– Wszystko ładnie, tylko, jak już powiedziałem, dla mnie to bez znaczenia. Chyba nie może mnie zmusić do ugody, prawda?
– Będzie próbował.
– Cóż, życzę powodzenia, sędzio Murphy. Nawet Bóg nie ma takiej władzy.
– Gdzie będziesz mieszkał?
– Tam, gdzie ostatnio, u Karen i Roberta. Dzwoniłem do nich, że przylatuję, ale nie podałem numeru lotu, bo nie chciałem, żeby wyjeżdżali po mnie taki kawał drogi. Skoro o tym mowa, jeszcze raz dziękuję.
Kiedy stajemy przed domem Karen i Roberta, nie widzę ich samochodów, ale wiem, gdzie chowają klucz.
– Jeżeli chcesz, możesz zatrzymać się u nas. Właśnie kupiliśmy z Tomem wielkie, stare domisko, zbudowane jeszcze w latach dwudziestych. Mamy mnóstwo wolnych pokoi.
Dziękuję Monie mówiąc, że wiem, gdzie jest klucz.
– Mam nadzieję, że nie aresztują cię za włamanie.
– Zawiadomisz policję?
– Oczywiście, że nie.
– Pytam, bo z wami prawnikami nigdy nic nie wiadomo. Nieźle mnie już wytresowałaś. Wkrótce stanę się klientem doskonałym.
– Nigdy nie będziesz dobrym klientem.
– A to dlaczego?
– Po pierwsze, zawsze chcesz zbyt dużo wiedzieć, po drugie, wydaje ci się, że dużo wiesz.
Zostawiam swój bagaż na chodniku, okrążam dom i idąc za wskazówkami Karen, na tylnej werandzie znajduję klucz. Wracam, żeby wziąć swoje torby i pożegnać się z Moną.
Mona czeka w samochodzie z włączonym silnikiem.
– Podjadę tu jutro i zabiorę cię do Eugene. To mniej więcej dwie godziny drogi stąd. Sędzia chce nas wszystkich widzieć w sądzie o pierwszej. Po drodze wyjaśnię ci, co to takiego to posiedzenie pojednawcze.
Zaczynamy rozmawiać dopiero po wyjeździe z Portland na autostradę 1 – 5. Będziemy mijać miejsce wypadku, ale jadąc w przeciwnym kierunku. Wyglądam przez okno. Kilka razy czuję, że Mona zerka na mnie, jakby chciała mi coś powiedzieć.
– Mona, obiecałaś, że porozmawiamy o tym posiedzeniu pojednawczym. Sama coś powiesz, czy to ja, biorąc przykład z prawników, mam wszystko z ciebie wyciągnąć, za pomocą dziesięciu tysięcy pytań, jak na przesłuchaniu?
– Jesteś niedobrym klientem, Will. Nie ma w tobie za grosz szacunku dla prawa.
– Uważam, że prawa należy przestrzegać, jeżeli o to ci chodzi. Ale kiedy widzę, w jaki sposób robi się to w Oregonie, istotnie, nie mam o nim dobrego mniemania.
– Za kilka dni będziesz miał jeszcze gorsze. Mam pewne podejrzenia, co tam się może wydarzyć, ale nie wiem, czy powinnam o tym z tobą rozmawiać. Jestem pewna, że to ci się nie spodoba.
– Nie rozumiem, Mona. To mój proces. To ja płacę tobie, Ravenowi i Williamsowi za to, żebyście za mnie paprali się w tych brudach. Dlaczego i w ogóle jakim prawem robisz z tego sekret?
– Dam głowę, że to całe posiedzenie pojednawcze to taki sam idiotyzm jak składanie zeznań.
– Większy.
– O Boże! Mona, nie zmuszaj mnie, żebym cię stale ciągnął za język.
– No dobrze. Na pewno chcesz wiedzieć, dlaczego musimy jechać aż do Eugene, skoro pierwotnie posiedzenie miało się odbyć w Portland?
– Zgadza się. Większość zainteresowanych z pewnością ma bliżej do Portland.
– Nie pomyślałam o tym, ale chyba masz rację.
– No więc, dlaczego?
– Pamiętasz, ile wysiłku nas kosztowało, żeby oddzielić naszą sprawę od spraw, które trafiły do sądów stanowych?
Kiwam głową.
– I zgodnie z tym, co pisałaś, to się nam udało.
– Cóż, Murphy znalazł sposób, żeby to obejść. Przenosi wszystkie sprawy do Eugene na posiedzenie pojednawcze. Nieważne, gdzie wyznaczono miejsce poszczególnych rozpraw, wszyscy spotkają się dzisiaj w Eugene, czy to się komuś podoba, czy nie.
– Ale to nie będzie proces, prawda?
