20 listopada 2000
Cześć, Misie!!!
Już jutro więc Kasia jedzie. Szkoda. Ale wkrótce moja kolej. Tamarko, tak sobie myślałam, że jak przyjadę 2 grudnia po chemii, to będzie w sam raz. Tylko teraz się zastanawiam, jak to zrobić, żeby mamy nie zostawiać samej z całym burdelem przedświątecznym. No ale o tym pogadamy później.
Już się cieszę na ubieranie nowej choinki. Może zakupię w Brukselce parę fajnych bombek na naszą. Tamarko, ja ciebie też bardzo kocham i masz mi wracać do zdrowia, bo będziemy miały do pogadania. Całuski i do zobaczenia wkrótce. Ale się cieszę! – Ań
21 listopada 2000
Siostrzyczko,
Kaśka pojechała. Mam nadzieję przynajmniej, bo nie mogłam jej odprowadzić na lotnisko ani nawet na dworzec. Czułam się rano fatalnie. Ale przez te kilka dni było fajnie, plotki, plotki, o wszystkim i niczym, wiesz przecież. W pierwszy dzień to mnie nawet trochę zmęczyła, ale jakoś się wykaraskałam, powiedziałam, że głowa mnie boli, i poszłam się położyć. Niestety cały czas chciało mi się spać, więc też nie mogłam do końca korzystać z tych plotek. Poza tym kupiła sobie kupę rożnistych rzeczy, bombki na choinkę (ja też nam kupiłam, wiesz!), buty, krawaty, i inne, których nie pamiętam.
No i tyle. A więc czekam na twój przyjazd 2 grudnia, będę po chemii. Teraz jadę na taką stacjonarną wersję – kilka dni w szpitalu. Znowu będą patrzyli, czy inna chemia nie pomaga. Tylko ja nie wiem, jakie będą jej efekty.
No nic, Aniu, całuję mocno i do następnego – Tamtamek
21 listopada 2000
Cześć, Dagmarko!
Dziękuję za emalie. Ja czuję się ciągle tak sobie, więc nie mogę pisać zbyt długo. Właśnie wyjechała ode mnie przyjaciółka z Warszawy. Spędziła tu trzy dni i mam wrażenie, że przestraszyłam ją moim ogólnym stanem. Ciągle chemioterapie wykańczają mnie i nawet jeśli widziałaś mnie w maju, to teraz to koszmar. Ważę na przykład 46 kilo.
2 grudnia znowu przyjeżdża do mnie Ania i zostanie aż do świąt. Cieszę się, bo ona bardzo mi tu pomaga. A życie moje to głównie Internet, spanie, odpoczywanie między jedną a drugą chemią.
Całuję mocno – Tam
[Jest to ostatni e-mail Tamary].
Sven
22 listopada 2000
Dwa tygodnie temu lekarka w Niemczech mówiła nam, że guz chyba urósł. W samochodzie w drodze do Brukseli Tamara się żaliła: „Po co pytałeś? Co to nam daje? Pewność?” Chyba miała rację. Po tej wiadomości jestem mocno przygnębiony. Panuje we mnie smutek. Chodzę po ulicach i chce mi się krzyczeć. Szukam wentyla dla naszego cierpienia i dla mojej bezsilności. Wbrew wszystkim staram się być pozytywnie nastawiony. Ale Tamara i tak wszystko czuje i zauważa: „Svenku, kiedy patrzę w twoje oczy, widzę, że tobie też brakuje wiary. Przedtem zawsze widziałam tam ufność i nadzieję”.
Skąd brać ufność i wiarę? Strasznie wysoki wskaźnik, morfina, mocna anemia. Dzisiaj byliśmy u doktora Bondue. Kiedy Tamara się ubierała po badaniu w pokoju obok, dał mi do zrozumienia, że nie jest dobrze. W notatniku narysował ciało człowieka, jakąś strzałkę wskazującą brzuch, pulsujące punkty. Zrozumiałem. Guz urósł, można go nawet wyczuć dotykiem. Później powiedział nam, że podziela opinię doktora Thomalli; „Należy jeszcze raz zmienić chemioterapię”.
Nigdy nie wiadomo, jak Tamara przyjmie wieści od lekarzy. We wrześniu przed pierwszym pobytem w niemieckim szpitalu najbardziej bała się ewentualnej trzeciej operacji: „Już nie chcę żadnej operacji”. Kiedy teraz w rozmowie telefonicznej usłyszałem od doktora Thomalli, że wykluczają na razie ponowną operację i że trzeba znaleźć odpowiednią chemioterapię, pomyślałem, że to ucieszy Tamarę. Jednak tym razem się przestraszyła: „Jeszcze jedna droga zamknięta”.
