Zamknęłam oczy i skuliłam się, czekając na dalszy ciąg, ale usłyszałam tylko szczęk klucza w wyjściowych drzwiach.
– Dokąd idziesz? – zapytałam cicho; nie sądziłam, by Alex mnie usłyszał.
– Pobiegać – odparł z gniewem.
Z wysiłkiem usiadłam.
– Nie masz butów – powiedziałam.
– Zauważyłem. – Zatrzasnął drzwi za sobą.
Przez chwilę siedziałam z kolanami przyciśniętymi do piersi, później wstałam i zaczęłam sprzątać ze stołu. Talerz Alexa wstawiłam do mikrofalówki, zawartość własnego wyrzuciłam. Obeszłam cały dom i otworzyłam okna. Słuchałam, jak psy szczekają na fale, jak ktoś gra w siatkówkę. Czekałam, aż Alex do mnie wróci. Przekonałam siebie, że nic się nie stało, więc nie trzeba będzie nic wybaczać.
Herb Silver podał mi drugi kieliszek szampana. Stał ze mną w rogu zatłoczonego holu, wrzucając do ust śliwki w boczku.
– Alex zamówił je specjalnie dla mnie – oznajmił. – Wie, że nie będę jadł tych fikuśnych ostryg i nadmuchanych bułeczek.
– Quiches – powiedziałam.
– Nieważne. – Objął mnie mięsistym ramieniem. – Weź głęboki oddech, skarbie. On zaraz tu wróci.
Uśmiechnęłam się przepraszająco; żałowałam, że moje uczucia widać jak na dłoni. Lubiłam towarzystwo Herba i doceniałam, że Alex zapewnił mi opiekę, ale o wiele bardziej wolałabym być z nim. I byłabym, gdybyśmy brali udział w premierze cudzego filmu. Dzisiaj jednak Alex miał obowiązki: musiał udzielać wywiadów, rozmawiać o finansowaniu kolejnej produkcji, a ja tylko bym mu przeszkadzała. Wyciągnęłam szyję, próbując zlokalizować go w tłumie gości.
Alexa nigdzie nie było. Zrezygnowana, odwróciłam się do Herba. Przyszedł dzisiaj z Ophelią, choć wcale nie był jej agentem, po prostu nie zamierzał pozbawiać się przyjemności płynącej z towarzystwa ślicznej kobiety. Poprosiłam go o to jako o osobistą przysługę, tak samo jak poprosiłam Alexa o zaproszenie dla niej. Ophelia, w jednej z moich sukien, na drugim końcu sali rozmawiała z aktorem, którego krok dzielił od odniesienia wielkiego sukcesu.
– Ophelia chyba doskonale się bawi – zagadnęłam, podejmując od nowa rozmowę.
Herb wzruszył ramionami.
– Ophelia bawiłaby się doskonale na pogrzebie, gdyby byli na nim ludzie z branży. – Pobladł, jakby sobie uświadomił, że obraził moją przyjaciółkę. – Nie miałem na myśli nic złego, majdele. Ale wiesz, że Ophelia w niczym cię nie przypomina.
– Tak? A jaka ja jestem? – zapytałam.
Herb w szerokim uśmiechu pokazał złote plomby w trzonowych zębach.
– Ty? Ty jesteś dobra dla mojego Alexa.
Światła zamigotały, ludzie zaczęli wchodzić do sali kinowej. Krytycy otworzyli notatniki i przygotowali długopisy. Herb rozejrzał się niespokojnie; chciał, żeby Alex mnie zabrał, nim on sam wejdzie do środka.
– Nie czekaj – ponagliłam. – Potrafię sama o siebie zadbać.
– Ach, widziałem już ten film. Mogę opuścić parę minut. Skrzyżował ramiona na piersi i oparł się o ścianę.
Wpatrywałam się w strumień ludzi, zadając sobie pytanie, czy Alex o mnie nie zapomniał.
– Nawet nie wiem, o czym to jest – wyznałam. – Nie miałam czasu przeczytać scenariusza.
Herb uniósł brwi.
– Powiedzmy tylko, że dla Alexa to wielka odmiana. Wątpię, czy kiedykolwiek widziałaś go takim. – Uśmiechnął się. – O wilku mowa.
Alex ujął mnie pod ramię.
– Przepraszam, nawet gwiazdy filmowe muszą czasami pójść do toalety – powiedział. Podziękował Herbowi za wzięcie mnie pod swoje skrzydła, po czym weszliśmy do mrocznej sali.
Kiedy wyświetlano czołówkę, nachyliłam się ku Alexowi.
– Herb mówi, że cię nie poznam.
Wstrzymał oddech, ujmując mnie za rękę.
