Stanisław Grzesiuk - Na marginesie życia

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Grzesiuk - Na marginesie życia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Na marginesie życia: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na marginesie życia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opowiada historię dramatycznych zmagań głównego bohatera z gruźlicą, która była "pamiątką" po obozie koncentracyjnym. Grzesiuk, mimo trudnego położenia, nie poddaje się, stara się sobie radzić, zachowuje poczucie humoru. To historia opowiedziana w iście Grzesiukowym stylu – prawdziwym, czasem brutalnym, ale lekkim i dość nonszalanckim, jak przystało na wychowanka przedwojennego Czerniakowa.
"Wikipedia"

Na marginesie życia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na marginesie życia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Teraz mówi drugi. Ten dla odmiany narzeka na wyżywienie. Z tego, co powiedział, można wnioskować, że wszystko jest niedobre, nie do jedzenia, z popsutych produktów, i że: „świnie by tego nie chciały jeść”.

Poprosiłem o głos.

Jestem nie pierwszy raz w sanatorium – zacząłem – i wszędzie chorzy ostro stawiają sprawę wyżywienia. Gdy spotkałem się z tym zagadnieniem pierwszy raz postanowiłem zaobserwować, jak to właściwie jest. Dzisiaj już mogę się na ten temat wypowiedzieć. Obserwuję jednego takiego, który bez przerwy psioczy na złe jedzenie. Potrafi z grymasem wstrętu odsunąć talerz ze smażonym dorszem mówiąc: „Jak ludzie mogą jeść takie świństwo, przecież to wstrętne”. Opatyczyłem go wtedy solidnie. Nie chce, niech nie je, ale niech nie robi z tego manifestacji, że to niby on tylko taki arystokrata, a reszta jak świnie – zjedzą wszystko.

Gdybym mógł – mówiłem dalej -chciałbym zobaczyć, co jedzą w domu ci, którzy tak grymaszą. Ręczę, że mało kto jada codziennie na obiad mięso. A tu mamy pięć razy w tygodniu mięso, raz jajka i raz rybę. Ciekawi mnie, kto w domu spożywa posiłki pięć razy dziennie. Myślę, że niewielu jest takich. Bywa, że obiad nie jest smaczny, ale u siebie w domu też nie zawsze uda się ugotować dobry obiad. Jeśli chodzi o zestaw posiłków – często planuje się obiad, a potem okazuje się, że magazyn nie ma odpowiednich produktów i trzeba gotować z tego, co znajduje się w podręcznym magazynie. Mówię to na podstawie długiej, osobistej obserwacji. Ja na przykład nie lubię rannej mlecznej, słodkiej zupy. Ale to, że ja nie lubię, nie znaczy, że zupa nie jest dobra i że „świnie tego nie chcą żreć”, jak mówią niektórzy.

Z obserwacji wiem, że chorzy opychają się własnymi, przysłanymi z domu produktami. Jak taki zje przed obiadem kawał szynki czy polędwicy, do tego bułkę z masłem, to gdy po godzinie przyjdzie na obiad, kręci nosem i mówi, że to żarcie dla świń. Niejeden nie zdaje sobie sprawy, że działa na szkodę własnego domu, własnej rodziny, własnych dzieci. Ojciec czy matka chorzy na gruźlicę. Rodzina sama nie zje, nie kupią ubrania, sprzedają coś z domu, żeby tylko posłać temu choremu – a on nie chce jeść tego, co mu dają w sanatorium, tylko pisze do domu: „Przysyłajcie, bo inaczej zdechnę z głodu”. A jego jedzenie sanatoryjne, jedzenie stuprocentowej jakości oddaje się świniom. Dodatkowe, własne jedzenie powinno być po to aby – jeśli ktoś ma dobry apetyt i racja sanatoryjna jest dla niego za mała – po oficjalnym posiłku zjadł coś swojego. Ale nie wierzę w to, że racja jest za mała. Każdy może zjeść zupy, chleba, jarzyn i kartofli tyle, ile potrafi. Ściśle wydzielane są tylko porcje mięsa, masła, jajek. Każdy, kto chce, zawsze otrzyma dokładkę do obiadu, a jeśli poczeka do końca obiadu, to dostanie nawet drugą i trzecią porcję mięsa. Sam to robię, więc wtem na pewno. Nie trzeba tylko wstydzić się prosić kelnerkę o drugą porcję, Dotychczas nie zdarzyło się, żeby mi odmówiono.

Gdy skończyłem mówić o jedzeniu, poruszyłem temat palenia papierosów.

– Pewien kolega mówił o kurzu z koców i smugach dymu na korytarzu, Żeby,b yć w zgodzie z prawdą, trzeba powiedzieć, że salowe trzepią koce przy każdej zmianie pacjenta na łóżku. Może to jest za mało, nie przeczę, ale gdyby tylko od trzepania koców zależało nasze zdrowie, to już nie byłoby ludzi chorych na gruźlicę.

Smugi dymu. Obecnie jestem niepalący, ale znam ten ból. Jeśli zabroni się palić papierosy na korytarzu, w ustępie, w umywalni, no to gdzie wreszcie ten chory ma palić?

