– Wszystko polega na tym, żeby w tym generalnie wadliwym systemie wyszperać jakieś z grubsza rozsądne rozwiązanie?
– Możliwe. Nie bronię całego amerykańskiego systemu prawnego.
– Poddaję się. Jak powiedział Wills na przesłuchaniu, skoro zabrnęliśmy już tak daleko, nie ma sensu zawracać. Jedźmy, mój doradco.
– Jesteś pewny, że tego właśnie chcesz?
– Nie, wcale tego nie chcę, ale znalazłem się w pułapce i nie widzę innego wyjścia. Chcę tylko doprowadzić do procesu, podczas którego jeszcze raz będziemy mogli przedstawić sprawę wypalania ściernisk i, być może, uzyskać odszkodowanie, co może skłoni farmerów do myślenia. O nic więcej mi nie chodzi.
Mona wrzuca bieg i czeka na jakąś przerwę w sznurze samochodów. Milczymy.
Kiedy jedziemy, rozglądam się wypatrując miejsca, w którym umarli moi bliscy. Mijając je, poznaję budynek fabryki po drugiej stronie drogi oraz słupek kilometrowy. Takie to wszystko smutne, a prowadzi do tak niepoważnych historii jak ta nasza wyprawa do Eugene.
– Mogłabyś mi wyjaśnić, czego się spodziewasz po tym posiedzeniu? Powiedz mi tyle, ile, twoim zdaniem, potrafię zrozumieć. Obiecuję, że się nie odezwę, aż nie skończysz.
Mona zastanawia się przez chwilę.
– Trzeba zacząć od tego, że jest za mało sędziów i sal rozpraw, żeby na bieżąco sądzić wszystkie sprawy cywilne i kryminalne.
Samych spraw o narkotyki jest tyle, że większość sądów mogłaby nie zajmować się niczym innym. Sporą część spraw kryminalnych rozstrzyga się poza sądem w taki sposób, że oskarżony zgadza się przyznać do winy w zamian za obietnicę mniejszego wyroku.
Mona zerka na mnie. Kiwam głową, próbując się uśmiechnąć.
– W przypadku spraw cywilnych większość kończy się ugodą, co oznacza, że pozwany składa wniosek o zawarcie ugody, deklarując zapłacenie pewnej sumy powodowi, i potem negocjują.
To olbrzymia oszczędność zarówno dla przegranej strony, jak i dla kasy stanowej, ponieważ koszty procesu są bardzo wysokie. Taki jest właśnie cel posiedzeń pojednawczych, również dzisiejszego, tyle że my mamy do czynienia z postępowaniem pojednawczym na wielką skalę. W dodatku władze stanowe mają zamiar przeznaczyć jedynie trzysta tysięcy dolarów na łączne odszkodowanie dla wszystkich ofiar wypadku. Likwidacja tej ustawowej „czapki”, ze względu na rodzaj i wysokość poniesionych strat, to była pierwsza rzecz, o którą walczyła nasza firma.
– Ale w tym wypadku wygraliśmy, prawda? W każdym razie tak pisałaś. Tylko mi nie mów, że to „zwycięstwo” jest takim samym „zwycięstwem” jak to w kwestii naszego prawa do procesu przed sądem federalnym.
Mona bierze głęboki wdech i rzuca mi szybkie spojrzenie. Jedziemy ponad sto kilometrów na godzinę. Zaciskam palce na uchwycie nad drzwiami auta.
– Myśleliśmy, że to ostateczna decyzja, ale teraz okazuje się, że w sądzie apelacyjnym, w hrabstwie Linn, niedaleko miejsca wypadku, sędzia stanowy uchylił postanowienie sędziego federalnego. To poważny problem dla wszystkich skarżących. Stało się to niedawno, ale sędzia Murphy już zaakceptował orzeczenie sądu apelacyjnego i nawet nie było czasu, żeby poinformować o tym wszystkich zainteresowanych. Rozumiesz?
– Czy sąd niższego szczebla może tak po prostu uchylić postanowienie sędziego federalnego?
– Tego właśnie nie jesteśmy pewni. Teraz jednak to kwestia czasu: zanim zdążymy odwołać się od postanowienia sądu apelacyjnego, Murphy wykorzysta je podczas posiedzenia pojednawczego. Ja uważam, że powinniśmy złożyć wniosek o odroczenie posiedzenia do czasu rozpatrzenia zażalenia na decyzję sądu apelacyjnego. Przyjęcie tej decyzji przez sędziego Murphy'ego jest działaniem na niekorzyść skarżących.
– Dlaczego adwokaci powodów nie mogą zwyczajnie odmówić udziału w tym posiedzeniu?
– Słyszałeś, co mówiłam o powiązaniach między adwokatami i sędziami. Nikt nie ma ochoty nadstawiać karku.
