– Tak.
– No dobrze. Jestem wykończony! Dla porządku mamy dziś 19 lutego 1978 roku. Sprawa numer 250663, dotycząca zniknięcia frachtowca „Tsimtsum”. Jak się pan czuje, panie Patel?
– Dziękuję, dobrze. A panowie?
– Czujemy się bardzo dobrze.
– Przylecieli panowie aż z Tokio?
– Byliśmy w Long Beach, w Kalifornii. Przyjechaliśmy samochodem.
– Jak upłynęła podróż?
– Była cudowna. Naprawdę piękna przejażdżka.
– Moja podróż była straszna.
– No tak. Rozmawialiśmy wcześniej z policją i widzieliśmy szalupę.
– Jestem trochę głodny.
– Może ciasteczko?
– Och, chętnie!
– Proszę.
– Dziękuję!
– Nie ma za co. To tylko ciasteczko. A zatem, panie Patel, chcielibyśmy zapytać, czy mógłby nam pan opowiedzieć, co się panu przydarzyło, tak szczegółowo, jak to tylko możliwe.
– Z przyjemnością.
Relacja.
Pan Okamoto: – To bardzo interesujące.
Pan Chiba: – Niesamowita historia.
– Uważa nas za durniów. Panie Patel, teraz zrobimy krótką przerwę, a potem tu wrócimy, dobrze?
– Doskonale. Zjadłbym jeszcze jedno ciasteczko.
– Ależ bardzo proszę.
Pan Chiba: – Ma ich juz całą górę i prawie wcale nie je. Schował je pod kołdrę.
– Daj mu jeszcze jedno. Musimy go dobrze usposobić. Wrócimy za kilka minut.
Pan Okamoto: – Panie Patel, nie wierzymy w pańską opowieść.
– Przepraszam… te ciasteczka są bardzo dobre, ale się kruszą. Jestem zaskoczony. Dlaczego panowie mi nie wierzą?
– Bo to się nie trzyma kupy.
– Jak to?
– Banany nie pływają.
– Słucham?
– Powiedział pan, że orangutan przypłynął na wysepce z bananów.
– Zgadza się.
– Banany nie pływają.
– Owszem, pływają.
– Są za ciężkie.
– Wcale nie. Proszę, niech pan sam spróbuje. Mam tu dwa banany.
Pan Chiba: – Skąd on je wyciągnął? Co tam jeszcze ma pod kołdrą?
Pan Okamoto: – A niech to szlag… Nie, nie, w porządku.
– Tam jest umywalka.
– Nie trzeba…
– Nalegam. Proszę nalać wody do umywalki, wrzucić do niej te banany i zobaczymy, kto ma rację.
– Chcielibyśmy kontynuować rozmowę.
– Stanowczo nalegam.
[milczenie]
Pan Chiba: – Co robimy?
Pan Okamoto: – Czuję, że czeka nas kolejny ciężki dzień.
[szurgot odsuwanego krzesła, odległy szum wody cieknącej z kranu]
Pi Patel: – No i co się dzieje? Nic stąd nie widzę.
Pan Okamoto [z daleka]: – Napełniam umywalkę.
– Włożył pan już banany?
[głos z daleka] – Nie.
– Już?
[glos z daleka] – Włożyłem.
– No i?
[milczenie]
Pan Chiba: – Pływają?
[głos z daleka] – Pływają.
– No więc jak, pływają?
[głos z daleka] – Pływają.
– A nie mówiłem?
Pan Okamoto: – Tak, tak. Ale trzeba by było masy bananów, żeby utrzymać orangutana.
– I było ich dużo. Około tony. Do dziś aż mnie skręca, jak sobie pomyślę o tej tonie bananów, które się zmarnowały. A były w zasięgu mojej ręki…
– Rzeczywiście, szkoda. A teraz wróćmy do…
– Czy mógłby mi pan oddać moje banany?
Pan Chiba: – Ja je wyjmę.
[szurgot odsuwanego krzesła]
[głos z daleka] – No proszę, naprawdę pływają.
Pan Okamoto: – A co z tą wyspą z alg, na którą podobno pan natrafił?
Pan Chiba: – Proszę, oto pańskie banany.
Pi Patel: – Dziękuję. Słucham?
– Przepraszam, że powiem brutalnie; nie chciałbym pana urazić, ale chyba pan nie sądzi, że panu uwierzymy? Mięsożerne drzewa? Produkujące słodką wodę algi, które pożerają ryby? Wodne gryzonie żyjące na drzewach? Coś takiego nie istnieje.
– Tylko dlatego, że pan ich nie widział?
– Otóż to. Wierzymy w to, co widzimy.
– Jak Kolumb. A co się dzieje, kiedy jest ciemno?
