J. Ballard - Fabryka bezkresnych snów

Здесь есть возможность читать онлайн «J. Ballard - Fabryka bezkresnych snów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Fabryka bezkresnych snów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fabryka bezkresnych snów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Fabryka bezkresnych snów to najlepsza powieść Ballarda; jedna z niewielu naprawdę kultowych książek. To bajeczna przypowieść o znaczeniu i potrzebie marzeń, magii i fantazji w naszym życiu. Przygody Blakea – bohatera książki- mogą być tylko urojeniami chorej wyobraźni, ale też mogły zdarzyć się naprawdę. To nasze życie to przecież mieszanina snów, jawy, fantazji i rzeczywistości. Marzenia są piękne. Sny bywają okrutne. Fantazja jest potrzebna każdemu z nas.

Fabryka bezkresnych snów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fabryka bezkresnych snów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Szamotaliśmy się przez chwilę wśród odnowionych wa-goników, gdyż silne ręce Starka usiłowały mnie powstrzy-mać. Spojrzał z rozpaczą na rzekę, chcąc skoczyć w spo-kojną wodę. Ale nigdy nie dosięgnąłby bezpiecznego brze-gu Walton. Wiedział, że Shepperton zamyka się wokół nas, i że przy życiu utrzymuje go tu jedynie moja obecność. – Blake!… Wydobyłem dla ciebie samolot! Poczułem, że wtapia się we mnie, a nasze ciała splotły się ze sobą jak ciała zapaśników, którzy dobrze i od dawna się znają. Stark w ostatniej chwili podniósł wzrok na weso-łe miasteczko i niedawno pomalowane wagoniki diabelskie-go koła. Przypominał kilkunastoletniego chłopca, który chciałby przelecieć się po niebie.

Wzniosłem się w chłodne, wyludnione powietrze nad wytwórnią i wypuściłem Starka na spotkanie słońca.

41

MIRIAM ODDYCHA

Kiedy zostałem wreszcie sam, wróciłem plażą do wraku cessny. Stanąłem na zalanym wodą prawym skrzydle i przez pękniętą szybę zajrzałem do kabiny. Tak jak przypuszcza-łem, za sterami spoczywała postać mężczyzny w białym kombinezonie. Tysiące ryb wyskubało ciało z jego twarzy, a nad pustymi oczodołami pilota zwieszały się szare zasło-ny alg, ale mimo to rozpoznałem czaszkę tkwiącą w roz-dartym hełmofonie.

Umarły lotnik był moim dawnym ja, które pozostało na dole, kiedy udało mi się wydobyć z cessny. Pilot siedział za sterami do połowy zanurzony w wodzie, jak gdyby należał jednocześnie do dwóch światów. Zrobiło mi się go żal, otwo-rzyłem więc drzwi kokpitu i schyliłem się, żeby wyciągnąć szkielet. Zamierzałem pogrzebać go na plaży i zastąpić nim tamtego skamieniałego człowieka-ptaka, mojego plioceń-skiego praszczura, wyrwanego z odwiecznego snu przez spadający samolot.

Dźwignąłem go bez trudu, niczym pęk kości w strzę-pach kombinezonu, w którego brakujące części byłem ubra-ny ja. Było mi bardzo żal tej umarłej istoty – resztek moje-go fizycznego jestestwa, z którego wyzwolił się mój duch. Trzymałem w ramionach swoje dawne ja niczym ojciec, który niesie na rękach martwego syna, po raz ostatni roz-grzewając mu kości, zanim zostaną złożone na wieczny spoczynek.

Po chwili jednak kości, które trzymałem w ramionach, poruszyły się, jak gdybym je ożywił. Poczułem, że jego krę-gosłup sztywnieje mi na piersiach. Dłonie szkieletu wpiły mi się w twarz. Kościste drzazgi czaszki uderzyły mnie w czoło, a wyszczerbione zęby rozcięły mi usta. Ogarnięty wstrętem, próbowałem odrzucić szkielet na piasek. W szamotaninie przewróciliśmy się i wpadliśmy do wody nieopodal zanurzonego ogona samolotu. Zelektryzo-wany wspomnieniem chłodnego strumienia, kościotrup rozchylił mi ręce i przywarł do mnie kościstymi ustami, usiłując wyssać powietrze z moich płuc. Gdy jego kruche żebra zespoliły się z moimi, a przypo-minające barwą żużel nadgarstki szkieletu wcisnęły się w moje ręce, zrozumiałem, czyich to dłoni i ust poszukiwa-łem od dnia, w którym przybyłem do miasteczka. Sińce były bliznami, które pozostawiło lgnące do mnie w przerażeniu ciało, gdy oderwałem się od tamtej, umierającej jaźni, i uciekłem z tonącego samolotu.

Leżałem na wznak w wodzie obok białego kadłuba ces-sny, uspokajając moją umarłą jaźń. Wchłaniałem w siebie moje własne kości, golenie, ramiona, żebra i czaszkę. Wokół mnie pływało mnóstwo ryb, wyglądających jak klej-noty w pełnej słońca wodzie – była to drobnica, wykarmio-na mięsem mojego ciała, leżącego od tygodnia na dnie rzeki.

Przywołałem je gestem i brałem ryby w wyciągnięte ręce, wchłaniając znów w siebie kawałki własnego trupa, które-go te stworzenia nosiły w swoich tkankach niczym perłowy skarb.

Stałem na plaży niedaleko cessny. Fala przypływu wiro-wała wokół samolotu. Jego skrzydła znalazły się już pod wodą. Chociaż zostałem sam w Shepperton, nie licząc kon-gregacji ptaków i młodej, martwej kobiety w kościele, wcale nie czułem się opuszczony, jak gdyby połączone znów z sobą połówki mojego ja zastępowały mi całą ludność mia-steczka.

