W tym momencie uznałam, że między Elisą a Davide'em coś jest – wibracje między nimi wręcz krzyczały „para” i pogratulowałam sobie, że jestem dość uważna, by zdać sobie z tego sprawę. Ale zanim zdążyłam przestać zachwycać się własnym sprytem, Elisa opadła mu na kolana, owinęła ramiona wokół jego szyi jak mała dziewczynka, która obejmuje tatusia, po czym pocałowała go w usta w zupełnie niedziecięcy sposób.
– Eliso, poważnie, oszczędź nam tych biurowych manifestacji uczucia, dobrze? -jęknęła Skye, wywracając oczami. – Wystarczająco okropny jest fakt, że wszyscy musimy wyobrażać sobie, jak w czasie wolnym uprawiacie seks… nie urzeczywistniaj tego na naszych oczach, okej?
Elisa tylko westchnęła i wstała, ale najpierw Davide zdążył chwycić i ścisnąć jej lewą pierś. Spróbowałam wyobrazić sobie dwójkę pracowników UBS podczas podobnej interakcji w sali konferencyjnej i o mało nie roześmiałam się na głos.
– No więc – ciągnęła Elisa, jakby ta minisesja biurowej macanki nie miała miejsca – Skye, Leo i Davide zajmują wyższe stanowiska. Ta trójka tam… – wskazała trzy śliczne młode dziewczyny, dwie blondynki i brunetkę, które siedziały zgarbione nad laptopami – to dziewczyny od wykazów. Są odpowiedzialne za dostarczanie nam wszystkich informacji, których każdy z nas może chcieć czy potrzebować, żeby obsłużyć imprezą. Znasz takie powiedzenie, że na świecie jest tylko kilka osób, które warto znać? Cóż, one je znają.
– Mmm, rozumiem – wymamrotałam, chociaż nie miałam pojęcia, o czym ona mówi.
Trzy godziny później czułam się, jakbym pracowała trzy miesiące. Byłam świadkiem zebrania personelu, podczas którego wszyscy snuli się po sali wyluzowani, pijąc dietetyczną colę oraz wodę Fiji i rozmawiając o przyjęciu urządzanym na cześć nowej książki Candance Bushnell. Skye sprawdzała informacje na liście, podczas gdy różni ludzie uaktualniali jej wiedzę na temat miejsca, statusu zaproszeń, menu, sponsorów, przydziału fotografów i dostępu prasy. Kiedy skończyła, Kelly uciszyła wszystkich i kazała najstarszej stażem dziewczynie od wykazów odczytać najnowszą listę potwierdzonych informacji o przyjęciu zaproszeń, jakby to było Słowo Boże. Każde nazwisko wywoływało kiwnięcie, westchnienie, uśmiech, mruknięcie, potrząśnięcie głową albo przewracanie oczami, chociaż ja rozpoznałam tylko parę osób. Nicole Richie. Karenna Gore Schiff. Christina Ricci. Gisele Bundchen. Kate i Andy Spade. Bret Easton Ellis. Rande Gerber. Cała ekipa i obsada Seksu w wielkim mieście. Kiwnięcie, westchnienie, uśmiech, mruknięcie, potrząśnięcie, oczy. Trwało to przez niemal trzy godziny i kiedy skończyli rozważać zalety i zagrożenia związane z każdą konkretną osobą – co przyjęcie, a co za tym idzie relacje prasowe o nim mogą zyskać dzięki każdej z nich, albo, gorzej, co mogą stracić – byłam bardziej wyczerpana, niż gdybym właśnie odłożyła słuchawkę po rozmowie z panią Kaufman. O drugiej, kiedy Elisa zapytała, czy mam ochotę wyskoczyć z nią na kawę, szybko powiedziałam „tak”.
Po drodze zapaliłyśmy i dopadło mnie nagłe, przemożne pragnienie, żeby dzielić talerz falafela na ławce przez budynkiem UBS z Penelope. Elisa prowadziła coś w rodzaju nieustającego komentarza na temat polityki firmy, tego, kto naprawdę pociąga za sznurki (ona), a kto naprawdę by tego chciał (wszyscy inni). Przywołałam swoją cenną umiejętność prowadzenia rozmowy z każdym i zadawałam jej pytania, wyciszając odpowiedzi. Dopiero kiedy usiadłyśmy przy stoliku w rogu z naszymi kawami – Elisa wzięła bezkofeinową i czarną – usłyszałam, co powiedziała.
– O. Mój. Boże. Możesz, kurwa, na to spojrzeć? – syknęła.
