– Jesteś antropologiem – zwróciła się do mnie Barbara, zmieniając temat. Przytaknęłam. – Co przyciągnęło cię do sławy tak „wielkiej” jak Alex Rivers?
– Nic mnie do niego nie przyciągnęło – odparłam spokojnie. – Podczas naszego pierwszego spotkania specjalnie wylałam mu napój na spodnie. – Opowiedziałam, skąd wzięłam się na planie filmowym w Tanzanii; Alex wiercił się niespokojnie, ale większość ekipy, którą Barbara przyprowadziła ze sobą, śmiała się serdecznie. Kiedy kamery znowu ruszyły, w geście wsparcia przysunęłam się nieznacznie ku Alexowi. – Przypuszczam, że ja postrzegam go inaczej niż inne kobiety – powiedziałam, starannie dobierając słowa. – Dla mnie nie jest sławą, nigdy nie był. Nie miałoby znaczenia, gdyby sprzedawał używane samochody albo pracował w kopalni. Jest mężczyzną, którego kocham.
Barbara zwróciła się do Alexa.
– Dlaczego Cassie? Dlaczego ona i tylko ona ze wszystkich kobiet na świecie?
Alex przyciągnął mnie bliżej; oczy zaszły mi łzami, kiedy mój obolały bok dotknął jego boku.
– Jest dla mnie stworzona – odparł krótko. – Tylko tak potrafię to wyjaśnić.
Na dworze zadudnił grzmot.
– Ostatnie pytanie przeznaczone jest dla Cassie. – Barbara spojrzała na mnie. – Powiedz nam, czego Ameryka nie wie o Alexie Riversie, a twoim zdaniem powinna wiedzieć.
Wstrząśnięta wpatrywałam się w nią z otwartymi ustami. Powietrze w pokoju stało się cięższe, w okna balkonowe deszcz walił niczym kamienie. Czułam, jak palce Alexa wbijają się w moje ramię, przy każdym oddechu ból przeszywał mi żebra. Cóż, Barbaro – mogłabym powiedzieć – przede wszystkim on mnie bije. Jego ojciec był strasznym brutalem. Będziemy mieć dziecko, ale Alex jeszcze o tym nie wie, bo boję się, jak zareaguje na tę wiadomość.
Zmusiłam się, by zrelaksować napięte mięśnie.
– Nie mogę nic powiedzieć – odparłam niemal szeptem. – Nic, w co byś uwierzyła.
Zawsze myślałam, że mój list samobójczy będzie brzmiał: „Wygrałeś”. Co nie znaczy, że to była gra, choć w najgorszych okresach wiedziałam, że Alex potrafi w nią grać lepiej niż ja, że gdybym się załamała i powiedziała komuś prawdę, on wciąż byłby w stanie zachować twarz. A w Los Angeles, mieście, którym władał, kto by uwierzył?
Jednakże rzeczywisty powód, dla którego nigdy nikomu nie wyznałam prawdy o naszym małżeństwie, niewiele miał wspólnego z przekonaniem, że mi nie uwierzą, tylko z samym Alexem. Ja po prostu nie chciałam go zranić. Kiedy go sobie wyobrażałam, nie stał nade mną z dłońmi zwiniętymi w pięści. Widziałam go wolno tańczącego ze mną po werandzie, zapinającego mi na szyi szmaragdowy naszyjnik, poruszającego się w moim wnętrzu z podziwem i zdumieniem. Dla mnie to był Alex. To był mężczyzna, z którym wciąż pragnęłam spędzić życie.
Nigdy bym go nie opuściła, gdyby nie chodziło o dobro innej osoby. Zmusiłam się jednak do postawienia sobie ultimatum. Jeszcze raz, jeszcze raz zagrozi życiu we mnie, i odejdę. Próbowałam nie myśleć o tym jako o opuszczeniu Alexa, ale raczej jako o ratowaniu mojego dziecka. Nie pozwalałam sobie na wykraczanie poza tę interpretację, ponieważ tak bardzo pragnęłam, by do tego nie doszło.
Tylko że w dniu wyjazdu do Szkocji Alex dowiedział się, że Barbara Walters wywiad z nim zamierzała wyemitować jako drugi, a nie trzeci. Przesądnie uwierzył, że to prognostyk, precyzyjnie przepowiadający to, co zdarzy się w marcu podczas rozdawania nagród Akademii. Nie dostanie Oscara, poniesie porażkę. Powiedział mi o tym, a potem rzucił się na mnie.
