Włodek posłuchał parę minut, o czym rozmawiali, potem zobaczył, że podjechały jeszcze dwa samochody, wysiadło czterech – dwóch miało granatowe spodnie i białe kurtki, a dwóch biało spodnie i granatowe kurtki. Wtedy podszedł do niego dawny kolega ze studiów i potrząsając jego ręką powiedział:
– Cześć, Włodek. – Cześć , Andrzej – odpowiedział Włodek, bo poznał go od razu, chociaż tamten mocno wyłysiał, ale przez te sześć lat inne zmiany nie były już takie duże. – Łysiejesz ucieszył się Andrzej. – No, chodź do środka, pogadamy. Co robisz, jak ci leci, masz samochód, gdzie wyjeżdżasz, byłeś na Zachodzie, masz mieszkanie, ile wyciągasz miesięcznie, gdzie sobie szyłeś marynarkę, nie widziałeś Władka albo Cześka. Pamiętam ten twój numer ze studiów, za który cię zawiesili… No, chodź do środka, zapraszam cię. Ja tym kieruję.
Włodek szedł za nim, chociaż wiedział, że powinien już wrócić, ale pociągała go jakoś pewność siebie Andrzeja, przesuwającego ludzi, energicznie wiosłującego do wejścia, jego niedbałe „ze mną jest, ze mną” w stronę studentów kontrolujących zaproszenia. Więc chociaż wiedział, że już od dziesięciu minut powinien być w domu, postanowił z determinacją dorzucić do i tak już nieuniknionej rozmowy jeszcze następne dwadzieścia i odcierpieć potem razem całą sumę. A Andrzej przepychał się tymczasem do barku między parami stłoczonymi na malutkim okrągłym parkiecie. Włodek widział dużo ładnych, kolorowych dziewczyn obejmowanych i przytulanych, a potem przez okno zobaczył tych, których rozmów słuchał przedtem i którzy ciągle stali na dworze, a to było bardzo dobre miejsce, bo oni jednocześnie podkreślali swoją odrębność i wyższość, a jednak kontrolowali zabawę i uczestniczyli w niej w pewien sposób.
– Oj, zrobiłeś ty wtedy numer na tych studiach! Pamiętam, pamiętam – zaśmiał się Andrzej, podał Włodkowi kieliszek, napili się. – Ale co ty właściwie zrobiłeś takiego? – Zastanowił się nagle. – Cholera, zapomniałem. No, ale cóż – przerwał Włodkowi, który właśnie zamierzał przypomnieć mu, o co chodziło – w końcu studia skończyłeś. – A kiedy Włodek zaprzeczył, mówiąc, że ma tylko te siedem semestrów, machnął ręką. – Ale w każdym razie żyjesz, masz swoje miejsce pracy, żonę, dziecko, miejsce w życiu, żyjemy obydwaj – i teraz opowiadał o sobie: bez żony, bez dziecka, z dyplomem, stanowiskiem w ZSP, podróżami, a Włodek zastanawiał się, kończąc wino, czy rzeczywiście łysieje, ale nawet jeżeli, to chyba nie bardzo, w ogóle jeszcze wygląda chyba nieźle, myślał pochylając się nad szklanym blatem, szukając w nim swojego odbicia, jeszcze nieźle, bo kiedyś pływał, był raczej szeroki w ramionach, twarz też raczej nie była zła, tyle że się jej ostatnio za bardzo nie przyglądał. Odstawił kieliszek nie przeczuwając jeszcze, że za nim stanęła Irena i że już wkrótce wszystko się rozpocznie. Słuchał dalej, jak tamten recytuje mapę Europy, więc żeby powiedzieć coś, włączyć się kulturalnie, wspomniał o książce Malarstwo włoskie , na co tamten znów przerwał mówiąc: – Byłem. Obejrzał się i zobaczył Irenę, młodziutką, długowłosą, o trochę trójkątnej energicznej twarzy, dużych oczach i wysoko odsłoniętych, ładnych nogach, tego wszystkiego oczywiście nie zobaczył od razu, raczej tylko tyle, że dziewczyna za nim jest ładna i młoda, więc machinalnie odsunął się, przepuszczając ją przed sobą do barku, a ona uśmiechnęła się serdecznie i z wdzięcznością, czym go zaskoczyła, zwłaszcza że zaraz dodała: – Bardzo dziękuję, naprawdę. – Potem dała mu do potrzymania swój kieliszek, ciągle patrząc na niego ufnie i z sympatią. Aż zaskoczony Andrzej zatrzymał się przy Madrycie i powiedział, że: – Ty zawsze, człowieku, miałeś szczęście do kobiet, tak samo na studiach. Ten twój numer, och ty, stary, no to na razie, nie zapominaj, wpadaj. Cześć, do widzenia, do widzenia pani, nie przeszkadzam. Ukłonił się dowcipnie, trącił jeszcze raz porozumiewawczo Włodka i zniknął w drzwiach pokoju z napisem „Służbowy”.
