– Kochanie, nie chcę ci przerywać, ale coś się wydarzyło. Mieliśmy dzisiaj telefon ze szpitala Lenox Hill, jest chyba na Siedemdziesiątej Siódmej Ulicy, i wygląda na to, że Lily miała wypadek.
I chociaż jest to pewnie najbardziej banalny zwrot w języku angielskim, na chwilę stanęło mi serce.
– Co? O czym tym mówisz? Jaki wypadek?
Mama przeszła już na tryb „zmartwiona mama” i najwyraźniej usiłowała zapanować nad głosem i mówić rozsądnie, z pewnością postępując zgodnie z sugestią taty, żeby wlać we mnie trochę spokoju i opanowania.
– Samochodowy, kochanie. Obawiam się, że dość poważny. Lily prowadziła – w samochodzie był też jakiś chłopak, chyba powiedzieli, że ktoś ze szkoły – i skręciła w niewłaściwą stronę w ulicę jednokierunkową. Zdaje się, że uderzyła czołowo w taksówkę, jadąc w mieście prawie osiemdziesiąt kilometrów na godzinę. Policjant, z którym rozmawiałam, powiedział, że to cud, że żyje.
– Nie rozumiem. Kiedy to się stało? Czy nic jej nie będzie? – W którymś momencie zaczęłam płakać zduszonym szlochem, ponieważ przy całym spokoju, który starała się zachować mama, w jej starannie dobranych słowach czułam powagę sytuacji. – Mamo, gdzie Lily jest teraz i czy nic jej nie będzie?
Dopiero teraz zauważyłam, że moja mama też płacze, tylko cicho.
– Andy, daję ci tatę. On ostatnio rozmawiał z lekarzami. Kocham cię, kotku. – Ostatnie słowa zabrzmiały jak skrzek.
– Cześć, kochanie. Jak się masz? Przykro mi, że musieliśmy zadzwonić z takimi wieściami. – Głos taty brzmiał głęboko, pewnie i odniosłam przelotne wrażenie, że wszystko jakoś się ułoży. Powie mi, że złamała nogę, może żebro albo dwa, a ktoś wezwał dobrego chirurga plastycznego, żeby pozszywał tych kilka zadrapań na jej twarzy. Ale że nic jej nie będzie.
– Tato, proszę, możesz mi powiedzieć, co się stało? Mama mówiła, że Lily prowadziła i z dużą prędkością uderzyła w taksówkę. Nie rozumiem, to wszystko nie ma sensu. Lily nie ma samochodu i nienawidzi prowadzić. Nigdy w życiu nie rozbijałaby się po Manhattanie. Jak się o tym dowiedzieliście? Kto do was zadzwonił? I co jej się stało? – Ponownie udało mi się doprowadzić na skraj histerii, ale znów jego głos był jednocześnie rozkazujący i uspokajający.
– Weź głęboki wdech, powiem ci wszystko, co wiem. Wypadek wydarzył się wczoraj, ale my dowiedzieliśmy się dopiero dzisiaj.
– Wczoraj! Jak to się mogło stać wczoraj? I nikt do mnie nie zadzwonił? Wczoraj?
– Koteczku, dzwonili do ciebie. Lekarz powiedział, że Lily wypełniła pierwszą stronę, która jest w większości terminarzy, i wskazała na ciebie jako kontakt w kryzysowej sytuacji, bo z jej babcią nie jest za dobrze. W każdym razie przypuszczam, że ze szpitala dzwonili do ciebie do domu i na komórkę, ale oczywiście niczego nie odsłuchałaś. Kiedy nikt do nich nie oddzwonił ani się nie zjawił przez dwadzieścia cztery godziny, przejrzeli jej terminarz i zauważyli, że oczywiście mamy to samo nazwisko, co ty, więc zadzwonili tutaj sprawdzić, czy wiemy, jak się z tobą skontaktować. Mama i ja nie mogliśmy sobie przypomnieć, gdzie się zatrzymałaś, więc zadzwoniliśmy do Aleksa zapytać o nazwę hotelu.
– O mój Boże, to było cały dzień temu. Cały ten czas była sama? Jest jeszcze w szpitalu? – Nie nadążałam z zadawaniem pytań, ale cały czas czułam, że nie dostaję żadnych odpowiedzi. Wiedziałam na pewno tylko jedno, Lily wskazała na mnie jako najważniejszą osobę w swoim życiu, kontakt w razie nagłego wypadku, który trzeba wskazać, ale nigdy, przenigdy nie bierze się tego serio. A teraz naprawdę mnie potrzebowała – w rzeczywistości nie miała nikogo innego – a mnie nie można było znaleźć. Przestałam się dusić płaczem, ale łzy wciąż leciały mi po policzkach gorącymi, wściekłymi strugami, a gardło miałam jakby wyszorowane do żywego mięsa pumeksem.
– Tak, jest nadal w szpitalu. Będę z tobą bardzo szczery, Andy. Nie jesteśmy pewni, czy z tego wyjdzie.
