Stanisław Grzesiuk - Na marginesie życia

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Grzesiuk - Na marginesie życia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Na marginesie życia: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na marginesie życia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opowiada historię dramatycznych zmagań głównego bohatera z gruźlicą, która była "pamiątką" po obozie koncentracyjnym. Grzesiuk, mimo trudnego położenia, nie poddaje się, stara się sobie radzić, zachowuje poczucie humoru. To historia opowiedziana w iście Grzesiukowym stylu – prawdziwym, czasem brutalnym, ale lekkim i dość nonszalanckim, jak przystało na wychowanka przedwojennego Czerniakowa.
"Wikipedia"

Na marginesie życia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na marginesie życia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Ach ty!!! – Wrzasnąłem i poderwałem się z łóżka. Nerwy grały, bo byłem właśnie po nowej porcji antybiotyków. W pasji przestałem liczyć się ze słowami. Wszyscy umilkli, a dwóch kolegów przykryło głowy kocami, nie chcąc patrzeć na to, co za chwilę nastąpi. Jestem starym obozowcem i na pewne rzeczy mam nieobliczalne reakcje… Edek skulił się w łóżku i nie odzywał się. Byłem półprzytomny, przed oczami migały mi czerwone płaty, czekałem tylko na jakiś jego ruch czy słowo, które pozwoliłoby na rozegranie partii do końca. Ale to nie nastąpiło. Usiadłem na łóżku.

Dalsze godziny leżenia w naszym pokoju upłynęły w kompletnej ciszy. Nikt nie wypowiedział słowa.

Następnego dnia postanowiłem dowiedzieć się, kim są Edek i „Szpagat”. Chodziłem, pytałem i dowiedziałem się.

„Szpagat” posiada prywatny sklep odzieżowy. W czasie okupacji miał kilka dużych sklepów.

Ojciec Edka był pułkownikiem w Korpusie Ochrony Pogranicza na granicy polsko-rosyjskiej. W 1939 roku, gdy wybuchła wojna, Edek miał osiemnaście lat. Przeszedł to i owo. Był w armii Andersa do końca wojny

Wieczorem, gdy wszyscy byli w pokoju, Edek przeprosił mnie. Mówił, że to, co wczoraj powiedział, wymknęło mu się, że co innego miał na myśli, a wyszło inaczej.

– Przecież ja nic o Niemcach nie mogę powiedzieć – mówił. -Przez całą wojnę z bliska widziałem tylko trzech Niemców, których we Włoszech na patrolu wzięliśmy do niewoli. Gdybym był w kraju; gdybym widział i przeżył to, co ty przeżyłeś, pewno bym tak myślał, jak ty, i tak samo reagował… Ale od tego dnia ochrzciłem go „białogwardzistą”.

I tak w jednym pokoju, jednakowo chorzy, leżeli „czerwony burżuj” i „białogwardzista”.

Pan Zbysio to student medycyny. Już po dyplomie, ale jeszcze bez praktyki. Spokojny, przeraźliwie poważny, z nikim nie rozmawia.

Stałym tematem rozmów w pokoju, aż do znudzenia, są sprawy choroby i leczenia. To też swoista psychoza sanatoryjna. Każdy opowiada przebieg swojej choroby i leczenia. Każdy radzi innym. Gdy doktor proponuje choremu operację, od razu znajdzie się kupa doradców. Jedni namawiają, inni odradzają.

– Lekarze, jak tylko zobaczą dziurkę w płucu, zaraz proponują operację – zabiera głos któryś. – A wiecie, dlaczego? Bo im płacą osobno premię za każdą operację!

Pan Zbysio zabrał głos i wyjaśnił, że to są plotki. Chirurdzy mają pensję tak jak inni lekarze i za operacje nikt im dodatkowo nie płaci.

– Napisz do lekarza – radzi inny chory – który leczy własną metodą i lekami własnej produkcji. Podam ci adres, a on przyśle zioła i zastrzyki. To dość drogo kosztuje, ale daje dobre wyniki. Ja też się u niego leczę – mówi i czuję się dobrze po tych lekach…

– To po co przyszedłeś do sanatorium? – pytam.

– Do sanatorium przyszedłem odpocząć – wykręca się tamten.

– Chłopie! – mówię. – Gdyby te leki faktycznie były takie skuteczne, ludzkość by takiego faceta ozłociła, zrobiłby majątek bez potrzeby sprzedawania leków indywidualnym głupcom takim jak ty!

No cóż, przysłowie- mówi: „Tonący brzytwy się chwyta”. Jak któremu medycyna nie pomaga, to idzie do znachorów i szarlatanów, przez pewien czas żyje złudzeniem, a jak kiepsko z „miechami”, wtedy znów do sanatorium…

Niejeden w ten sposób przyspieszył swój koniec.

Kobiety w sanatorium to wieczny konflikt. Jest ich mniej niż mężczyzn, więc… bardzo się cenią. Urządzają rewie mody. Są takie, które przebierają się kilka razy dziennie.

