Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Życia I Czas Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Życia I Czas Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Historia żołnierskiego losu młodego Niemca, który nieoczekiwanie, w czasie klęski armii niemieckiej, dostaje urlop. Przepełniony nadzieją udaje się do kraju, do rodzinnego miasta, by szukać wytchnienia od nędzy, głodu, zimna i wszechobecnej śmierci frontu rosyjskiego. Czeka go z jednej strony ogromne rozczarowanie – jest bowiem świadkiem upadku swojej ojczyzny, a z drugiej niespodziewane szczęście – przeżywa wielką miłość. Pełen wątpliwości wraca na front, gdzie rozstrzygnie się konflikt między winą a poświeceniem.

Czas Życia I Czas Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Życia I Czas Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Binding mrugnął do niego porozumiewawczo.

– Kawa jest na jutro rano. Spodziewam się, że niedzielę potraktujesz poważnie i nie pójdziesz spać do koszar. A teraz chodź! Zapoznam cię szybko z kilkoma przyjaciółmi. Riese i Hoffmann – z gestapo. Mogą ci się kiedyś przydać. Wejdź chociaż na parę chwil. Wypij kieliszek za moje zdrowie! I żeby wszystko – dom i cała reszta – zostało tak jak dotąd! – Oczy Bindinga zwilgotniały. – My, Niemcy, jesteśmy już takimi beznadziejnymi romantykami!

– Nie możemy tego zostawić w kuchni – powiedziała Elżbieta oszołomiona. – Musimy wszystko schować. Gdyby pani Lieser to zobaczyła, oskarżyłaby mnie natychmiast o paskarstwo.

– Do diabła! O tym nie pomyślałem! Czy nie można by jej przekupić? Damy jej z tego coś, na co sami nie mamy ochoty!

– A na co nie mamy ochoty?

Graeber zaśmiał się.

– Chyba tylko na twój sztuczny miód albo margarynę. Ale za parę dni i to może się nam przydać.

– Niczym jej nie przekupisz – oświadczyła Elżbieta. – Dumna jest, że żyje tylko z przydziałów kartkowych.

Graeber zastanawiał się.

– Część zdołamy zjeść do jutrzejszego wieczoru – oświadczył wreszcie. – Wszystkiego nie damy rady. Co zrobimy z resztą?

– Schowamy w moim pokoju. Za sukniami i książkami.

– A jeśli będzie myszkować?

– Codziennie przed wyjściem zamykam mój pokój na klucz.

– A jeśli ma drugi?

Elżbieta podniosła wzrok.

– Nie wpadło mi to na myśl, a jest zupełnie możliwe.

Graeber otworzył butelkę.

– Zastanowimy się nad tym jutro po południu. Na razie zjemy tyle, ile zdołamy. Wypakujmy wszystko! Zastawimy cały stół, jak na urodziny. Wszystko razem i wszystko na raz!

– Konserwy też?

– Konserwy też. Jako dekorację. Ale nie otworzymy ich. Najpierw zjemy to, co się szybko psuje. I ustawimy wszystkie butelki. Cały nasz majątek, zdobyty uczciwie dzięki kradzieży i korupcji.

– Te z “Germanii" również?

– Tak. Zapłaciliśmy za nie rzetelnie – śmiertelnym strachem.

Wysunęli stół na środek pokoju. Potem rozwinęli paczki i odkorkowali śliwowicę, koniak i kminkówkę. Szampana nie otwierali, trzeba by go zaraz wypić; wódki można z powrotem zakorkować.

– Ach, jak wspaniale! – wykrzyknęła Elżbieta. – Co będziemy świętować?

Graeber podał jej kieliszek.

– Będziemy świętować wszystko naraz. Nie mamy już czasu na obchodzenie wielu poszczególnych uroczystości. Ani na to, żeby je w ogóle rozróżniać. Po prostu święcimy wszystko razem, obojętne co, przede wszystkim jednak to, że jesteśmy tutaj i że mamy dwa dni wyłącznie dla siebie!

Obszedł stół i wziął Elżbietę w ramiona. Czuł ją przy sobie, a zarazem miał wrażenie, że rodzi się w nim drugie życie, gorętsze, bogatsze, barwniejsze i lżejsze niż jego własne, bez granic i bez przeszłości, będące wyłącznie teraźniejszością i nie osnute najmniejszym cieniem winy. Przytuliła się do niego. Przed nim błyszczał świątecznie nakryty stół.

– Czy tego trochę nie za wiele na jeden toast? – spytała.

Potrząsnął głową.

– Wyraziłem się tylko zbyt rozwlekle, w istocie wszystko sprowadza się do tego samego – bądźmy zadowoleni, że jeszcze żyjemy.

Elżbieta wychyliła kieliszek.

– Nieraz myślę, że potrafilibyśmy wykorzystać życie, gdyby nam tylko pozwolono.

– Właśnie to robimy – odparł Graeber.

