– Proszę, mademoiselle, mam nadzieję, że będzie odpowiedni.
Jakieś dwadzieścia metrów w głąb korytarza znajdowały się drzwi bez kolejnego numeru. Prowadziły do miniapartamenru, niemal dokładnej repliki pokoju Mirandy, ale z niniejszym salonem i łóżkiem rozmiarów książęcych, a nie królewskich. Miejsce fortepianu zajęło duże mahoniowe biurko wyposażone w telefon obsługujący kilka linii, płaski laptop, drukarkę laserową, skaner i faks, ale poza tym pokoje były w znacznym stopniu zbliżone pod względem bogatego, komfortowego wystroju.
– Te drzwi prowadzą do prywatnego korytarza, który łączy pokoje pani i pani Priestly – wyjaśnił, zmierzając w tę stronę, żeby je otworzyć.
– Nie! Wszystko w porządku, nie muszę go oglądać. Wystarczy, że wiem, gdzie jest. – Zerknęłam na grawerowaną plakietkę umieszczoną dyskretnie na kieszeni jego nieskazitelnie odprasowanego uniformu. – Dziękuję, ee, Stephan. – Zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu gotówki na napiwek, ale zdałam sobie sprawę, że nie pomyślałam o wymianie dolarów na franki i nie zatrzymałam się jeszcze przy bankomacie. – Och, przepraszam, ja, ee, mam tylko dolary. Czy to w porządku?
Jego twarz spłonęła czerwienią i zaczął gęsto przepraszać.
– Och nie, proszę pani, proszę nie przejmować się takimi rzeczami. Pani Priestly zajmuje się takimi szczegółami przy wyjeździe. Ale ponieważ będzie pani potrzebować lokalnej waluty, proszę pozwolić, że coś pani pokażę. – Podszedł do gigantycznego biurka, wysunął górną szufladę i wręczył mi kopertę z logo francuskiego Runwaya. Wewnątrz tkwił plik franków, w sumie wartości około czterech tysięcy dolarów. Notka, nabazgrana przez Briget Jardin, redaktor naczelną, która wzięła na siebie główny ciężar planowania i przygotowania zarówno tego wyjazdu, jak i zbliżającego się przyjęcia Mirandy, głosiła:
Emily, kochanie, rozkosznie mieć cię tu u nas! Dysponuj, proszę, swobodnie załączonymi 33 210 frankami podczas pobytu w Paryżu. Rozmawiałam z monsieur Renaud i będzie gotów na wezwanie Mirandy przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Poniżej znajdziesz listę jego telefonów do pracy i do domu, podobnie jak numery do szefa hotelowej kuchni, trenera fitness, dyrektora do spraw transportu i oczywiście dyrektora generalnego. Wszyscy mają wprawę w goszczeniu Mirandy podczas pokazów, więc nie powinno tu być żadnych problemów. Oczywiście zawsze możesz mnie złapać w pracy, a w razie potrzeby pod komórką, telefonem domowym, faksem albo pagerem, gdyby któraś z was czegokolwiek potrzebowała. Jeżeli nie spotkamy się przed wielkim sobotnim soiree, z przyjemnością tam się z tobą zobaczę.
Masa buziaków, Briget
Na złożonej kartce firmowego papieru Runwaya, wetkniętej pod pieniądze, znajdowała się lista niemal stu numerów telefonicznych, zawierająca wszystko, co może się przydać w Paryżu, od eleganckiej kwiaciarni po chirurga do nagłych przypadków. Te same numery powtarzały się na ostatniej stronie szczegółowego planu podróży, który ułożyłam dla Mirandy, korzystając z informacji codziennie uaktualnianych i faksowanych przez Briget, więc w chwili obecnej wyglądało na to, że żadna przeciwność losu – poza totalną wojną światową – nie przeszkodzi Mirandzie Priestly w obejrzeniu wiosennych pokazów przy zredukowanym do minimum poziomie stresu, niepokoju czy troski.
– Bardzo dziękuję, Stephan, to wielka pomoc. – Mimo wszystko odliczyłam dla niego kilka banknotów, ale grzecznie udał, że ich nie widzi, i umknął z powrotem na korytarz. Z przyjemnością zauważyłam, że wyglądał na znacznie mniej przerażonego niż kilka chwil wcześniej.
Jakoś udało mi się znaleźć ludzi, z którymi kazała mi się skontaktować, i uznałam, że mam kilka minut, żeby przyłożyć głowę do obciągniętej kosztowną powłoczką poduszki, ale telefon zadzwonił w momencie, gdy zamknęłam oczy.
– Ahn – dre – ah, przyjdź natychmiast do mojego pokoju – warknęła, po czym rzuciła słuchawką.
