– Możemy iść do pasterzy, którzy gdzieś tu niedaleko mieszkają. Chyba nic im się nie stało, bo nie są Akbarczykami.
– Musimy odbudować miasto. Moja mama powiedziała, że jest Akbarem.
Jakie miasto? Nie było już pałacu, ani targu, ani murów. Ludzie uczciwi zaczęli kraść, a młodzi żołnierze zostali zmasakrowani. Aniołowie nie wrócą więcej – ale to było najmniejsze zmartwienie.
– Sądzisz, że zniszczenie, ból, śmierć wczorajszej nocy miały jakieś znaczenie? Sądzisz, że trzeba unicestwić tysiące ludzkich istnień, aby kogoś czegoś nauczyć?
Chłopiec popatrzył na niego z przerażeniem.
– Zapomnij o tym, co przed chwilą powiedziałem – rzekł Eliasz. – Chodźmy poszukać pasterzy.
– I odbudować miasto – obstawał przy swoim syn wdowy.
Eliasz milczał. Wiedział, że już nie zdoła odzyskać swego autorytetu u mieszkańców, którzy obwiniali go o sprowadzenie nieszczęścia. Namiestnik uciekł, dowódca został zabity, Tyr i Sydon przypuszczalnie wkrótce dostaną się pod obce panowanie. Być może kobieta miała rację – bogowie wciąż się zmieniają, a tym razem odszedł Pan.
– Kiedy tam wrócimy? – zapytał znowu chłopiec.
Eliasz chwycił go za ramiona i zaczął nim mocno potrząsać.
– Popatrz za siebie! Nie jesteś ślepym aniołem lecz dzieciakiem, który chciał podglądać matkę. I co widzisz? Widzisz te wznoszące się słupy dymu? Czy wiesz, co to znaczy?
– Przestań, to boli! Chcę stąd iść!
Eliasz zatrzymał się przerażony sam sobą, nigdy dotąd tak się nie zachowywał. Chłopiec wyrwał się i zaczął biec w stronę miasta. Dogonił go i ukląkł u jego stóp.
– Przebacz mi. Nie wiem, co robię.
Dziecko szlochało, ale łzy nie płynęły mu po twarzy. Eliasz usiadł przy nim, czekając aż się uspokoi.
– Nie odchodź – poprosił. – Gdy twoja matka żegnała się z nami, obiecałem jej że zostanę z tobą aż do chwili, gdy będziesz mógł sam iść własną drogą.
– Przysięgałeś również, że miasto ocalało. A ona powiedziała…
– Nie musisz mi powtarzać. Jestem zagubiony pośród moich win. Pozwól mi się odnaleźć. Przebacz, nie chciałem cię skrzywdzić.
Chłopiec objął go, ale łzy nie płynęły mu z oczu.
Dotarli do domu w dolinie. Bawiło się przed nim dwoje dzieci, a jakaś kobieta stała w drzwiach. Stado było w zagrodzie, co znaczyło, że pasterz nie wyszedł tego ranka w góry.
Kobieta patrzyła przestraszona na zbliżającego się mężczyznę i chłopca. Chciała odegnać ich natychmiast, ale tradycja i bogowie nakazywali uszanować prawo gościnności. Gdyby nie dała im teraz schronienia, podobne nieszczęście mogło spotkać jej dzieci w przyszłości.
– Nie mam pieniędzy – rzekła. – Ale mogę wam dać trochę wody i coś do zjedzenia.
Usiedli na małej werandzie zadaszonej słomą. Kobieta przyniosła suszone owoce i dzban z wodą. Jedli w milczeniu, doświadczając – po raz pierwszy od minionej nocy – nieco zwykłej codzienności. Dzieci przestraszone wyglądem przybyszów schowały się w domu.
Skończywszy posiłek, Eliasz spytał o pasterza.
– Wkrótce powinien nadejść – odpowiedziała. – Słyszeliśmy wielką wrzawę i ktoś nad ranem przyniósł wiadomość, że Akbar został zniszczony. Mąż poszedł zobaczyć, co się stało.
Zniknęła w sieni domu przywołana przez dzieci.
“Na nic się zda przekonywanie chłopca – pomyślał Eliasz. – Nie zostawi mnie w spokoju, dopóki nie spełnię tego, o co prosi. Muszę mu udowodnić, że to niemożliwe – wtedy sam się przekona".
Suszone owoce i woda dokonały cudu i Eliasz poczuł się znowu częścią świata.
Jego myśli wirowały, zastanawiał się co robić.
W jakiś czas później nadszedł pasterz. Z obawą przyjrzał się mężczyźnie i chłopcu, lękając się o bezpieczeństwo swej rodziny. Ale wnet pojął, co to za jedni.
