Cała ta piekielna próba trwała zaledwie kilka minut, ale gdy się zakończyła, wszyscy byliśmy wyczerpani ze zdenerwowania. Miranda zdążyła już zawczasu oznajmić, że wychodzi wcześniej, około czwartej, żeby przed wielką wyprawą spędzić trochę czasu z dziewczynkami, więc ku uldze wszystkich odwołałam zebranie redakcyjne. Dokładnie o trzeciej pięćdziesiąt osiem zaczęła pakować swoją torbę przed wyjściem, zajęcie niewymagające wytężonego wysiłku, skoro wszystko o jakimkolwiek znaczeniu lub ciężarze miałam jej przynieść do domu później, wieczorem, przy okazji dostarczania Książki. Zasadniczo musiała tylko wrzucić swój portfel od Gucciego i komórkę Motoroli do torby Fendi, której tak nadużywała. W ciągu paru ostatnich tygodni ta warta dziesięć tysięcy dolarów ślicznotka służyła jako szkolna torba Cassidy i wiele paciorków – podobnie jak jedna z rączek – po prostu odpadło. Miranda rzuciła ją któregoś dnia na moje biurko i rozkazała dać do naprawy albo, jeśli naprawa nie byłaby możliwa, po prostu wyrzucić. Z dumą oparłam się pokusie oznajmienia jej, że torby nie da się naprawić, żeby ją zatrzymać, i kaletnik naprawił wszystko za jedyne dwadzieścia pięć dolarów.
Kiedy w końcu wyszła, odruchowo sięgnęłam po telefon, żeby zadzwonić do Aleksa i ponarzekać na swój dzień. Dopiero kiedy wystukałam połowę jego numeru, przypomniałam sobie, że robimy przerwę. Uderzyło mnie, że to będzie pierwszy dzień od prawie trzech lat, kiedy nie porozmawiamy. Siedziałam z telefonem w ręku, wpatrując się w maiła, który przysłał dzień wcześniej, podpisany „kocham”, i zastanawiałam się, czy popełniłam fatalny błąd, godząc się na tę przerwę. Ponownie wybrałam numer, tym razem gotowa oznajmić, że powinniśmy o tym wszystkim porozmawiać, dojść do tego, co poszło nie tak, gotowa przyjąć odpowiedzialność za rolę, którą odegrałam w powolnym i stałym rozmywaniu się naszego związku. Ale zanim zdążyłam zadzwonić, przy moim biurku stała Stef z Dodatkowym Planem Wojennym Podróży do Paryża, nabuzowana po pokazie dla Mirandy. Miałyśmy buty, torebki, paski, biżuterię, pończochy oraz okulary do omówienia, więc odłożyłam słuchawkę i spróbowałam się skupić na jej instrukcjach.
Logicznie rzecz biorąc, mogłoby się wydawać, że siedmio – godzinny lot w klasie turystycznej w maksymalnie dopasowanych skórzanych spodniach, sandałach z pasków, bez palców, i żakiecie włożonym na top bez rękawów będzie najgorszym ze wszystkich piekielnych doświadczeń w podróży. Nic podobnego. Te siedem godzin lotu to był najbardziej odprężający czas, jaki pamiętam. Ponieważ Miranda i ja leciałyśmy do Paryża jednocześnie, ale innymi samolotami – ona z Mediolanu, ja z Nowego Jorku – wyglądało na to, że trafiła mi się jedyna możliwa sytuacja, kiedy przez siedem godzin z rzędu nie mogła do mnie dzwonić. Przez jeden cudowny dzień to, że okazałam się nieosiągalna, nie było moją winą.
Z powodów, które nie do końca zrozumiałam, moi rodzice nie byli tak zachwyceni, jak myślałam, kiedy zadzwoniłam powiedzieć im o podróży.
– Och, naprawdę? – zapytała moja matka w ten swój szczególny sposób, który sugerował znacznie więcej, niż naprawdę znaczyły te dwa małe słówka. – Jedziesz teraz do Paryża?
– Jak to „teraz”?
– Cóż, po prostu nie wydaje mi się, żeby to był najlepszy moment na lot do Europy – powiedziała niejasno, chociaż czułam, że lawina wyrzutów żydowskiej matki już zaczyna sunąć w moją stronę.
– A to dlaczego? Kiedy byłby dobry moment?
– Nie denerwuj się, Andy, po prostu nie widzieliśmy cię od miesięcy. Nie żebyśmy narzekali, tata i ja oboje rozumiemy, jak wyczerpująca jest twoja praca, ale czy nie chcesz zobaczyć swojego malutkiego siostrzeńca? Ma już prawie miesiąc, a ty go jeszcze nie widziałaś!