– Co?! Co ty mówisz? Czy ktoś wreszcie powie mi coś konkretnego?
– Kochanie, rozmawiałem z jej lekarzem już kilka razy i jestem całkowicie pewien, że zajmują się nią najlepiej, jak można. Ale Lily jest w śpiączce, kotku. Lekarz zapewnił mnie, co prawda, że…
– W śpiączce? Lily jest w śpiączce? – Nie umiałam się w tym wszystkim doszukać sensu, słowa nie chciały złożyć się w całość.
– Kochanie, spróbuj się uspokoić, wiem, że to dla ciebie szokujące, i strasznie żałuję, że muszę ci to mówić przez telefon. Zastanawialiśmy się, czy może nic ci nie mówić, dopóki nie wrócisz, ale ponieważ to wciąż jeszcze pół tygodnia, uznaliśmy, że masz prawo wiedzieć. Ale musisz też wiedzieć, że robimy z mamą wszystko, co się da, żeby Lily na pewno miała najlepszą opiekę. Zawsze była dla nas jak córka, wiesz o tym, więc nie zostanie sama.
– O mój Boże, muszę wracać do domu. Tato, muszę wracać do domu! Ona nie ma nikogo oprócz mnie, a ja jestem po drugiej stronie Atlantyku. Och, ale to pieprzone przyjęcie jest pojutrze, a to wyłączny powód, dla którego mnie tu przywiozła i na pewno mnie zwolni, jeżeli mnie tu nie będzie. Muszę pomyśleć!
– Andy, u ciebie jest późno. Myślę, że najlepsze, co możesz zrobić, to trochę się przespać, a potem się zastanowić. Oczywiście wiedziałem, że będziesz chciała natychmiast wracać do domu, bo taka już jesteś, ale miej w pamięci, że teraz Lily nie jest przytomna. Jej lekarz zapewnił mnie, że są znikome szansę, żeby wyszła z tego w trakcie następnych czterdziestu ośmiu do siedemdziesięciu dwóch godzin, że jej ciało tylko wykorzystuje ten czas jako przedłużony, głębszy sen, żeby się wyleczyć. Ale nic nie jest pewne – dodał miękko.
– A jeżeli z tego nie wyjdzie? Przypuszczam, że może mieć wszelkiego rodzaju uszkodzenia mózgu, potworne paraliże i takie rzeczy? O mój Boże, nie zniosę tego.
– Na razie po prostu nie wiedzą. Powiedzieli, że reaguje na bodźce w stopach i nogach, co jest dobrą oznaką, wskazaniem, że nie jest sparaliżowana. Ale z powodu rozległej opuchlizny na głowie nie da się niczego powiedzieć na pewno, dopóki z tego nie wyjdzie. Musimy czekać.
Rozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut, zanim gwałtownie nie odłożyłam słuchawki i nie zadzwoniłam na komórkę Aleksa.
– Cześć, to ja. Widziałeś ją? – zapytałam bez słowa powitania. Stałam się teraz mini – Mirandą.
– Andy. Cześć. Więc wiesz?
– Tak, właśnie skończyłam rozmawiać z tatą. Widziałeś ją?
– Tak, jestem w szpitalu. Nie wpuszczają mnie teraz do jej pokoju, bo to nie pora odwiedzin, a ja nie należę do rodziny, ale chciałem tu być na wypadek, gdyby się obudziła. – Głos miał bardzo, bardzo odległy, kompletnie zagubiony we własnych myślach.
– Co się stało? Mama powiedziała, że prowadziła i uderzyła w taksówkę czy coś takiego. Dla mnie to wszystko kompletnie bez sensu.
– Uch, to koszmar – westchnął, najwyraźniej niezadowolony, że jeszcze nikt nie opowiedział mi całej historii. – Nie jestem pewien, ile wiesz, ale rozmawiałem z facetem, z którym była, kiedy to się stało. Pamiętasz Benjamina, tego faceta, z którym się widywała na drugim roku w college'u, którego nakryła w trójkącie z tymi dziewczynami?
– Oczywiście, pracuje teraz w moim budynku, czasami go widuję. A skąd on, do cholery, się w tym wziął? Lily go nienawidzi, nigdy się z tego nie otrząsnęła.
– Wiem, też tak myślałem, ale wygląda na to, że ostatnio się spotykali i wczoraj w nocy byli razem. On twierdzi, że dostali bilety na Phish w Nassau Coliseum i razem tam pojechali. Przypuszczam, że Benji za bardzo się upalił i uznał, że nie powinien prowadzić do domu, więc Lily zgłosiła się na ochotnika. Wrócili do miasta bez problemów, dopóki Lily nie przejechała na czerwonym, a potem skręciła pod prąd w Madison, prosto w nadjeżdżających. Uderzyli czołowo w taryfę, po stronie kierowcy i no, uch, no wiesz. – W tym momencie zaczął płakać i wiedziałam, że sprawy muszą wyglądać gorzej, niż mi powiedzieli.
Читать дальше