Cormac McCarthy - Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie

Здесь есть возможность читать онлайн «Cormac McCarthy - Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Oparta na autentycznych wydarzeniach z połowy XIX wieku historia czternastoletniego chłopca, który pewnego dnia ucieka z domu od owdowiałego ojca pijaka i wyrusza na Południe. Wkracza na drogę, która przypomina podróż Dantego w głąb Piekła. To czasy bezlitosnej masakry Indian, ciemne karty w historii Ameryki, naznaczone przemocą i bezprawiem.
W 2006 r. książka zajęła trzecie miejsce w plebiscycie „New York Timesa” na najważniejszą powieść amerykańską 25-lecia.
Planowana jest jej ekranizacja (reż. Ridley Scott).
'Arcydzieło. Połączenie „Piekła”, „Iliady” i „Moby Dicka”. Dawno nie czytałem podobnej książki. Wspaniałe, zapierające dech w piersi dzieło'. (John Banville)

Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przecięli del Norte i podążyli na południe w głąb jeszcze bardziej nieprzyjaznej krainy. Przez cały dzień siedzieli w kucki jak sowy w cieniu rachitycznej akacji i patrzyli na skwierczący świat. Na widnokręgu unosiły się demony kurzu niczym dym z dalekich ognisk, a wokół nie było żadnej żywej istoty. Zerkali na wędrujące słońce, a o zmierzchu, kiedy niebo na zachodzie stało się krwistoczerwone, ruszyli na stygnącą równinę. Zatrzymali się u studni i pili łeb w łeb razem ze swoimi końmi, potem dosiedli ich znowu i pojechali dalej. W ciemności ujadały małe wilki pustynne, a pies Glantona truchtał pod brzuchem jego wierzchowca, stawiając łapy dokładnie między kopytami.

Nocą nawiedziła ich plaga gradu, który spadł z nieskazitelnego nieba, i konie zaczęły się płoszyć i rżeć, mężczyźni zaś usiedli na ziemi, trzymając siodła nad głowami, a gradowe kulki skakały po piasku jak małe przezroczyste jajeczka, stworzone przez alchemika z ciemności spowijającej pustynię. Gdy wreszcie osiodłali konie i ruszyli dalej, przez wiele mil jechali po

lodowym bruku, a nad krańcami świata ukazał się polarny księżyc jak oko ślepego kota. Nocą minęli światła osady na równinie, nie zboczyli jednak z kursu.

Z nadejściem dnia zobaczyli ognie na horyzoncie. Glanton wysłał Delawarów na zwiad. Słoneczna gwiazda jarzyła się blado na wschodzie. Delawarowie wrócili i przykucnęli z Glantonem, sędzią i braćmi Brown, rozmawiali, gestykulowali, a potem wszyscy dosiedli koni i ruszyli w drogę.

Pośrodku pustyni dopalało się pięć wozów. Jeźdźcy zeskoczyli z wierzchowców i zaczęli chodzić w milczeniu między ciałami zabitych poszukiwaczy złota, zwykłych pielgrzymów, którzy leżeli teraz bezimienni pośród kamieni, ze straszliwymi ranami, z wnętrznościami wyłażącymi z boków, nagie tułowia najeżone strzałami. Sądząc po brodach, przynajmniej kilku było mężczyznami, między nogami mieli jednak dziwne menstrualne rany i najemnicy nie zobaczyli ani jednego, któremu nie odcięto by przyrodzenia i nie wepchnięto, ciemnego i dziwnego, do rozciągniętych ust. Leżeli w perukach z zakrzepłej krwi, patrząc małpimi oczami na brata słońce, wstającego na wschodzie.

Z wozów zostały już tylko zwęglone kształty, wzmocnione poczerniałymi żelaznymi pierścieniami i obręczami, a rozżarzone do czerwoności osie kół drżały w grząskim popiele. Jeźdźcy przysiedli przy ogniu, ugotowali wodę, napili się kawy, upiekli mięso i położyli się spać wśród zmarłych.

Wieczorem oddział ruszył dalej, zdążając znów na południe. Ślady morderców ciągnęły się na zachód, ale byli nimi biali,

którzy atakowali podróżnych na tym odludziu, pozorując napady dzikusów. Ludzi podejmujących ryzykowne przedsięwzięcia trapi myśl o przypadku i przeznaczeniu. Jak powiedziano, wędrówka poszukiwaczy złota zakończyła się wśród popiołów, a w punkcie zetknięcia się dróg na środku tego pustkowia, gdzie serca i starania jednej małej wspólnoty pożarte zostały i unicestwione przez inną, eksksiądz spytał, czy ktoś nie mógłby się w tym dopatrzyć ręki cynicznego boga, z jakże wielką niewzruszonością i drwiną krzyżującego ludzkie ścieżki. Obecność świadków z trzeciego albo czwartego szlaku może być z kolei poczytana za dowód działania zwykłego przypadku, ale sędzia, który ponaglił konia, żeby zrównać się z filozofującymi, odparł, że w tym właśnie wyraża się sama natura świadectwa, a ich pobyt tutaj jest sprawą nie trzecio-, lecz nadrzędną, bo czy można powiedzieć, że dzieje się cokolwiek uchodzącego uwagi?

