Kwaśna chmura pary i dymu uniosła się nad pierwszą barykadą, gdy strażacy zaczęli polewać płonące samochody. Drzwi wozów otwierały się z trzaskiem, karoserie rozwijały jak jaskrawe kwiaty. Płomienie wirowały w prądach zstępujących helikoptera i mknęły ku okapom pobliskich domów.
Policjanci z opuszczonymi przyłbicami przeskakiwali przez murki ogrodowe po obu stronach barykady i biegli ku nam ulicą. Przywitano ich deszczem dachówek, ale oni szturmowali już drugą barykadę, kryjąc się za buchającymi ogniem kontenerami, które Kay rozkazała podpalić. Buldożer potoczył się z łoskotem do przodu, zrzucił z łyżki poczerniałą skorupę fiata i zepchnął tlący się samochód Kay na chodnik. Ruszył ulicą, a za nim podążyły wóz strażacki i furgonetki telewizji. Wszystko to działo się pod czujnym okiem majora Tullocha, kroczącego za grupą podnieconych fotoreporterów.
Druga barykada została oblana wodą i rozbita. Policja nadchodziła przez kłęby pary i czarnego, nieomal płynnego dymu dryfującego nad Tamizą ku brzegowi Battersea. Skuliłem się za skromną, obliczoną zapewne na trzy rodziny, barykadą, blokującą wejście na Grosvenor Place, w ręku trzymałem kij do krykieta i wiedziałem już, że powstanie w Chelsea Marina ma się ku końcowi. Policja dochodziła do wylotu Beaufort Avenue i wkrótce miała opanować Cadogan Circle. Po zajęciu kolejnych przecznic, zaczną wyłapywać prowodyrów i poczekają, aż pozostali mieszkańcy wrócą do równowagi. Wkrótce pojawi się armia okupacyjna pracowników socjalnych, pocieszycieli i kombinatorów, handlujących nieruchomościami, którzy zwietrzą łatwy interes. Wróci królestwo podwójnych żółtych linii, zdrowy rozsądek i wygórowane opłaty szkolne.
A jednak coś się zmieniło. Przycisnąłem chusteczkę do ust, żeby ochronić płuca przed tłustym dymem i patrzyłem, jak jedna z sąsiadek Kay, aktorka pracująca dla BBC, napełnia butelkę po perrierze gazem do zapalniczek. Byłem oszołomiony i wyczerpany, ale podniecony poczuciem solidarności w obliczu wspólnego wroga. Po raz pierwszy uwierzyłem, że Kay ma rację, że jesteśmy na skraju rewolucji społecznej, która może ogarnąć cały naród. Poprzez parę i dym nasłuchiwałem buldożera i czekałem na policję, która zacznie dokonywać idiotycznych zatrzymań w bocznym zakątku Chelsea.
I nagle, równie niespodziewanie, jak się pojawili, policjanci zaczęli się wycofywać. Oparłem się o przewróconą toyotę, wiwatując razem z Kay i jej ludźmi na widok sierżanta, który po wysłuchaniu rozkazu z krótkofalówki nakazał swoim ludziom odwrót. Buldożer przerwał rundę honorową po Cadogan Circle i wrócił pod budkę strażnika. Policjanci podnieśli przyłbice i opuścili pałki. Ruszyli przez dym do punktu zbiórki na King’s Road. Wsiedli do furgonetek i włączyli się w poranny ruch. Helikopter odleciał, a dym zaczął się rozpraszać. Powietrze stało się czystsze. Nie minął kwadrans, gdy wszyscy policjanci opuścili Chelsea Marina.
Pojawił się drugi wóz strażacki, a za nim ciężarówki pomocy drogowej przysłane przez radę gminy, której pracownicy zaczęli rozbierać wypalone barykady na Beaufort Avenue. Dwa zasekwestrowane domy zostały spalone. Przypuszczałem, że to właśnie skłoniło policję do przerwania akcji. Gdy komornicy wyłamali drzwi, właściciele domów polali benzyną dywany w salonach, wrzucili zapalone świeczki przez okna od ogrodu i pożegnali się z przytulnymi domostwami, w których spędzili tyle lat.
Groźba ogólnej pożogi, spektaklu dla wieczornych wiadomości telewizyjnych, przedstawiających Chelsea Marine jak wielki stos pogrzebowy, zmusiła Ministerstwo Spraw Wewnętrznych do odwołania policji i ogłoszenia zawieszenia broni. Tego samego popołudnia delegacja mieszkańców pod przywództwem Kay Churchill usiadła za stołem z policją i lokalną radą, w biurze administracji. W tym czasie strażacy ugasili ogień w dwóch pobliskich domach przy Beaufort Avenue. Inspektor zgodził się nie wnosić oskarżeń o podpalenia i przyrzekł wywrzeć presję na komorników, żeby wstrzymali kolejne egzekucje. Woda i prąd miały zostać ponownie włączone, a zespół negocjatorów z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych obiecał wysłuchać zażaleń mieszkańców.