Cóż, resztę znasz. Zapewne straciłam przytomność z powodu obrażeń głowy w jakiś czas po tym, jak wyszłam z domu, bo wykazałam dość zdrowego rozsądku, by wyjść. Przez czysty przypadek spotkałam cię na cmentarzu przy Świętym Sebastianie, a ty zaopiekowałeś się mną do czasu, aż Alex przyjechał ze Szkocji i zabrał mnie do domu. Zatoczyłam pełny krąg: pod koniec lutego, kilka dni po tym, jak oddałeś mnie na posterunku Alexowi, stałam przed szafą w sypialni, żeby spakować się na wyjazd do Szkocji razem z nim. Znalazłam jednak dodatkowy test ciążowy. I próbowałam siebie przekonać, że ponownie uciekając, zabieram ze sobą kawałek Alexa.
Godzinę po wyjściu z domu byłam daleko od BelAir, ale nie miałam dokąd pójść. Banki zamknięto, w portfelu zostało mi niecałe dwadzieścia dolarów. Nie myślałam o tobie, w każdym razie nie na początku. Po raz kolejny pomyślałam, żeby uciec do Ophelii, i nie mogłam, ponieważ Alex właśnie u niej by mnie szukał.
Nie mogłam też zwrócić się do kolegów z uniwersytetu – nie czułabym się u nich swobodnie – i nie mogłam ukryć się w moim gabinecie, skoro to miejsce w drugiej kolejności sprawdziłby Alex. A potem przypomniałam sobie, co mi powiedziałeś w środę rano i jak patrzyłeś na mnie, kiedy Alex bił się w Le Dóme. Wiedziałam, że mnie przygarniesz; chyba wiedziałam o tym, zanim wyszłam z domu, tak więc poczekałam na autobus do Resedy.
Cały twój dom zmieściłby się w rogu naszego, drzewa na twoim trawniku są na różnych etapach umierania, ale nigdy nie widziałam równie przytulnego miejsca. Na ganek pada ciepłe żółte światło i kiedy wkraczam w jego smugę, czuję się bezpiecznie, nie jak wystawiona na pokaz.
Otworzyłeś drzwi, zanim zdążyłam zapukać. Nie byłeś zaskoczony moim widokiem, miałam wrażenie, że czekałeś na mnie. Wciągnąłeś mnie do maleńkiego holu i zamknąłeś za mną drzwi. Rzeczą całkiem naturalną wydawało się to, że bez słowa zacząłeś delikatnie przesuwać dłońmi po moich plecach, żebrach, biodrach, wahając się w miejscach, gdzie miałam siniaki. Wyczuwałeś je przez bawełnianą koszulę, jakbyś wyczuwał zmianę temperatury, związaną z bólem.
Will, kiedy skończyłeś te badania, spojrzałeś na mnie. Twoje oczy były tak ciemne jak oczy Alexa, gdy jest wściekły. Spojrzałam na ciebie, nie wiedząc, od czego właściwie powinnam zacząć.
Ale nie muszę się zastanawiać. Obejmujesz mnie, dzięki biciu twojego serca mogę odmierzać czas. Trzymam dłonie zwinięte w pięści, stoję sztywna w ramionach innego mężczyzny.
– Cassie – szepczesz w moje włosy – wierzę ci.
Z dworu dobiega hukanie sowy. Zamykam oczy, zanurzam się w twojej wierze i przestaję się pilnować.
Dawno, dawno temu, na początku świata, sześć młodych kobiet mieszkało w wiosce obok wielkiej skały. Pewnego dnia, kiedy ich mężowie wybrali się na polowanie, swoim zwyczajem poszły szukać ziół. Kopały w ziemi patykami i po jakimś czasie jedna znalazła coś nowego do jedzenia.
– Spróbujcie tego – zachęciła przyjaciółki. – Ta roślina wybornie smakuje!
Słodkie cebulki tak im przypadły do gustu, że zajadały się nimi aż do zachodu słońca. Jedna z kobiet spojrzała na ciemne niebo.
– Chodźmy już do domu ugotować obiad dla mężów – powiedziała i tak też zrobiły.
Wieczorem mężowie wrócili wyczerpani, ale szczęśliwi, każdy bowiem upolował pumę.
– Co tak okropnie śmierdzi? ~ zapytał jeden, wchodząc do chaty.
– Może jakieś jedzenie się zepsuło – zasugerował drugi. Kiedy jednak pocałowali żony na powitanie, przekonali się, że to one są źródłem odoru.
– Znalazłyśmy nową roślinę – oznajmiły żony, kipiąc z podniecenia, i podały mężom cebule. – Proszę, spróbujcie.
– Strasznie śmierdzą – odrzekli mężowie. – Nie będziemy ich jeść. A wy nie możecie zostać z nami w chacie. Dzisiaj musicie spać na dworze.
Читать дальше