– Niech w ogóle nie pali- przerwał dyrektor ostrym tonem zwracając się do mnie…

„Chce mnie zgasić” – pomyślałem. Obróciłem się w stronę stołu prezydialnego i odpowiedziałem dyrektorowi:

– O ile znam regulamin sanatoryjny, to palenie nie jest wzbronione, a jeśli nie jest wzbronione; dyrekcja obowiązana jest stworzyć odpowiednie warunki, a więc palarnie. Skoro jednak liczymy się z tym, że palarnia na oddziale to zmniejszona ilość łóżek dla chorych, musimy palić na korytarzach…

– A skąd pan tak dokładnie zna regulaminy? – zapytał dyrektor kpiąco. – Przypadkowo, dyrektorze, przypadkowo – odpowiedziałem takim samym tonem. – Lubię wiedzieć, czego ode mnie żądają i co mnie się należy.

Ja mam inne pretensje do dyrekcji – zacząłem poważniej. – Nie wiem, dlaczego dotychczas nie zlikwidowano na terenie sanatorium prywatnych usług i handlu.

Sklep przysanatoryjny jest słabo zaopatrzony, baby ze wsi przynoszą wędliny, sery, jajka i biorą ceny o wiele wyższe niż w sklepach uspołecznionych.

Łażą po terenie różni handlarze, Wczoraj w parku przegnałem handlarkę, która chciała kupić oryginalne buteleczki od rimifonu i proponowała dziesięć złotych za buteleczkę. Chyba nikt nie zechce przekonać mnie, że buteleczki są jej potrzebne po to, by na Wielkanoc sprzedawać w nich wodę święconą… Może naładować je byle czym i sprzedawać chorym za drogie pieniądze jako rimifon.

Ale tymi sprawami dyrekcja i rada kuracjuszy się nie zajmują. Jadę dalej.

Komisja kulturalna dała wykaz imprez artystycznych i wyświetlanych filmów. Ale czy ktoś zainteresował się stanem słuchawek radiowęzła na oddziale chirurgicznym? Na każdym oddziale jest dużo uszkodzonych słuchawek, ale szczególnie chodzi mi o chirurgię. Ci ludzie nie korzystają z biblioteki, nie chodzą na filmy i imprezy artystyczne, bo mają ścisłe łóżko. Jedynym kontaktem z życiem kulturalnym są słuchawki radiowe, które pięćdziesięciu procentach są popsute. Potrzebna mała reperacja lub wymiana sznurów. Kupcie sznury, a chorzy sami je wymienią. Za mało jest też prasy codziennej, właśnie na chirurgii. Chory chodzący może czytać w świetlicy, może kupić w kiosku, ci z chirurgii nie. Nie wiem, czy wolno mi o to zapytać, ale chciałbym wiedzieć, kto kontroluje sumy budżetowe przeznaczone na prace kulturalno-oświatowe dla chorych?

Następna na sprawa to pokoje dla chorych uprzywilejowanych. Na każdym oddziale są dwa pokoje dwuosobowe, dwa czteroosobowe, reszta to ośmioosobowe.

Kto w nich leży? W dwuosobowych jak nie mecenas, to pan doktor, jak nie pan inżynier, to pan profesor. A „motłoch” w pokojach ośmioosobowych. Zgadzam się, że w małych pokojach powinny znajdować się szczególne przypadki. Dwóch ciężko chorych, tak. W dużym pokoju ciężko chorzy czują się źle i inni pacjenci przy nich też źle się czują. Dwóch lekko chorych – tak. Człowieka z niewielkimi zmianami chorobowymi lepiej nie umieszczać z ciężko chorymi. Ale nie ustawiać według profesji, tak żeby w jednym pokoju był ciężko chory pan inżynier i lekko chory pan redaktor.

Zaraz dyrektorze; jeszcze nie skończyłem – powiedziałem szybko, widząc jak dyrektor się poderwał. – Mam jeszcze jedną sprawę. Słuchałem, tu sprawozdania komisji wychowawczej. Zastanawiam się, co to za ciekawy stwór organizacyjny. Jak zrozumiałem ze sprawozdania, praca tej komisji polega na pomaganiu dyrekcji w karnym wyrzucaniu pacjentów za najbłahsze przewinienia. Jeśli na tym polegać ma praca komisji, to myślę, że nie jest ona wcale potrzebna, bo dyrektor potrafi to sam pierwszorzędnie robić…

Po skończonym zebraniu w grupie kolegów wracałem na oddział. Dziękowali mi za przemówienie i dziwili się, że miałem odwagę tak śmiało wystąpić. – A dlaczego miałem nie wystąpić -zapytałem. -Dlaczego miałbym się bać?

Wkrótce zmieniono dyrektora. Zanim to się stało, mieliśmy z nim sporo różnych sensacji. Po godzinie dziesiątej wieczorem zaczajał się w parku i polował na tych, którzy spóźniali się ze spaceru. Ganiał za nimi po parku i naokoło budynku. Pacjenci nie pozostawali dłużni i robili mu przykre kawały w ciemnościach.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Na marginesie życia»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na marginesie życia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Na marginesie życia»

Обсуждение, отзывы о книге «Na marginesie życia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x