– Tak, ale on jest… niezbyt udany. – Pozwoliła małemu bawić się jej palcami, ale Neil był pewny, że nigdy nie spojrzała w oczy temu dziecku o nienormalnie dużej głowie.
Dotknęła fiolki z jeszcze ciepłym moczem Neila, jakby czerpała z tego inspirację. – Powinny zacząć wszystko od początku, z nowym mężem. To byłby naprawdę nowy początek i dobry znak dla świata.
– Gdyby pani z nimi porozmawiała… Wiem, że obie lubią seks. Ale kogo w roli ojców ma pani na myśli?
– Mówiąc ściśle, chodzi o jednego ojca.
– O Wolfganga? Obie z nim sypiają. Czasami Werner kocha się z Trudi, jeśli dręczy ją niepokój…
– Nie! Nie można oczekiwać rasowego potomstwa po wyniszczonych reproduktorach. DNA Wolfganga i Wernera z pewnością wygląda jak zużyta taśma telegraficzna.
– A co z Kimem?
– Oszczędza spermę na potrzeby królestwa Hawajów.
– Lub z Davidem?
– Jest za stary, a poza tym żonaty. – Przycisnęła fiolkę z moczem do czoła Neila niczym kapłan koronujący młodocianego króla. – Miałam na myśli ciebie.
– Pani doktor?! – Usiłował odwrócić wzrok, zanim na jej twarzy ponownie zagości uśmiech porywający go jak tsunami. - Nie sądzę, żeby one…
– Jesteś młody, idealnie zdrowy i gotów przyjąć odpowiedzialność. Jak sądzisz, po co bez przerwy badam twoją krew i mocz? Podobają ci się Niemki, czy nie? – Lekarka wydawała się nagle zaniepokojona o Neila. – A może Trudi jest dla ciebie zbyt drobna? Inger jest o wiele bardziej krzepka, lecz te ciężkie piersi mogą być nieco przytłaczające…
– Inger podoba mi się tak samo jak Trudi. Obie są…
Doktor Barbara zawsze podchodziła do seksu trzeźwo; zapisywała na przykład kolejne masturbacje Neila. Jednak teraz jej otwartość paraliżowała chłopca. Przyglądał się lekarce w milczeniu, gdy przemierzała w tę i z powrotem gabinet, jak zamknięta w klatce tygrysica. Z sobie tylko wiadomych powodów zaczęła się zaniedbywać. Przestała się czesać, co stanowiło kolejny znak, że zżera ją pragnienie zmiany. Znudziła się rezerwatem. Cały czas pochłaniała członkom zespołu praca. Walka o zapewnienie sobie i zwierzętom dostatecznej ilości pożywienia nie miała końca. Lekarka niechętnie zgodziła się przyjąć ładunek paszy dostarczonej przez japoński statek wielorybniczy. Dało to tylko powód Carline’owi i Kimowi do wylegiwania się w namiotach. W miarę jak mężczyźni słabli, coraz więcej obowiązków spadało na kobiety. W oczach doktor Barbary w ten sposób w rezerwacie zaczęto odtwarzać najgorszy model życia społeczeństwa burżuazyjnego. Znała ten model – w którym kobieta spełnia liczne posługi, nie zaznając odrobiny komfortu – ze swego ponurego dzieciństwa spędzonego w Szkocji. Spostrzegłszy, jak surowo lekarka patrzy na Gubby’ego, Neil odgadł jej pragnienie wprowadzenia w życie na Saint-Esprit kolejnej radykalnej zmiany – elementu destrukcji, początkowo wytrącającego wszystkich z równowagi, ale w ostatecznym bilansie wzmacniającego odporność. Przez cały czas doktor Barbara poddawała zespół rozmaitym próbom – najpierw narażając go na kule francuskich żołnierzy i konfrontując z agresywnymi mediami, a następnie izolując od świata i odcinając pomoc. Sprostali wyzwaniom, lecz skończyło się to ciągłym układaniem chodników i kopaniem coraz głębszych latryn. Teraz lekarka obmyślała kolejny sposób sprowokowania uczestników wyprawy. Potrzeby seksualne, tłumione przez nich od czasu przybycia na Saint-Esprit, stanowiły potencjalną broń, którą mogła im podsunąć jako środek samozniszczenia. Wciąż była zła na Neila, że doszło między nim a nią do niedorzecznej konfrontacji z powodu mleka w proszku dla Gubby’ego. Jednak doskonale wiedziała, że gwałtowne dojrzewanie seksualne szesnastolatka może wkrótce przyczynić się do ożywienia siermiężnego życia na Saint-Esprit, i chciała to wykorzystać przeciw chłopcu. Nawet najmniejsza wzmianka, iż Neil sypia z Trudi i z Inger i że to z nim obie są w ciąży, przyprawiłaby Monique i panią Saito o święte oburzenie.