Zszedłem z plaży i ruszyłem w dół trawiastego zbocza pod opustoszałą rezydencją. Podbiegł do mnie boczkiem jakiś paw, który rozpostarł z klekotem ogon i zaczął nim wymachiwać w kierunku kościoła. Obserwowałem rojące się na dachach ptaki. Przyleciały tu ze wszystkich zakąt-ków Shepperton, jak zniecierpliwieni widzowie, oczekują-cy ostatniego wejścia matadora.

Wkroczyłem na cmentarz i szedłem dalej, ku zakrystii, między grobami. Kolorowe kwiaty, które wyrosły przed-tem z mojego nasienia, wzrastały znów dokoła, sięgając czerwonymi włóczniami moich ramion, jak gdyby w po-śpiechu, żeby rozplenić się tutaj, w ziemi umarłych. Staną-łem w progu i obrzuciłem spojrzeniem ciało Miriam, leżą-ce w szklanej gablocie pośrodku zakrystii. Światło mojej jaśniejącej skóry połyskiwało na ścianach, oświetlając kręgosłup i kłykcie prastarych kości uskrzydlonego czło-wieka.

Zerwałem z bioder ostatnie strzępy kombinezonu i zrzu-ciłem je na posadzkę. Przypomniałem sobie, że Miriam pie-ściła młode kwiaty przed kliniką, zmuszając je, by wciska-ły jej główki między uda, jak gdyby chciała uwieść całą łąkę. Wydawała mi się teraz niewiele starsza od trojga upo-śledzonych dzieci, nad którymi sprawowała opiekę, a jej usta i policzki wyglądały równie delikatnie, jak za życia. Stanąłem przed nią nago i zacząłem ją ogrzewać swoją lśniącą skórą, tak jak ogrzewałem na plaży moją martwą jaźń. Pomyślałem o stworzeniach, które oddały mi życie, pomyślałem o jeleniu i o starym szympansie. Ująłem ra-miona Miriam i siłą woli przelałem w nią wszystko, co do-stałem – zarówno moje pierwsze, jak i drugie życie. Jeżeli zdołałem zmartwychwstać, potrafię również wskrzesić tę młodą kobietę.

Czułem, jak wycieka ze mnie życie. Moja skóra pobla-dła, a jej blask przygasł. Zakrystia znowu pogrążyła się w mroku. Poświęcałem siebie po raz ostatni. Teraz zostanie mi tylko tyle sił, by wyprawić Miriam w drogę, zanim po-wrócę w leże kości na plaży. Miriam poruszyła się. Unio-sła prawą rękę i dotknęła mojej twarzy.

– BlakeL. Obudziłeś mnie… Ja tu zasnęłam!

42

FABRYKA BEZKRESNYCH SNÓW

– Naprawdę nie możemy zostać, Blake? Tu jest tak pięk-nie!

Staliśmy, trzymając się pod ręce, wśród jaśniejących kwiatów na cmentarzu. Śmiejąc się do siebie, Miriam pod-niosła ręce do jaskrawego słońca.

– Jeszcze troszkę, dobrze?

Przyglądałem się jej z radością, a nad naszymi głowami krążyło stadko kolibrów. Miriam wyszła z zakrystii ener-gicznym krokiem rozentuzjazmowanej uczennicy o weso-łym spojrzeniu. Dwa dni śmierci odmłodziły ją, jak gdyby przybyła do tego parafialnego kościółka z jakiegoś now-szego i świeższego świata.

Uradowała się na mój widok i nago stanęła przy mnie, między nagrobkami. Z zadowoleniem stwierdziłem, że nie pamięta już o swojej śmierci. Objęła mnie w pasie w na-głym przypływie czułości.

– Gdzie się wszyscy podziali? Gdzie matka i ojciec Win-gate?

– Już odeszli, Miriam. – Poprowadziłem ją między gro-bami do bramy cmentarza. – Stark, dzieci, wszyscy. Całe miasto.

Podniosła wzrok ku niebu, uśmiechając się do okalają-cej słońce tęczy.

– Widzę ich, Blake… Wszyscy są tam!

Przygotowywałem się już w duchu na jej odejście. Wie-działem, że Miriam wkrótce przeniesie się do świata, wo-bec którego Shepperton było tylko barwnie wyposażonym, ale jednak skromnym przedpokojem. Przygarnąłem do piersi nagie ramiona Miriam, wdychałem gorące zapachy jej cia-ła i liczyłem małe znamiona na skórze. W uchu miała krop-kę zeschłej woskowiny. Zapragnąłem na zawsze pozostać z tą młodą kobietą tu, w kwiatach, żeby przybierać jej włosy girlandami, powstającymi z mojej seksualności. Ale wokół nas cisnęły się już ptaki. Siedziały na wszyst-kich parapetach i dachach budynków wytwórni. Znowu wydało mi się, że miasto jakby zamyka się w sobie i wtła-cza ptaki w coraz mniejszą przestrzeń. Ogromne kondory spoglądały ku górze, gotowe zdobyć należne im miejsca na niebie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Fabryka bezkresnych snów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fabryka bezkresnych snów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
James Ballard - La forêt de cristal
James Ballard
James Ballard - Le monde englouti
James Ballard
J. Ballard - Crash
J. Ballard
J. Ballard - Concrete island
J. Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
Karel Čapek - Fabryka Absolutu
Karel Čapek
J. Ballard - Hello America
J. Ballard
Отзывы о книге «Fabryka bezkresnych snów»

Обсуждение, отзывы о книге «Fabryka bezkresnych snów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x