Telefon zadzwonił trochę po jedenastej wieczorem. Trzymałam go w ręku i wpatrywałam się w wyświetlacz, cierpliwie czekając, żeby identyfikacja numeru rozpoznała rozmówcę. Wujek Will: odebrać czy nie odebrać? Zawsze dzwonił o dziwnych porach w wieczory, kiedy musiał oddać tekst, ale po całym dniu nicnierobienia byłam zbyt wyczerpana, żeby się z nim użerać. Wpatrywałam się w wyświetlacz jeszcze przez chwilę, nie mogąc podjąć decyzji, i włączyła się sekretarka.
– Och, Bette, odbierz ten cholerny telefon – powiedział Will. – Uważam, że cała ta usługa ujawniania rozmówcy jest wysoce obraźliwa. Miej przynajmniej tyle taktu, żeby pozbyć się mnie w środku rozmowy – każdy może spojrzeć na ten malutki komputerowy ekranik i zdecydować, że nie odbiera; imponującym osiągnięciem jest wyplątać się z trwającej już rozmowy z daną osobą. – Westchnął. Ja się roześmiałam.
– Przepraszam, przepraszam, byłam pod prysznicem – skłamałam.
– Ależ oczywiście, kochanie. Pod prysznicem o jedenastej wieczorem, przygotowując się do wieczornego wyjścia, hę? – zakpił.
– Tak trudno byłoby w to uwierzyć? Przedwczoraj wychodziłam, pamiętasz? Przyjęcie Penelope? Bungalow Osiem? Jedyna osoba na półkuli północnej, która nie wiedziała, gdzie to jest. Z czymś ci się to kojarzy? – Ugryzłam kolejny kawałek slim jima, którego to zwyczaju nabrałam, kiedy odkryłam, jak bardzo przeraził moich rodziców.
– Bette to było tak dawno temu, że ledwie pamiętam – zauważył spokojnie. – Słuchaj kochanie, nie zadzwoniłem, żeby znowu gderać, chociaż nie umiem znaleźć powodu, dla którego atrakcyjna dziewczyna w twoim wieku miałaby siedzieć sama w domu o jedenastej w czwartkowy wieczór, żując imitację kawałków mięsa i rozmawiając z pięciofuntowym psem, ale to nieistotne. Właśnie wpadłem na szczególnie błyskotliwy pomysł. Masz minutkę?
Oboje prychnęliśmy. Zdecydowanie miałam.
– Wszystko się panu pomyliło, panie Wybitny Publicysto. Rozmawiam z czterofuntowym psem.
– Bette, posłuchaj. Nie wiem, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem, zachowałem się idiotycznie, nie dostrzegając tej możliwości, ale powiedz mi, kochanie, co myślisz o Kelly?
– Kelly? Jakiej Kelly?
– Dziewczyna, obok której siedziałaś na przyjęciu Charliego w Elaine's. Więc co uważasz?
– Nie wiem, robiła naprawdę miłe wrażenie. A co?
– Co? Kochanie, ostatnio cierpisz na prawdziwą martwicę mózgu. Co myślisz o pracy dla Kelly?
– Hę? Kto pracuje dla Kelly? Zgubiłam się.
– W porządku, Bette, powiedzmy to powoli. Biorąc pod uwagę, że jesteś obecnie bez pracy i wydaje się, że trochę za dobrze się z tym czujesz, pomyślałem, że może chciałabyś pracować dla Kelly.
– Planować przyjęcia?
– Kochanie, Kelly robi o wiele więcej niż planowanie przyjęć. Gawędzi z właścicielami klubów i sprzedaje publicystom plotki o klientach innych firm, żeby pisali dobre rzeczy o jej własnych klientach, wysyła znanym osobom prezenty, żeby przekonać je do uczestnictwa w jej imprezach, żeby zjawiła się na nich także prasa – a przy tym wszystkim ślicznie wygląda, bo wychodzi co wieczór. Tak, im więcej o tym myślę, tym bardziej chciałbym cię widzieć w planowaniu imprez. Jak to brzmi?
– Nie wiem. Myślałam, że może dobrze byłoby robić coś, ee, no wiesz, coś jakby…
– Znaczącego? – podpowiedział, wymawiając to słowo w taki sposób, w jaki ktoś inny mógłby powiedzieć „morderczego”.
– Cóż, tak. To znaczy nie tak, nie jak rodzice – mamrotałam. – Ale mam jutro spotkanie w głównej siedzibie Świadomego Rodzicielstwa. To tylko zmiana tempa, wiesz?
Przez chwilą milczał i wiedziałam, że starannie waży słowa.