– Tak, oczywiście, Mirando, dziękuję, że tak miło prosisz. Z przyjemnością – powiedziałam do milczącej słuchawki. Podniosłam swoje zmęczone zmianą czasu ciało z łóżka i skoncentrowałam się na tym, żeby obcasy nie utknęły w wykładzinie dywanowej korytarza łączącego nasze pokoje. Ponownie na moje pukanie zareagowała pokojówka.
– Ahn – dre – ah! Właśnie dzwoniła do mnie jedna z asystentek Briget, żeby sprawdzić, jak długie jest moje przemówienie na dzisiejszy brunch – oznajmiła. Przerzucała egzemplarz Womens Wear Daily, który ktoś z biura – prawdopodobnie Allison, która znała dryl z czasów swojej kadencji – wcześniej przefaksował, a dwóch pięknych mężczyzn pracowało nad jej włosami i makijażem. Na zabytkowym stoliku obok spoczywał talerz serów.
Przemówienie? Jakie przemówienie? Jedyne, co oprócz pokazów zostało na dziś zaplanowane, to coś w rodzaju lunchu z wręczaniem nagród, na którym Miranda miała zamiar spędzić swój zwyczajowy kwadrans, zanim ucieknie stamtąd przed nudą.
– Przepraszam. Powiedziałaś „przemówienie”?
– Owszem. – Ostrożnie zamknęła gazetę, spokojnie złożyła ją na pół, a potem ze złością cisnęła na podłogę, o włos omijając jednego z mężczyzn, który przed nią ukląkł. – Czemu, do diabła, nie zostałam poinformowana, że mam na dzisiejszym lunchu otrzymać jakąś cholerną nagrodę? – syknęła z twarzą wykrzywioną nienawiścią, jakiej nigdy nie widziałam. Niesmak? Jasne. Niezadowolenie? Nieustannie. Złość, frustracja, ogólna irytacja? Oczywiście, w każdej minucie każdego dnia. Ale nigdy nie widziałam, żeby wyglądała na tak dokumentnie wkurwioną.
– Hm, Mirando, bardzo mi przykro, ale właściwie to biuro Briget odpowiedziało na twoje zaproszenie na dzisiejszą imprezę i nie…
– Zamilknij. Zamilknij w tej chwili! Jedyne, na co cię stać, to ciągłe wymówki. Ty jesteś moją asystentką, ty jesteś osobą, którą wyznaczyłam do załatwienia spraw w Paryżu, to ty powinnaś być zorientowana w tym wszystkim. – Właściwie prawie krzyczała. Jeden z facetów od makijażu zapytał miękko po francusku, czy chciałybyśmy na chwilę zostać same, ale Miranda kompletnie go zignorowała. – W tej chwili jest południe i będę musiała stąd wyjść za czterdzieści pięć minut. Oczekuję krótkiej, zwięzłej i zrozumiałej przemowy, czytelnie przepisanej i leżącej w moim pokoju. Jeżeli nie potrafisz zrealizować tego zadania, możesz wracać do domu. Na stałe. To wszystko.
Pobiegłam korytarzem szybciej, niż kiedykolwiek biegałam w szpilkach, i zanim jeszcze dotarłam do pokoju, z trzaskiem otworzyłam swoją komórkę o międzynarodowym zasięgu. Ręce trzęsły mi się tak paskudnie, że wybranie numeru Briget było niemal niemożliwe, ale jakimś cudem uzyskałam połączenie. Odebrała jedna z jej asystentek.
– Potrzebna mi Briget! – zaskrzeczałam, głos załamał mi się, gdy wymawiałam jej imię. – Gdzie ona jest? Gdzie ona jest? Muszę z nią rozmawiać. Teraz!
Dziewczynę momentalnie zamurowało.
– Andrea? Czy to ty?
– Tak, to ja i potrzebna mi Briget. To nagły wypadek. Gdzie ona jest, do cholery?
– Na pokazie, ale nie martw się, zawsze ma włączoną komórkę. Jesteś w hotelu? Powiem jej, żeby zaraz do ciebie oddzwoniła.
Telefon na biurku zadzwonił kilka sekund później, ale miałam wrażenie, że minął tydzień.
– Andrea – zagruchał jej uroczy francuski akcent. – O co chodzi, kochanie? Monique powiedziała, że byłaś rozhisteryzowana.
– Rozhisteryzowana? Oczywiście, że jestem rozhisteryzowana, do cholery! Briget, jak mogłaś mi to zrobić? Twoje biuro ustalało wszystko w związku z tym pierdolonym lunchem i nikt się nie pofatygował, żeby powiedzieć – żeby mi powiedzieć – że nie tylko otrzymuje nagrodę, ale ma też wygłosić przemówienie!
Читать дальше