– Okay, mów dalej. Obiecałem, że nie będę przerywać.
– Cóż, to właściwie wszystko, co mogę teraz powiedzieć.
– Będziemy musieli poczekać i przekonać się, do czego zmierza Murphy. Nic innego na razie nie wymyślimy. Aha, jest jeszcze coś, co powinieneś wiedzieć. Sędzia Murphy jest świeżo nawróconym chrześcijaninem. Ślubował Chrystusowi. Są jeszcze inne sprawy, które sam zrozumiesz, kiedy wszystko się zacznie. Dzisiaj tylko pamiętaj, że na razie, czy to nam się podoba czy nie, Murphy ma nas w garści. Kiedyś pracował dla Bakera, Forda, ale nie zaproponowano mu pozostania w firmie. To też nie poprawia naszej sytuacji.
Potrzebuję czasu, żeby to wszystko przemyśleć. Mam straszny mętlik w głowie. Czego innego uczono mnie na lekcjach wychowania obywatelskiego w szkole podstawowej i średniej oraz na zajęciach z nauk politycznych na studiach. Nikt tam nie wspominał o żadnych ugodach ani układach z przestępcami. Może wtedy tego jeszcze nie wynaleziono, ostatecznie było to ponad czterdzieści lat temu.
Zagłębiam się w fotelu i oglądam wspaniałe widoki za oknem.
Za kilka miesięcy, jak co roku, znikną za grubą zasłoną dymu.
Trudno w to teraz uwierzyć.
Dojeżdżamy do Eugene.
Witamy się ze wszystkimi, po czym wchodzimy przez wysokie drzwi, jakby zbudowane dla olbrzyma. Wewnątrz unosi się typowy zapach budynków państwowych, nagromadzona przez lata woń ludzkich zmagań i strachu. Zaraz za drzwiami znajduje się wykrywacz metali, taki sam, jakich używa się na lotniskach. Czuję się, jakby prowadzono mnie do więzienia.
Mam ze sobą neseser. W środku są kanapki z masłem orzechowym, mały magnetofon i taśmy. Kiedy przechodzę przez „bramkę”, wykrywacz zaczyna buczeć, więc cofam się do wyjścia.
Strażnik przetrząsa torbę i wyciąga magnetofon. Obrzuca mnie surowym spojrzeniem.
– Po co to panu?
– Jestem pełnomocnikiem mojej rodziny. Chcę nagrać przebieg posiedzenia, żeby wiedzieli, jak to się odbyło.
– Nie może pan tego wnieść do budynku sądu federalnego.
– Nagrywanie przebiegu jakiegokolwiek postępowania sądowego jest zabronione. To sprzeczne z prawem.
Oglądam się na Monę.
– To prawda?
– Prawda. Nie miałam pojęcia, że chcesz wziąć magnetofon, inaczej bym ci powiedziała.
Obracam się z powrotem do strażnika.
– Nie miałem zamiaru nagrywać przebiegu posiedzenia.
– Chciałem tylko nagrywać swoje uwagi o tym, co się dzieje.
– Tego też nie wolno.
– To może zostawię tylko taśmy?
Patrzę na Charlesa Ravena, który nerwowo zerka na zegarek.
Strażnik otwiera magnetofon i wyjmuje kasetę. Uważnie ogląda kanapki. Potem zabiera zapasowe taśmy i oddaje mi neseser.
– Okay. Nie powinienem tego robić, ale sam magnetofon może pan zatrzymać. Proszę go nie wyjmować z neseseru. Taśmy odbierze pan przy wyjściu.
Uśmiecha się. Ja także się uśmiecham. Ciekawe, czy taki strażnik zdaje sobie sprawę, jakie to wszystko zabawne. Uśmiecham się do Mony, Clinta i Ravena. Oni nie wyglądają na rozbawionych.
Na schodach Mona łapie mnie za rękaw.
– Uprzedzam, jeżeli włączysz magnetofon i to zauważą, ja cię nie będę bronić.
Stajemy przed drzwiami ogromnej sali. Najwyraźniej to tutaj ma się odbyć posiedzenie. Na korytarzu spostrzegam Claire Woodman. Robi na drutach. Kiedy podchodzę, patrzy na mnie, jakby nie wiedziała, kim jestem, a potem ociągając się, podaje mi rękę.
– Co się dzieje, Claire? Jak twoja rodzina?
– Dobrze, chociaż…
– Chociaż co?
Claire wzrusza ramionami i wraca do swojej robótki. Gdzieś tu krąży widmo Madame. Defarge. A może Claire zaraziła się „prawem” – to naprawdę niebezpieczna choroba. Podchodzi Mona i mówi, że czas na nas. Wchodzimy do sali. Wszyscy zajmują miejsca. Zebrał się całkiem spory tłumek.
Читать дальше