– Cassie – powiedział łagodnie – przyrzeknij, że przez cały czas będziesz pamiętała, że ja tylko gram. – Splótł palce z moimi i oparł nasze dłonie na poręczy. Nie zamierzał mnie puścić.
Ten film od poprzednich produkcji Alexa różniło to, że jego bohater był złoczyńcą. Inne grywane przez niego postaci miewały ujemne cechy, ale żadna nie była jednoznacznie zła. Bardzo szybko zorientowałam się, o czym jest „Z braku dowodów”.
Alex grał mężczyznę, który bije żonę.
Nie uświadamiałam sobie, jak mocno ściskam palce Alexa ani jak bardzo kręci mi się w głowie – gdybym wstała i wybiegła z sali, tak jak tego pragnęłam, po paru krokach pewnie bym upadła. Patrzyłam na ekran, na którym pierwsza scena filmu rozgrywała się w nieskazitelnej łazience, gdzie białych blatów nie znaczyła najmniejsza choćby plamka, a ręczniki wisiały równo na wieszakach. Kiedy Alex rozsunął zasłonkę prysznicową, okazało się, że jeden z kranów nie jest ustawiony pod kątem dziewięćdziesięciu stopni względem sufitu. Zawlókł do łazienki kobietę, która nie była mną, zmusił ją, by poznała swój błąd, po czym rzucił na podłogę.
Oglądałam historię swojego życia.
Tylko że na planie filmowym kaskaderzy uczą aktorów, jak wymierzać markowane ciosy. Cały czas powtarzałam sobie, że aktorce nic się nie stało.
Odwróciłam się ku Alexowi, który patrzył na mnie, nie na ekran. W jego oczach odbijały się postacie, powtarzające na ekranie nasze poruszenia. Przyrzeknij, że będziesz pamiętać, że ja tylko gram.
– Dlaczego? – zapytałam, ale on tylko pochylił ku mnie głowę i szepnął, że przeprasza.
Po wejściu filmu na ekrany i entuzjastycznych pochwałach dla Alexa za przyjęcie roli, która odmieniła jego wizerunek jako aktora charakterystycznego, pojechaliśmy na ranczo do Kolorado. Z trzech rezydencji Alexa ta była moją ulubioną. Rozciągała się na trzystu akrach żyznej ziemi i graniczyła z błękitnym łańcuchem Gór Skalistych. Czysty, kręty strumień z lodowatą wodą, od której drętwiały nogi, dzielił ją na wstęgi. Wiedziałam, na jakiej wysokości leży Kolorado, ale gdy tylko przekroczyłam bramę posiadłości, stwierdziłam, że o wiele lżej mi się oddycha.
Stajnie i główny dom różniły się od rezydencji w Los Angeles. Zbudowane w stylu hiszpańskim, miały białe tynki i czerwone dachy, z ręcznie robionych skrzynek na oknach zwisało bujne geranium. Kiedy Alex przebywał w Kalifornii, kilka osób personelu zajmowało się końmi i domem, ale kiedy przyjeżdżaliśmy, kryły się jakby między wzgórzami, dzięki czemu zdawało mi się, że tylko my dwoje mamy dostęp do tego skrawka raju.
Podczas naszych pierwszych wizyt Alex nauczył mnie jeździć konno. Sam posiadł tę sztukę wiele lat temu, gdy kręcił „Desperado”. Okazałam się w tym dobra i bardzo to lubiłam.
Alex kupił mi klacz imieniem Annie, która miała dziesięć lat, ale zachowywała się jak kapryśna nastolatka. Kiedy na nią wsiadałam, dwa razy na trzy próbowała mnie zrzucić, choć temperamentem nie dorównywała koniom Alexa. Za każdym naszym pobytem był nowy wierzchowiec, ledwo ujeżdżony, a dla mojego męża połowa przyjemności polegała na utrzymaniu się w siodle.
– Ścigamy się – zaproponowałam, obserwując, jak Alex ściąga lejce, by zmusić Konga do powolnego stępa. Annie ze mną na grzbiecie krążyła w koło. – A może boisz się, że nad nim nie zapanujesz?
Droczyłam się z Alexem, wiedziałam, że jeśli czuje się na tyle pewnie, by wsiąść na konia, zdoła nagiąć go do swojej woli. Jednakże Kongo był potężnym ogierem, wysokim na metr osiemdziesiąt i czarnym jak sadza, a w dodatku nie okazywał najmniejszej ochoty na spełnianie poleceń Alexa.
– Chyba powinnaś dać mi fory – odparł Alex z uśmiechem, a Kongo, jakby rozumiejąc po angielsku, odwrócił się i ruszył w złym kierunku.
Читать дальше