– Czy to wszystko, panie doktorze?
– Nie. Pani White ma także za sobą problemy ze zdrowiem psychicznym. W rezultacie kryzysu małżeńskiego próbowała popełnić samobójstwo – i nagle pojawiła się cała armia lekarzy i pielęgniarek, by ją wspierać i pomagać jej. Na pewnym poziomie stawia znak równości pomiędzy miłością i opieką a uwagą personelu medycznego. Co wyjaśniałoby, dlaczego zaczęła wywoływać chorobę u dziecka, gdy w jej małżeństwie znowu wystąpił podobny kryzys. Za każdym razem, gdy oddaje Faith na leczenie, pani White pośrednio sama jest obiektem uwagi, którą siedem lat temu otaczali ją lekarze i psychiatrzy.
– Czy to możliwe, że krzywdzi dziecko i nie zdaje sobie z tego sprawy? – pyta Metz.
Lekarz wzrusza ramionami.
– Nie badałem jej, więc trudno mi to stwierdzić. Ale to możliwe. Pani White już wcześniej cierpiała na głęboką depresję, a wstrząs spowodowany odkryciem, że mąż ma kolejny romans, mógł wystarczyć do wywołania epizodu dysocjacyjnego. Zamiast stawić czoło cierpieniu, psychicznie się od niego izoluje. To podczas tych epizodów czuje się najbardziej zaniedbana i dlatego też podczas tych epizodów krzywdzi córkę.
– Co, pana zdaniem, stałoby się, gdyby zapytać wprost panią White o takie działanie?
– Zaprzeczyłaby. Bardzo by się zdenerwowała, że oskarżam ją o coś równie potwornego. Powiedziałaby, że kocha córkę i pragnie tylko, by była zdrowa.
Metz zatrzymuje się przed stołem obrony.
– Doktorze Birch, jak pan wie, obecnie Faith jest w szpitalu. Gdyby matce zabroniło się na jakiś okres kontaktów z córką, jakiego rozwoju wypadków by pan oczekiwał?
Psychiatra wzdycha.
– Nie byłbym wcale zaskoczony, gdyby Faith White nagle wróciła do zdrowia.
3 grudnia 1999 – późne popołudnie
Joan i ja siedzimy za stołem w opustoszałej sali sądowej.
– Co będziesz robiła? – pyta Joan.
– Nie jadę do szpitala, jeśli to miałaś na myśli.
– Nie. Ja tylko… cóż, nie wiem, jakie masz plany. Uśmiecham się do niej.
– Myślałam o powrocie do domu, gorącej kąpieli i wsunięciu głowy do piekarnika.
– To nie jest śmieszne. – Kładzie mi dłoń na ramieniu. – Chcesz, żebym zadzwoniła do doktora Johansena? Jestem pewna, że wziąwszy pod uwagę okoliczności, znajdzie dla ciebie czas.
– Nie, dziękuję.
– W takim razie chodźmy na drinka.
– Joan, doceniam twoje intencje. Ale nie mam ochoty na towarzystwo.
– W porządku. Jadę do szpitala sprawdzić, jak się czuje Faith. Powiem twojej mamie o zakazie sądowym i poproszę, żeby zadzwoniła do ciebie do domu.
Dziękuję Joan i mówię, że jeszcze chwilę tu posiedzę. Słucham, jak idzie do drzwi, stukając obcasami. Opieram głowę na stole i zamykam oczy. Bardzo staram się wyobrazić sobie Faith. Jeśli to zrobię, może będzie wiedziała, że myślę o niej.
Kiedy do sali wkracza sprzątacz z maszyną do czyszczenia podłogi, wychodzę i ze zdziwieniem stwierdzam, że na korytarzach sądu wciąż roi się od ludzi. To, że nasze posiedzenie na dzisiaj się zakończyło, nie znaczy wcale, że zakończyły się też pozostałe. O ścianę opiera się płacząca kobieta, obejmuje ją starszy mężczyzna. Troje małych dzieci czołga się po plastikowych krzesłach. Nastolatek zgięty jak pytajnik przy automacie telefonicznym szepcze gorączkowo do słuchawki.
Chociaż nie chcę się spotkać z Ianem, odczuwam rozczarowanie, że na mnie nie czeka.
Zaczął padać śnieg, pierwszy śnieg tej zimy. Płatki są wielkie i grube, roztapiają się na chodniku, jakby tylko mi się przyśniły. Taka jestem zauroczona ich pięknem, że dostrzegam Iana stojącego przy moim samochodzie dopiero wtedy, gdy dzieli mnie od niego kilka kroków.
– Muszę z tobą porozmawiać – mówi.
– Wcale nie musisz.