Ta decyzja lekarzy wydaje mi się jak najbardziej logiczna. Z dzisiejszej perspektywy i po moich lekturach wątpię nawet, czy druga operacja miała sens. Zabrała Tamarze tyle sił i po niej już nie wróciła do formy. Natomiast w walce z rakiem nic nie dała. Już miesiąc później znowu mierzył cztery centymetry. Ratunek może przynieść tylko nowa chemia, która w końcu zabije komórki rakowe. Ale na razie guz wzrasta. Nie wiadomo, ile prób nam jeszcze zostało. Trzy kombinacje różnych substancji nie skutkowały. Najlepiej działała pierwsza kombinacja z taksolem, która zniszczyła większość komórek. Przez pół roku pozostałe komórki rakowe przytaiły się i przynajmniej nie atakowały. Ale te najbardziej agresywne przeżyły i stawały się coraz bardziej odporne. Po nawrocie lekarze sięgali po inne substancje. Tyle trudu i skutków ubocznych, aby po kilku tygodniach usłyszeć, że ta chemia również nie działa. Czytałem, że gdzieś naukowcy pracują nad wynalezieniem metod, które pozwoliłyby zaraz po operacji sprawdzić, jak pobrane komórki rakowe reagują na różne substancje. Zamiast próbować przez miesiące substancje na pacjencie, można by od razu wybrać najbardziej efektywną drogę.
Czytam w Internecie raporty medyczne o substancjach, które doktor Bondue lub doktor Thomala biorą pod uwagę. U pacjentek, które miały nawrót choroby, różnica między jedną i drugą substancją polega jedynie na tym, że jedne żyją średnio trzy miesiące dłużej niż inne. Świetnie. Wiemy, że sytuacja jest bardzo poważna. Ja dzięki lekturom i rozmowom z lekarzami, Tamara dzięki swojej intuicji. Przecież zawsze wcześniej niż lekarze czuła i wiedziała, co się dzieje w jej organizmie.
Jutro pójdziemy do okulisty. Już dwa tygodnie minęło i Tamara dalej źle widzi.
26 listopada 2000
Niedziela wieczór. Tamara się już położyła. Przez cały dzień była jakaś nieobecna, śpiąca, między światem realnym i tym, którego nie znam. Kiedy śpi, czasem bardzo mocno drży jej ręka.
Tygodnie, dni, godziny pod znakiem cierpienia. Tak dużo się dzieje i zarazem tak mało się wydarza. Dni są podobne do siebie, nasze życie jednak się zmienia. „Straciłam kontakt ze światem, żyję we własnym świecie. Nie mogę ci tego wytłumaczyć”.
W czwartek okulistka skonstatowała, że wzrok Tamary rzeczywiście znacznie się pogorszył. Według niej to się zdarza po chemioterapii. Czułem jej konsternację. Fatalny stan fizyczny Tamary. Nasza tragedia. Jakie to musi być przykre dla Tamary. Jak to odczuwa, kiedy nie ma siły, kiedy już nie panuje nad własnym ciałem.
Ostatnio, kiedy musieliśmy czekać pół godziny przed gabinetem doktora Bondue, Tamara mówiła, że nie wytrzyma, że nie może tak długo siedzieć na niewygodnych krzesłach, że wraca do domu. W końcu położyła mi głowę na kolanach. Było jej zupełnie obojętne, co myśleli lekarze, pielęgniarki i pacjenci. Jak to musi być, kiedy nagle codziennie wracają wymioty. Tamara zupełnie nie ma apetytu, zmusza się do kromki chleba. Schody do naszego mieszkania na trzecim piętrze stają się dla niej wielkim wyzwaniem. Czasami ćwiczy jogę. Mówi, że niektóre pozycje sprawiają jej ulgę i ból w plecach ustaje. Patrzę, jak ćwiczy na podłodze. Taka chuda. Taka słaba. Taka dzielna.
Wczoraj odebraliśmy okulary Tamary. Optyk mieści się w granicach jej możliwości: trzysta metrów od nas. Obsługiwała nas młoda, sympatyczna kobieta. Wracając Tamara wyrzuciła z siebie rozpacz: „Ta kobieta była taka szczęśliwa! Taka radosna! Pełna życia! Kiedy ja po raz ostatni byłam szczęśliwa? Tak długo już nie miałam dobrych wieści”. W takich momentach czuję się bezsilny. Co odpowiedzieć?
Przynajmniej skończył się ten koszmar z oczami. Tamara może znowu oglądać telewizję i czytać. Ale na razie tylko śpi. Do Esehweiler chce zabrać drugi dziennik Bridget Jones.
Читать дальше