O zmierzchu Delawarowie wysforowali się do przodu i kolumnę poprowadził Meksykanin John McGill, który od czasu do czasu zeskakiwał z siodła, żeby położyć się płasko na ziemi i wypatrywać na tle nieba jadących przed nim zwiadowców, potem dosiadał konia w biegu, nie zatrzymując oddziału, który sunął z tyłu. Posuwali się jak koczownicy pod wędrującą gwiazdą, a delikatna arkatura ich śladów na piasku odzwierciedlała ruchy samej Ziemi. Na zachodzie zwały chmur piętrzyły się nad górami jak ciemny namuł z firmamentu, a nad głowami jeźdźców wisiały w bezmiernej pustce rozgwieżdżone otchłanie galaktyk.

Dwa dni później Delawarowie wrócili z porannego zwiadu i zameldowali, że Gileños obozują nad brzegiem płytkiego jeziora oddalonego o niespełna cztery godziny jazdy na południe. Mieli ze sobą kobiety i dzieci, a było ich wielu. Glanton odłączył się od narady i przez długi czas stał pośrodku pustyni, patrząc w ciemność.

Przysposobili broń, rozładowując i ładując ją z powrotem. Mówili przyciszonymi głosami, choć pustynia rozpościerała się dokoła jak wielki jałowy talerz drżący w upale. Po południu pododdział zaprowadził konie do wodopoju, a potem wrócił, a z zapadnięciem zmroku Glanton i jego porucznicy pojechali za Delawarami, żeby podejrzeć pozycje nieprzyjaciela.

Pozostali wbili kij we wzniesienie na północ od obozowiska i ustawili go wzdłuż boku Wielkiego Wozu, po czym Toadvine i Vandiemenlander dali rozkaz do wymarszu, ruszyli więc wszyscy za tamtymi na południe, skrępowani pętami najsurowszego przeznaczenia.

W ostatnich chłodnych godzinach nocy dotarli na północny kraniec jeziora i skierowali się wzdłuż brzegu. Woda była bardzo czarna, na piasku leżały resztki piany, słyszeli kaczki kwaczące na jeziorze. W dole widzieli półkole żaru z obozowych ognisk niczym światła dalekiego portu. A z przodu na tym odludnym brzegu siedział na koniu samotny jeździec. Był to jeden z Delawarów. Zawrócił bez słowa, a oni pojechali za nim przez zarośla na pustynię.

Oddział zaczaił się w wierzbowym zagajniku pół mili od obozu nieprzyjaciół. Zakryli koniom łby derkami i zakapturzone

wierzchowce stały teraz z tyłu, wyprężone jak na warcie. Nowo przybyli zeskoczyli z koni, przywiązali je i usiedli na ziemi, a Glanton przemówił:

Mamy godzinę, może trochę więcej. Kiedy tam nadjedziemy, każdy troszczy się o własną skórę. Wytłuc wszystko do ostatniego kundla.

Ilu ich jest, John?

A ty co, żeś się w tartaku nauczył gadać szeptem?

Wystarczy dla każdego, odparł sędzia.

Nie marnować prochu ani kul na tych, co nie mogą do nas strzelać. Jak nie wybijemy czarnuchów do ostatniego, zasługujemy na to, żeby nas wybatożono i odesłano do domu.

Na tym skończyła się narada. Godzina, która potem nastała, była długa. Podprowadzali zakapturzone konie i stawali. W oddali widzieli obozowisko, ale obserwowali widnokrąg na wschodzie. Zawołał ptak. Glanton odwrócił się do swojego wierzchowca i ściągnął z niego kaptur jak sokolnik o poranku. Zerwał się wiatr, a koń podniósł łeb i wciągnął powietrze w nozdrza. Pozostali mężczyźni poszli za przykładem dowódcy. Derki leżały tam, gdzie upadły. Dosiedli koni, z rewolwerami w dłoniach, z nadgarstkami oplecionymi rzemieniami maczug z surowej skóry i kamieni rzecznych, przypominających rekwizyty w jakichś prymitywnych zawodach hippicznych. Glanton spojrzał przez ramię na swoich ludzi, a potem szturchnął konia.

Gdy ruszyli kłusem po białym solnym brzegu, z krzaków wyłonił się starzec, który tam przykucnął. Odwrócił się w ich

stronę. Psy, czekające, żeby upomnieć się o jego odchody, skoczyły, ujadając. Z jeziora poderwały się kaczki, pojedynczo i parami. Ktoś powalił starca ciosem maczugi, jeźdźcy dźgnęli końskie boki ostrogami i najechali kawalkadą na obozowisko, przed nimi psy, maczugi świszczące w powietrzu, psy wyjące niczym w jakiejś piekielnej scenie łowieckiej, dziewiętnastu awanturników atakujących osadę, w której spało z górą tysiąc dusz.

Glanton przejechał przez pierwszy szałas, tratując jego mieszkańców. Z niskich wejść umykały postacie. Jeźdźcy przemknęli przez obóz w pełnym galopie, zawrócili i znowu natarli. Wojownik zastąpił im drogę, nastawiając włócznię, ale Glanton go zastrzelił. Nadbiegło trzech innych, pierwszych dwóch Glanton zabił strzałami oddanymi tak szybko, że runęli w tej samej sekundzie, a trzeci rozpadł się w biegu, trafiony półtuzinem kul.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Cormac McCarthy - Suttree
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Child of God
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Orchard Keeper
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Outer Dark
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Cities of the Plain
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Crossing
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Sunset Limited
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Dziecię Boże
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - En la frontera
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Droga
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - All The Pretty Horses
Cormac McCarthy
Отзывы о книге «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie»

Обсуждение, отзывы о книге «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x