Łapie mnie za ramię.
– Nie będziesz się do mnie odzywać?
– Naprawdę tego chcesz, Ianie? Mam ci podziękować, że zadzwoniłeś do tego idioty z „Globe'u” i skłoniłeś go, żeby wygrzebał Greenhaven, przez co Malcolm Metz mógł mnie oskarżyć o jakieś rzadkie zaburzenie psychiczne, które każe mi okaleczać własną córkę?
– Gdybym nie zadzwonił, Metz i tak by się o tym dowiedział.
– Nie waż się nawet usprawiedliwiać – mówię cicho.
Wsiadam do samochodu i usiłuję zamknąć drzwi, ale Ian trzyma je mocno.
– Myślę, że cię kocham – mówi.
– A dlaczego? Bo miałam szczęście urodzić niezwykłe dziecko, które możesz wykorzystać do zwiększenia oglądalności swojego programu?
– Co chciałaś, żebym powiedział? Kiedy dzwoniłem do McManusa, nie znałem cię. Później wolałem ci o tym nie mówić, bo myślałem, że mnie znienawidzisz. A co do mojego zeznania: Chryste, musiałem mówić oględnie o Faith. Myślałem, że ostatnia rzecz, na jakiej ci zależy, to ogłoszenie całemu światu, że jestem przekonany o jej uzdrowicielskich mocach.
– Jakoś trudno mi uwierzyć, Ianie, że siedząc na miejscu dla świadka, myślałeś o Faith. Trudno mi uwierzyć, że chodziło ci o coś innego poza twoją reputacją w show – biznesie.
W szczęce Iana drga mięsień.
– Dobrze, może masz rację. Ale o Faith też myślałem. I o tobie. Co mam zrobić, żeby cię przekonać? Pieniądze, które zapłacił mi Metz, przeznaczę na college dla Faith… albo oddam cholernym jezuitom. Powiem publicznie wszystko, co zechcesz. Popełniłem błąd i bardzo mi przykro. Dlaczego nie potrafisz mi uwierzyć?
Bo nie, tak chcę mu odpowiedzieć. Z powodu tego, co stało się Faith. Ona wierzyła, a zobacz, dokąd ją to doprowadziło.
– Mariah – błaga Ian zachrypniętym głosem – pozwól mi pojechać z tobą do domu.
Potężnym szarpnięciem uwalniam drzwi z jego uchwytu.
– Nie zawsze możesz dostać to, co chcesz – mówię. – Nawet ty.
Opowiem wam, co czuje człowiek, gdy wie, że jest gotów na śmierć.
Długo śpi, a kiedy się budzi, pierwszą myślą jest pragnienie, by móc wrócić do łóżka.
Przez cały dzień nic nie je, ponieważ jedzenie jest czynnością, która go tu zatrzymuje.
Sto razy czyta tę samą stronę.
Przewija swoje życie jak kasetę wideo i widzi rzeczy, przy których płacze, widzi rzeczy, przy których się zatrzymuje, ale nic, co skłoniłoby go do oglądania dalszego ciągu.
Zapomina się czesać, myć, ubierać.
A potem pewnego dnia dochodzi do wniosku, że zostało mu tylko tyle energii, by zrobić tę jedną monumentalną rzecz, i ogarnia go spokój. Nagle po raz pierwszy od miesięcy zaczyna liczyć chwile. Nagle ma tajemnicę, która rozjaśnia jego twarz uśmiechem i ludzie mówią, że wygląda wspaniale, choć czuje się jak muszla – krucha, gotowa rozpaść się na tysiące kawałków.
Pragnęłam umrzeć. Pamiętam, jak trzymałam brzytwę i miałam nadzieję, że uda mi się wykonać najczystsze, najgłębsze cięcie. Pamiętam, jak się zastanawiałam, ile czasu minie, nim usłyszę głosy anielskie. Niczego nie pragnęłam bardziej niż pozbycia się siebie, tego ciała i tej osoby, której nie czekało nic poza cierpieniem.
Krótko mówiąc, ja tam byłam. Ja najlepiej ze wszystkich ludzi powinnam zrozumieć chęć poddania się, kiedy ból jest zbyt wielki. Zamiast tego jednak walczę z furią, łapię się słomek, by powstrzymać Faith, bo nie chcę, by powiodło jej się to, co mnie kiedyś się nie udało.
– Temperatura sto sześć. Coś musi się stać.
Jakby ponaglone słowami lekarza, członki Faith sztywnieją i dziewczynka zaczyna się rzucać z boku na bok.
– Ma atak! – woła lekarz.
Pielęgniarka delikatnie odsuwa Millie od łóżka.
Читать дальше