– Pewnie jesteście uciekinierami z Akbaru – odezwał się. – Właśnie stamtąd wracam.
– I co się tam dzieje? – zapytał syn wdowy.
– Miasto zostało zniszczone, a namiestnik uciekł. Bogowie sprowadzili na świat zamęt.
– Straciliśmy wszystko – rzekł Eliasz. – Prosimy, żebyś przyjął nas pod swój dach.
– Moja żona już was przyjęła i nakarmiła. Teraz musicie wyjść naprzeciw nieuniknionemu.
– Nie wiem, co zrobić z chłopcem. Potrzebna mi pomoc.
– Jasne, że wiesz. Jest młody, wygląda na roztropnego i ma energię. Ty zaś masz doświadczenie człowieka, który zaznał smaku zwycięstwa i porażek. To doskonałe połączenie, które może ci pomóc dotrzeć do mądrości.
Mężczyzna obejrzał ranę na ramieniu Eliasza i stwierdził, że to nic groźnego. Wszedł do domu i zaraz wrócił z jakimiś ziołami i kawałkiem płótna. Chłopiec chciał pomóc mu opatrzyć ranę. Gdy pasterz powiedział, że może zrobić to sam, syn wdowy odparł, że obiecał swej matce troszczyć się o tego mężczyznę.
Pasterz zaśmiał się.
– Twój syn jest człowiekiem honoru.
– Nie jestem jego synem. A on też jest człowiekiem honoru. Odbuduje miasto, bo musi wskrzesić moją matkę, tak jak to uczynił ze mną.
Wtedy dopiero Eliasz zrozumiał niepokoje chłopca, lecz nim zdążył coś powiedzieć pasterz zawołał do kobiety, że musi wyjść. – Lepiej nie tracić czasu i od razu odbudować życie – stwierdził. – Długo potrwa, zanim wszystko wróci na swoje miejsce.
– Nigdy już nie będzie jak dawniej.
– Wyglądasz mi na mądrego młodzieńca i rozumiesz wiele rzeczy, których ja nie pojmuję. Ale natura nauczyła mnie czegoś, czego nigdy nie zapomnę: jedynie człowiek, który – jak pasterz – zależny jest od upływu czasu i pór roku, potrafi przeżyć nieuniknione. Troszczy się o swe stado, dba o każde stworzenie, jakby było jedyne i niepowtarzalne, stara się pomagać matkom i ich potomstwu i nigdy nie oddala się od miejsc zasobnych w wodę, aby zwierzęta miały jej pod dostatkiem. Jednak bywa, że jakaś owca, szczególnie mu droga, ginie ukąszona przez węża, pożarta przez dzikie zwierzę, czy spada w przepaść. Nieuniknione zawsze nadchodzi.
Eliasz spojrzał w stronę Akbaru i przypomniał sobie rozmowę z aniołem. Nieuniknione zawsze nadchodzi.
– Trzeba wiele dyscypliny i cierpliwości, aby przez to przejść – dodał pasterz. – I nadziei. Gdy jej nie ma, nie wolno trwonić sił, walcząc z niemożliwym. Ale nie jest to sprawa nadziei na przyszłość. Chodzi raczej o ponowne stworzenie przeszłości.
Pasterz przestał się spieszyć, serce przepełniała mu litość dla siedzących przed nim uciekinierów. Skoro jego rodzinę ominęła tragedia, cóż go kosztowało przyjść im z pomocą i tym samym podziękować bogom za doznaną łaskę. Poza tym słyszał już o izraelskim proroku, który wspiął się na Piątą Górę i nie spłonął od ognia niebieskiego. Wszystko wskazywało na to, że siedział przed nim ten mężczyzna.
– Jeśli chcecie, możecie tu zostać jeszcze jeden dzień.
– Nie zrozumiałem tego, co mówiłeś przed chwilą o ponownym stwarzaniu przeszłości – odezwał się Eliasz.
– Wiele razy widziałem przechodzących tędy ludzi, szli do Tyru i Sydonu. Niektórzy z nich skarżyli się, że nie potrafili nic osiągnąć w Akbarze i szli szukać lepszego losu. W końcu wracali. Nie zdołali odnaleźć tego, czego szukali, bo nosili ze sobą, prócz bagaży, ciężar minionych porażek. Czasem niektórzy wracali zdobywszy posadę w rządzie lub wykształciwszy swoje dzieci – ale nie osiągnąwszy niczego więcej. Bowiem przeszłość spędzona w Akbarze napawała ich obawą i brakowało im wiary w siebie, by podjąć ryzyko.
Читать дальше