Neil leżał przy ognisku na plaży, bawiąc się trzymanym przez Gubby’ego rybim ogonem i taksując wzrokiem śpiące obok Niemki. Ślady po nakłuciach żył na ich rękach i udach niemal już zniknęły. Apatyczne hipiski o woskowatej matowej skórze, które kiedyś wysiadły na brzeg atolu z przeciekającego jachtu, powłócząc nogami, zmieniły się dzięki rybnej diecie i witaminom podawanym im w zastrzykach przez doktor Barbarę. Bez chwili wahania porzuciły Wernera i Wolfganga, którzy pozostali w zniszczonych szałasach, usiłując przysposobić „Parsifala” do wypłynięcia w morze. Trudi, często rozłączana z dzieckiem, wciąż nie mogła się oswoić z życiem w rezerwacie. Drobna, o ostrych rysach, była bystrzejsza od Inger, ale również ona nie domyślała się, jakie role wyznaczyła im doktor Barbara.
– Gubby, zobacz… – Neil zataczał nad jego głową kręgi rybim ogonem, równocześnie łaskocząc go w nos. Mały śledził ruch ręki Neila z wielkim zaciekawieniem. Pod bunkrem czoła jego oczy wyglądały jak szpary dla kamer w murze wieży obserwacyjnej. – Gubby, to latająca ryba…
– Lubisz dzieci, Neil – odezwała się Trudi. Niemki obudziły się i uniosły na łokciach, wystawiając do słońca nagie piersi. – Czy w Anglii wychowywałeś się z młodszym bratem?
– Nie. Ale Gubby lubi się bawić i jest bardzo inteligentny.
– Oczywiście. Będzie się bawił przez całe życie. – Ścisnęła małemu nos i wybuchnęła śmiechem, gdy z gardła Gubby’ego wyrwał się wrzask przypominający dźwięk trąbki. – On cię kocha, Neil. Z pewnością jesteś już ojcem.
– Ja… – Chłopiec ważył słowa świadom, że za drzewami ponad plażą stoi doktor Barbara, współczesna Margaret Mead, obserwująca rytuał zalotów w wyspiarskim plemieniu. – Mógłbym być… Dopóki nim nie zostanę, nie będę wiedział, co to znaczy.
– To postaraj się. – Inger szacowała go wzrokiem doświadczonej kobiety. Zwróciła uwagę na długie sprężyste nogi pływaka i barczyste ramiona, oceniając w pamięci wielkość przysypanej teraz piaskiem moszny. Przejechała palcem wskazującym po twardym ścięgnie ponad rzepką, gdzie mięśnie przypominały napięte cugle w rękach woźnicy pędzącego na rydwanie. – Rozmawiałeś z doktor Barbarą?
– Co masz na myśli?
– Oczywiście ważne sprawy. – Inger pociągnęła łyk wina z dzbana. – Doktor Barbara rozmawia tylko o takich. O życiu i śmierci, i o swoich bezcennych zwierzętach.
– O albatrosach – dorzuciła Trudi.
– Jasne. Nigdy o nich nie zapomni. – Inger odgarnęła piasek z brodawki sutkowej Neila. – Kiedyś wszystkie poderwą się do lotu i nie będzie już widać nieba.
– I nie będzie też ani życia, ani śmierci. Doktor Barbara jest na takie rzeczy za poważna – zażartowała Trudi. Leżała odwrócona plecami do Neila. Jej łokieć spoczywał na jego biodrze. – Ale teraz musimy robić to, co ona nam każe… łowić ryby, marzyć, a popołudniami mieć pokojowe usposobienie.
Fale z sykiem lizały piasek. Gubby mruczał coś do siebie, a Inger szukała we włosach Neila pcheł. Leżąc pomiędzy dwiema kobietami i słuchając ich gardłowych głosów, nastolatek czul oszołomienie winem i błogie rozleniwienie.
– Inger?
– Słucham, Neil?
– Doktor Barbara ma nowy pomysł. Na użytek twój i Trudi.
– Oczywiście. Zawsze realizujemy jej pomysły.
– Powiedziała mi o nim… – Zastanawiał się, jak to delikatnie wyrazić. – Pragnie następnego dziecka.
– Miło to słyszeć, ale ma już ciebie. Ty jesteś jej dzieckiem.
Читать дальше