William Wharton - Niezawinione Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «William Wharton - Niezawinione Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Niezawinione Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niezawinione Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Książka o charakterze autobiograficznym, w której Wharton opisuje przeżycia związane ze śmiercią swojej córki, zięcia i dwóch wnuczek. Dzieli się miłością, smutkiem, gniewem oraz pragnieniem doskonałej sprawiedliwości.
"Niezawinione śmierci" to powieść, która w tym samym stopniu jest afirmacją życia, co opowieścią o śmierci. To książka o życiu pogodzonym za śmiercią, o duchowej przemianie i pogłębionym rozumieniu naszych codziennych zmagań.
"Sądzę, że Wharton jest jedynym współczesnym pisarzem, który trafia wprost do czytelniczych serc i przyśpiesza ich bicie…".
"London Evening Standard"

Niezawinione Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niezawinione Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jest kwadrans po dwunastej. Spieszę się z jedzeniem. Właściwie wcale nie jestem głodny, ale nie chcę, żeby mi się zrobiło słabo, zwłaszcza teraz. Steve mruga do mnie, po czym wychodzi z domu. Odczekuję dwie minuty i idę za nim. Samochód Steve'a stoi za bramą, słychać już warkot silnika. Wpadam po drodze do warsztatu, skąd zabieram swój model i aparat fotograficzny; zostawiłem go tutaj, ponieważ robiłem zdjęcia kolejnych faz przeistaczania się modelu. Model umieszczam na kawałku sklejki.

Wsiadam do samochodu z przodu, koło Steve'a.

Podróż do Dallas mija szybko, prawie nie rozmawiamy. Najpierw zatrzymujemy się przy sklepie fotograficznym, gdzie kupujemy trzy rolki kolorowego filmu, po dwadzieścia cztery klatki każdy. Obliczamy, że to wystarczy. Potem jedziemy do kostnicy.

Nie wygląda aż tak źle, jak się obawiałem; właściwie to nawet całkiem ładnie, wszystko w drewnie i przyciemnianym szkle. Budynek jest większy niż przypuszczałem. Najwidoczniej mają tu duże zapotrzebowanie na tego rodzaju usługi.

Kiedy jednak wchodzimy do środka, nie mamy żadnych wątpliwości, gdzie się znaleźliśmy. Mówi nam o tym przenikliwy zapach, poza tym jest cicho i głucho. Z biura wychodzi do nas rudawy, lekko łysiejący mężczyzna i wita się. To John. Steve podaje mu rękę i mówi, kim jestem. John patrzy na mnie trochę kpiąco.

– Jest pan pewny, że tego właśnie pan chce? Osobiście odradzam.

Potakująco kiwam głową. Nie mam ochoty na rozmowę. Moja wytrzymałość ma swoje granice i czuję, że jestem prawie u kresu.

Pobyt w kostnicy, w której przechowywani są moi najbliżsi, robi swoje.

– Czy widział pan już kiedyś spalone ludzkie zwłoki?

Znowu kiwam głową. Muszę być bardzo blady, ponieważ John proponuje, żebyśmy usiedli na fotelach w poczekalni. Siadamy.

Czuję, że powinienem coś powiedzieć, ale nie mam ochoty opowiadać mu o odwiedzinach Berta. John z pewnością nasłuchał się już takich historii. Ograniczam się do odpowiedzi na pytania.

– To było podczas drugiej wojny światowej. Pomagałem wyciągać zwłoki ze spalonych czołgów, niemieckich i amerykańskich. Wiem, jak to wygląda. Głównie pamiętam ten zapach.

– To nie będzie to samo. To pańska rodzina, a nie obcy czy wręcz nieprzyjaciele. Musiałem spryskać ciała formaldehydem, żeby nie cuchnęły i żeby zwolnić proces rozkładu. A ponieważ przechowujemy je tak długo, musimy trzymać je w lodówkach.

– Dlatego, między innymi, były u koronera – w naszych lodówkach zabrakło miejsca.

– Rozumiem.

Rozumiem, ale zaczynam mieć już tego wszystkiego dosyć.

Chcę się wycofać. Po kolorze twarzy Steve'a poznaję, że on też doszedł do podobnego wniosku. Nastawiam aparat i wstaję. Steve też wstaje. John podnosi się z fotela. Prowadzi nas wąskim korytarzem na tyły budynku. Na samym końcu są drzwi. Domyślam się, że tędy wnosi się zwłoki, żeby oszczędzać wrażeń ludziom mieszkających w sąsiedztwie.

Wchodzimy w ostatnie drzwi po prawej stronie. Jakiś przenikliwy odór miesza się z zapachem chemikaliów. Przypomina mi to zajęcia z biologii na uniwersytecie. W pomieszczeniu znajdują się cztery stoły, jeden mały, zaraz przy wejściu, nieco dalej drugi mały, a w głębi dwa duże. Każdy stół przykryty jest nieprzemakalnym materiałem, z jednej strony czarnym, z drugiej żółtym.

John chwyta za brzeg płachty okrywającej pierwszy mały stół i odwraca się do nas.

– Czeka was ciężka przeprawa. Jak będziecie mieli dosyć, po prostu dajcie znak. Nakryję je z powrotem i wyjdziemy stąd.

Milknie i bacznie nam się przygląda.

– Pierwsza jest ta, która najmniej się spaliła, niemowlę.