– Mamo! Nie zmuszaj mnie, żebym czuła się winna. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę Isaaca, ale wiesz, że nie mogę po prostu…
– Wiesz, że tata i ja zapłacimy za twój bilet do Houston, prawda?
– Tak! Mówiłaś mi o tym jakieś czterysta razy. Wiem i doceniam, ale nie chodzi o pieniądze. Nie mogę wziąć wolnego z pracy, a jeśli chodzi o wyjazd, nie mogę tak po prostu sobie wyjechać. Nawet w weekendy. Czy uważasz, że ma sens lecieć przez całe Stany tylko po to, żeby wracać, jeżeli Miranda zadzwoni w sobotę rano i każe mi odebrać swoje pranie? Ma?
– Oczywiście, że nie, Andy. Pomyślałam tylko… pomyśleliśmy tylko… że może będziesz mogła ich odwiedzić w ciągu paru najbliższych tygodni, skoro Miranda miała wyjechać i tak dalej, i jeżeli do nich polecisz, to tata i ja też. A teraz jedziesz do Paryża.
Powiedziała to w sposób, który sugerował, co naprawdę myślała. „A teraz jedziesz do Paryża” należało przetłumaczyć jako: „A teraz lecisz sobie odrzutowcem do Paryża, żeby uciec od wszystkich rodzinnych zobowiązań”.
– Mamo, powiedzmy coś sobie bardzo, bardzo wyraźnie. Nie jadę na wakacje. Nie wybrałam wyjazdu do Paryża zamiast spotkania z moim nowym siostrzeńcem. To zupełnie nie jest moja decyzja, jak zapewne wiesz, ale nie chcesz przyjąć do wiadomości. To naprawdę bardzo prosta sprawa: za trzy dni jadę do Paryża z Miranda na tydzień albo dostanę wymówienie. Widzisz tu jakiś wybór? Bo jeśli tak, z rozkoszą o nim usłyszę.
Milczała przez chwilę, zanim powiedziała:
– Nie, oczywiście, że nie, kochanie. Wiesz, że to rozumiemy. Mam tylko nadzieję, że jesteś zadowolona z tego, jak się to wszystko układa.
– A co to ma znaczyć? – zapytałam wrogo.
– Nic, nic – odparła pośpiesznie. – Nic innego ponad to, co właśnie powiedziałam: tatę i mnie obchodzi tylko, czy jesteś szczęśliwa, a wygląda na to, że ostatnio, hm, no cóż, działasz w wielkim napięciu. Czy wszystko w porządku?
Trochę zmiękłam, bo tak wyraźnie się starała.
– Tak, mamo, wszystko w porządku. Nie jestem zadowolona z tego wyjazdu do Paryża, ale to wiesz. To będzie tydzień czystego piekła, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ale mój rok niedługo się kończy i będę mogła zapomnieć o takim życiu.
– Wiem, kochanie, wiem, że to był dla ciebie trudny rok. Mam tylko nadzieję, że okaże się, że było warto. Tylko tyle.
– Wiem. Też mam taką nadzieję.
Rozstałyśmy się po przyjacielsku, ale miałam niewyraźne przeczucie, że moi rodzice są mną rozczarowani.
Odzyskanie bagaży na lotnisku de Gaulle'a to był horror, ale w końcu znalazłam elegancko ubranego kierowcę, który za odprawą celną machał tabliczką z moim nazwiskiem. W chwili gdy zamknął drzwi samochodu, wręczył mi telefon komórkowy.
– Pani Priestly prosiła, żeby zadzwoniła pani do niej po przyjeździe. Jest w apartamencie Coco Chanel. Pozwoliłem sobie zaprogramować automatyczne wybieranie numeru hotelu.
– Hm, och, okej. Dzięki, chyba od razu zadzwonię – oznajmiłam niepotrzebnie.
Ale zanim zdążyłam nacisnąć guzik z gwiazdką i jedynkę, telefon zabeczał i zaświecił przerażająco czerwonym blaskiem. Gdyby kierowca nie przypatrywał mi się wyczekująco, wyłączyłabym dzwonek i udała, że jeszcze nie zauważyłam połączenia, ale miałam niejasne przeczucie, że polecono mu mieć na mnie oko. Coś w wyrazie jego twarzy sugerowało, że ignorowanie tego połączenia nie leżało w moim interesie.
– Halo? Mówi Andrea Sachs – powiedziałam najbardziej profesjonalnie, jak to możliwe, próbując wycenić, jakie są szansę, że to ktokolwiek oprócz Mirandy.
– Ahn – dre – ah! Którą godzinę wskazuje w tej chwili twój zegarek?
Czy to było podchwytliwe pytanie? Wstęp do tego, żeby oskarżyć mnie o spóźnienie?
Читать дальше