– Pańska wyspa jest nieprawdopodobna z punktu widzenia botaniki…
– …powiedziała mucha, lądując na rosiczce.
– Dlaczego nikt inny na nią nie natrafił?
– Ocean jest wielki, statki szybkie. Ja dryfowałem powoli, mogłem wiele zaobserwować.
– Żaden naukowiec panu nie uwierzy.
– Nie uwierzą mi tacy jak ci, którzy negowali teorie Kopernika i Darwina. Czy proces odkrywania nowych gatunków roślin już się zakończył? Na przykład tych z dorzecza Amazonki?
– Nie odkryto roślin, które zaprzeczałyby prawom natury.
– Które to prawa zna pan oczywiście na wylot. – Wystarczająco dobrze, żeby odróżniać to, co możliwe, od niemożliwego.
Pan Chiba: – Mam wuja, który zna się nieźle na botanice. Mieszka na wsi pod Hita-Gunem. Jest mistrzem bonsai .
Pi Patel: – Czego?
– Bonsai . No wie pan, takie miniaturowe drzewka.
– Mówi pan o krzewach?
– Nie, o drzewkach. Bonsai to drzewka. Nie mają nawet dwóch stóp wysokości. Można je nosić w rękach. Żyją bardzo długo. Mój wujek ma jedno takie, które liczy sobie ponad trzysta lat.
– Trzystuletnie, wysokie na dwie stopy drzewko, które można nosić w rękach?
– Tak. Są bardzo delikatne. Wymagają wielkiej troski.
– Kto słyszał o takich drzewach? Z punktu widzenia botaniki coś takiego jest niemożliwe.
– Ale zapewniam pana, że takie drzewka istnieją. Mój wujek…
– Wierzę tylko w to, co widzę.
Pan Okamoto: – Chwileczkę, panowie. Atsuro, z całym szacunkiem dla twojego wuja, który mieszka na wsi koło Hita-Gunu: nie jesteśmy tu po to, żeby prowadzić jałowe rozmówki o botanice.
– Próbuję tylko pomóc…
– Czy bonsai twojego wuja żywi się mięsem?
– Nie sądzę.
– Czy któreś drzewko kiedyś cię ugryzło?
– Nie.
– W takim razie bonsai twojego wuja niewiele nam pomoże. Na czym skończyliśmy?
Pi Patel: – Opowiadałem o wysokich drzewach z solidnymi korzeniami.
– Odłóżmy je na razie na bok.
– To może być trudne. Nigdy nie próbowałem ich wyrywać i nosić w rękach.
– Jest pan zabawny, panie Patel. Ha, ha, ha!
Pi Patel: – Ha, ha, ha!
Pan Chiba: – Ha, ha, ha! To wcale nie było śmieszne.
Pan Okamoto: – Śmiej się. Ha, ha, ha!
Pan Chiba: – Ha, ha, ha!
Pan Okamoto: – Co do tygrysa: też nie jesteśmy pewni…
– Co pan ma na myśli?
– Trudno nam w to uwierzyć.
– To nieprawdopodobna historia.
– Otóż to.
– Nie wiem, jak udało mi się przeżyć.
– Musiało to być dla pana trudne.
– Zjadłbym jeszcze jedno ciasteczko.
– Już nie ma.
– A co jest w tej torbie?
– Nic.
– Mogę zajrzeć?
Pan Chiba: – Już po naszym lunchu.
Pan Okamoto: – Wracając do tygrysa…
Pi Patel: – Straszna sprawa. Pyszne te kanapki.
Pan Okamoto: – Rzeczywiście, wyglądają apetycznie.
Pan Chiba: – Jestem głodny.
– Nie znaleziono śladu tego tygrysa. Trochę trudno w to uwierzyć, prawda? W Ameryce nie ma tygrysów. Czy nie sądzi pan, że gdyby pojawił się dziki tygrys, dowiedziałaby się już o nim policja?
– Przypomnę panu o czarnej panterze, która uciekła z zoo w Zurychu w środku zimy.
– Panie Patel, tygrys to niesamowicie groźne dzikie zwierzę. Jak udało się panu przeżyć w jednej szalupie z taką bestią? To…
– Nie uświadamia pan sobie tego, że to my jesteśmy dla dzikich zwierząt istotami obcymi i groźnymi. Wywołujemy w nich lęk. Unikają nas, jak mogą. Upłynęły całe wieki, zanim udało nam się wykorzenić ten strach z niektórych bardziej uległych zwierząt – udomowić je, jak to się mówi – ale wiele z nich nie może tego lęku przezwyciężyć i wątpię, czy kiedykolwiek im się to uda. Jeśli dzikie zwierzęta nas atakują, to robią to z czystej desperacji. Walczą, kiedy czują, że nie ma innego wyjścia. To dla nich ostateczność.
Читать дальше