Yann Martel - Życie Pi

Здесь есть возможность читать онлайн «Yann Martel - Życie Pi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Życie Pi: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Życie Pi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Grecka litera Pi stała się parasolem ochronnym dla głównego bohatera-miłośnika ogrodów zoologicznych i świetnego pływaka. Razem ze swoją rodziną mieszkał w Puttuczczeri, skąd jednak zamierzali przeprowadzić się do Kanady. Czekała ich długa podróż przez Ocean Spokojny, która niestety zakończyła się tragicznie.
Dramat jaki rozgrywał się na bezkresach wód stał w sprzeczności z piękną scenerią, jaka widoczna była z pokładu szalupy. 227 dni na Oceanie, mając za towarzysza jedynie tygrysa bengalskiego. Udało się przeżyć m.in. dzięki zapomnieniu o szybkim ratunku. Czas dla Pi nie istniał, o czym świadczy chociażby prowadzony przez niego dziennik, w którym nie ma dat ani żadnej numeracji. Tylko informacje praktyczne, pozwalające przetrwać w nowej sytuacji do której trzeba było się szybko dostosować. Jakże trafne okazało się powiedzenie potrzeba matką wynalazków.

Życie Pi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Życie Pi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kąt ten musiał być jeszcze większy, kiedy osiągnęliśmy szczyt fali i przedarliśmy się przez jej grzbiet na drugą stronę. Drobny odprysk potężnego grzywacza spadł na nas z hukiem. Odczułem to tak, jakby zdzieliła mnie jakaś gigantyczna pięść. Łódź przechyliła się raptownie do przodu i wszystko się odwróciło: byłem teraz na dole i wszystko zalewała woda, a przemoknięty tygrys zaczął się zsuwać w moją stronę. Nie wyczuwałem jego obecności – nie miałem pojęcia, gdzie może się znajdować, bo pod brezentem było ciemno jak w grobie. Zanim zsunęliśmy się do kolejnej doliny, byłem na wpół utopiony.

Przez resztę dnia i sporą część nocy jeździliśmy tak w górę i w dół, w górę i w dół, w górę i w dół, aż monotonia zneutralizowała grozę i zastąpiło ją odrętwienie oraz uczucie kompletnej rezygnacji. Leżąc płasko na bocznej ławce, trzymałem się jedną ręką liny sznurującej brezent, a drugą krawędzi ławki na dziobie. Co chwila zalewała mnie woda, brezent chłostał, ubijając mnie na miazgę, byłem przemoczony, zziębnięty, podrapany i pokaleczony przez kości i żółwie skorupy. Jednostajnemu rykowi żywiołu towarzyszyło nieustanne warczenie Richarda Parkera.

Gdzieś w środku nocy dotarło do mojej świadomości, że sztorm się skończył. Szalupa kołysała się łagodnie, tak jak zwykle. Przez rozdarcie w plandece widać było skrawek nocnego nieba. Rozgwieżdżonego i bezchmurnego. Rozsznurowałem brezent i położyłem się na wierzchu.

O świcie zauważyłem, że urwała się moja tratwa. Pozostały z niej tylko dwa związane wiosła i kamizelka ratunkowa. Zrobiły na mnie takie samo wrażenie, jakie ostatnia niedopalona belka stercząca na zgliszczach domu robi na pogorzelcu. Przeszukałem wzrokiem cały horyzont. Bez rezultatu. Moja mała zagospodarowana wysepka przepadła. To, że pozostały dryfkotwy, które jakimś cudem się utrzymały i teraz wiernie towarzyszyły szalupie, było słabą pociechą. Strata czegoś tak cennego, jak tratwa, nie była może zabójcza dla mojego ciała, ale zabijała we mnie ducha.

Szalupa była w opłakanym stanie. Plandeka zwisała w kilku miejscach w strzępach; było to najwyraźniej dzieło pazurów Richarda Parkera. Większość naszych zapasów przepadła: albo wypadły za burtę, albo zniszczyła je woda, wdzierając się do łodzi. Ja byłem cały obolały i miałem paskudną ranę na udzie, spuchniętą i białą. Aż bałem się zaglądać do schowka. Dzięki Bogu, żaden z worków z wodą nie pękł. Sieć i destylatory, z których nie wypuściłem całego powietrza, wypełniły pustą przestrzeń, unieruchamiając w ten sposób worki.

Byłem wyczerpany i przybity. Odhaczyłem brezent na rufie. Richard Parker zachowywał się tak cicho, że zastanawiałem się, czy nie utonął. Okazało się jednak, że żyje. Kiedy odwinąłem brezent do środkowej ławki i światło dotarło do tygrysa, poruszył się i warknął. Potem wylazł z wody i usadowił się na ławce rufowej. Wyciągnąłem ze schowka igłę i nici i zacząłem cerować plandekę.

Potem przywiązałem do jednego z wiader linę i wyczerpałem wodę z łodzi. Richard Parker przyglądał mi się z roztargnieniem. Prawie wszystko, co robiłem, najwyraźniej go nudziło. Dzień był upalny, więc robota mi nie szła. W jednej porcji wody znalazłem coś, co wydawało mi się stracone. Przyjrzałem się uważniej. W zagłębieniu mojej dłoni leżała jedyna rzecz, jaka pozostała pomiędzy mną a śmiercią: ostatni pomarańczowy gwizdek.