Podążyłam za jej spojrzeniem i zobaczyłam wysoką chudą kobietę ubraną w nierozpoznawalne dżinsy i klasyczny czarny blezer. Miała nieco spłowiałe brązowe włosy i zupełnie przeciętne ciało. Wszystko w niej wydawało się mówić „przeciętna pod każdym względem”. Podniecenie Elisy zdawało się wskazywać, że kobieta jest kimś sławnym, ale dla mnie nie wyglądała znajomo.
– Co? Kto to jest? – zapytałam, nachylając się konspiracyjnie. Tak naprawdę mnie to nie obchodziło, ale uznałam, że powinno.
– Nie „kto”, „co”! – Elisa praktycznie krzyknęła, tyle że szeptem. Nie oderwała jeszcze oczu od kobiety.
– Co? – zapytałam, wciąż nie rozumiejąc.
– Jak to co? Żartujesz? Nie widzisz? Potrzebne ci okulary? – Myślałam, że się ze mnie wyśmiewa, ale sięgnęła do wielkiej torby i wyciągnęła takie w cienkich oprawkach. – Masz, załóż i sama zobacz.
Przyglądałam się, nie wiedząc, o co chodzi, dopóki Elisa nie nachyliła się bardziej i nie powiedziała:
– Spójrz. Na. Jej. Torbę. Tylko zobacz i powiedz, czy to nie jest najwspanialsza rzecz, jaką w życiu widziałaś.
Przesunęłam wzrok na dużą skórzaną torbę, którą kobieta trzymała w zgięciu łokcia, zamawiając kawę. Kiedy przyszedł moment płacenia, położyła ją na ladzie, przeszukała i wyciągnęła portfel, po czym umieściła z powrotem na ramieniu. Elisa głośno jęknęła. Dla mnie wyglądało to jak zwykła torba, tylko większa.
– Omójboże, nie zniosę tego, jest taka niesamowita. Krokodylowa birkin. Najrzadsza z nich wszystkich.
– Co takiego? – zapytałam. Przelotnie rozważyłam udawanie, że wiem, o czym mówi, ale o tej porze wydało mi się to zadaniem wymagającym zbyt wielkiego wysiłku.
Zerknęła, badając moją twarz, jakby dopiero w tej chwili przypomniała sobie, że tu jestem.
– Ty naprawdę nie wiesz, prawda?
Pokręciłam głową.
Wzięła głęboki wdech, pociągnęła kawy dla wzmocnienia i położyła mi rękę na przedramieniu, jakby chciała zaznaczyć: „Teraz słuchaj uważnie, bo przekazuję ci jedyną informację, jaka kiedykolwiek będzie ci potrzebna”.
– Słyszałaś o Hermesie, prawda?
Skinęłam głową i zobaczyłam, że jej twarz zalewa fala ulgi.
– Jasne. Mój wujek cały czas nosi ich krawaty.
– Tak, cóż, znacznie ważniejsze niż krawaty są torby.
Pierwszym ogromnym przebojem była torba „Kelly”, nazwana tak na cześć Grace Kelly, kiedy zaczęła ją nosić. Ale naprawdę wielka – tysiąc razy bardziej prestiżowa – jest Birkin.
Spojrzała na mnie wyczekująco, więc mruknęłam:
– Mmm, wygląda uroczo. Bardzo ładna torba.
Elisa westchnęła.
– Z całą pewnością. Ta pewnie za jakieś dwadzieścia kawałków. Stanowczo jest tego warta.
Tak szybko wciągnęłam powietrze, że źle przełknęłam i się zakrztusiłam.
– Ile? Żartujesz. Niemożliwe! To torebka!
– To nie jest torebka, Bette, ale styl życia. Zapłaciłabym tyle w mgnieniu oka, gdybym tylko mogła taką dostać.
– Nie umiem sobie wyobrazić, że ludzie ustawiają się w kolejce, żeby wydać tyle na torbę- stwierdziłam. Co, dodam na swoją obronę, w tamtej chwili brzmiało w moich uszach całkowicie logicznie. Nie mogłam mieć pojęcia, jak głupio to zabrzmiało, ale na szczęście Elisa była przygotowana, żeby mnie o tym poinformować.
– Chryste, Bette, ty naprawdę nie masz pojęcia, co? Nie sądziłam, że został na tej planecie choć jeden człowiek, który przynajmniej nie znajduje się na liście oczekujących na „Birkin”. Zapisz się natychmiast i może – tylko może – dostaniesz torbę na czas, żeby któregoś dnia podarować ją swojej córce.
– Mojej córce? Dwadzieścia tysięcy dolarów za torbę? Żartujesz.
W tym momencie Elisa załamała się, sfrustrowana, i oparła głowę o stolik.
– Nie, nie, nie – jęknęła, jakby w ataku wielkiego bólu. – Po prostu nie rozumiesz. To nie jest zwyczajna torba. To styl życia. To oświadczenie. Podsumowuje, kim jesteś jako osoba. To sens życia.
Читать дальше