– Kochanie, oczywiście brzmi to uroczo. Zawsze miło jest ulepszać świat. Jednakże zaniedbałbym swoje obowiązki, gdybym nie przypomniał ci, że taka zmiana kierunku twojej kariery naraża cię na ryzyko ponownego wejścia na Szlak Patchouli. Pamiętasz, jak to wyglądało, prawda kochanie?
Westchnęłam.
– Wiem, wiem. Po prostu zapowiadało się to dość interesująco.
– Cóż, nie mogę stwierdzić z całą pewnością, że planowanie imprez byłoby równie interesujące jak walka o prawa do reprodukcji, ale na pewno o wiele zabawniejsze. A to żadna zbrodnia, kochanie. Firma Kelly jest nowa, ale z pewnością jedna z najlepszych – ekskluzywna, z listą klientów, która robi wrażenie. Wspaniałe miejsce, żeby poznać wszelkiego rodzaju płytkich i zapatrzonych w siebie ludzi i wydostać się z tej dziury, w której się ostatnio ukryłaś. Czy jesteś zainteresowana?
– Sama nie wiem. Mogę to przemyśleć?
– Oczywiście, że możesz, kochanie. Dam ci następnych trzydzieści minut na rozważenie wszystkich za i przeciw przyjęcia pracy, która pozwoli ci imprezować za pieniądze. Spodziewam się, że podejmiesz właściwą decyzję. – Zanim zdążyłam powiedzieć choć słowo więcej, stuknęła odkładana słuchawka.
Tej nocy poszłam spać późno i cały następny dzień spędziłam na odwlekaniu podjęcia decyzji. Pobawiłam się ze szczeniakami w sklepie ze zwierzętami na rogu, zrobiłam przerwę na złapanie oddechu w Dylan's Candy Bar *i poukładałam w porządku alfabetycznym książki w miękkich okładkach, które leżały na widoku. Trzeba przyznać, że byłam ciekawa, czego wymaga ta praca. Część z tego wydawała się naprawdę pociągająca, szansa na nawiązywanie nowych znajomości bez konieczności siedzenia cały dzień za biurkiem. Lata pracy w bankowości nauczyły mnie troski o detale, a dekady wymuszonego przez Willa udziału w życiu towarzyskim dawały pewność, że potrafię rozmawiać z każdym na dowolny temat – i sprawiać wrażenie zaciekawionej, nawet jeśli w głębi ducha płakałam z nudów. Zawsze czułam się niezręcznie, trochę nie na miejscu, ale potrafiłam sprawiać wrażenie osoby, której nie zamykają się usta, co w znacznym stopniu przyczyniło się do wywołania w ludziach wrażenia, że posiadam talenta towarzyskie. No i oczywiście sama myśl o drukowaniu kolejnych życiorysów i staraniu się o rozmowy wstępne była znacząco bardziej bolesna niż organizowanie przyjęć. Wszystko to w połączeniu z faktem, że stan mojego konta opadł znacznie poniżej wymaganej kwoty minimalnej, sprawiło że praca w PR wydawała się wymarzona.
Zadzwoniłam do Willa.
– W porządku. Napiszę do Kelly i poproszę o informacje, jakie ma wymagania. Możesz mi podać jej adres mailowy?
Will prychnął.
– Jej co? – Odmówił zakupienia nawet automatycznej sekretarki, więc komputer zdecydowanie nie wchodził w grę. Wszystkie felietony pisał na rozklekotanej maszynie do pisania, a któraś z jego asystentek wprowadzała tekst do Worda. Kiedy przychodził moment redakcji. Will stawał za jej plecami, przyciskał palec do ekranu i polecał usunąć, dodać albo uzupełnić tekst.
– Specjalny komputerowy adres, dzięki któremu mogę napisać do niej elektroniczny list – powiedziałam powoli.
– Jesteś rozkoszna, naprawdę, Bette. Czemu miałabyś tego potrzebować? Poproszę, żeby do ciebie zadzwoniła z informacją, kiedy zaczynasz.
– Nie uważasz, że trochę uprzedzamy fakty? Może byłoby lepiej, gdybym najpierw wysłała jej swój życiorys, a potem, jeśli się spodobam, moglibyśmy wykonać kolejny krok. Zwykle tak to działa, wiesz?
– Tak, słyszałem – powiedział głosem zdradzającym coraz większe znudzenie. – W najlepszym razie strata czasu. Idealnie nadajesz się do tej pracy, ponieważ doprowadziłaś do perfekcji wszystkie te bankowe umiejętności – skupienie na szczegółach, pedanterię, dotrzymywanie terminów. A ja wiem, że Kelly to wspaniała dziewczyna, ponieważ była kiedyś moją asystentką. Po prostu do niej zadzwonię i wyjaśnię, jakie ma szczęście, że będziesz dla niej pracowała. Nie masz się czym martwić, kochanie.
Читать дальше