O szóstej wieczorem Kay wróciła na Grosvenor Place. Machała ku nam zakrwawionym bandażem, a jej twarz promieniowała zwycięstwem. W kilkunastu wywiadach dla telewizji, których zaraz potem udzieliła, wyjaśniła, że jedynym postulatem, którego nie przyjęły władze, było przemianowanie ulic w Chelsea Marina. Chciała, żeby odrzucono podszyte fałszem nazwy Mayfair i Knightsbridge i zastąpiono je nazwiskami japońskich reżyserów, ale dalekowzroczni mieszkańcy przestrzegli ją, że mogłoby to zagrozić cenom nieruchomości. Więc nazwy Beaufort, Cadogan, Grosvenor i Nelson pozostały.
Inne zmiany trudne były do uchwycenia. Pierwsze rodziny opuszczały już Chelsea Marina. Nie przekonała ich pozorna zmiana postawy komorników. Kilkoro mieszkańców z małymi dziećmi, niepewnych, czy zawieszenie broni potrwa długo, spakowało się, zamknęło za sobą drzwi i odjechało zamieszkać u przyjaciół. Obiecali, że wrócą, jeśli będą potrzebni, ale ich odjazd stanowił wstydliwe przyznanie się do porażki.
Kay stała w drzwiach z uniesioną pięścią, niezrażona ich zdradą. Patrzyliśmy, jak odjeżdżają z dziećmi wtłoczonymi między walizki na tylnych siedzeniach. W poczuciu odpowiedzialności rozebraliśmy małą barykadę na Grosvenor Place, zepchnęliśmy przewrócone auta do zatoczek parkingowych, zmietli potłuczone szkło. Krótko mówiąc, zrobiliśmy, co można, żeby uprzątnąć ulicę. Jedyny nieuszkodzony parkometr wkrótce przyjął pierwszą monetę.
Kiedy wszedłem do domu z miotłą pod pachą, usłyszałem wodę lejącą się z kurków w łazience i kuchni. Kay leżała w fotelu z brudnym bandażem na ramieniu i spała głęboko przed włączonym telewizorem, w którym pokazywano jej spektakularne zwycięstwo przy wypalonej barykadzie na Beaufort Avenue. Pocałowałem ją czule, ściszyłem odbiornik i poszedłem na górę, żeby zakręcić kurki. W apteczce, wypełnionej taką ilością środków uspokajających, że mogłaby zaspokoić cały Manhattan, znalazłem świeży bandaż i krem antyseptyczny.
Obserwowałem przez okno kolejny wyjeżdżający samochód i myślałem, że Kay powinna do nich dołączyć, opuścić Chelsea Marina i zamieszkać u przyjaciół, gdzieś w Londynie, przynajmniej do czasu, gdy zainteresowanie policji się zmniejszy. Funkcjonariusze w cywilnych ubraniach na pewno pilnowali wejścia do osiedla, a Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, wcześniej czy później, zażąda kozła ofiarnego. Dla samochodów był tylko jeden wyjazd z Chelsea Marina, ale kilka alejek dla pieszych wiodło na pobliskie ulice. W jednej z nich parkowałem range rovera i mógłbym bez trudu przeszmuglować Kay i jedną walizkę w bezpieczne miejsce.
Wróciłem do salonu z miską ciepłej wody gotów do umycia i opatrzenia jej oparzelin. Ale kiedy spróbowałem odwinąć bandaż, obudziła się na chwilę i odepchnęła mnie, trzymając się poplamionego krwią płótna jak kocyka bezpieczeństwa.
Byłem z niej dumny. Zasłużyła sobie na to trofeum. Gdy brałem prysznic, zrobiło mi się przykro, że Joan Chang i Stephen Dexter nie byli obecni w chwili jej triumfu. Ponad wszystko jednak tęskniłem za doktorem Gouldem, który zainspirował rebelię w Chelsea Marina, a teraz stracił do niej zainteresowanie.
Pasemka dymu i pary nadal unosiły się nad zniszczonymi przez ogień domami w Beaufort Avenue, ale służby ratunkowe dobrze się sprawiły. Zainteresowany polem bitwy, postanowiłem je zwiedzić, zanim przejdzie do tradycji ludowej. Poszedłem w stronę budki strażnika. Woda skapywała ze zwęglonych okapów, a w spękanych szybach odbijało się pokawałkowane niebo. Wróciwszy do instynktu porządku i dobrego gospodarowania, mieszkańcy zamietli ulicę i wyprostowali transparenty z hasłami protestu przekrzywione przez helikopter. Wiele samochodów w zatoczkach parkingowych leżało do góry kołami, ale Beaufort Avenue niemal przybrała pierwotny wygląd ulicy klasy średniej, cierpiącej na lekkiego kaca.
Читать дальше