– Ecie pecie, szuru buru – usłyszał Włodek z tyłu i zobaczył dwóch tych podsłuchiwanych pod klubem, stojących obok i patrzących na niego niechętnie, czego nie umiał sobie wytłumaczyć. Potem powiedzieli jeszcze:
– Ujki mujki, chłop krokodyl – i odsunęli się dalej w stronę parkietu.
– To ładnie, że mnie pan od nich uwolnił, nie znoszę takich typów – powiedziała Irena i wyjaśniła, że tamci chodzili cały czas za nią, zaczepiali, dogadywali i gdyby nie to, że się nią zajął, toby się w ogóle nie odczepili i byłaby bardzo nieprzyjemna historia.
Wtedy Włodek kupił jeszcze dwie lampki wina takiego samego, po siedem dwadzieścia, spojrzał na zegarek, przestraszył się i stwierdził, że chyba już będzie musiał iść, a ona odpowiedziała, że trudno, że oczywiście, skoro się tak spieszy… I dodała, że ma na imię Irena i jest studentką czwartego roku polonistyki, a on oświadczył, że skończył siedem semestrów rusycystyki, i już nie wyjaśniał, dlaczego nie skończył więcej, zresztą ona nie pytała, tylko zaproponowała, żeby zatańczyć, więc zatańczyli, a ona rysowała mu się bardzo niekonkretnie, ponieważ nakładały mu się na nią wszystkie rozmowy, które miał odbyć za minut kilkanaście albo kilkadziesiąt, i już nawet przygotowywał słowa, dlatego rozmawiał z nią niepewnie, bardziej jeszcze niepewnie, niżby rozmawiał w sytuacji innej, na przykład parę godzin wcześniej, kiedy zawsze miał trochę luzu między biurem a domem. Zresztą to nie zdawało się jej przeszkadzać, mówiła dużo o sobie, że jest z innego miasta, mniejszego, a tu mieszka u ciotki, miłej bardzo, jednakże nieco purytańskiej i dość zabawnej. Zatańczyli jeszcze raz i Włodek już naprawdę bardzo chciał iść, ale znów zatrzymała go dziękując za pomoc, a on odpowiedział, że to nic takiego, naprawdę, ale niczego nie wyjaśniał, bo jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy ze znaczenia tamtej sytuacji, że ona zobaczyła go zupełnie inaczej i na tej podstawie oceniła, zakwalifikowała nieprawdziwie i że to niezrozumienie zaciąży w tak decydujący sposób, stanowić będzie moment pierwszy, wprowadzający w ciąg następnych, coraz bardziej nieprawdziwych rozpoznań. Na razie jednak przycisnął ją w tańcu, ona chętnie przysunęła się, a zrobił to właściwie nie dlatego, że chciał, tylko wiedział, że powinien się tak zachować. I kiedy przestali tańczyć, zapytał, czy mógłby się z nią spotkać, i to też dlatego, że tak trzeba było powiedzieć i wiedział, że ona tego oczekuje. Na co rzeczywiście zgodziła się chętnie, bardzo nawet chętnie, proponując, żeby już jutro wpadł po nią na uniwersytet koło drugiej, a on nie przyznał się, że pracuje, tylko powiedział, że dobrze, myśląc, że oczywiście nie przyjdzie i w ten sposób cała sprawa się zakończy. A kiedy wyszli razem, zapytał, gdzie mieszka, zaproponował, że ją odprowadzi, w czym nie było już nawet śladu rzeczywistej chęci, bo był roztrzęsiony, przejęty paniką, rozchwiany i coraz bardziej niepewny, co znów jej się ogromnie podobało, bo przecież niedawno był taki męski. To, że pocałowała go w policzek, dotarło do niego już zupełnie niekonkretnie, bo mieszkała dosyć daleko i szli długo, a ona opowiadała o swoich studiach, o profesorze, na którego seminarium chodzi na czwartym roku, i o wybitnym pisarzu młodego pokolenia, Ołubcu, wielkim oryginale, o którym ma pisać referat. Po drodze parę razy o mało nie zawrócił. Jeszcze przed pocałunkiem zauważył, że ma zgrabne nogi, a potem, już wchodząc do domu, przypomniał sobie jej uśmiech, który też wydał mu się bardzo miły.
Читать дальше