Okno stało otworem. Poprzedniego wieczoru bomba trafiła w dom naprzeciwko i wszystkie szyby w pokoju były wytłuczone. Elżbieta opięła ramy czarnym papierem, ale zawiesiła lekkie, jasne zasłony powiewające teraz na wietrze. Dzięki temu pokój nie wyglądał już jak grobowiec.

Nie zapalali światła, toteż mogli pozostawić otwarte okno. Od czasu do czasu słyszeli kroki na ulicy. Gdzieś grało radio. Ktoś kaszlał. Zatrzaskiwano bramy. Zamykano okiennice.

– Miasto idzie spać – powiedziała Elżbieta. – A ja jestem solidnie wstawiona.

Leżeli obok siebie. Na stole pozostały resztki kolacji i wszystkie butelki prócz wódki, koniaku i szampana. Niczego nie uprzątnęli; liczyli się z tym, że znów poczują głód. Wódkę wypili. Koniak stał na podłodze przy łóżku, a za łóżkiem szumiała woda w umywalce. Chłodził się w niej szampan.

Graeber odstawił kieliszek na mały stolik obok łóżka. Miał wrażenie, że znajduje się w jakimś małym miasteczku przed wojną. Szumiał wodotrysk, lipa brzęczała pszczołami, zamykano okna i tylko gdzieś daleko ktoś grał przed snem na skrzypcach.

– Wkrótce pojawi się księżyc – szepnęła Elżbieta.

“Wkrótce pojawi się księżyc – pomyślał. – Księżyc: tkliwość i proste ludzkie szczęście". Już się zjawiły. Czuł je w samym krążeniu krwi, w spokojnym, pozbawionym wszelkich pragnień umyśle i w oddechu powolnym niby znużony wiatr. Przypomniał sobie rozmowę z Pohlmannem. Wydawała mu się nieskończenie odległa. “Dziwne – myślał – że po zupełnej beznadziejności tak szybko może się zjawić silne uczucie. Ale może to wcale nie jest dziwne; może tak właśnie musi być. Póki człowieka nurtują wątpliwości, niezdolny jest do wielu innych doznań; dopiero gdy już niczego nie oczekuje, staje się dostępny wszelkim uczuciom i wyzbywa się lęku".

Promień światła przemknął przez okno. Zniknął, potem znów zamigotał i zatrzymał się.

– Czy to już księżyc? – spytał Graeber.

– To niemożliwe. Światło księżyca nie bywa takie białe.

Usłyszeli czyjeś głosy. Elżbieta wstała i wsunęła stopy w pantofle. Podeszła do okna i wychyliła się. Nie szukała zarzutki lub szlafroka. Była piękna, wiedziała o tym i dlatego nie odczuwała wstydu.

– To brygada porządkowa obrony przeciwlotniczej. Mają ze sobą reflektor, łopaty i kilofy i pracują przy domu naprzeciwko. Sądzisz, że w piwnicy mogą być jeszcze zasypani?

– Czy w ciągu dnia kopali?

– Nie wiem. Nie było mnie w domu.

– Może chcą tylko naprawić przewody.

– Tak, może.

Elżbieta podeszła do łóżka.

– Nieraz po nalocie pragnęłam, żeby wrócić tutaj i zastać mieszkanie spalone. Mieszkanie, meble, suknie i wspomnienia. Wszystko. Czy ty to rozumiesz?

– Tak.

– Nie mam na myśli wspomnień po moim ojcu, lecz wszystko inne – strach, rozpacz i nienawiść. Gdyby dom się spalił, skończyłoby się i to – myślałam – i mogłabym zacząć żyć od nowa.

Blade światło z ulicy padało na jej ramiona. Słychać było głuche uderzenia kilofów i szuranie łopat.

– Podaj mi butelkę z umywalni – powiedział Graeber.

– Tę z “Germanii"?

– Tak. Wypijmy ją, nim wyleci w powietrze. I włóż do wody tę drugą, od Bindinga. Kto wie, kiedy będzie następny nalot. A te butelki pełne kwasu węglowego wybuchają już od samego podmuchu. W domu są niebezpieczne jak granaty ręczne. Czy mamy kieliszki?

– Nie, tylko szklanki.

– Szklanki są w sam raz do szampana. W Paryżu też tak piliśmy.

– Byłeś w Paryżu?

– Tak. Na początku wojny.

Elżbieta przyniosła szklanki i usiadła przy nim. Ostrożnie otworzył butelkę. Wino pieniąc się spłynęło do szklanek.

– Jak długo byłeś w Paryżu?

– Kilka tygodni.

– Bardzo was tam nienawidzili?

– Nie wiem. Może. Nie zauważyłem. Nie chciałem zresztą tego widzieć. Wówczas wierzyliśmy jeszcze w większość tych rzeczy , które w nas wmawiano. Chcieliśmy szybko zakończyć wojnę i siedzieć przed kawiarnią w słońcu na ulicy, pić wino, którego smaku nie znaliśmy. Byliśmy bardzo młodzi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x