic charakterologicznych, podjęta zostaje przez nich próba rekonstrukcji cywilizacji w obcym zakątku świata. Niestety rozsądne i roztropne wysiłki części chłopców obracane są w niwecz, gdy grupa stopniowo upada w barbarzyństwo i dzikość.
Książka opatrzona wstępem autorstwa Stevena Kinga, nagrodzona literackim Noblem w 1983 roku.

Władca Much — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Władca Much», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Maluchy, które od katastrofy pożaru rzadko widywały ogień, wpadły w ogromne podniecenie. Tańczyły i śpiewały i całe wydarzenie nabrało cech pikniku.

W końcu Ralf przerwał pracę i stał ocierając brudnym ramieniem pot z czoła.

– Będziemy musieli zmniejszyć ognisko. To jest za duże. Nie potrafimy utrzymać tak wielkiego ognia.

Prosiaczek usiadł ostrożnie na piasku i zaczął czyścić okulary.

– Można przeprowadzić doświadczenia. Nauczyć się palić małe ognisko i nakładać zielone gałęzie, żeby dymiło. Trzeba dowiedzieć się, jakie liście nadają się najlepiej do robienia dymu.

Kiedy wygasł ogień, wygasło też podniecenie. Maluchy przestały śpiewać i tańczyć i porozłaziły się to nad wodę, to w stronę drzew owocowych, to ku szałasom.

Ralf upadł na piasek.

– Musimy zrobić nową listę do pilnowania ognia.

– Jak ich znajdziesz.

Rozejrzał się. Po raz pierwszy spostrzegł, jak mało zostało starszaków, i zrozumiał, czemu tak ciężko szła im praca.

– Gdzie Maurice?

Prosiaczek znów przetarł okular.

– Chyba… nie, on by nie poszedł sam do lasu.

Ralf zerwał się, przebiegł szybko na drugą stronę ogniska i stanął koło Prosiaczka odgarniając włosy z czoła.

– Ale musimy zrobić listę. Jestem ja, ty, Samieryk i…

Nie patrząc na Prosiaczka spytał niby obojętnym tonem:

– Gdzie Bill i Roger?

Prosiaczek schylił się i rzucił w ogień patyk.

– Zdaje się, że poszli. Zdaje się, że nie chcą się z nami bawić.

Ralf usiadł i zaczął robić palcem dziurki w piachu. Zdziwił się, ujrzawszy obok jednej z nich kropelkę krwi. Przyjrzał się uważnie obgryzionemu paznokciowi i patrzył, jak na skaleczonym miejscu zbiera się kuleczka krwi.

Prosiaczek mówił dalej:

– Widziałem, jak się wykradali, kiedy znosiliśmy drzewo.

Poszli w tamtą stronę. W tę samą, co on.

Ralf skończył oględziny palca i spojrzał w górę. Niebo jakby ze współczucia dla wielkich zmian, które wśród nich zaszły, było dziś inne i tak zamglone, że rozgrzane powietrze wydawało się miejscami białe. Dysk słońca stał się matowosrebrny, jakby bliższy i nie tak gorący; ale w powietrzu wisiała duchota.

– Z nimi były zawsze tylko kłopoty.

W głosie, który rozległ się tuż koło niego, czuć było niepokój.

– Damy sobie radę bez nich. Będzie nam teraz lepiej.

Ralf usiadł. Nadeszli bliźniacy wlokąc wielką kłodę i uśmiechając się triumfalnie. Cisnęli kłodę w żarzące się węgle wzbijając snop iskier.

– Poradzimy sobie sami.

Kłoda zdążyła wyschnąć, zająć się płomieniem, rozżarzyć do czerwoności, a Ralf wciąż siedział na piasku i nic nie mówił. Nie widział, jak Prosiaczek podszedł do bliźniaków i szeptał coś z nimi ani jak wszyscy trzej udali się do lasu.

– Proszę.

Na dźwięk tego słowa drgnął i oprzytomniał. Obok niego stał Prosiaczek i dwaj chłopcy. Byli obładowani owocami.

– Pomyślałem sobie – rzekł Prosiaczek – że warto zrobić ucztę.

Trzej chłopcy usiedli. Przynieśli masę owoców, a wszystkie dojrzałe. Uśmiechnęli się do Ralfa, gdy sięgnął i zaczął jeść.

– Dziękuję – powiedział. A potem z wyrazem miłego zaskoczenia jeszcze raz: – Dziękuję!

– Poradzimy sobie doskonale sami – rzekł Prosiaczek. – Oni nie mają oleju w głowie i tylko z nimi kłopot. Zrobimy małe porządne ognisko…

– Gdzie Simon?

– Nie wiem.

– Ale nie poszedł chyba na górę?

Prosiaczek parsknął głośnym śmiechem i wziął garść owoców.

– Może i poszedł. – Przełknął owoce. – On jest stuknięty.