– Jak już ci mówiłam, sędzia Murphy chce za jednym zamachem doprowadzić do ugody wszystkich ze wszystkimi. Jeżeli tak się stanie, w ogóle nie będzie żadnych procesów, nieważne, czy sprawa miała trafić do sądu stanowego czy federalnego.
– Jeśli Murphy'emu się powiedzie, po kolei zmusi każdego do ugody. Wszystkich zaskoczył, a nas w szczególności. Tylko nasza sprawa miała być rozpatrywana przez sąd federalny. Teraz rozumiesz?
– Jasne, przechytrzył was. Jak mogliście do tego dopuścić?
– Czy to zgodne z prawem?
– Zgodne z prawem, choć nietypowe. Prawdę mówiąc, podważa tym samym orzeczenie innego sędziego federalnego, wyznaczającego miejsce rozprawy.
– I nie możecie nic z tym zrobić?
– Ależ z ciebie ciekawski klient. Nie zapominaj, że nam też nie jest łatwo. Wypruwałam z siebie flaki, żeby rozprawa odbyła się na bardziej neutralnym gruncie, a teraz to wszystko, ot tak, ląduje w koszu.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Nic już nie możemy zrobić?
– Nie, nie sądzę. A nawet gdybyśmy mogli, też byśmy nic nie zrobili.
To brzmi coraz ciekawiej.
– Powiedz mi coś więcej.
– Mówiłam ci już o sędziach federalnych. To są polityczne nominacje. Raz mianowani sprawują tę funkcję dożywotnio pod warunkiem, że nie zrobią jakiegoś strasznego głupstwa lub nie zostaną uznani za niezdolnych do wypełniania swoich obowiązków. Ale nawet wtedy właściwie nie ma sposobu, żeby się ich pozbyć, chyba że wykopując gdzieś do góry. Na tym nie koniec, jak już mówiłam, sędziego federalnego nie można pozwać do sądu.
– Teraz to sobie przemyśl.
Mona patrzy na mnie ze złością. Przez chwilę gapię się przez okno.
– Czy taki sędzia jak Murphy sądzi również sprawy cywilne i kryminalne, tak jak zwyczajny sędzia?
– On nie jest zwykłym sędzią, to sędzia federalny, nie możesz tego pojąć?
– Aha, rozumiem. Murphy może w przyszłości sądzić sprawy, w których ty lub Raven czy ktokolwiek z firmy Baker, Ford możecie występować jako oskarżyciele albo obrońcy. Dlatego płaszczycie się przed nim i robicie wszystko, co wam każe.
– Mocne słowa, ale w gruncie rzeczy tak to właśnie wygląda.
– Zobaczysz, że podczas tego posiedzenia nikt nie będzie darł kotów z Murphym, choć będzie wiele okazji, żeby zgłosić sprzeciw.
– Ty również będziesz na tym posiedzeniu. Za co ci właściwie płacę?
Mona przez dłuższą chwilę się nie odzywa i tylko rzuca mi mordercze spojrzenia.
– Jeszcze mi nie zapłaciłeś. Jesteś na procencie. Ponosimy ryzyko.
– Cholera, jakie ryzyko? Dopiero co powiedziałaś, że nie wejdziecie w paradę temu sukinsynowi. I zapamiętaj, to wy jesteście na procencie, nie ja. Ja wam płacę. Jeśli zostanie zasądzone odszkodowanie, to nie tobie, nie firmie Baker, Ford, ale Billingsowi i Whartonom.
Mona zjeżdża na pobocze i zatrzymuje samochód.
– Co w takim razie proponujesz? Mamy wypiąć się na posiedzenie pojednawcze? Z takim nastawieniem lepiej tam w ogóle nie jechać. Danny Billings chyba da sobie radę bez nas. Ty nie miałbyś żadnych szans. W świetle prawa to byłaby ucieczka. Bądź rozsądny, Will.
– Powtarzasz moje słowa. Nie chcę ugody, więc nie wiadomo, po co ciągniesz mnie na posiedzenie pojednawcze. To brzmi rozsądnie, tylko że, o ile się orientuję, jeśli tam nie pojadę, wsadzą mnie do więzienia i może nawet wyrzucą z kraju, w którym chcę mieszkać razem z resztą mojej rodziny. Pomyśl sama, ja, pełnomocnik mojej córki, zięcia i wnuczek, wyląduję w pudle i zostanę skazany na wygnanie, ponieważ oni zginęli. Powiedz mi, Mona, ale szczerze, widzisz w tym jakiś sens?
– Nie, ale takie jest prawo. Poza tym, mocno przesadzasz i dobrze o tym wiesz. Jako twój prawnik próbuję ci wyjaśnić reguły gry. To nie ja ustanawiałam prawo. Jestem tylko twoim doradcą. Robię, co mogę, żeby ci pomóc, a ty wszystko utrudniasz.
Читать дальше