ROZDZIAŁ 84

Leżałem na plandece owinięty kocem, przysypiałem, śniłem, budziłem się i śniłem na jawie, jednym słowem, starałem się zabić czas. Wiał łagodny wietrzyk. Od czasu do czasu bryzgi wody zwilżały brezent. Richard Parker zniknął pod plandeką. Nie podobały mu się ani te prysznice, ani kołysanie łodzi. Ale niebo było błękitne, powietrze nagrzane, a ocean falował jednostajnie. Obudził mnie głośny plusk. Otworzyłem oczy i zobaczyłem spadającą z nieba masę wody. Cała ta ogromna porcja zwaliła się na mnie. Spojrzałem ponownie w górę. Bezchmurne, błękitne niebo. Z lewej strony rozległ się znów plusk, już nie tak potężny jak poprzedni. Richard Parker warknął wściekle. Jeszcze większa masa wody runęła na mnie z góry. Miała dziwnie nieprzyjemny zapach.

Wyjrzałem za burtę i zobaczyłem jakiś wielki czarny obiekt wystający z wody. Upłynęło parę sekund, zanim rozpoznałem, co to takiego. Pewną wskazówką był wygięty w łuk fałd skóry. Fałd okalał oko. Oko należało do wieloryba. I to oko, rozmiarów mojej głowy, patrzyło prosto na mnie.

Richard Parker wynurzył się spod plandeki. Zasyczał. Nieznaczne przemieszczenie refleksu w oku wieloryba zasygnalizowało mi, że teraz patrzy na tygrysa. Patrzył tak jeszcze jakieś pół minuty, po czym zanurzył się powoli. Bałem się, że może nas zdzielić ogonem, ale zszedł od razu na głębinę i zniknął w granatowej toni. Jego ogon wyglądał jak olbrzymi zaokrąglony nawias.

Sądzę, że był to samiec szukający partnerki. Musiał chyba uznać, że jestem nieodpowiednich dla niego rozmiarów, a poza tym ja już najwyraźniej miałem swojego partnera.

Widzieliśmy potem mnóstwo wielorybów, ale nigdy z tak bliska, jak tego pierwszego. Ich obecność sygnalizowały fontanny wody. Wieloryby wynurzały się w niewielkiej odległości, czasem po trzy, po cztery naraz, niczym ruchomy archipelag wulkanicznych wysp. Widok tych łagodnych monstrów zawsze dodawał mi otuchy. Byłem przekonany, że rozumieją moją sytuację, i wyobrażałem sobie, jak któryś z nich wykrzykuje na mój widok: „Och, to ten rozbitek z kotkiem, o którym mówił mi Bampu. Biedaczek. Mam nadzieję, że ma pod dostatkiem planktonu. Muszę o nim powiedzieć Mampu, Tompu i Stimpu. Zastanawiam się, czy nie ma tu gdzieś w pobliżu statku, który mógłbym zaalarmować. Jego matka byłaby bardzo szczęśliwa, gdyby go odzyskała. Do zobaczenia, mój chłopcze. Spróbuję ci pomóc. Nazywam się Pimpu. W ten oto sposób, pocztą pantoflową, dowiadywały się o mnie wszystkie wieloryby na Oceanie Spokojnym i byłbym już dawno uratowany, gdyby Pimpu nie szukał pomocy u nikczemników z japońskiego statku, którzy upolowali go harpunem (podobny los spotkał zresztą Lampu z rąk załogi statku norweskiego). Polowanie na wieloryby jest ohydną zbrodnią.

Regularnymi gośćmi były też delfiny. Jedno stado towarzyszyło nam przez całą dobę. Były bardzo wesołe. Nurkowanie, ewolucje i wyścigi tuż pod kadłubem najwyraźniej nie miały innego celu, jak tylko rozrywkowy. Próbowałem któregoś złapać, ale żaden nie zbliżył się nawet do mojej osęki. A nawet gdyby się któryś zbliżył, były zbyt szybkie i zbyt duże. Dałem więc sobie spokój i poprzestałem na przyglądaniu się ich zabawom.

Widziałem łącznie sześć ptaków. Każdy był dla mnie aniołem zwiastującym bliskość lądu. Były to jednak ptaki morskie, które mogły przelecieć przez cały Pacyfik, nie poruszając nawet skrzydłami. Obserwowałem je z mieszaniną nabożnego podziwu, zazdrości i współczucia dla samego siebie.

Dwukrotnie widziałem albatrosy. Szybowały wysoko, nie zwracając na nas najmniejszej uwagi. Gapiłem się na nie z rozdziawionymi ustami. Były dla mnie zjawiskiem nadprzyrodzonym i niepojętym.

Pewnego dnia przemknęły obok nas, tuż nad powierzchnią wody, dwa petrele. Także i one nie zwracały na nas uwagi i wzbudziły mój wielki podziw.

W końcu przyciągnęliśmy uwagę burzyka. Krążył nad nami, a w końcu zanurkował. Wysunął nóżki, rozpostarł skrzydła i usiadł na wodzie, lekki jak korek. Łypał na mnie okiem z wielką ciekawością. Pośpiesznie założyłem na haczyk kawałek latającej ryby i zarzuciłem wędkę. Nie przyczepiłem ciężarków, więc miałem z tym problemy. Po trzeciej próbie burzyk powiosłował w stronę tonącej przynęty i zanurzył głowę pod wodę, żeby ją połknąć. Serce waliło mi z emocji. Odczekałem kilka sekund, a kiedy pociągnąłem, ptak po prostu zaskrzeczał i wypluł to, co już połykał. Zanim zdążyłem powtórnie spróbować szczęścia, rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze. Wystarczyły dwa-trzy ruchy skrzydłami i był hen, daleko.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Życie Pi»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Życie Pi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Życie Pi»

Обсуждение, отзывы о книге «Życie Pi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x