Simon minął teren drzew owocowych, ale maluchy zajęte były dziś ogniskiem na plaży i żaden tu go nie ścigał. Posuwał się dalej wśród pnączy, aż doszedł do wielkiej maty splecionej roślinności koło niewielkiej polanki i wpełzł do środka. Za zasłoną z liści było rażące słońce i motyle igrały w ustawicznym tańcu. Ukląkł i poczuł na sobie słoneczny grot. Poprzednim razem powietrze jakby wibrowało żarem; teraz jednak kryło w sobie groźbę. Wkrótce spod długich, szorstkich włosów chłopca zaczęły wypływać strużki potu. Poruszył się niespokojnie, ale nie było gdzie schronić się przed słońcem. Poczuł pragnienie, a potem jeszcze większe pragnienie.

Nie ruszał się z miejsca.

Daleko na plaży przed grupką chłopców stał Jack. Promieniał z radości.

– Polowanie – mówił. Przyglądał się im krytycznie. Wszyscy mieli na sobie szczątki czarnych czapek, a kiedyś, w zamierzchłej przeszłości, stali skromnie w dwóch szeregach, a dobywające się z ich krtani głosy brzmiały jak anielskie pienia.

– Będziemy polowali. Ja będę wodzem.

Skinęli głowami i kryzys minął.

– A teraz w sprawie zwierza.

Poruszyli się, spojrzeli w las.

– Powiem wam. Nie będziemy się nim przejmowali.

Kiwnął głową.

– Zapomnimy o zwierzu.

– Słusznie!

– Tak!

– Zapomnimy o nim!

Jeżeli Jacka zdumiała ta gorliwość, to nie pokazał tego po sobie.

– I jeszcze jedno. Nie będzie nam się tutaj tyle śnić. Jesteśmy prawie na końcu wyspy.

Potwierdzili z zapałem wypływającym z głębi udręczonych dusz.

– Słuchajcie teraz. Później może przeniesiemy się do skalnego zamku. Ale teraz muszę postarać się odciągnąć więcej starszaków od konchy i tego wszystkiego. Zabijemy świnię i zrobimy ucztę. – Urwał i zaczął mówić wolniej: – I jeszcze w sprawie zwierza. Jak upolujemy świnię, zostawimy mu trochę mięsa. Wtedy nie będzie się nas czepiał.

Wstał nagle.

– Pójdziemy teraz do lasu i zapolujemy.

Odwrócił się i pobiegł kłusem, a oni po chwili wahania ruszyli posłusznie za nim. Rozsypali się z lękiem po lesie. Jack znalazł niemal od razu zrytą ziemię i poszarpane korzenie świadczące o pobycie świni; wkrótce trafili na świeży ślad. Jack dał znak reszcie myśliwych, aby zachowywali się cicho, i poszedł dalej sam. Był szczęśliwy i w okryciu wilgotnego mroku lasu czuł się jak w swoim starym ubraniu. Przeczołgał się w dół ku skałom i rzadko stojącym drzewom wybrzeża.

Świnie, wypchane torby tłuszczu, leżały rozkoszując się w cieniu drzew. Nie było wiatru, więc nie podejrzewały niebezpieczeństwa, a doświadczenie nauczyło Jacka poruszać się bezszelestnie jak zjawa. Wycofał się i wrócił, aby udzielić wskazówek myśliwym. Niebawem wszyscy zaczęli się powolutku skradać, pocąc się w ciszy i upale. Spod drzew doszedł ich odgłos leniwego klapania uszami. Nieco dalej od reszty, oddając się macierzyńskiemu szczęściu, leżała największa maciora. Była różowa w czarne łaty, a wielką banię jej brzucha otaczał rząd prosiąt, które spały lub szturchały ją ryjkami i pokwikiwały.

Jakieś piętnaście jardów od świń Jack zatrzymał się i jego ramię prostując się wskazało maciorę. Spojrzał na nich pytająco, aby się upewnić, że wszyscy dobrze zrozumieli, a chłopcy kiwnęli głowami. Rząd ramion odchylił się do tyłu.

– Już!

Stado poderwało się. Z odległości ledwie dziesięciu jardów drewniane włócznie o stwardniałych w ogniu ostrzach poszybowały ku upatrzonej świni. Jedno z prosiąt z obłąkanym wrzaskiem pognało w morze wlokąc za sobą włócznię Rogera. Maciora z dychawicznym kwikiem stanęła chwiejnie, z dwoma włóczniami uwięzłymi w tłustym boku. Chłopcy krzyknęli i ruszyli naprzód, prosięta rozproszyły się na wszystkie strony, a maciora przedarła się przez pierścień ataku i pogalopowała w las łamiąc po drodze gałęzie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Władca Much»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Władca Much» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Władca Much»

Обсуждение, отзывы о книге «Władca Much» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x