Obaj ze Steve'em cofamy się trochę, a John powoli, delikatnie zdejmuje okrycie. W pierwszym momencie przychodzi mi na myśl, że identycznie wyglądały ciała wykopane w Pompei i Herkulanum. Jest zupełnie białe i rysy twarzy są zatarte, mimo to nie ma najmniejszych wątpliwości, że to zwłoki małej dziewczynki.

Lewa stopa, złamana tuż powyżej kostki, wisi na strzępku czegoś, co kiedyś było ciałem. Tu i ówdzie widnieją zwęglone partie, których nie pokrył formaldehyd.

Steve i ja patrzymy po sobie. Obaj ciężko oddychamy. John bacznie nas obserwuje.

– Mam ją zakryć?

Wydaje mi się, że dam sobie radę. Obracam się do Steve'a. Kiwa głową. Zakładam, że jego kiwnięcie oznacza, żebyśmy brali się do roboty, ale nie jestem pewny. Ręce mi się tak trzęsą, że mam kłopoty z nastawieniem aparatu i skierowaniem go na ciało dziecka.

Czuję, że łzy ciekną mi po policzkach. Jest takie niepodobne do Mii, którą pamiętam. Kiedy widziałem ją po raz ostatni, siedziała na kolanach Kate i uśmiechała się do mnie przez szybę samochodu.

Trudno uwierzyć, że to jedna i ta sama osoba. Robię zdjęcia z boku, potem z góry, pochylając się nad stołem i wdychając świdrujący płuca odór rozkładającego się ciała i chemikaliów. Steve robi to samo. John przykrywa Mię i wyprowadza nas na korytarz.

– Słuchajcie, nie mam pojęcia, dlaczego to robicie, ale nie potrzebuję tutaj kolejnych zwłok. Pchacie się w coś, co was przerasta. Ja tu pracuję, ale wątpię, żebym się zdobył na robienie zdjęć swojej rodzinie, gdyby przytrafiło mi się coś tak okropnego.

Opieramy się plecami o ścianę korytarza, głęboko oddychamy i próbujemy dojść do siebie. Mam wrażenie, że tylko siłą woli powstrzymuję się przed zwymiotowaniem.

– Nic nam nie będzie. To po prostu niełatwe. Bardzo zależy nam na tych zdjęciach. To jedyne, co nam pozostanie po najbardziej kochanych ludziach pod słońcem. W porządku, Steve? Możemy wracać?

Steve kiwa głową. John ponownie otwiera drzwi. Odór nie wydaje się już taki straszny. Nasze ubrania zdążyły nim przesiąknąć, więc szok nie jest już tak duży. John podchodzi do drugiego małego stołu. Ściąga przykrycie. Tym razem utrzymanie nerwów na wodzy kosztuje mnie znacznie więcej wysiłku. Dayiel straciła w wypadku czubek głowy. Myślę o Kennedym i jego żonie, wyciągniętej w poprzek tylnego siedzenia limuzyny, szukającej odstrzelonego kawałka jego czaszki.

Widoczne są jeszcze pofałdowania mózgu. Dayiel ma również obcięte obie ręce powyżej łokci i obie nogi powyżej kolan. Gdyby przeżyła, wyglądałaby jak jedno z tych kalekich dzieci, ofiar talidomidu. Nie mogę uwierzyć, że patrzę na Dayiel, małą, ruchliwą jak żywe srebro dziewczynkę, z niebieskimi oczami i złotymi loczkami. Nad karkiem dostrzegam kępkę sczerniałych włosów, być może jej włosów, ale teraz już nie ma w nich życia.

Zaczynam robić zdjęcia i nagle wszystko zaczyna wirować mi przed oczami. W ostatniej chwili łapię się stołu, na którym leży Dayiel. John przysuwa się do mnie, ale biorę się w garść. Przyciskam migawkę aparatu. Wtedy słyszę, że coś się dzieje ze Steve'em.

Obracam się. Steve opiera się plecami o ścianę i wolno osuwa na podłogę. John chwyta go pod ramiona i wyprowadza na zewnątrz.

Ja zostaję i robię jeszcze dwa zdjęcia. Powtarzam sobie, że tak naprawdę, to wcale nie Dayiel. Zadziwiające, jak łatwo ulegamy złudzie cielesności i wierzymy, że to wszystko, czym jesteśmy. To przecież prawdziwa farsa. Zastanawiam się, czym dla kogoś w wieku Dayiel jest taka całkowita zmiana, przejście do innego świata.

Zaraz jednak odpowiadam sobie, że pojęcie wieku ma źródło wyłącznie w naszych ludzkich ograniczeniach, w naszej „czasowej” koncepcji rzeczywistości. W najlepszym wypadku cała rzecz sprowadza się do określenia, jak długo przebywamy w konkretnym ciele.

Pocieszony tymi wnioskami odzyskuję równowagę. Wyglądam na korytarz. Steve i John siedzą w poczekalni. Podchodzę do nich.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Niezawinione Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niezawinione Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


William Wharton - Dad
William Wharton
William Wharton - Birdy
William Wharton
William Wharton - Ever After
William Wharton
William Wharton - A Midnight Clear
William Wharton
William Wharton - Houseboat on the Seine
William Wharton
William Wharton - Franky Furbo
William Wharton
William Wharton - Last Lovers
William Wharton
William Wharton - Scumbler
William Wharton
William Wharton - Tidings
William Wharton
William Wharton - Shrapnel
William Wharton
William Wharton - The WWII Collection
William Wharton
William Wharton - The Complete Collection
William Wharton
Отзывы о книге «Niezawinione Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Niezawinione Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x