Przed pawilonem awantura. Przyjechał mąż pacjentki. Znalazł w jej torebce pięknie podpisaną fotografię mężczyzny. Przyjechali z kolegą, by, sprawić wycisk facetowi, a żonę zabrać do domu. Owa żona, młoda, przystojna kobieta, nie chce wyjść z pokoju, a inne chore tłumaczą przybyłym, że to pomyłka… Podchmielony mąż zaczął się użalać na swój los.

– Patrzcie, panowie, co ona wyprawia. Chora jest. Wszystkiego sobie odmawiam, żeby tylko dla niej było. Ubrana chodzi jak lalka. To ja po to ją ubieram, żeby mogła sobie łatwiej kogoś poszukać! Dziecko jest w domu, opiekuję się dzieckiem. Ja ciężko pracuję – mówi, pokazując spracowane ręce – nie ubiorę się, nie piję… Dzisiaj wypiłem z żalu, ale daję wam słowo, wcale nie piję. A wszystko po to, żeby ona…

– A może pan się myli? – zapytał kolega.

– Nie mylę się. Dostałem listy od chorych z sanatorium. W jej torbie Znalazłem tę fotografię. Patrzcie – mówi, pokazując fotografię znanego nam kuracjusza – co on napisał. Starczy…

Po kilku minutach przyszedł wezwany telefonicznie milicjant i zabrał obydwóch „na przechowanie” do wytrzeźwienia.

– Widzisz, jakie są baby – mówi kolega.

– Nie tylko baby – odpowiedziałem – chłopy też ponoszą dużą winę spójrz na tę sprawę. On robotnik, może nawet dobry mąż i ojciec. Ona niczego babka, i też w domu mogła być dobrą żoną. Przychodzi do sanatorium, a tu zaczynają wokół niej krążyć podskakiwacze. Jakiś pan inżynier czy pan doktor chce mieć babkę do rozrywki i „miłości”. Gada babie niestworzone rzeczy, jaka to ona piękna, jaka mądra, jaką to ona mogłaby zrobić karierę – i kobiecie wkrótce się wydaje, że zmarnowała los, żyjąc tyle lat z robotnikiem. Zaczyna wierzyć, że stworzona została, aby żyć we własnej willi, z samochodem, otoczona rojem wielbicieli z „lepszych sfer”… Błyszczeć jak gwiazda… A później przychodzi rozczarowanie gwiazda spada na ziemię i boleśnie się rozbija. Kończą się marzenia, a zaczyna rzeczywistość. Mąż się już dowiedział i baba będzie miała piekło w domu. Błyśnie taki facet kobiecie w oczy jak magnezją, oślepi wizją pięknego życia, a później wyjeżdża i tyle go widziała.

Sanatorium było widownią niejednej awantury małżeńskiej. Było i tak, że żona tłukła parasolką kuracjuszkę, która uwodziła jej chorego męża. Parka się dogadała i zamierzała po skończonej kuracji wyjechać razem. On chciał zostawić żonę z dzieckiem, a ona męża z dzieckiem. Interwencja żony pomogła. Oboje zostali wypisani, a że nie mieli mieszkania, każde wróciło do swojego domu…

– Czterech nie będę rwała, może być krwotok – upierała się dentystka. I,

– To ja pani nie zejdę przez tydzień z fotela – odpowiadam. – Nie będę rwała czterech. Najwyżej dwa.

Przychodziłem dwa razy w tygodniu. Na jednej wizycie rwała, na następne j plombowała inne zęby – i tak na zmianę. Umowa przewidywała, że zanim usiadłem na fotelu, opowiadałem kilka „kawałów”. Wesoło było.

Wesoło było też, gdy czekałem w kolejce na wizytę, a ktoś pchał się poza kolejką. Po kilku konfliktach, gdy dentystka widziała, że czekam na korytarzu, nikogo nie przyjmowała poza kolejnością.

– Danusia! Nie właź bez kolejki! -zawołałem, widząc koleżankę, która nie zważając na to, że za drzwiami czekają trzy osoby, wchodzi do gabinetu.

– Ja nie po poradę, chcę się tylko coś zapytać – odpowiedziała i już wchodzi do środka. Po pięciu minutach zajrzałem, żeby zobaczyć, jak to ona się pyta, że tak długo to trwa. Przecież się nie jąka.

Danusia siedzi na fotelu dentystycznym”

– Mówiła pani, że idzie zapytać tylko o coś – powiedziałem głośno, przechodząc na formę „pani”, mimo że mówiliśmy sobie po imieniu. Dokąd tak spieszno, że nie może pani zaczekać tak jak inni? A pani dlaczego przyjęła bez kolejności? – pytam dentystkę.

– Mówiłam, żeby zaczekać albo przyjść później – mówi dentystka do Danusi – bo on – pokazuje na mnie – siedzi na korytarzu i zrobi dziką awanturę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Na marginesie życia»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na marginesie życia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Na marginesie życia»

Обсуждение, отзывы о книге «Na marginesie życia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x